Terry Pratchett - Bogowie, honor, Ankh-Morpork

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Bogowie, honor, Ankh-Morpork» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bogowie, honor, Ankh-Morpork: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bogowie, honor, Ankh-Morpork»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Coś nowego pojawiło się między starożytnymi miastami Ankh-Morpork i Al-Khali. Dosłownie. To wyspa, wynurzająca się z dna Okrągłego Morza Dysku. Ponieważ jest niezamieszkana i oba miasta roszczą sobie do niej prawa, komendant Vimes ze swymi wiernymi strażnikami staje wobec zbrodni tak wielkiej, że żadne prawa jej nie obejmują.

Bogowie, honor, Ankh-Morpork — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bogowie, honor, Ankh-Morpork», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Leżał w wannie, z nosem tuż nad powierzchnią wody, kiedy usłyszał — obok tego szczególnego dźwięku „gloingloing”, który powstaje, kiedy ma się uszy pod wodą — także jakąś rozmowę. Potem otworzyły się drzwi.

— Przyszedł Fred — powiedziała Sybil. — Vetinari cię wzywa.

— Już? Przecież nawet nie zaczęliśmy kolacji!

— Idę z tobą, Sam. Nie może bez przerwy cię wyciągać o każdej porze.

Sam Vimes usiłował wyglądać tak poważnie, jak to tylko możliwe dla mężczyzny trzymającego gąbkę.

— Sybil, jestem komendantem Straży Miejskiej, a on jest władcą tego miasta. Nie pójdziesz chyba do niego jak do nauczyciela na skargę, że słabo mi idzie z geografii…

— Powiedziałam, że idę z tobą, Sam.

Okręt zjechał po szynach i zniknął pod wodą. Na powierzchnię wypłynął strumień baniek.

Leonard westchnął. Bardzo starannie powstrzymał się od umieszczenia korka w otworze. Prądy mogły ponieść Okręt dokądkolwiek. Miał nadzieję, że potoczy się do najgłębszej otchłani w oceanie, a może nawet poza Krawędź.

Szedł niezauważony wśród tłumów, aż dotarł do pałacu. Z łatwością pokonał ukryty korytarz, odruchowo unikając pułapek, ponieważ sam je zaprojektował.

Dotarł do swego przestronnego pokoju. Kiedy był już w środku, zamknął za sobą drzwi na klucz, a klucz wysunął przez szczelinę pod nimi. Potem odetchnął.

Więc taki jest ten świat? Najwyraźniej całkiem szalony i pełen szaleńców. Od tej chwili zachowa najwyższą ostrożność. Okazuje się, że niektórzy spróbują przerobić na broń absolutnie wszystko.

Zaparzył sobie herbatę. Dość długo to trwało, gdyż musiał opracować lepszy typ łyżeczki i nieduży aparat poprawiający cyrkulację wrzącej wody.

Potem usiadł w swoim specjalnym fotelu i pociągnął dźwignię. Opadły przeciwwagi. Gdzieś tam z jednego zbiornika do drugiego chlusnęła woda. Elementy fotela zaskrzypiały i ustawiły się w wygodnych pozycjach.

Leonard patrzył smętnie przez okno. Kilka morskich ptaków krążyło leniwie w błękitnym kwadracie, prawie nie poruszając skrzydłami…

Po chwili, przy stygnącej herbacie, Leonard zaczął rysować.

— Lady Sybil? To prawdziwa niespodzianka — powitał ich Vetinari. — Dobry wieczór, sir Samuelu. Niech mi będzie wolno zauważyć, że nosi pan bardzo ładny szalik. I kapitan Marchewa. Proszę, siadajcie. Mamy wiele spraw do omówienia.

Usiedli.

— Przede wszystkim — zaczął Vetinari — przygotowałem proklamację dla miejskich heroldów. Wieści są dobre.

— Wojna się oficjalnie skończyła, prawda? — upewnił się Marchewa.

— Wojny, kapitanie, nigdy nie było. Zaszło… nieporozumienie.

— Nie było? — zaprotestował Vimes. — Zginęli ludzie!

— Istotnie — przyznał Vetinari. — A to sugeruje, nieprawdaż, że powinniśmy starać się jak najlepiej rozumieć siebie nawzajem.

— Co z księciem?

— Jestem przekonany, Vimes, że można z nim robić interesy.

— Nie wydaje mi się!

— Książę Khufurah? Sądziłem, że go pan polubił.

— Co? A co się stało z tym drugim?

— Jak rozumiem, na dłuższy czas wyjechał z miasta — wyjaśnił Patrycjusz. — W niejakim pośpiechu.

— Chodzi o taki wyjazd, gdzie człowiek się nie zatrzymuje, nawet by spakować bagaż?

— To właśnie ten rodzaj wyjazdu, istotnie. Jak się zdaje, zirytował wielu ludzi.

— Wiemy, w jakie okolice się udał?

— Do Klatchistanu, jak słyszałem… Przepraszam, czyżbym powiedział coś śmiesznego?

— Ależ nie. Skąd. Pewna myśl wpadła mi tylko do głowy, to wszystko.

Patrycjusz wyprostował się.

— I znowu pokój okrywa wszystko kojącym pledem.

— Chociaż nie wydaje mi się, żeby Klatchianie byli szczególnie zadowoleni.

— Naturą ludu jest, by sprzeciwiać się swoim przywódcom, kiedy przestaje im sprzyjać szczęście — stwierdził Vetinari, nie zmieniając wyrazu twarzy. — Och, bez wątpienia pojawią się kłopoty. Będziemy musieli je… przedyskutować. Książę Khufurah jest uprzejmym człowiekiem. Całkiem podobnym do swoich przodków. Butelka wina, chleb i tym podobne, a przynajmniej szerszy wybór tych podobnych, i przestanie się zbytnio interesować polityką.

— Oni są równie sprytni jak my — zauważył Vimes.

— W takim razie musimy się utrzymać przed nimi — odparł Vetinari.

— Coś w rodzaju wyścigu mózgów.

— Lepszy od wyścigu zbrojeń. I tańszy. — Patrycjusz przerzucił jakieś papiery. — O czym to ja… A tak. Sprawa ruchu ulicznego.

— Ruchu? — Umysł Vimesa próbował zawrócić w miejscu.

— Tak. Nasze starożytne ulice stają się ostatnio bardzo zatłoczone. Słyszałem, że pewien woźnica przy Królewskiej Drodze osiedlił się i założył rodzinę, stojąc w korku. A obowiązek utrzymywania przejezdnych ulic należy do najstarszych powierzonych straży.

— Możliwe, sir, ale ostatnio…

— Dlatego ustanowi pan wydział, który zajmie się regulowaniem tych kwestii. Rozwiązywaniem problemów, jak skradzione wozy i tak dalej. Utrzymywaniem przepustowości głównych skrzyżowań. Może też wymierzaniem kar pieniężnych dla woźniców, którzy parkują za długo i utrudniają ruch. I tak dalej. Sierżant Colon i kapral Nobbs będą, jak sądzę, idealnie się nadawać do tej pracy, która, jak podejrzewam, z łatwością może się okazać samofinansująca. Jaka jest pańska opinia?

Szansa, by się „samofinansować” i żeby przy tym do nich nie strzelali, pomyślał Vimes. Uznają, że umarli i trafili do nieba.

— Czy to ma być dla nich nagroda za coś?

— Powiedzmy tyle, Vimes… kiedy się stwierdza, że ma się kwadratowy kołek, zaczyna się szukać kwadratowego otworu.

— Myślę, że to dobry pomysł, sir. Oczywiście oznacza, że będę musiał kogoś awansować…

— Jestem pewien, że mogę panu zostawić takie szczegóły. Niewielka premia dla nich obu także byłaby na miejscu. Powiedzmy, dziesięć dolarów. Aha, jest jeszcze coś, Vimes. I bardzo się cieszę, że lady Sybil jest z nami i może tego wysłuchać. Chciałbym zmienić tytuł związany z pańskim stanowiskiem.

— Tak?

— „Komendant” to długie słowo. Przypomniano mi jednak, że słowem, które oryginalnie oznaczało komendanta, było „Dux”.

— Dux Vimes? — upewnił się Vimes.

Usłyszał, jak Sybil gwałtownie wciąga powietrze.

Uświadomił sobie pełną wyczekiwania ciszę, jaka nagle zapadła — taką, jaka występuje pomiędzy zapaleniem lontu a wybuchem. Kilka razy powtórzył w myślach to słowo.

— Diuk? — powiedział. — O nie… Sybil, czy możesz poczekać na zewnątrz?

— Dlaczego, Sam?

— Chcę przedyskutować to z jego lordowską mością w sposób bardzo osobisty.

— Znaczy: zrobić awanturę?

— Przedyskutować.

Lady Sybil westchnęła.

— Dobrze. Będzie, jak chcesz, Sam. Wiesz o tym.

— Są pewne… kwestie z tym związane — oświadczył Vetinari, kiedy drzwi się zamknęły.

— Nie!

— Może powinien je pan poznać.

— Nie. Już kiedyś mnie pan tak załatwił! Nowa straż jest zorganizowana, osiągnęliśmy prawie właściwą liczbę, na funduszu wdów i sierot mamy tyle pieniędzy, że ludzie ustawiają się w kolejkach do patroli w niebezpiecznych dzielnicach, a na komendzie wisi prawie nowa tarcza do strzałek! Nie ma pan czym mnie przekupić, żebym się zgodził! Niczego nam nie potrzeba!

— Zawsze uważałem, że Kamienna Gęba Vimes jest człowiekiem niesprawiedliwie oczernianym.

— I nie przyjmę… Co? — Vimes wyhamował w gniewie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bogowie, honor, Ankh-Morpork»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bogowie, honor, Ankh-Morpork» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Bogowie, honor, Ankh-Morpork»

Обсуждение, отзывы о книге «Bogowie, honor, Ankh-Morpork» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x