Terry Pratchett - Ostatni bohater

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Ostatni bohater» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2003, ISBN: 2003, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ostatni bohater: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni bohater»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stał się legendą za życia. Wciąż pamięta wspaniałe dni niezwykłych przygód. Pamięta czasy, gdy bohater nie musiał się martwić o ogrodzenia, prawników i cywilizację. Pamięta też czasy, kiedy ludzie nie krytykowali zabijania smoków. Dzisiaj za to nie zawsze pamięta, gdzie odłożył swoje zęby… I wcale mu się to nie podoba. Teraz więc, ze swym starożytnym mieczem, nową laską i starymi przyjaciółmi — a są to bardzo starzy przyjaciele — Cohen Barbarzyńca wyrusza w ostatnią misję. Zamierza wspiąć się na najwyższą górę Świata Dysku i spotkać swoich bogów. Nie podoba mu się, że pozwalają ludziom starzeć się i umierać.

Ostatni bohater — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni bohater», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Terry Pratchett

Ostatni bohater

Sandrze, Jo, Samowi i Joshowi.

I pamięci Dana…

Paul Kidby 2001

Pamięci Starego Vincenta

Miejsce, w którym toczy się akcja tej opowieści, jest światem spoczywającym na grzbietach czterech słoni, stojących na skorupie gigantycznego żółwia. Na tym polega zasadnicza zaleta kosmosu. Jest dostatecznie wielki, żeby pomieścić w sobie praktycznie wszystko. I w końcu zwykle rzeczywiście mieści.

Ludziom wydaje się, że dziwny jest taki żółw długości dziesięciu tysięcy mil czy słoń na ponad dwa tysiące mil wysoki. To tylko dowodzi, że ludzki mózg jest słabo przystosowany do myślenia i praw dopodobnie powstał w celu chłodzenia krwi. Wierzy, że to rozmiar jest zdumiewający.

Tymczasem w roz miarach nie ma niczego dziwnego. Zadziwiające są żółwie, a słonie niemal oszałamiające. Kiedy jednak człowiek zobaczy już jakiegoś małego, ten wielki jest tylko kwestią skali. Fakt, że istnieje ogromny żółw, jest o wiele mniej dziwny niż fakt, że w ogóle jakiś istnieje.

Przyczyny powstania tej opowieści są liczne i różno rodne. Jest wśród nich pragnienie ludzi, by dokonywać czynów zakazanych, jedynie dlatego że są zakazane. Jest też pęd do odkrywania cudownych nowych horyzontów i do zabijania tych, którzy żyją poza nimi. Są tajemnicze zwoje pism. Jest ogórek. Ale przede wszystkim jest wiedza, że pewnego dnia, całkiem niedługo, wszystko się skończy.

„Trudno, życie płynie dalej” — mawiają ludzie, kiedy ktoś umiera. Ale z punktu widzenia osoby, która właśnie umarła, życie wcale już nie płynie. Akurat kiedy zmarły po latach prób i błędów zaczynał łapać, o co w tym chodzi, nagle traci wszystko z po wodu choroby, wypadku lub — w jednym przypadku — ogórka. Dlaczego musi tak być, to jedna z nieod gadnionych tajemnic życia, wobec której ludzie albo zaczynają się modlić, albo naprawdę, ale to naprawdę się złoszczą.

* * *

Początek tej opowieści miał miejsce dziesiątki tysięcy lat temu, pewnej wietrznej, burzliwej nocy, kiedy płomyk ognia zsuwał się z góry w samym środku świata. Poruszał się skokami i szarp nięciami, jak gdyby niosąca go niewidoczna osoba zjeżdżała i spadała z głazu na głaz.

W pewnym momencie linia ognia zmieniła się w fon tannę iskier, zakończoną w za spie na dnie szczeliny. Jednak ze śniegu wysunęła się dłoń ściskająca dymiącą, żarzącą się jeszcze pochodnię. Wiatr, popychany gniewem bogów i ma jący własne poczucie humoru, rozdmuchał płomień na nowo.

Potem płomień nie zgasł już nigdy.

* * *

Koniec tej opowieści zdarzył się wysoko ponad światem, ale obniżał się coraz bardziej, spływając kręgami ponad starożytne i nowo czesne miasto Ankh-Morpork. Tam, jak głosi legenda, wszystko można kupić i sprze dać — a jeśli nie mają tego, czego człowiek akurat szuka, zawsze mogą to dla niego ukraść.

Niektórzy mogą to nawet wyśnić…

Stworzenie, szukające teraz w dole pewnego konkretnego budynku, było wyszkolonym bezcelowym albatrosem. Według ogólnie przyjętych norm, nie uważano go za zwierzę szczególnie niezwykłe [1] W po równaniu z takimi, na przykład, pszczołami republikańskimi, które zamiast się roić, obradują w komi tetach, prawie cały czas spędzają w ulu i głosują za zwiększeniem ilości miodu. . Był za to bezcelowy. Prawie całe życie spędzał w serii leniwych podróży między Krawędzią a Osią, a jaki to może mieć cel?

Ten ptak był mniej więcej oswojony. Jego obłąkane, paciorkowate oko dostrzegło już miejsce, gdzie — z po wodów całkowicie dla niego niepojętych — można było znaleźć anchois. I ko goś, kto z pewno ścią usunie z jego nogi ten niewygodny walec. Albatros uznał to za całkiem niezły układ, z czego łatwo można wywnioskować, że albatrosy są jeśli już nie całkiem bezcelowe, to w każ dym razie dość tępe.

Zatem zupełnie niepodobne do ludzi.

* * *

Ludzkość podobno od niepamiętnych czasów śni o lataniu. Istotnie, źródła tych marzeń sięgają przodków człowieka, u któ rych najczęściej występował sen o spada niu z gałęzi. W każ dym razie wśród wielkich snów ludzkości jest też ten o ucieczce przed parą wielkich butów z zę bami. I nikt nie twierdzi, że musi to mieć jakiś sens.

* * *

Trzy pracowite dni później lord Vetinari, Patrycjusz Ankh-Morpork, stał w głów nym holu Niewidocznego Uniwersytetu. Był pod wrażeniem. Magowie, kiedy już pojęli wagę problemu, potem zjedli obiad i pokłó cili się o de ser, potrafili rzeczywiście pracować całkiem szybko.

Ich metodę poszukiwania rozwiązań, w ocenie Patrycjusza, można by zakwalifikować jako kreatywny zgiełk. Jeśli pytanie brzmiało: Jakie jest najlepsze zaklęcie, by zmienić tomik poezji w żabę ? — jedyne, czego na pewno nie robili, to nie zaglądali do książki o tytule w stylu „Podstawowe zaklęcia płazie w śro dowisku literatury pięknej. Zestawienie porównawcze”. W pewien sposób byłoby to nieuczciwe. Kłócili się za to, stojąc kręgiem wokół tablicy; wyrywali sobie kredę i zma zywali fragmenty tego, co aktualny posiadacz kredy pisał, zanim jeszcze zdążył skończyć zdanie. Jednakże wszystko to jakoś działało.

W tej chwili pośrodku sali stało coś dziwnego. Wykształconemu humanistycznie Patrycjuszowi przypominało wielkie szkło powiększające w ra mie z jakichś śmieci.

— Technicznie rzecz biorąc, wie pan, omniskop może zajrzeć wszędzie — tłumaczył nadrektor Ridcully, technicznie rzecz biorąc, przywódca wszelkiej znanej magii [2] To znaczy tych wszystkich magów, którzy znali nadrektora Ridcully'ego i skłonni byli dać sobie przewodzić. .

— Doprawdy? Zadziwiające.

— W każde miejsce w do wolnym czasie — mówił dalej Ridcully, zapewne w celu spotęgowania wrażenia.

— Jakże to niezwykle użyteczne.

— Wiem, wszyscy to powtarzają. Ale kłopot polega na tym, że ponieważ ta paskudna aparatura może zajrzeć wszędzie, strasznie trudno jest przez nią cokolwiek zobaczyć. W każ dym razie cokolwiek wartego oglądania. Zdumiałby się pan, ile jest we wszechświecie różnych miejsc. I cza sów też.

— Na przykład dwadzieścia po pierwszej — podpowiedział Vetinari.

— W istocie. Między innymi — zgodził się Ridcully. — Czy zechce pan spojrzeć?

Vetinari zbliżył się ostrożnie i zajrzał w wielkie, okrągłe szkło. Zmarszczył czoło.

— Widzę tylko to, co jest po drugiej stronie — oświadczył.

— Bo jest nastawiony na tu i teraz, panie — wyjaśnił młody mag, który wciąż dostrajał urządzenie.

— Aha. Rozumiem — rzekł Patrycjusz. — Mamy takie w pałacu. Nazywamy je ok-na-mi.

— No… Ale kiedy zrobię o tak … — powiedział mag i przyci snął coś na ramie szkła — …wtedy patrzy w drugą stronę.

Vetinari spojrzał na własną twarz.

— A ta kie nazywamy lus-tra-mi — oświadczył, jakby tłumaczył coś dziecku.

— Nie sądzę — sprzeciwił się mag. — Z po czątku trudno się zorientować, co człowiek właściwie widzi. Pomaga, jeśli się podniesie rękę…

Vetinari zerknął na niego groźnie, ale zaryzykował niewielkie skinienie.

— Och… To ciekawe — przyznał. — Jak się nazywasz, młody człowieku?

— Myślak Stibbons, panie. Nowy kierownik wydziału niewskazanych zastosowań magii. Widzisz, panie, cała sztuka nie polega na budowie omniskopu, bo to w końcu tylko rozwojowa wersja staroświeckiej kryształowej kuli. Trudno go zmusić, żeby widział to, co chcemy. Przypomina to strojenie struny…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ostatni bohater»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni bohater» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ostatni bohater»

Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni bohater» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x