Terry Pratchett - Ostatni bohater

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Ostatni bohater» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2003, ISBN: 2003, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ostatni bohater: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni bohater»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stał się legendą za życia. Wciąż pamięta wspaniałe dni niezwykłych przygód. Pamięta czasy, gdy bohater nie musiał się martwić o ogrodzenia, prawników i cywilizację. Pamięta też czasy, kiedy ludzie nie krytykowali zabijania smoków. Dzisiaj za to nie zawsze pamięta, gdzie odłożył swoje zęby… I wcale mu się to nie podoba. Teraz więc, ze swym starożytnym mieczem, nową laską i starymi przyjaciółmi — a są to bardzo starzy przyjaciele — Cohen Barbarzyńca wyrusza w ostatnią misję. Zamierza wspiąć się na najwyższą górę Świata Dysku i spotkać swoich bogów. Nie podoba mu się, że pozwalają ludziom starzeć się i umierać.

Ostatni bohater — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni bohater», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Moje farby, gdzie są moje farby… — mamrotał Leonard.

— Niektóre w wy chodku — przypomniał mag.

Marchewa odwrócił się ze zdziwieniem.

— A gdzie jest moje jabłko?

— Co? — Rincewind zdumiał się nagłą zmianą tematu.

— Właśnie nadgryzłem jabłko, zostawiłem je w powie trzu… i znik nęło.

Statek zatrzeszczał lekko w ja skrawym blasku słońca.

A przez kabinę, wirując powoli, przepłynął ogryzek.

— Mam nadzieję, że na pokładzie jest naprawdę tylko nas trzech — rzucił z nie winną miną Rincewind.

— Nie żartuj — obruszył się Marchewa. — Właz jest szczelnie zamknięty.

— Czyli twoje jabłko samo się zjadło?

Równocześnie spojrzeli na stos pakunków w siat kach w tylnej części kabiny.

— Znaczy… możecie mnie nazywać Panem Podejrzliwym — rzekł Rincewind — ale jeśli statek jest cięższy, niż sądził Leonard, i zuży wamy więcej powietrza, i jeszcze znika jedzenie…

— Nie sugerujesz chyba, że poniżej Krawędzi fruwają sobie jakieś potwory, które potrafią się przewiercić przez drewniany kadłub, co? — Marchewa dobył miecza.

— A to mi nie przyszło do głowy. Dobra robota.

— Interesujące — przyznał Leonard. — Byłaby to może krzyżówka ptaka z jakimś zwierzęciem dwudysznym. Coś podobnego do mątwy, zapewne, wykorzystujące strugi…

— Dzięki, dzięki, dzięki, tak!

Marchewa wyciągnął zwój koców ze stosu ładunków i spró bował się rozejrzeć w tyl nej części kabiny.

— Chyba widziałem, że coś się poruszyło — oświadczył. — Zaraz za zbiornikami powietrza…

Schylił się pod pękiem nart i zniknął w mroku. Usłyszeli jęk.

— Co? Co? — dopytywał się Rincewind.

— Znalazłem coś… wygląda jak… skórka… — Głos Marchewy dobiegał zduszony.

— To fascynujące — stwierdził Leonard, szkicując w no tesie. — Być może, po przedostaniu się na pokład gościnnego pojazdu istota taka dokonuje metamorfozy w…

Marchewa wynurzył się, niosąc nabitą na czubek miecza skórkę banana.

Rincewind przewrócił oczami.

— Mam bardzo konkretne przeczucia — powiedział.

— Ja również — zgodził się Marchewa.

Zajęło im to trochę czasu, w końcu jednak zdołali odepchnąć kufer ściereczek i wtedy nie pozostały już żadne kryjówki.

Zmartwiona twarz wyjrzała z gniazda, jakie zbudował sobie jej właściciel.

— Uuk? — powiedział.

Leonard westchnął, odłożył notes i otwo rzył skrzynkę omniskopu. Stuknął w niego raz czy dwa, aż zamigotał i ukazał zarys głowy.

Nabrał tchu.

— Ankh-Morpork, mamy orangutana…

* * *

Cohen schował miecz.

— Nie spodziewam się, żeby wiele stworów żyło tak wysoko — rzekł.

— Teraz jest jeszcze mniej — podsumował Caleb.

Ostatnia walka skończyła się w mgnie niu oka i trza sku kręgosłupa. Jakiekolwiek… stworzenia zastawiły pułapkę na Srebrną Ordę, uczyniły to w koń cowych momentach swego życia.

— Pierwotna magia musi tu być potężna — uznał Mały Willie. — Podejrzewam, że takie istoty uczą się nią żywić. Prędzej czy później coś nauczy się żyć w każ dym miejscu.

— Na pewno ta magia dobrze robi Wściekłemu Hamishowi — zauważył Cohen. — Przysiągłbym, że nie jest taki głuchy jak przedtem.

— Co?

— MÓWIĘ, ŻE NIE JESTEŚ TAKI GŁUCHY JAK PRZEDTEM!

— Ale nie musisz tak wrzeszczeć, chłopie.

— Jak myślicie, możemy je zjeść? — zainteresował się Mały Willie.

— Pewnie będą smakować trochę jak kurczak — uznał Caleb. — Wszystko tak smakuje, jak człowiek porządnie zgłodnieje.

— Zostawcie to mnie — zaproponowała pani McGarry. — Wy rozpalcie ogień, a ja się postaram, żeby smakowały bardziej jak kurczak niż… kurczak.

Cohen przeszedł do miejsca, gdzie minstrel siedział samotnie, zajęty szczątkami swojej lutni. Młodziakowi wyraźnie poprawił się nastrój, pomyślał Cohen. Prawie całkiem przestał jęczeć.

Usiadł obok.

— Co robisz, mały? — zapytał. — Widzę, że znalazłeś czaszkę.

— Zrobię z niej pudło rezonansowe — wyjaśnił minstrel. Zmartwił się nagle. — Chyba tak można, prawda?

— Pewno. To dobry koniec dla bohatera, kiedy przerobią jego kości na harfę czy coś. Powinna cudownie śpiewać.

— To będzie rodzaj liry — wyjaśnił minstrel. — Niestety, trochę prymitywna.

— Tym lepiej. Świetnie się nada do starych pieśni.

— Myślałem trochę o… o sadze — wyznał minstrel.

— Zuch chłopak, brawo. Dużo rzeczenia?

— Uhm… tak. Ale pomyślałem, że zacznę od legendy, jak to Mazda wykradł ogień bogom i oddał go ludzkości.

— Ładnie — zgodził się Cohen.

— A potem kilka wersów o tym, co mu za to zrobili. — Minstrel naciągnął strunę.

— Zrobili mu? Co mu zrobili? Uczynili go nieśmiertelnym!

— Eee… no tak. W pew nym sensie.

— Co rozumiesz przez to „w pewnym sensie”?

— To klasyczna mitologia, panie Cohenie — wyjaśnił minstrel. — Myślałem, że wszyscy wiedzą. Został na wieczność przykuty do skały, a co dziennie przylatuje orzeł i wy dziobuje mu wątrobę.

— To prawda?

— Wspomina o tym wiele klasycznych tekstów.

— Nie jestem zapalonym czytelnikiem — wyznał Cohen. — Przykuty do skały? Za pierwsze przewinienie? I co, ciągle tam jest?

— Wieczność jeszcze się nie skończyła, panie Cohenie.

— Musiał mieć strasznie wielką wątrobę.

— Zgodnie z le gendą, odrasta mu każdej nocy.

— Szkoda, że moje nerki nie potrafią — westchnął Cohen. Spojrzał na odległe chmury skrywające ośnieżony szczyt Cori Celesti. — Zniósł ogień dla wszystkich, a bogo wie zrobili mu coś takiego? No to będziemy musieli się tym zająć.

* * *

Omniskop pokazywał zamieć.

— Fatalną mają pogodę tam na dole — zauważył Ridcully.

— Nie, nadrektorze, to jest interferencja thaumiczna — wyjaśnił Myślak. — Przelatują chyba pod słoniem. Obawiam się, że będzie coraz gorzej.

— Czy on naprawdę powiedział: „Ankh-Morpork, mamy orangutana”? — dopytywał się dziekan.

— Bibliotekarz jakoś dostał się na pokład — odgadł Myślak. — On potrafi znaleźć sobie ciche zakątki do drzemki. A to, obawiam się, tłumaczy wzrost ciężaru i zuży cia powietrza. Ehm… muszę przyznać, że nie jestem przekonany, czy zostało im dość czasu i energii, żeby powrócić na Dysk.

— Co to znaczy: nie jestem przekonany? — zapytał Patrycjusz.

— Eee… to znaczy, że jestem przekonany, ale… Nikt nie lubi wysłuchiwać złych wieści wszystkich naraz.

Vetinari przyjrzał się wielkiemu zaklęciu, które wypełniało prawie całą kajutę. Unosiło się w po wietrzu; ukazywało cały świat, naszkicowany jarzącymi się kreskami, oraz opadającą z Kra wędzi cienką, zakrzywioną linię. Kiedy patrzył, wydłużyła się odrobinę.

— Nie mogą zwyczajnie skręcić i wró cić? — zapytał.

— Nie, panie. To nie działa w taki sposób.

— Czy mogą wyrzucić bibliotekarza?

Magowie byli wstrząśnięci propozycją.

— Nie, panie — odparł Myślak. — To byłoby morderstwo.

— Tak, ale mają ocalić świat. Ginie jeden małpolud, przeżywa jeden świat. Nie trzeba być chyba magiem rakietowym, żeby to sobie przeliczyć. Prawda?

— Nie możemy od nich żądać, żeby podjęli taką decyzję.

— Doprawdy? Ja takie decyzje podejmuję codziennie — oświadczył Vetinari. — Zresztą, co tam… Czego im brakuje?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ostatni bohater»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni bohater» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ostatni bohater»

Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni bohater» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x