Orson Card - Czerwony Prorok

Здесь есть возможность читать онлайн «Orson Card - Czerwony Prorok» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1996, ISBN: 1996, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czerwony Prorok: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czerwony Prorok»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Od tego dnia Indianin Lolla-Wossiki stał się żałosnym pijakiem. Jego brat, Ta-Kumsaw, chciałby przepędzić białych z kontynentu. Ale gubernator Bill Harrison snuje o wiele okrutniejsze plany wobec Indian. Kiedy zaczyna je realizować, mimowolnie doprowadza do spotkania Alvina Millera — wyjątkowego białego chłopca, obdarzonego potężną mocą magiczną — z Lollą-Wossiky i Ta-Kumsawem. I tak rozpoczyna się kolejny etap edukacji Alvina.

Czerwony Prorok — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czerwony Prorok», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Stał obok Harrisona i obserwował, jak konie żwawo i sprawnie ciągną cztery działa. Wiedział, do czego Harrison ich użyje, bo słyszał, jak to planuje. Dwa tam i dwa tam, żeby z obu stron przeczesały Prorocze Miasto. Kartacze i szrapnele, żeby rozrywały i szarpały ciała Czerwonych, kobiet i dzieci razem z mężczyznami.

Nie dla mnie taka walka, pomyślał Mike. Tak samo ten młodziak w piwnicy. Żadnego wyzwania… to jakby deptać małe żaby. Pewnie, można to zrobić i nawet się nie zastanawiać. Ale nie zbiera się potem martwych żab, nie wypycha i nie wiesza na ścianie. Zwyczajnie się tego nie robi.

Nie dla mnie taka walka.

ROZDZIAŁ 13

OŚMIOŚCIENNY KOPIEC

Kraina nad Liżącą Rzeką budziła inne uczucia. Alvin nie spostrzegł tego od razu, głównie dlatego, że biegł z przyciętym knotem, jeśli można tak powiedzieć. W ogóle niewiele zauważał. Bieg był niczym bardzo długi sen. Ale gdy Ta-Kumsaw doprowadził go do Krainy Krzemieni, sen uległ zmianie. Cokolwiek w nim widział, zawsze wokół rozbłyskiwały drobne iskierki czarnego ognia. Nie jak ta nicość, która zawsze się unosiła na granicy pola widzenia. Nie jak głęboka czerń, która wysysa światło. Ta czerń lśniła, tryskała iskrami.

A kiedy się zatrzymali i Alvin znowu był sobą, czarne płomyki przygasły może trochę, ale wciąż tam były. Nie zastanawiając się nawet, Alvin podszedł do jednego z nich, czarnego ognia w morzu zieleni. Wyciągnął rękę i podniósł go. Krzemień. Dobry, duży krzemień.

— Dwudziestogrotowy krzemień — powiedział Ta-Kumsaw.

— Błyszczy czernią i parzy chłodem — odparł Alvin.

Ta-Kumsaw przytaknął.

— Chcesz zostać czerwonym chłopcem? A więc rób ze mną groty strzał.

Alvin uczył się szybko. Pracował już ze skałami. Kiedy wycinał młyński kamień, potrzebował gładkich płaskich powierzchni. W krzemieniu liczyła się krawędź, nie ściany. Pierwsze dwa groty były niezdarne, ale potem wyczuwał już drogę do wnętrza krzemienia, znajdował naturalne fałdy i pęknięcia, rozłamywał je. Przy czwartej próbie nie musiał niczego łupać. Chwytał tylko palcami i delikatnie odrywał groty.

Twarz Ta-Kumsawa nie zdradzała żadnych uczuć. Prawie wszyscy Biali byli przekonani, że tak wygląda przez cały czas. Sądzili, że Czerwoni, a już zwłaszcza Ta-Kumsaw, niczego nie odczuwają, ponieważ nikomu nie okazują swoich uczuć. Alvin jednak widział, jak wódz śmieje się i płacze, pokazuje wszystkie twarze, które może pokazać człowiek. Dlatego wiedział też, że gdy twarz Ta-Kumsawa nie zdradza niczego, oznacza to, że wódz przeżywa wiele różnych emocji.

— Dawniej często pracowałem z kamieniami — wyjaśnił Alvin.

Miał wrażenie, że powinien przeprosić.

— Krzemień to nie kamień — poprawił go Ta-Kumsaw. — Otoczaki w rzece, głazy… to są kamienie. A to jest żywa skała, która ma w sobie płomień. Twarda ziemia, jaką kraina daje nam w obfitości. Nie ciosana i dręczona, jak to Biali czynią z żelazem. — Podniósł jeden z grotów, który chłopiec wywabił palcami z krzemienia. — Stal nie może mieć takiej ostrej krawędzi.

— Idealna krawędź. Lepszej naprawdę nie widziałem — przyznał Al.

— Żadnych śladów ociosywania. Żadnego przymusu. Czerwony człowiek spojrzałby na to i powiedział: kraina wydała z siebie taki krzemień.

— Ale ty wiesz. Wiesz, że to mój dar.

— Dar nagina krainę — odparł Ta-Kumsaw. — Jak przeszkoda na dnie rzeki pieni wodę na powierzchni. Tak samo jest z krainą, kiedy Biały używa swojego talentu. Ale nie ty.

Alvin rozmyślał o tym przez chwilę.

— To znaczy, że widzisz, kiedy inni ludzie używają różdżki, rzucają urok albo przywołanie, albo rysują heks?

— Jak paskudny smród, kiedy chory człowiek wypróżnia żołądek — potwierdził Ta-Kumsaw. — Ale ty… to, co ty robisz, jest czyste. Jak element krainy. Myślałem, że nauczę cię być Czerwonym. A zamiast tego kraina daje ci w darze groty strzał.

I znowu Alvin pomyślał, że powinien się wytłumaczyć. Zdawało mu się, że Ta-Kumsaw jest zagniewany, ponieważ Al umie to wszystko robić.

— Nikogo o to nie prosiłem — oświadczył. — Tyle że byłem siódmym synem siódmego syna i trzynastym dzieckiem.

— Te liczby: siedem, trzynaście… Ważne dla was, Białych, ale dla krainy są niczym. Kraina ma swoje prawdziwe liczby. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć… te liczby możesz znaleźć, gdy staniesz pośrodku lasu i rozejrzysz się. Gdzie jest siedem? Gdzie jest trzynaście?

— Może dlatego są takie silne. Bo nie są naturalne.

— W takim razie dlaczego kraina kocha te nienaturalne rzeczy, które czynisz?

— Nie wiem, Ta-Kumsawie. Mam dopiero dziesięć lat, zacząłem jedenasty.

Wódz zaśmiał się.

— Dziesięć? Jedenaście? Bardzo słabe liczby.

Spędzili noc na granicy Krainy Krzemieni. Ta-Kumsaw opowiedział o niej Alvinowi. Były tu najlepsze krzemienie w całym kraju. Wszystko jedno, ile zbierali Czerwoni, zawsze więcej wynurzało się z ziemi i czekało, by je podnieść. W minionych latach co pewien czas jakiś szczep próbował zagarnąć to miejsce. Sprowadzali wojowników i zabijali każdego, kto przychodził po krzemienie. Uważali, że w ten sposób sami będą mieć strzały, a inne plemiona wcale. Ale to nigdy się nie udało. Ponieważ gdy tylko szczep wygrał swoje bitwy i opanował ziemię, krzemienie po prostu znikały. Nie zostawał nawet jeden. Członkowie tego szczepu szukali i szukali… Nigdy nic nie znaleźli. Odchodzili więc, przybywał inny szczep i znowu wszędzie leżały krzemienie, tak dużo jak dawniej.

— To miejsce należy do wszystkich. Wszyscy Czerwoni przybywają tu w pokoju. Żadnego zabijania, żadnych wojen, żadnych sporów. Inaczej plemię traci krzemienie.

— Chciałbym, żeby cały świat był taki — westchnął Alvin.

— Uwierzysz, że taki właśnie jest, jeśli zbyt długo będziesz słuchał mojego brata, biały chłopcze. Nie, nie. Nie tłumacz mi. Nie broń go. On idzie swoją drogą, a ja swoją. Uważam, że na jego drodze więcej zginie ludzi, czerwonych i białych, niż na mojej.

Nocą Alvin śnił. Widział, jak okrąża Ośmiościenny Kopiec, jak trafia na ścieżkę prowadzącą po stromym zboczu. Wspiął się na nią i dotarł aż na szczyt. Srebrnolistne drzewa kołysały się na wietrze, oślepiały odbitym blaskiem słońca. Zbliżył się do jednego i zobaczył, że jest na nim gniazdo drozda. I na każdym drzewie tak samo: pojedyncze gniazdo drozda.

Z wyjątkiem jednego. Różniło się od pozostałych. Było starsze, wygięte, miało rozłożyste konary zamiast sięgających w górę gałęzi. Jak drzewa owocowe. I liście miało złote, nie srebrne, więc nie błyszczały tak jasno, za to głębiej i delikatniej. Na tym drzewie dostrzegł okrągły biały owoc i wiedział, że jest dojrzały. Lecz gdy wyciągnął po niego rękę, usłyszał śmiechy i drwiny. Rozejrzał się i zobaczył wszystkich, których poznał w życiu. Kpili z niego. Oprócz jednego: Bajarza. Bajarz stał wśród nich.

— Jedz — powiedział.

Alvin zerwał samotny owoc, uniósł go do ust i ugryzł. Był soczysty i jędrny, o smaku gorzkim i słodkim, słonym i kwaśnym równocześnie, tak mocnym, że wzbudził dreszcz… ale cudownym — smaku, który Al chciałby zapamiętać na zawsze.

Chciał ugryźć po raz drugi, ale wtedy owoc zniknął mu z dłoni. Nic już nie wisiało na drzewie.

— Jeden kęs to wszystko, czego ci teraz trzeba — rzekł Bajarz. — Pamiętaj, jak smakował.

— Nigdy nie zapomnę.

Wszyscy inni śmiali się jeszcze głośniej, lecz Alvin nie zwracał na nich uwagi. Ugryzł ten owoc i teraz chciałby tylko sprowadzić do tego drzewa swoją rodzinę, żeby też spróbowali. Przyprowadzić tu wszystkich, których w życiu poznał, a nawet obcych. Powinni zakosztować tego smaku. Jeśli tylko popróbują, myślał, będą wiedzieć.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czerwony Prorok»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czerwony Prorok» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czerwony Prorok»

Обсуждение, отзывы о книге «Czerwony Prorok» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x