Terry Pratchett - Trzy wiedźmy

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Trzy wiedźmy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Trzy wiedźmy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trzy wiedźmy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jest to szósta część popularnego cyklu o Świecie Dysku. Król Verence, władca Lancre, został zamordowany i snuje się teraz jako duch po zamku. Czarownice ocaliły maleńkiego synka Verence’a i oddały go na wychowanie aktorom z wędrownej trupy. W Lancre objął władzę okrutny książę Felmet z jeszcze okrutniejszą małżonką. Poddani nie lubią nowego władcy. Duch Verence’a nieźle musi się nakombinować, aby zawrzeć wreszcie sojusz z wiedźmami. Wspólnie doprowadzą do powrotu prawowitej dynastii na tron.

Trzy wiedźmy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trzy wiedźmy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Rozwój budownictwa miejskiego — odparł Błazen.

— Myślałam, żeby je spalić.

— Higieniczny rozwój budownictwa miejskiego.

— I posypać ziemię solą.

— Radujmy się… Sądzę, że to higieniczny rozwój budownictwa miejskiego połączony z programem ochrony środowiska. Niezłym pomysłem byłoby posadzenie tam paru drzew.

— Żadnych drzew! — krzyknął Felmet.

— To drobiazg. I tak nie przeżyją. Najważniejsze, żeby je posadzić.

— Ale chciałabym też podnieść podatki — oznajmiła księżna.

— No cóż, wujaszku…

— Nie jestem twoim wujaszkiem.

— Ciotuniu?

— Nie.

— Zatem… łaskawco… musisz przecież sfinansować swój ambitny program rozwoju państwa.

— Słucham? — wtrącił książę, który znowu nie zrozumiał.

— Chodzi mu o to, że wycinanie drzew kosztuje — wyjaśniła księżna.

Uśmiechnęła się do Błazna. Po raz pierwszy spojrzała na niego, jakby był czymś innym niż obrzydliwym małym karaluchem. W jej wzroku nadal był spory element karalucha, lecz teraz wzrok ów stwierdzał raczej: dobry karaluch, nauczył się służyć.

— Interesujące — mruknęła. — A czy słowa mogą zmienić przeszłość?

Błazen zastanowił się.

— Chyba nawet łatwiej — uznał. — Przeszłość jest przecież tym, co ludzie pamiętają, a wspomnienia to tylko słowa. Kto wie, jak zachowywał się król tysiąc lat temu? Są tylko wspomnienia i opowieści. I sztuki, naturalnie.

— A tak. Widziałem kiedyś sztukę — przypomniał sobie Felmet.

— Dużo zabawnych ludzi w raj tuzach. Dużo krzyków. Widzom się podobało.

— Twierdzisz, że historia jest tym, co opowiada się ludziom? Błazen rozejrzał się po sali tronowej i odnalazł króla Gruneberry’ego Dobrego (906–967).

— Był dobry? — spytał wskazując palcem. — Kto to wie dzisiaj? A w czym był dobry? Ale do końca świata pozostanie Gruneberrym Dobrym.

Książę pochylił się na tronie. Oczy mu błysnęły.

— Chcę być dobrym władcą — oznajmił. — Chcę, żeby ludzie mnie lubili. I żeby dobrze mnie wspominali.

— Załóżmy — przerwała księżna — że są inne kwestie, podlegające kontrowersji. Kwestie prawdy historycznej, która… jest zamglona.

— Nie zrobiłem tego — zapewnił pospiesznie książę. — On się pośliznął i upadł. I tyle. Mnie tam nawet nie było. Zaatakował mnie. To była samoobrona. I tyle. Pośliznął się i upadł w samoobronie. — Głos opadł do szeptu. — W tej chwili nie przypominam sobie szczegółów tej sprawy.

Felmet potarł swoją prawą dłoń, którą już chyba nie mógłby chwycić sztyletu.

— Uspokój się, mężu — rzuciła księżna. — Wiem, że tego nie zrobiłeś. Z pewnością pamiętasz, że nie było mnie tam razem z tobą. To właśnie ja nie podałam ci sztyletu.

Książę zadrżał.

— Do rzeczy, Błaźnie — rzekła lady Felmet. — Mówiłam właśnie, że być może, pewne sprawy winny zostać właściwie opisane.

— Łaskawco… To, że nie było cię tam w owej chwili? — spytał wesoło Błazen.

To prawda, że słowa są potężne. Jedna z ich umiejętności to zdolność wymykania się z ust, zanim mówiący zdąży je powstrzymać. Gdyby słowa były małymi owieczkami, Błazen by patrzył, jak skaczą beztrosko pod miotacz ognia wzroku księżnej.

— Gdzie nie było? — spytała.

— Nigdzie — zapewnił pospiesznie Błazen.

— Durniu! Każdy gdzieś jest.

— Chciałem powiedzieć, że byłaś, pani, wszędzie oprócz szczytu schodów.

— Których schodów?

— Żadnych. — Błazen zaczynał się pocić. — Wyraźnie pamiętam, że cię tam, pani, nie widziałem. Księżna przyjrzała mu się groźnie.

— Żebyś tylko nie zapomniał — ostrzegła.

Potarła dłonią podbródek. Rezultatem był odgłos drapania.

— Rzeczywistość to tylko słowa, powiadasz. A zatem słowa to rzeczywistość. Ale jak słowa mogą stać się historią?

— To była bardzo dobra sztuka. Ta, którą widziałem — szepnął rozmarzony Felmet. — Były walki, ale nikt naprawdę nie zginął. I parę mów, bardzo dobrych moim zdaniem.

Od strony księżnej znów zabrzmiał dźwięk papieru ściernego.

— Błaźnie — odezwała się.

— Pani?

— Umiałbyś napisać sztukę? Sztukę, która obiegnie cały świat, która będzie pamiętana, kiedy plotki już dawno umilkną?

— Nie, pani. Potrzebny jest szczególny talent.

— Ale potrafiłbyś znaleźć kogoś, kto go posiada?

— Są tacy ludzie, pani.

— Znajdź jednego — szepnął książę. — Najlepszego. Znajdź najlepszego. Prawda wyjdzie na jaw. Znajdź go.

* * *

Burza odpoczywała, chociaż nie miała na to ochoty. Przez dwa tygodnie studiowała słynny antycyklon nad Okrągłym Morzem, zjawiała się codziennie i kręciła przy chłodnym froncie, wdzięczna za każdą okazję wyrwania drzewa albo przeniesienia w trąbie powietrznej jakiegoś domku do dowolnego osiągalnego szmaragdowego grodu. Ale wielkie załamanie pogody nie nadeszło.

Pocieszała się myślą, że nawet słynne burze przeszłości — na przykład Wielki Szkwał z roku 1789 albo huragan Zelda i jej Zdumiewające Spadające Żaby — na pewnym etapie kariery doznawały podobnych trudności.

Poza tym miała niezłe występy w stylu pantomimy na równinach, przynosząc milionom wczesny śnieg i odmrożenia. Dość filozoficznie traktowała konieczność powrotu w te okolice, gdzie nie miała do roboty nic poza kołysaniem wrzosów. Gdyby pogoda była ludźmi, ta burza spędzałaby czas w papierowej czapeczce za ladą hamburgerowego piekła.

Aktualnie obserwowała trzy postacie, sunące wolno przez wrzosowiska, z determinacją zdążające ku nagiemu spłachetkowi ziemi, gdzie stał głaz. To znaczy zwykle stał, choć w tej chwili nie był widoczny.

Burza rozpoznała w tych postaciach przyjaciół i koneserów, powitała je więc krótkim gromem. Został on całkowicie zignorowany.

— Te przeklęte kamienie zniknęły — oznajmiła Babcia Weatherwax. — Wszystkie, ile ich tu było.

Twarz miała bladą. Gdyby ją portretował malarz, byłby z pewnością neurotykiem. Wyglądała niezwykle rzeczowo. I chodziło raczej o złe rzeczy.

— Rozpal ogień, Magrat — rzuciła odruchowo.

— Wszystkim nam dobrze zrobi filiżanka herbaty — stwierdziła Niania Ogg, mamrocząc to zdanie jak mantrę. Sięgnęła w głębiny swego płaszcza. — Z odrobiną czegoś na rozgrzewkę — dodała, wyjmując niewielką butelkę jabłecznika.

— Alkohol jest oszustem i plami duszę — oznajmiła bohatersko Magrat.

— Nigdy go nie ruszam — zapewniła Babcia Weatherwax. — Musimy zachować czyste umysły, Gytho.

— Kropelka do herbaty to żadne picie — zapewniła Niania. — To lekarstwo. Zimny tu wiatr, siostry.

Wypiły w milczeniu. Po chwili odezwała się Babcia.

— Wiesz co, Magrat? Najlepiej się znasz na sabatach. Równie dobrze możemy to załatwić jak należy. Co dalej?

Magrat zawahała się. Raczej nie ośmieli się zaproponować tańca nago.

— Jest pieśń — powiedziała. — W hołdzie księżycowi w pełni.

— Nie jest w pełni — zauważyła Babcia. — On… ten… jak mu… pęcznieje.

— Przybiera — podpowiedziała usłużnie Niania.

— Myślę, że to w hołdzie księżyców w pełni ogólnie — zaryzykowała Magrat. — A potem musimy wznieść naszą świadomość. Obawiam się, że księżyc w pełni jest jednak niezbędny. Księżyce w ogóle są bardzo ważne.

Babcia przyjrzała jej się z uwagą.

— To jest to nowoczesne czarownictwo? — spytała.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Trzy wiedźmy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trzy wiedźmy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Trzy wiedźmy»

Обсуждение, отзывы о книге «Trzy wiedźmy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x