* * *
Król, nim mógł spocząć w łożu, musiał porozmawiać jeszcze z wieloma ludźmi, przede wszystkim wysłannikami Najwyższego Króla Kargów. Właśnie zbierali się do powrotu, wypełniwszy swą misję w Havnorze, ku zadowoleniu swego władcy i znacznie mniejszemu Lebannena.
Lebannen traktował odwiedziny owych ambasadorów jak uwieńczenie lat cierpliwych rozmów, zaproszeń i negocjacji. Przez pierwszych dziesięć lat panowania niczego z Kargami nie osiągnął. Bóg-Król w Awabath odrzucał propozycje traktatów i umów handlowych, i odprawiał wysłanników, nie wysłuchawszy ich nawet. Twierdził, iż bogowie nie pertraktują z marnymi śmiertelnikami, a już na pewno nie z przeklętymi czarownikami. Lecz proklamacje Boga-Króla dotyczące powstania jednego wielkiego boskiego imperium pozostały pustymi groźbami; nie poparły ich floty tysięcy statków niosących na pokładzie wojowników w barwnych pióropuszach, którzy mieliby podbić bezbożny Zachód. Nawet ataki pirackie, od dawna nękające wschodnie wyspy Archipelagu, stopniowo ustały. Piraci zajęli się przemytem i wymianą wszelkich towarów wykradzionych z Karego-At na żelazo, stal i brąz Archipelagu. Wyspy Kargadzkie bowiem były ubogie w surowce i metale.
I właśnie owi przemytnicy po raz pierwszy przekazali na Zachód wieści o pojawieniu się Najwyższego Króla.
Na Hur-at-Hur, wielkiej, biednej, najbardziej wysuniętej na wschód wyspie Kargadu, jeden z miejscowych wodzów, Thol, który twierdził, że wywodzi się od Thorega z Hupun i boga Wuluaha, obwołał się Najwyższym Królem swej krainy. Podbił Atnini, a potem dzięki flocie i armii zgromadzonej na Hur-at-Hur i Atnini zawładnął bogatą wyspą środkową, Karego-At. Gdy jego wojownicy zbliżyli się do stolicy Awabath, mieszkańcy miasta podnieśli bunt przeciw tyranii Boga-Króla. Wymordowali najwyższych kapłanów, przegnali urzędników ze świątyń, szeroko otworzyli bramy i powitali króla Thola na tronie Thorega, tańcząc i świętując na ulicach.
Bóg-Król umknął z resztką swej gwardii i dworzan do Miejsca Grobowców na Atuanie. I tam, na pustyni, w jego świątyni obok zniszczonego przez trzęsienie ziemi przybytku Bezimiennych, jeden z kapłanów-eunuchów poderżnął gardło Boga-Króla.
Thol obwołał się Najwyższym Królem czterech Wysp Kargadzkich. Gdy tylko wieść o tym dotarła do Havnoru, Lebannen wysłał ambasadorów, by powitali jego brata króla i zapewnili o przyjaznym nastawieniu Archipelagu.
Nastąpiło pięć lat trudnych, męczących rozmów dyplomatycznych. Thol był człowiekiem porywczym, zasiadającym na niepewnym tronie. Po upadku teokracji wszelka władza wydawała się wątpliwa, a panowanie przypadkowe. Znikąd wyrastali pomniejsi królowie, których musiał kupić bądź zmusić do posłuszeństwa. W kaplicach i jaskiniach pojawiali się nawiedzeńcy zwiastujący upadek możnych, trzęsienia ziemi, niszczące fale i plagi, które dotkną bogo-bójców. Rządzący podzielonym, nękanym kłopotami imperium Thol nie mógł ufać potężnemu, bogatemu Archipelagowi.
Fakt, iż jego władca stale mówił o przyjaźni, demonstrując Pierścień Pokoju, nic dla niego nie oznaczał. Czyż bowiem Kargowie nie mieli prawa do owego pierścienia? Został wykuty w starożytności na Zachodzie, lecz dawno temu król Thoreg z Hupun przyjął go w darze od bohatera Erreth-Akbego, jako znak pokoju pomiędzy Kargadem i wyspami hardyckimi. Potem pierścień zniknął i zamiast pokoju nastały wojny. Wtedy jednak Jastrzębi Mag odnalazł pierścień i ukradł go wraz z kapłanką Grobowców Atuanu, uwożąc klejnot i kobietę do Havnoru. Jak widać, mieszkańcom Archipelagu nie można ufać.
Poprzez swoich wysłanników Lebannen cierpliwie i uprzejmie tłumaczył, że Pierścień Pokoju był przede wszystkim darem Morreda dla Elfarran, bezcenną pamiątką po najukochańszym królu i królowej Archipelagu, a także przedmiotem świętym, gdyż wyryto na nim Runę Więzi, potężne błogosławieństwo. Niemal czterysta lat wcześniej Erreth-Akbe zawiózł go na Wyspy Kargadzkie jako symbol wieczystego pokoju. Lecz kapłani z Awabath nie dotrzymali przysięgi i przełamali pierścień. Czterdzieści lat temu Krogulec z Roke i Tenar z Atuanu go uleczyli. Co zatem z pokojem?
Takie było sedno jego przesłania do króla Thola.
I miesiąc temu, tuż po letnim Długim Tańcu, ze wschodu przybyła flotylla statków. Żeglowała przejściem Felkway, cieśniną Ebavnoru i dalej, pomiędzy przylądkami Zatoki Havnorskiej. Długie czerwone okręty o czerwonych żaglach niosły na pokładach wojowników w pióropuszach, wysłanników we wspaniałych szatach i kilka niewiast w welonach.
„Niechaj córka Thola, Najwyższego Króla, który zasiada na tronie Thorega i wywodzi się od Wuluaha, przywdzieje Pierścień Pokoju na swe ramię, jak kiedyś królowa Elfarran z Solei. I niechaj stanie się to symbolem wieczystego pokoju pomiędzy wyspami Zachodu i Wschodu”.
Tak brzmiała wiadomość Najwyższego Króla. Zapisano ją wielkimi hardyckimi runami na zwoju. Nim jednak ambasador Thola wręczył list królowi Lebannenowi, odczytał go głośno publicznie podczas przyjęcia wysłanników w pałacu, gdzie zgromadził się cały dwór, aby oddać cześć przybyszom z Kargadu.
I może dlatego, że ambasador nie czytał po hardycku, lecz głośno i powoli wygłaszał słowa z pamięci, zabrzmiały one niemal niczym ultimatum.
Księżniczka nie odezwała się ani słowem. Stała wśród dziesięciu dworek czy może niewolnic, które towarzyszyły jej do Havnoru, oraz gromadki pospiesznie zwołanych havnorskich dam mających się nią zająć. Spowijały ją welony; tak najwyraźniej nakazywał zwyczaj z Hur-at-Hur. Welony czerwone, haftowane złotem, opadały prosto z płaskiego nakrycia głowy, toteż księżniczka przypominała czerwony słup lub kolumnę, nieruchomy, milczący, czerwony walec.
— Najwyższy Król Thol czyni nam wielki zaszczyt — odparł Lebannen cicho, wyraźnie. Potem urwał. Dwór i wysłannicy czekali. — Jesteś tu mile widziana, księżniczko — dodał, zwracając się do zakwefionej postaci, która ani drgnęła. — Niechaj księżniczka zamieszka w Pałacu Rzecznym. Dajcie jej wszystko, czego zapragnie — polecił Lebannen.
Pałac Rzeczny był piękną niewielką budowlą na północnym skraju miasta, przytuloną do starego miejskiego muru, z tarasami wyglądającymi na niewielką rzekę Serrenen. Zbudowała go królowa Heru i często zwano go Pałacem Królowej. Gdy Lebannen wstąpił na tron, kazał go odbudować i odnowić, podobnie jak pałac Mahariona, zwany Nowym, w którym sprawował rządy. Z Pałacu Rzecznego korzystał tylko podczas letnich świąt, czasami odpoczywał w nim kilka dni.
Wśród dworzan rozległ się szmer. Pałac Królowej?
Po wymianie uprzejmości z wysłannikami kargadzkimi Lebannen opuścił salę przyjęć. Udał się do garderoby, gdzie mógł być sam, a przynajmniej do tego stopnia sam, jak może być król, czyli w towarzystwie Dęba, starego sługi, którego znał całe życie.
Gwałtownym gestem cisnął na stół złocony zwój.
— Ser w pułapce na szczury — rzekł. Trząsł się cały. Wyrwał z pochwy sztylet, który zawsze nosił przy boku, i wbił go w blat, przez sam środek listu Najwyższego Króla. — Świnia w worku, kawałek mięsa. Pierścień na jej ramieniu, obroża na mej szyi!
Dąb był oszołomiony i przerażony. Książę Arren z Enladu nigdy nie tracił panowania nad sobą. W dzieciństwie czasami zdarzało się, że płakał, przez moment szlochał gorzko, ale to wszystko. Był zbyt dobrze wychowany, by poddawać się gniewowi. A jako król, król, który zdobył swój tron w krainie umarłych, bywał surowy, lecz, jak sądził Dąb, zawsze zbyt dumny, zbyt silny, by pałać gniewem.
Читать дальше