— Wydaje mi się, że niektórzy ludzie robią coś takiego, bo chcą być mili — odezwała się Śliczna. — Pozbywają się szczura ze swego domu, ale go nie zabijają.
— I tak nic to jej nie dało — skwitował z zadowoleniem Szynkawieprz. — Wróciłem następnej nocy i dobrałem się do sera.
— Nie sądzę, żeby tutaj ktoś chciał być miły — odezwał się Ciemnaopalenizna. — Z nią był też drugi szczur. A raczej część szczura. Przypuszczam, że go zjadała. Z głodu.
— Bardzo rozsądnie. — Szynkawieprz skinął głową.
— Znaleźliśmy coś jeszcze. — Ciemnaopalenizna wciąż rysował w kurzu linie i zawijasy. — Czy pan to widzi, sir?
— Hmmm. Widzę, ale nie wiem, co to znaczy — powiedział Szynkawieprz. — Mnie zawsze wystarczał nos.
Ciemnaopalenizna westchnął, nie tracąc cierpliwości.
— W takim razie niech pan wywęszy, jak biegną tunele, które dzisiaj badaliśmy. To jest… taki kształt pojawia się w mojej głowie. Sprawdziliśmy ponad pół miasta. Znaleźliśmy dużo… — rzucił okiem na Śliczną — dużo „miłych” pułapek, w większości pustych. Wszędzie leży trutka. W większości stara. Jest dużo pustych pułapek, które nie zabijają. Dużo pułapek zabijających, wciąż ustawionych. I żadnych żywych szczurów. Żadnych, poza naszą… nową przyjaciółką. Wiemy, że dzieje się tu coś bardzo dziwnego. Trochę węszyłem w okolicach miejsca, gdzie ją znaleźliśmy, i czułem szczury. Dużo szczurów. Naprawdę dużo.
— Żywych? — zapytał Niebezpieczny Groszek.
— Tak.
— Wszystkie w jednym miejscu?
— Tak mówi ten zapach — odparł Ciemnaopalenizna. — Myślę, że nasz oddział powinien pójść to sprawdzić.
Niebezpieczny Groszek zbliżył się do szczurzycy i powąchał ją znowu. Szczurzyca powąchała jego. Dotknęły się łapkami. Przemienieni przyglądali się w zdziwieniu. Niebezpieczny Groszek traktował kiikiiskę jak równą sobie.
— Jest ich dużo, naprawdę dużo — mruczał do siebie. — Wiele szczurów… ludzi… strach, mnóstwo lęków… mnóstwo szczurów… tłok… jedzenie… szczur… czy mówiłeś, że ona zjadała szczura?
— Na tym świecie szczur zjada szczura — powiedział Szynkawieprz. — Zawsze tak było i zawsze tak będzie.
Niebezpieczny Groszek poruszał nosem.
— I jeszcze coś. Coś… nietypowego. Dziwne… ona naprawdę się boi.
— Wpadła w pułapkę — wtrąciła się Śliczna. — A potem spotkała nas.
— Coś dużo… gorszego niż to — mówił Niebezpieczny Groszek. — Ona się nas boi, bo jesteśmy dziwnymi szczurami, ale też czuje ulgę, że nie jesteśmy… tacy, jak się spodziewała…
— Ludźmi! — nie wytrzymał Ciemnaopalenizna.
— Nie… raczej nie.
— Innymi szczurami?
— Tak… nie… ja… nie wiem, trudno powiedzieć…
— Psy? Koty?
— Nie. — Niebezpieczny Groszek cofnął się. — To coś innego, nowego.
— Co powinniśmy z nią zrobić? — zapytała Śliczna.
— Pewnie wypuścić.
— Tego zrobić nie możemy — rzekł Ciemnaopalenizna. — Rozbroiliśmy wszystkie pułapki, na które natrafiliśmy, ale wszędzie jest porozkładana trutka. Nawet myszy nie potrafiłbym tam posłać. Pamiętajmy, że nie próbowała nas atakować.
— No i co z tego? — zapytał Szynkawieprz. — Co znaczy jeden martwy kiikiis?
— Wiem, co chce powiedzieć Ciemnaopalenizna — stwierdziła Śliczna. — Nie możemy tak po prostu posłać jej na pewną śmierć.
Przecena wystąpiła do przodu i opiekuńczo objęła młodą szczurzycę. Chociaż potrafiła się Szynkawieprzowi odgryźć, nie dyskutowała z nim. Była na to za stara. Ale jej spojrzenie mówiło: Wszystkie samce są głupie, ty głupi stary szczurze.
Szynkawieprz wyglądał na zagubionego.
— Zabijaliśmy kiikiisów, prawda? — zapytał ze smutkiem. — Czemu ona ma się przy nas pętać?
— Nie możemy tak po prostu posłać jej na pewną śmierć — powtórzyła Śliczna, przyglądając się Niebezpiecznemu Groszkowi. Miał to swoje niewidzące spojrzenie.
— Chcecie, żeby się tu kręciła, zjadała nasze jedzenie i w ogóle nam przeszkadzała? — zapytał Szynkawieprz. — Ona nie potrafi mówić, nie potrafi myśleć…
— My też jeszcze niedawno nie potrafiliśmy! — żachnęła się Śliczna. — Wszyscy byliśmy tacy jak ona!
— Ale teraz potrafimy! — Szynkawieprz podniósł głos.
— Tak — spokojnie zgodził się z nim Niebezpieczny Groszek. — Teraz potrafimy myśleć. Potrafimy się zastanowić, czy dobrze postępujemy. Możemy współczuć niewinnej istocie, która nam nie zagraża. I dlatego godzimy się, by z nami została.
Szynkawieprz gwałtownie odwrócił głowę. Niebezpieczny Groszek wciąż patrzył na szczurzycę. Szynkawieprz impulsywnie cofnął się, jak szczur gotowy do walki. Ale Niebezpieczny Groszek tego nie widział.
Śliczna z uwagą obserwowała starego szczura. Został wyzwany przez małą chudzinę, która nie dotrwałaby do drugiej sekundy walki. I w dodatku Niebezpieczny Groszek nawet nie uświadamiał sobie, że rzucił wyzwanie.
On nie rozumuje w ten sposób, pomyślała Śliczna.
Inne szczury też obserwowały przywódcę. Czekały, co zrobi.
Ale nawet Szynkawieprzowi już zaświtało, że jest nie do pomyślenia, by uderzył białego szczura. To byłoby jak odcięcie sobie własnego ogona. Odetchnął powoli i wyszeptał:
— To tylko szczur.
— Lecz ty, drogi Szynkawieprzu, już nie jesteś tylko szczurem — powiedział Niebezpieczny Groszek. — Czy pójdziesz z oddziałem Ciemnejopalenizny, by dowiedzieć się, skąd ona przyszła? To może być niebezpieczne.
Na te słowa sierść Szynkawieprza znowu stanęła dęba.
— Nie boję się niebezpieczeństw! — warknął.
— Oczywiście. Dlatego powinieneś pójść. Ona jest przerażona — rzekł Groszek.
— Nigdy nic mnie nie przerażało! — krzyknął Szynkawieprz.
Teraz wreszcie Niebezpieczny Groszek odwrócił się do niego pyszczkiem. W blasku świecy jego oczy błyszczały. Szynkawieprz nie marnował czasu na myślenie o rzeczach, których nie da się zobaczyć, powąchać czy ugryźć, ale…
Podniósł wzrok. Jego własny cień tańczył na ścianie. Szynkawieprz słyszał, jak młode szczury rozmawiają o cieniach i snach, i o tym, co się dzieje z twoim cieniem po śmierci. To go nie martwiło. Cienie nie mogą cię ugryźć. Nie ma w nich nic groźnego. Ale teraz jego własny głos mówił w jego własnej głowie: Boję się tego, co potrafią zobaczyć te oczy. Spojrzał na Ciemnąopaleniznę, który przez cały czas rysował coś kijkiem w kurzu.
— Pójdę, ale to ja poprowadzę ekspedycję — oświadczył Szynkawieprz. — Jestem tutaj najstarszym szczurem.
— To mnie nie martwi — odparł Ciemnaopalenizna. — I tak na przodzie będzie szedł pan Klik.
— Wydawało mi się, że został zmiażdżony w zeszłym tygodniu — zdziwiła się Śliczna.
— Mamy jeszcze dwóch — odparł Ciemnaopalenizna. — Potem będziemy musieli napaść na kolejny sklep ze zwierzętami.
— Ja jestem dowódcą — powiedział Szynkawieprz. — I ja będę mówił, co mamy robić, Ciemnaopalenizno.
— W porządku, sir. W porządku. — Ciemnaopalenizna nadal rysował w kurzu. — I wie pan, jak rozbroić każdą pułapkę, tak?
— Nie, ale mogę kazać to zrobić tobie.
— Dobrze. Doskonale. — Ciemnaopalenizna wciąż kreślił coś kijkiem, nie podnosząc wzroku na dowódcę. — I pan mi powie, której dźwigni nie mamy dotykać, a która spowoduje, że pułapka się otworzy, prawda?
— Nie muszę się znać na pułapkach — odparł Szynkawieprz.
Читать дальше