Terry Pratchett - Zimistrz

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Zimistrz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2007, ISBN: 2007, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zimistrz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimistrz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tiffany zrobiła jeden niewłaściwy krok, popełniła jeden drobny błąd… A teraz duch zimy się w niej zakochał. Daje róże i góry lodowe, wyznaje uczucie lawinami i obsypuje płatkami śniegu. Trudno to znosić, kiedy ma się trzynaście lat, ale jest to również trochę no… miłe. „Łojzicku!” A tak, klan Nac Mac Feeglów jest na miejscu, by pomagać i się wtrącać. Ale jeśli Tiffany nie znajdzie rozwiązania, może już nigdy nie przyjdzie wiosna…

Zimistrz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimistrz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Czasami widywało się dwa lub trzy ich wozy stojące na jakiejś polanie. Wokół unosił się zapach klejów, które gotowali, by naprawiać najstarsze tomy. Niektóre książki były już tak stare, że druk został wytarty do szarości przez nacisk spojrzeń czytających.

Bibliotekarze byli tajemniczy. Podobno wystarczyło im spojrzeć na człowieka, a wiedzieli, jakiej książki potrzebuje; jednym słowem mogli odebrać komuś głos.

Teraz jednak przeszukiwali półki, by odnaleźć słynne dzieło T. H. Mouseholdera „Przetrwanie w śniegach”.

Sytuacja stawała się rozpaczliwa. Woły ciągnące wóz wyrwały się z uprzęży i uciekły wśród śnieżycy, piecyk niemal wygasł, a co najgorsze, zużywali już ostatnie świece. To oznaczało, że wkrótce nie będą mogli czytać.

— Tutaj, w „Pośród śnieżnych łasic” K. Pierpointa Poundswortha, jest napisane, że członkowie niefortunnej ekspedycji do Zatoki Wielorybów przeżyli, gotując zupę z własnych palców u nóg — poinformował młodszy bibliotekarz Grizzler.

— To ciekawe — przyznał starszy bibliotekarz Swinsley, którzy badał niższą półkę. — Podaje przepis?

— Nie, ale może znajdziemy coś w książce „Gotowanie w warunkach ekstremalnych” Nadmiara Kruka. Tam trafiliśmy na wczorajszy przepis na Pożywną Niespodziankę z Gotowanych Sznurówek…

Rozległo się głośne stukanie do drzwi. Były to drzwi dwuczęściowe, pozwalające na otworzenie tylko górnej połowy. Wtedy półka na dolnej tworzyła coś w rodzaju lady do stemplowania książek. Pukanie rozległo się znowu, tak mocne, że śnieg sypnął przez szczelinę.

— Mam nadzieję, że to nie znowu wilki — rzekł pan Grizzler. — Ostatniej nocy wcale nie mogłem zasnąć.

— A one pukają? Możemy sprawdzić w „Obyczajach wilków” kapitana W. E. Lightly’ego — zaproponował starszy bibliotekarz Swinsley. — A może po prostu pan otworzy? Szybko! Świece dogasają!

Grizzler otworzył górną połówkę drzwi. Na ladzie stała wysoka postać, słabo widoczna w niepewnym świetle przesłanianego chmurami księżyca.

— Sukam Romansu — zahuczała.

Młodszy bibliotekarz zastanawiał się przez chwilę.

— Nie jest panu trochę chłodno na dworze? — zapytał po chwili.

— Wy żeście som ci z tymi syćkimi książkami? — zapytała postać.

— Tak, istotnie… Ach, Romans! Oczywiście! — zawołał pan Swinsley z wyraźną ulgą. — W takim razie poproszę tu pannę Jenkins. Panno Jenkins, niech pani podejdzie.

— Cóś wyglonda, ze trochę tu pzymorzacie — stwierdziła postać.

— To psez te sople z sufitu.

— Owszem. Jednak udało nam się uchronić przed nimi książki — oświadczył pan Swinsley. — Ach, jest panna Jenkins. Ten, hm… dżentelmen szuka Romansu. To chyba pani dział.

— Tak, proszę pana — potwierdziła panna Jenkins. — O jaki gatunek romansu panu chodzi?

— No, taki co ma łokładke, wicie, a w środku te kartki z syćkimi słóweckami — wyjaśniła postać.

Panna Jenkins, która przyzwyczaiła się do takich opisów, zniknęła w mroku na drugim końcu wozu.

— Te chłystki to cołkiem pogłupioły! — odezwał się nowy głos. Zdawał się dobiegać od strony mrocznego pożyczającego, choć z okolic o wiele niższych niż głowa.

— Słucham? — zdziwił się pan Swinsley.

— Ach, no problemo — zapewniła pospiesznie postać. — Cierpię na marudne kolano. Staro choroba.

— Cemu nie spalom tych syćkich książek, co? — marudziło niewidoczne kolano.

— Pseprosam za to, sami wicie, jak to kolano może cłowiekowi narobić kłopotów publicnie — tłumaczył się przybysz.

— Wiem, jak to jest — zapewnił pan Swinsley. — Mnie też łokieć dokucza przy zlej pogodzie.

W dolnych regionach obcego toczyła się jakaś walka; trząsł się jak marionetka.

— Należy się jeden pens — powiedziała panna Jenkins. — Potrzebne będzie też pańskie nazwisko i adres.

Ciemna postać zadrżała.

— Och, ja… my nigdy nie podajemy nasego nazwiska ani adresu — oświadczyła. — To wbrew nasej religii, wicie. E… nie chciołbym wtykać kolana w wase sprawy, ale cemu tu zamorzacie na śmierć?

— Nasze woły uciekły, a śnieg jest niestety za głęboki, żeby iść pieszo — wyjaśnił pan Swinsley.

— Ano tak. Ale macie psecie piecyk i syćkie te stare i suche książki.

— No tak, mamy. — Bibliotekarz był wyraźnie zdziwiony.

Zapadła krępująca cisza, jak zwykle, kiedy dwoje ludzi nie potrafi zrozumieć nawzajem swojego punktu widzenia.

— Wicie… ja i… i moje kolano… pójdziemy i złapiemy wase krowy, co? — zaproponowała tajemnicza postać. — To będzie warte pensa jak nic. Duży Janie, zaraz pocujes, jako mam twardo rękę!

Postać zniknęła. Kłąb śniegu uniósł się w świetle księżyca. Przez chwilę słuchać było jakby odgłosy bójki, a potem cichnący w dali krzyk „Łojzicku!”.

Bibliotekarze już mieli zamknąć drzwi, kiedy usłyszeli przerażone porykiwanie wołów. Zbliżało się szybko.

Przez lśniące bielą wrzosowiska sunęły dwie kręte fale śniegu. Porykujące do księżyca zwierzęta sunęły na nich jak surferzy. Śnieg opadł o kilka stóp od wozu. Coś czerwono — niebieskiego przemknęło w powietrzu i romantyczna książka zniknęła.

Ale co było naprawdę dziwne, jak zgodzili się wszyscy bibliotekarze, to że kiedy woły wracały do nich tak prędko, wydawało się, że biegną tyłem.

* * *

Trudno było odczuwać skrępowanie w obecności niani Ogg, gdyż jej śmiech je odpędzał. Jej nic nie krępowało.

Dzisiaj Tiffany, nosząca dodatkową parę skarpet, by uniknąć dalszych roślinnych incydentów, wyruszyła z nią na „obchód po domach”, jak to określają czarownice.

— Robiłaś to z panną Spisek? — spytała niania, kiedy wyszły z domu. Wokół górskich szczytów zbierały się wielkie i ciężkie chmury — wieczorem miało spaść o wiele więcej śniegu.

— O tak. I z panną Płask, i z panną Pullunder.

— Podobało ci się? — Niania otuliła się płaszczem.

— Czasami. To znaczy, wiem, dlaczego to robimy, ale niekiedy człowiek ma dość ludzkiej głupoty. Ale dosyć lubię podawanie leków.

— Jesteś dobra w ziołach, co?

— Nie. Jestem bardzo dobra w ziołach.

— No, trochę się chyba przechwalasz, prawda?

— Gdybym nie wiedziała, jaka jestem dobra w ziołach, byłabym głupia, pani Ogg.

— Zgadza się. Dobrze. Dobrze jest być w czymś dobrą. Hm, nasza następna drobna posługa to…

…wykąpanie pewnej starszej pani, na ile to możliwe z dwoma blaszanymi miednicami i kilkoma myjkami. I to było czarownictwo. Potem odwiedziły kobietę, która niedawno urodziła dziecko, i to było czarownictwo, i mężczyznę z paskudnie poranioną nogą, o której niania powiedziała, że bardzo ładnie się goi, i to też było czarownictwo. W końcu, w odosobnionej grupce przygarbionych chatek wspięły się po wąskich schodach do maleńkiej sypialni, gdzie jakiś staruszek strzelił do nich z kuszy.

— Jeszcze nie umarłeś, stary łobuzie?! — zawołała niania. — Świetnie wyglądasz! Słowo daję, ten gość z kosą musiał zapomnieć, gdzie mieszkasz.

— Czekam na niego, pani Ogg — odpowiedział staruszek zadowolony. — Jak już mam odejść, to go ze sobą zabiorę.

— To moja dziewczyna, Tiff. Uczy się czarownictwa. — Niania podniosła głos. — A to pan Hogparsley, Tiff… Tiff!

Pstryknęła palcami przed oczami dziewczyny.

— Aha… — wymruczała Tiffany.

Nadal wytrzeszczała oczy ze zgrozą.

Brzęk cięciwy, kiedy niania otworzyła drzwi, był wystarczająco fatalny. Ale przez ułamek sekundy mogłaby przysiąc, że strzała przeleciała przez nianię Ogg i wbiła się w futrynę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zimistrz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimistrz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zimistrz»

Обсуждение, отзывы о книге «Zimistrz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x