Lecz u stóp trapu połyskujący złociście czerwony walec zatrzymał się i odwrócił. Wyciągnął ręce, złocistoskóre, ozdobione złotymi pierścieniami. Księżniczka objęła swe dworki, wyraźnie żegnając się z nimi. Objęła także panią Opal, z godnością właściwą najwyższej szlachcie i członkom rodów królewskich. Następnie pani Opal zabrała dworki do powozu, a księżniczka odwróciła się ponownie.
Wokół zapadła cisza. Tenar ujrzała, jak złocistoczerwona kolumna wzdycha głęboko i prostuje się jeszcze bardziej.
Księżniczka powoli ruszyła naprzód. Był przypływ i trap wznosił się niebezpiecznie. Ona jednak stąpała godnie, bez cienia wahania. Tłum na nabrzeżu obserwował ją zafascynowany.
W końcu dotarła na pokład i zatrzymała się przed królem.
— Najwyższa Księżniczko Wysp Kargadzkich, witaj na pokładzie — powitał ją dźwięcznie Lebannen.
Ludzie w tłumie zaczęli krzyczeć:
— Wiwat księżniczka! Niech żyje królowa! Ładny spacer, Krasna!
Lebannen powiedział coś do księżniczki, lecz wiwaty zagłuszyły jego słowa. Czerwona kolumna odwróciła się do tłumu na brzegu i ukłoniła sztywno, lecz z wdziękiem.
Tehanu czekała na nią niedaleko króla. Teraz podeszła i zaprowadziła księżniczkę do kabiny na rufie. Po chwili ciężkie, rozkołysane czerwonozłote welony zniknęły.
— Wracaj, księżniczko! — krzyknęli ludzie na nabrzeżu. — Gdzie jest Krasna? Gdzie nasza pani, gdzie królowa?
Tenar spojrzała na stojącego po przeciwnej stronie statku króla. Mimo niepokoju i ciężaru, który przygniatał jej serce, poczuła, jak wzbiera w niej śmiech. Biedny chłopcze, pomyślała, co teraz poczniesz? Pokochali ją od pierwszego wejrzenia, choć tak naprawdę jej nie widzą. Och, Lebannenie, wszyscy sprzysięgliśmy się przeciw tobie.
* * *
„Delfin” był sporym statkiem, mającym zapewnić królowi wygody podczas podróży. Przede wszystkim jednak miał żeglować, frunąć z wiatrem, przewozić władcę jak najszybciej do celu. Nawet gdy na pokładzie przebywała jedynie załoga, oficerowie, król i kilku towarzyszy, w kabinach robiło się ciasno. Podczas podróży na Roke na statku panował ścisk. Załoga odczuła go najsłabiej. Wszyscy jak zwykle nocowali w wysokiej na trzy stopy ładowni dziobowej. Oficerowie jednak musieli podzielić się jakoś jedną marną, ciemną komórką pod forkasztelem. Co do pasażerów, cztery kobiety przebywały w pomieszczeniu będącym zwykle kabiną króla, na wąskiej rufie statku, podczas gdy kabina niżej, zwykle zajęta przez kapitana i jednego bądź dwóch oficerów, musiała pomieścić króla, dwóch magów, czarownika i Toslę. Tenar natychmiast dostrzegła, iż sytuacja kryje w sobie ogromne zagrożenie sporami i kłótniami. W dodatku najprawdopodobniej księżniczka zacznie chorować.
Płynęli po wodach Wielkiej Zatoki, niesieni łagodnym sprzyjającym wiatrem. Morze było spokojne. Statek sunął naprzód niczym łabędź na jeziorze, lecz Seserakh kuliła się na swej koi, jęcząc rozpaczliwie za każdym razem, gdy spoza welonów ujrzała widoczny za oknem słoneczny przestwór wód i biały ślad pozostawiany przez okręt.
— Zacznie kołysać, w górę i w dół — zawodziła po kargijsku.
— Wcale nie będzie kołysać — odparła Tenar. — Rusz głową, księżniczko.
— To kwestia brzucha, nie głowy — jęknęła Seserakh.
— Nikt nie mógłby cierpieć na chorobę morską w taką pogodę. Po prostu się boisz.
— Matko, nie rugaj jej — zaprotestowała Tehanu, chwytając ton głosu, choć nie znaczenie słów. — Choroba to nic przyjemnego.
— Ona nie jest chora. — Tenar była przekonana o prawdziwości swych słów. — Seserakh, nie jesteś chora, tylko boisz się choroby. Weź się w garść, wyjdź na pokład. Świeże powietrze ci pomoże. Świeże powietrze i odwaga.
— Och, moja przyjaciółko — mruknęła po hardycku Seserakh — dodaj mi odwagi.
Te słowa zaniepokoiły Tenar.
— Sama musisz się na nią zdobyć — rzekła, po czym ustępując nieco, dodała: — No dalej, spróbuj chwilę pobyć na pokładzie. Tehanu, zobacz, może zdołasz ją przekonać. Pomyśl, jak będzie cierpieć, jeśli pogoda się pogorszy!
We dwie zdołały postawić Seserakh na nogi i przyodziać w walec czerwonych zasłon, bez których, rzecz jasna, nie mogła pokazać się mężczyznom. Potem prośbami i groźbami wywabiły ją z kabiny na pokład, tuż obok drzwi, w cień. Mogły tam usiąść obok siebie na białych jak kość, czyściutkich deskach, spoglądając na lśniące błękitne morze.
Seserakh lekko rozchyliła zasłony, by móc patrzeć wprost przed siebie. Głównie jednak wbijała wzrok we własne kolana. Od czasu do czasu zerkała z przerażeniem na wodę, potem zamykała oczy i znów spuszczała wzrok.
Tenar i Tehanu rozmawiały cicho, wskazując mijane statki, ptaki i wyspy.
— Pięknie. Zapomniałam już, jak lubię żeglować — westchnęła Tenar.
— Ja lubię pływać, jeśli zdołam zapomnieć o wodzie — odparła Tehanu. — To zupełnie jak latanie.
— Ach, wy smoki — odparła Tenar.
Powiedziała to lekko, lecz nie z lekkim sercem. Po raz pierwszy rzekła coś takiego do córki. Dostrzegła, że Tehanu odwraca głowę i spogląda na nią jednym okiem. Serce Tenar zabiło mocno.
— Ogień i powietrze.
Tehanu nie odpowiedziała, lecz jej ręka, smukła brązowa dłoń, nie szpon, chwyciła rękę Tenar i uścisnęła ją mocno.
— Nie wiem, czym jestem, matko — szepnęła głosem, który rzadko rozbrzmiewał donośnie.
— Ale ja wiem. — Tenar czuła, jak serce ciąży jej coraz bardziej.
— Nie jestem taka jak Irian. — Tehanu próbowała pocieszyć matkę, dodać otuchy, lecz w jej głosie dźwięczała tęsknota, zazdrość, pragnienie.
— Zaczekaj, zaczekaj i sama się przekonasz — odparła matka. Mówienie przychodziło jej z trudem. — Będziesz wiedziała, co zrobić… kim jesteś… gdy nadejdzie czas.
Mówiły tak cicho, że księżniczka nie słyszała ich słów, choć i tak zapewne by nic nie zrozumiała. Zupełnie o niej zapomniały. Dosłyszała jednak imię Irian i rozchylając długimi palcami zasłony, odwróciła głowę. Jej oczy rozbłysły pośród ciepłych czerwonych cieni.
— Irian, gdzie jest?
— Gdzieś z przodu. O, tam. — Tenar machnęła ręką, wskazując dziób statku.
— Znajduje odwagę, tak?
— Nie musi jej znajdować — odparła po chwili Tenar. — Jest nieulękła.
Księżniczka westchnęła. Jej jasne oczy wyglądały z cienia ku dziobowi. Irian stała tam obok Lebannena. Król coś mówił ożywiony, gestykulował. Roześmiał się, a stojąca obok Irian, dorównująca mu wzrostem, także wybuchnęła śmiechem.
— Naga twarz — mruknęła po kargijsku Seserakh, a potem z namysłem, niemal niedosłyszalnie dodała po hardycku: — Nieulękła.
Opuściła zasłony i pozostała bez ruchu, niewidoczna.
* * *
Zostawili za sobą długie błękitne wybrzeża Havnoru. Góra Onn wznosiła się wysoko na północy. Czarne bazaltowe filary wyspy Omer sterczały po prawej stronie, gdy statek pokonywał Cieśninę Ebavnoru, zmierzając w stronę Morza Najgłębszego. Słońce świeciło jasno, wiał lekki wiatr — kolejny piękny letni dzień. Kobiety siedziały pod daszkiem z żagla, ustawionym przez marynarzy obok kabiny na rufie. Żeglarze wierzyli, że kobiety na pokładzie przynoszą szczęście, i starali się jak najbardziej uprzyjemnić im życie. Czarodzieje mogli przynosić szczęście lub pecha, więc ich również żeglarze traktowali z szacunkiem, ustawiając drugi daszek w kącie pokładu, skąd roztaczał się doskonały widok naprzód. Kobiety siedziały na aksamitnych poduszkach (dowód zapobiegliwości króla bądź jego ochmistrza); magowie na zwojach płótna żaglowego, spisujących się równie dobrze.
Читать дальше