Terry Pratchett - Wolni Ciutludzie

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Wolni Ciutludzie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wolni Ciutludzie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wolni Ciutludzie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na farmie Dokuczliwych coś dziwnego zaczyna się dziać — z rzeki wyskakuje potwór, na ścieżce pojawia się jeździec bez głowy, a na wzgórzach postacie z koszmarów. I na dodatek Królowa kradnie małego braciszka Akwili — Bywarta (ale może był on wart ukradzenia). Akwila postanawia go odzyskać (choć bez małego płaksy w domu mogłoby być nieco spokojniej). Do walki posłuży jej patelnia, książka z magicznymi przepisami, która niegdyś należała do jej babci (tak naprawdę "Choroby owiec"), chyba przydałaby się jej jeszcze jakaś pomoc...
— Na litość! A o nas nic nie powiesz, głupku?!
... no tak, oczywiście. Ma jeszcze pomoc Fik Mik Figli, czyli Wolnych Ciutludzi, bitnych złodziejaszków, małych błękitnych praludzików, którzy zostali wyrzuceni z Krainy Baśni za niestosowne zachowanie...
Prześmiewcza mądra powieść czerpiąca pełnymi garściami ze świata wyobraźni, by wzbogacić Świat Dysku.

Wolni Ciutludzie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wolni Ciutludzie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pomachała myszołowowi, który zataczał leniwe kręgi pod chmurami, i była pewna, że maleńka kropeczka jej odmachała.

* * *

Czwartego dnia Akwila robiła masło, powróciła też do innych swych obowiązków.

Miała pomoc.

— A teraz bym chciała, żebyś poszedł nakarmić kurczaki — po wiedziała do Bywarta. — O co cię proszę?

— Nakarmić cip, cip — odparł Bywart.

— Kurczaki — powtórzyła surowo.

— Kurczaki — powtórzył Bywart.

— I nie wycieraj nosa rękawem! Dam ci chusteczkę. I nie zbij jajek, dobrze?

— Na litość — wymruczał Bywart.

— I czego nie mówimy? — zapytała Akwila. — Nie mówimy: na…

— Litość — dopowiedział Bywart.

— A szczególnie nie mówimy tego przy…

— Przy mamie.

— Dobrze. Gdy skończę, może zdążymy pójść nad rzekę.

Jej braciszek się ucieszył.

— Siusiu ludź? — zapytał.

Akwila nie odpowiedziała od razu. Od kiedy wróciła do domu, nie widziała żadnego Figla.

— Może — zaryzykowała. — Ale najprawdopodobniej są strasznie zajęte. Muszą znaleźć nową wodzę… cóż, są zajęte i już. Tak mi się zdaje.

— Siusiu ludź mówi, że dałaś w głowę rybiej twarzy!

— No, zobaczymy. — Akwila czuła się jak rodzic. — Teraz idź nakarm kurczaki, proszę, i przynieś jajka.

Kiedy pomaszerował, niosąc koszyk na jajka w obu rękach, Akwila położyła kilka kawałków masła na marmurową płytę i sięgnęła po szpachelkę, by nadać im kształt. Ludzie lubili, jak ich masło ładnie wyglądało. Kiedy wyklepywała osełki, zauważyła cień w drzwiach i obejrzała się.

Stał tam Roland.

Twarz miał bardziej czerwoną niż zazwyczaj. Miął w dłoniach nerwowo swój kosztowny kapelusz, zupełnie jak Rozbój.

— Tak? — zapytała grzecznie.

— Posłuchaj, ja chciałem… chciałem o tym… no, o tym wszystkim…

— Tak?

— No, ja nie chciałem nikogo okłamać — wybuchnął. — Ale mój ojciec był całkiem pewien, że zachowałem się bohatersko, i niczego już nie słuchał po tym, gdy mu opowiedziałem, jak… jak…

— Byłam pomocna? — zapytała Akwila.

— Tak… to znaczy nie! On powiedział, że miałaś szczęście, trafiwszy na mnie, mówił…

— To nie ma znaczenia — oświadczyła Akwila, pochylając się nad masłem.

— A potem wszystkim powtarzał, jaki byłem dzielny…

— Powiedziałam, że to nie ma znaczenia — powtórzyła Akwila, uklepując szpachelką świeże masło. Pac, pac, pac.

Roland otworzył usta, a po chwili je zamknął.

— Chcesz powiedzieć, że dla ciebie nie ma to znaczenia? — spytał z niedowierzaniem.

— Nie ma — potwierdziła Akwila.

— Ale to nie jest w porządku!

— Jesteśmy jedyni, którzy znają prawdę. — Pac, pac, pac.

Roland wpatrywał się w tłuste masło, które przyjmowało wymyślony przez dziewczynkę kształt.

— A… — zaczął znowu — a ty nie powiesz nikomu? Chodzi mi o to, że oczywiście masz prawo, ale…

Pac, pac, pac.

— Nikt mi nie uwierzy — powiedziała Akwila.

— Próbowałem — dodał. — Naprawdę starałem się opowiedzieć, jak było naprawdę.

Wierzę ci, pomyślała. Ale nie jesteś specjalnie bystry, a baron nie jest osobą, która chciałaby widzieć rzeczy, jakimi są naprawdę. On widzi świat taki, jaki chce widzieć.

— Pewnego dnia to ty będziesz baronem, prawda? — zapytała.

— No tak. Pewnego dnia. Ale posłuchaj, czy ty naprawdę jesteś czarownicą?

— I jako baron będziesz wykonywał dobrze swoje obowiązki, tak? — zapytała Akwila, obracając kawałek masła. — Uczciwie, wspaniałomyślnie i porządnie? Będziesz dobrze ludziom płacił za ich pracę i opiekował się starcami? Nie pozwolisz, by ludzie wyrzucili jakąś staruszkę z jej obejścia?

— Mam nadzieję…

Akwila odwróciła się do niego twarzą, wciąż trzymając w dłoniach szpachelkę.

— Zrobisz to, ponieważ ja tu cały czas będę. Kiedy podniesiesz wzrok, zobaczysz, jak na ciebie patrzę. Przez cały czas. Będę się przyglądać wszystkiemu, ponieważ pochodzę z długiej linii Dokuczliwych i to jest moja ziemia. Ale ty możesz być naszym baronem i mam nadzieję, że dobrym. A jeśli nie będziesz… zostaniesz rozliczony…

— Posłuchaj, ja wiem, że byłaś… byłaś… — zaczął Roland, purpurowiejąc na twarzy.

— Bardzo pomocna — podsunęła mu Akwila.

— … ale nie możesz ze mną tak rozmawiać.

Akwila nie miała wątpliwości, że właśnie w tej chwili doszedł ją gdzieś spod dachu cichutki głosik:

— Na litość! Co za ciutglut!

Na chwilę zamknęła oczy, a potem z bijącym sercem pokazała szpachelką jedno z pustych wiader i wydała polecenie:

— Napełnij się!

Coś zamajaczyło i nagle wiadro było pełne wody, i jeszcze kołysało się lekko, rozchlapując ją dookoła.

Roland wybałuszył oczy. Akwila obdarzyła go jednym ze swych najsłodszych uśmiechów, który potrafił być przerażający.

— Nie powiesz nikomu, prawda? — zapytała.

Odwrócił się do niej, tym razem całkiem blady.

— Nikt mi nie uwierzy… — wyszeptał.

— No cóż. W takim razie jesteśmy kwita. Czy to nie miłe? A te raz, jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym skończyć z masłem i zabrać się do sera.

— Ser? Ale przecież ty… mogłabyś robić wszystko, co chcesz! — wykrzyknął Roland.

— No i właśnie teraz chcę zrobić ser — odparła spokojnie Akwila. — Zjeżdżaj.

— Ta farma należy do mojego ojca! — nie wytrzymał Roland. W tej samej chwili uświadomił sobie, że powiedział to o wiele za głośno.

Odkładana szpachelka dziwnie zabrzęczała.

— Wykazałeś się wielką odwagą, mówiąc to — powiedziała Akwila, odwracając się w jego stronę — ale mam nadzieję, że po krótkim zastanowieniu już tego żałujesz.

Roland, który zamknął oczy, pokiwał głową.

— To dobrze — stwierdziła dziewczynka. — Dziś robię ser. Jutro mogę mieć ochotę na coś innego. Może się też zdarzyć, że przez jakiś czas mnie tu nie zastaniesz. Będziesz się wtedy zastanawiał: Gdzie też ona może być? Ale część mnie pozostanie tutaj na zawsze. Zawsze będę myśleć o tym miejscu, będę na nie spoglądać. I powrócę tu. A teraz zjeżdżaj.

Odwrócił się i pobiegł.

Kiedy jego kroki ucichły, Akwila odezwała się:

— No dobrze, który z was tutaj jest?

— To ja, panienko. Nie-tak-duży-jak-Średniej-Wielkości-Jock-ale-większy-niż-Ciut-Jock-Jock, panienko. — Praludek pojawił się za wiadrem i dodał: — Rozbój powiedział, że powinniśmy przez ciutchwilę mieć na ciebie oko i podziękować ci.

To wciąż magia, pomyślała Akwila, choć wiesz, jak się dzieje.

— Pilnujcie mnie tylko w mleczarni — oświadczyła. — Żadnego szpiegowania.

— O nie, panienko — powiedział nerwowo Nie-tak-duży-jak-Średniej-Wielkości-Jock-ale-większy-niż-Ciut-Jock-Jock. A potem się uśmiechnął — Fiona będzie wodzą klanu w pobliżu Gór Miedzianogłowych i poprosiła, żebym był jej bardem.

— Gratulacje!

— A William twierdzi, że sobie poradzę, jeśli jeszcze trochę poćwiczę na mysich dudach — ciągnął praludek. — I… no…

— Tak? — zapytała Akwila.

— No bo Hamisz powiedział, że w klanie nad Długim Jeziorem jest dziewczyna, która by mogła zostać wodzą i… no i… klan, z którego pochodzi… jest bardzo porządny… — Praludek zrobił się fioletowy ze wstydu.

— To dobrze — powiedziała Akwila. — Na miejscu Rozbója natychmiast bym po nią posłała.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wolni Ciutludzie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wolni Ciutludzie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wolni Ciutludzie»

Обсуждение, отзывы о книге «Wolni Ciutludzie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x