— Jak się nazywają?
Ged roześmiał się.
— Arhada, w Dawnej Mowie. Drzewa… Po hardycku drzewa Gaju. Ich liście nie opadają jesienią, lecz częściowo o każdej porze roku, toteż zawsze jest tam zielono z przebłyskami złota. Nawet w mroczny dzień drzewa zdają się przechowywać w sobie blask słońca. A nocą nigdy nie zapada tam prawdziwy mrok. Liście migoczą niczym promienie gwiazd, księżyca. Rosną tam wierzby, dęby i świerki, a także inne gatunki. Gdy jednak wchodzisz głębiej, widzisz ich coraz mniej, a coraz więcej drzew Gaju. Korzeniami sięgają głębiej niż korzenie wysp. Niektóre są potężne, inne smukłe. Niewiele jednak znajdziesz powalonych, niewiele młodych. Żyją bardzo, bardzo długo. — Mówił miękkim głosem, rozmarzony. — Możesz wędrować bez końca w ich cieniu, w ich blasku, i nigdy nie opuścić Gaju.
— Czy Roke jest aż tak duża?
Spojrzał na nią z uśmiechem.
— Lasy tu, na górze Gont, są tym samym lasem. Wszystkie lasy.
A teraz sama ujrzała Gaj. W ślad za Lebannenem pokonali kręte zdradzieckie uliczki Thwil. Przez jakiś czas wokół nich zbierali się mieszkańcy miasta wychodzący na powitanie króla, ale powoli zostawali w tyle, gdy podróżnicy opuścili miasto i ruszyli drogą pomiędzy żywopłotami i farmami. Stopniowo droga zwężała się, zamieniała w ścieżkę mijającą wysokie, okrągłe wzgórze. Pagórek Roke.
Ged opowiedział jej także o Pagórku. W tym miejscu każda magia nabiera siły. Wszystko ma swoją prawdziwą postać.
— Tylko tam — rzekł — nasza magia i Dawne Moce ziemi spotykają się, łączą w jedno.
Wiatr szeleścił długą suchą trawą na wzgórzu. Źrebię osła galopowało na sztywnych nogach po rżysku, wymachując ogonem. Wzdłuż ogrodzenia przecinającego wąski strumyk wędrowało powoli stado krów. A w dali widać było drzewa, ciemne cieniste drzewa.
Lebannen pierwszy pokonał wał i mostek wiodący na słoneczną łąkę na skraju lasu. Przy strumieniu dostrzegli niewielki, rozsypujący się dom. Irian oderwała się od grupy, pobiegła naprzód, wśród traw, do domu i pogładziła ręką futrynę, tak jak zwykle po długiej nieobecności gładzi się i wita ukochanego konia lub psa.
— Kochany dom. — Odwróciła się do nich z uśmiechem. — Mieszkałam tu, kiedy byłam Ważką.
Rozejrzała się, mierząc wzrokiem pierwsze drzewa, a potem pobiegła naprzód.
— Azver! — zawołała.
Z cienia wynurzył się człowiek. Stanął w słońcu; jego włosy połyskiwały niczym czyste srebro. Stał bez ruchu. Irian podbiegła do niego. Uniósł ręce, a ona pochwyciła je mocno.
— Nie oparzę cię, tym razem cię nie oparzę — mówiła, śmiejąc się i płacząc bez łez. — Zgasiłam swój ogień!
— Córko Kalessina, witaj w domu.
— Jest ze mną moja siostra.
Wówczas Azver odwrócił swą twarz — jasną, twardą kargijską twarz — i spojrzał wprost na Tehanu. Podszedł do niej i ukląkł na oba kolana.
— Hama Gondun ! — powiedział i dodał ponownie: — Córko Kalessina.
Tehanu przez moment trwała bez ruchu. Powoli wyciągnęła do niego prawą spaloną rękę, szpon. On skłonił się, ujął ją i ucałował.
— To dla mnie zaszczyt, że mogłem przepowiedzieć twoje przybycie, Kobieto z Gontu — rzekł z pełną zachwytu czułością.
Potem wstał i ukłonił się przed Lebannenem.
— Witaj, mój królu.
— Rad jestem, mogąc ujrzeć cię ponownie, Mistrzu Wzorów. Sprowadziłem do twej samotni cały tłum.
— W mojej samotni i tak panuje tłok — odparł Mistrz Wzorów. — Kilka żywych dusz pomoże przywrócić tu równowagę.
Jego oczy, jasne niebiesko-zielone oczy patrzyły na nich bystro. Nagle uśmiechnął się, ciepło, szeroko. Uśmiech ten nie pasował do jego twardej twarzy.
— Widzę też kobiety z mojego ludu — powiedział po kargijsku i podszedł do Tenar i Seserakh.
— Jestem Tenar z Atuanu, z Gontu. Moja towarzyszka to Najwyższa Księżniczka Wysp Kargadzkich.
Mistrz Wzorów ukłonił się głęboko. Seserakh odpowiedziała sztywnym dygnięciem. Z jej ust wylał się potok kargijskich słów.
— Och, panie kapłanie, cieszę się, że tu jesteś. Gdyby nie moja przyjaciółka Tenar, oszalałabym. Myślałam już, że na świecie nie pozostał nikt, kto potrafi mówić jak człowiek, poza głupimi kobietami, które przysłano ze mną z Awabath. Ale uczę się mówić jak oni i uczę się odwagi. Tenar to moja przyjaciółka i nauczycielka, lecz zeszłej nocy złamałam tabu! Złamałam tabu. Och, panie kapłanie, proszę, powiedz mi, jak mam to odpokutować? Szłam Smoczą Drogą!
— Ale przecież byłaś na statku, księżniczko — przypomniała Tenar (Śniłam — wtrąciła niecierpliwie Seserakh) — a Mistrz Wzorów to nie kapłan, lecz… mag…
— Księżniczko — przerwał jej Azver — myślę, że wszyscy wędrujemy Smoczą Drogą i wszystkie tabu mogą ulec zniszczeniu, zostać złamane, nie tylko we śnie. Pomówimy o tym później, pod drzewami. Nie lękaj się. Pozwól jednak, że najpierw powitam mych przyjaciół.
Seserakh z godnością skinęła głową, a on odwrócił się do Olchy i Onyksa.
Księżniczka nie spuszczała z niego wzroku.
— To wojownik — powiedziała z satysfakcją do Tenar po kargijsku — nie kapłan. Kapłani nie mają przyjaciół.
Wszyscy powoli ruszyli naprzód, w cień drzew.
Tenar uniosła wzrok i ujrzała sklepiony labirynt gałęzi, kolejne warstwy i poziomy liści. Dostrzegła dęby i wielkie drzewa hamman, lecz większość stanowiły drzewa Gaju. Ich owalne liście poruszały się lekko niczym liście topoli i osiki. Niektóre pożółkły — na ziemi dostrzegła złocistobrązowe plamy — lecz w porannym świetle listowie miało soczystą barwę lata, pełną cieni i miękkiego światła.
Mistrz Wzorów poprowadził ich ścieżką wśród drzew. Idąc naprzód, Tenar znów pomyślała o Gedzie. Przypomniała sobie jego głos, gdy opowiadał o tym miejscu. W tej chwili czuła mu się bliższa niż kiedykolwiek od czasu, gdy wraz z Tehanu zostawiły go na progu domu wczesnym latem i ruszyły do Portu Gont na królewski statek, który miał zabrać je do Havnoru. Wiedziała, że dawno temu Ged mieszkał tu z ówczesnym Mistrzem Wzorów, a później wędrował z Azverem. Wiedziała, że Gaj jest dla niego najważniejszym, uświęconym miejscem, że tu odnalazł spokój. Miała wrażenie, że gdy uniesie wzrok, ujrzy go na jednej z owych długich rozsłonecznionych polan. I myśl ta koiła jej serce.
Sen z zeszłej nocy poruszył ją do głębi. A gdy Seserakh wspomniała, iż we śnie złamała tabu, Tenar słuchała tego wstrząśnięta. Ona także złamała w swym śnie tabu, święty zakaz. Weszła na ostatnie trzy stopnie przed pustym tronem. Zakazane stopnie. Miejsce Grobowców na Atuanie należało już do przeszłości, odległej przeszłości. Być może, trzęsienie ziemi nie pozostawiło po sobie żadnego tronu i stopni w świątyni, w której odebrano jej imię. Lecz Dawne Moce ziemi wciąż tam były; były też tutaj. One nie zmieniały się, były trzęsieniem ziemi i samą ziemią. Ich sprawiedliwość nie przypominała ludzkiej. Gdy Tenar wędrowała obok krągłego wzgórza, Pagórka Roke, wiedziała, że znalazła się w miejscu, w którym spotykają się wszystkie moce.
Dawno temu sprzeciwiła się im, wyrwała z Grobowców, skradła ich skarb, uciekła tu, na zachód. Ale one były tutaj, pod jej stopami, w korzeniach drzew, korzeniach wzgórza.
Teraz zaś tu, w sercu świata, w którym spotykały się moce ziemi, znalazły się także ludzkie moce. Król, księżniczka, mistrzowie magii i smoki.
A także kapłanka złodziejka, żona farmera oraz wioskowy czarownik ze złamanym sercem.
Читать дальше