— O to ci tylko chodziło, prawda? — zapytał.
— Nie, sir. Tak się tylko zaczęło.
— No to tak się teraz kontynuuje. Przed nami ciężki dzień. W tej chwili zaniosę waszą propozycję rozejmu do pokoju na końcu korytarza i przedstawię ją bardzo ważnym ludziom… — głos zabrzmiał bezbarwnie, gdy Vimes wymawiał ostatnie słowa — …którzy właśnie dyskutują, co zrobić z Borogravią. Dostaniecie swój rozejm, żywność, prawdopodobnie też inną pomoc.
— Skąd pan wie? — zdziwiła się Polly. — Jeszcze o tym nie mówili. — Jeszcze nie. Ale, jak już wspomniałem… byłem kiedyś sierżantem. Angua!
Drzwi się otworzyły i weszła Angua. Jak powiedział Vimes: nie dało się poznać, że jest wilkołakiem, dopóki człowiek się o tym nie przekonał…
— Muszę się ogolić, zanim pójdę na to spotkanie z ważnymi ludźmi — stwierdził Vimes. — Oni przywiązują wielką wagę do golenia.
Polly była trochę zakłopotana, schodząc po schodach za sierżant Anguą. Jak zacząć rozmowę? „Więc jesteś wilkołakiem” brzmi dość idiotycznie. Cieszyła się, że Nefryt i Maladicta zostały w poczekalni.
— Tak — powiedziała Angua. — Jestem.
— Ale ja nic nie mówiłam! — wystraszyła się Polly.
— Nie, ale jestem przyzwyczajona do takich sytuacji. Nauczyłam się poznawać sposoby, w jakie ludzie nie mówią pewnych rzeczy. Nie przejmuj się.
— Śledziłaś nas — stwierdziła Polly.
— Tak.
— Czyli musiałaś wiedzieć, że nie jesteśmy mężczyznami.
— O tak — przyznała Angua. — Mój zmysł węchu jest o wiele bardziej czuły niż wzrok, a mam dobre oczy. Ludzie to mocno pachnące stworzenia. Ale chcę cię zapewnić, że nie powiedziałabym panu Vimesowi, gdybym nie usłyszała, jak ze sobą rozmawiacie. Każdy mógł was podsłuchać, nie trzeba do tego wilkołaka. Ale wszyscy mają swoje tajemnice, których woleliby nie rozgłaszać. Pod tym względem wilkołaki przypominają trochę wampiry. Jesteśmy tolerowane… jeśli jesteśmy ostrożne.
— To rozumiem — westchnęła Polly. Tak jak my, pomyślała.
Angua zatrzymała się przed ciężkimi, okutymi drzwiami.
— On jest w środku — powiedziała. Wyjęła klucz i przekręciła go w zamku. — Wrócę pogadać z resztą. Daj mi znać, kiedy będziecie gotowi…
Z bijącym sercem Polly wyszła do środka i zobaczyła Paula. Był też myszołów na żerdzi przy otwartym oknie. A na ścianie, gdzie Paul pracował tak skoncentrowany, że wystawił język z kącika ust i w ogóle nie zauważył, że otworzyła drzwi, drugi myszołów odlatywał ku wschodzącemu słońcu.
W tej chwili Polly była skłonna wybaczyć Ankh-Morpork niemal wszystko. Ktoś przyniósł Paulowi pudełko kolorowej kredy.
Długi dzień wydłużał się jeszcze bardziej. Miała coś jakby władzę. Wszystkie miały. Ludzie się przed nimi rozstępowali. Walki ustały, one były tego przyczyną, a nikt nie wiedział dlaczego.
Były też zabawniejsze momenty. Może i miały władzę, ale rozkazy wydawał generał Froc. A generał Froc może i wydawał rozkazy, ale można było przypuszczać, że sierżant sztabowy Jackrum je uprzedza.
Może właśnie dlatego Kukuła poprosiła Polly i Stukacz, by z nią poszły. Wprowadzono je do pokoju, gdzie dwóch strażników stało po bokach zbaraniałego młodego człowieka o imieniu Johnny, który miał jasne włosy i niebieskie oczy, złoty kolczyk w uchu i spodnie spuszczone do kolan, gdyby Kukuła chciała sprawdzić jego kolejną wyróżniającą cechę.
Miał też podbite oko.
— Czy to ten? — zapytała major Clogston, która stała oparta o ścianę i gryzła jabłko. — Generał kazał ci przekazać, że dostaniesz wiano w wysokości pięciuset koron w złocie, z najlepszymi życzeniami od armii.
Johnny poweselał trochę, słysząc tę obietnicę. Kukuła zmierzyła go długim, uważnym spojrzeniem.
— Nie — uznała w końcu i odwróciła się. — To nie on. Johnny otworzył usta, ale Polly krzyknęła:
— Nikt was nie pytał o zdanie, szeregowy!
A taka była natura owego dnia, że się zamknął.
— Obawiam się, że to jedyny kandydat — stwierdziła Clogston. — Mamy dowolną liczbę kolczyków, jasnowłosych głów, niebieskich oczu i Johnnych. Oraz sporo różnych pieprzyków. Ale ten jedyny ma wszystko. Jesteś pewna?
— Całkowicie. — Kukuła raz jeszcze przyjrzała się chłopcu. — Mój Johnny musiał zginąć.
Clogston podeszła i zniżyła głos.
— W takim razie generał kazał nieoficjalnie przekazać, że może zorganizować świadectwo ślubu, obrączkę i wdowią rentę.
— Może to zrobić? — szepnęła Polly.
— Dla jednej z was? Dzisiaj? Zdziwiłabyś się, co jest możliwe — zapewniła Clogston. — Nie myślcie o niej źle. Chciała jak najlepiej. Jest bardzo praktycznym oficerem.
— Nie — odparła Kukuła. — Ja… To jest… Nie. Dziękuję, ale nie.
— Jesteś pewna? — spytała Polly.
— Całkowicie.
Kukuła zrobiła wyzywającą minę. A że nie była z natury osobą wyzywającą, efekt nie był dokładnie taki, jak sądziła i jaki być powinien; budził natomiast pewne skojarzenia z osobą cierpiącą na hemoroidy. Ale robił wrażenie.
— Jeśli jesteście pewna, szeregowy… — powiedziała Clogston. — No to w porządku. Odprowadźcie tego człowieka, sierżancie.
— Jedną chwileczkę — poprosiła jeszcze Kukuła. Stanęła przed Johnnym i wyciągnęła rękę. — Zanim cię stąd wyprowadzą, oddaj mi sześć pensów, ty sukinsynu!
Polly wyciągnęła rękę do Clogston, a major uścisnęła ją z uśmiechem. To było kolejne drobne zwycięstwo. Jeśli lawina jest dostatecznie potężna, potoczą się nawet kwadratowe kamienie.
Polly skierowała się do sporej celi przeznaczonej na kobiece koszary, a raczej koszary dla oficjalnych kobiet. Mężczyźni prześcigali się w wysiłkach, żeby dostarczyć tam poduszki albo drewno na opał. Wszystko to było bardzo dziwne. Polly odnosiła wrażenie, że są traktowane jak coś niebezpiecznego i delikatnego, powiedzmy na przykład, jak wielka i piękna waza pełna trucizny.
Kiedy skręciła za rogiem na wielki dziedziniec, zobaczyła tam de Worde’a i pana Chrieka. Nie było przed nimi ucieczki. Wyraźnie kogoś szukali.
De Worde rzucił jej spojrzenie pełne wyrzutu, ale i nadziei.
— Ehm… Czyli jesteście kobietami, tak? — zapytał.
— No… tak — przyznała Polly.
De Worde wyjął notes.
— To niezwykła historia — powiedział. — Naprawdę przebiłyście się aż tutaj i weszłyście do środka przebrane za praczki?
— Wie pan, jesteśmy kobietami i zdarzało nam się prać. Wydaje mi się, że było to bardzo chytre przebranie. Można nawet powiedzieć, że weszłyśmy do środka, w ogóle się nie przebierając.
— Generał Froc i kapitan Bluza mówią, że są z was bardzo dumni.
— Och, czyli dostał awans…
— Tak. A Froc mówi, że sprawiłyście się wspaniale jak na kobiety.
— No, chyba rzeczywiście — zgodziła się Polly. — Tak. Bardzo dobrze jak na kobiety.
— Generał oświadczył także… — De Worde sprawdził w notesie. — Oświadczył, że przynosicie chwałę kobietom tego kraju. Czy chciałabyś to jakoś skomentować?
Miał niewinną minę i może nie rozumiał zaciętego sporu, jaki właśnie wybuchł w głowie Polly. „Chwała dla kobiet tego kraju. Jesteśmy z was dumni” — te słowa jakoś usuwały je na bok, wskazywały właściwe miejsce, głaskały po głowie i odsyłały z cukierkiem. No ale od czegoś trzeba zacząć.
— To bardzo miło z jego strony — stwierdziła. — Chciałyśmy tylko wykonać swoje zadanie i wrócić do domu. Tego pragnie każdy żołnierz. — Zastanowiła się. — I jeszcze gorącej, słodkiej herbaty.
Читать дальше