Teraz nas zdziwiłaś, powiedział współżycz.
— Kiedy się boimy, stare partie naszego umysłu chcą się zachowywać, jakby były wciąż w głowie małpy, i zaatakować. Małpa reaguje. Ona nie myśli. Bycie człowiekiem polega na tym, by wiedzieć, kiedy nie być małpą, gadem czy którymkolwiek z dawnych ech. Ale kiedy ty przejmujesz człowieka, nie słuchasz tego, co jest w nim ludzkie. Słuchasz małpy. A małpa nie rozumie, cojest potrzebne, ona wie tylko, czego chce. Nie, ty niejesteś żadne „my”, jesteś,ja”. Ja. Współżycz powiedział to słowo, jakbyje smakował. Ja. Kim ja jestem?
— Chciałbyś mieć imię? To pomaga. Tak. Imię…
— Zawsze podobało mi się imię Artur.
Artur, powtórzył współżycz. Mnie też Artur się podoba. Więcje — śli ja jestem, ja mogę przestać być. Co teraz się stanie?
— Te stworzenia, które… przejąłeś, czy one nie umarły? Owszem, przytaknął Artur, ale nie wiem, jak to się stało. Po prostu przestawały być.
Akwila rozejrzała się po bezkresnym piasku. Nie widziała niczego, ajednak miała wrażenie jakiegoś ruchu. Zaskakująca zmiana światła, jakby zauważała coś, czego nie powinna była widzieć.
— Myślę — powiedziała — że powinieneś przekroczyć pustynię.
Cojest po drugiej stronie? — zapytał Artur.
— Nie sądzę, by istniały słowa, którymi można to opisać. Naprawdę?
— Myślę, że dlatego właśnie musisz przekroczyć pustynię. By się tego dowiedzieć.
Czekam na to. Dziękuję ci.
— Zegnaj… Arturze.
Poczuła, jak współżycz się oddala. Niewiele dało się zobaczyć, poleciało kilka ziarenek piasku, coś mignęło w powietrzu — ale powoli przemieszczał się przez czarną pustynię.
— Dobrze, że sobie to paskudztwo poszło! — wykrzyknął za nim Rozbój.
— Nie mów tak — skarciła go Akwila.
— No przecież zabijał, żeby samemu utrzymać się przy życiu.
— Nie chciał tego. Nie wiedział, jak działa człowiek.
— Ale trzeba przyznać, że pięknych bzdur mu naopowiadałaś — stwierdził z podziwem Rozbój. — Nawet bard by tak nie potrafił.
Akwila zastanowiła się, czy to prawda. Pewnego razu, kiedy wędrowni nauczyciele zjawili się w wiosce, zapłaciła im pół tuzinemjaj za poranny wykład ***Cuda Wszechświta!!!***. Jak na edukację było to bardzo drogie, ale też warto było. Nauczyciel był z lekka zwariowany nawetjak na nauczyciela, ale to, co mówił, wydawało się mieć sens doskonały. Jedną z najbardziej zadziwiających spraw we wszechświecie było to, że wcześniej czy później wszystko jest zrobione ze wszystkiego innego, choć aby do takiego stanu dojść, trzeba pewnie milionów i milionów lat. Inne dzieciaki chichotały i dyskutowały, lecz Akwila wiedziała, że to, co kiedyś było maleńkimi żywymi istotami, teraz stało się kredą wzgórz. Wszystko się zmienia, nawet gwiazdy.
To był bardzo dobrze spędzony ranek, zwłaszcza że zrefundowano jej pół jajka za pokazanie błędu w słowie „Wszechświata”.
Ale czy to jest prawda? Może nie ma to znaczenia. Może wystarczy, by było wystarczającą prawdą dla Artura.
Jej oczy, te wewnętrzne, które otworzyły się dwukrotnie, zaczęły się teraz zamykać. Czuła, jak wycieka z niej siła. W takim stanie nie można pozostać długo. Gdy tak bardzo koncentrowała się na wszechświecie, przestawała się koncentrować na sobie. Ludzie są bardzo mądrzy, bo nauczyli się zamykać swe umysły. Czy istnieje we wszechświecie coś równie wspaniałego jak nuda?
Usiadła — tylko na moment — i zagłębiła dłoń w piasku. Uniosła go w górę. Nie opadał, niczym dym odbijający światło gwiazd, wisiał w powietrzu tak, jakby miał cały czas wszechświata.
Nigdy nie czuła się tak zmęczonajakw tej chwili.
Wciąż słyszała wewnątrz siebie głosy. Współżycz zostawił za sobą kilka wspomnień. I pamiętała teraz czasy, gdy nie było jeszcze gwiazd, gdy nie było czegoś takiego jak wczoraj. Wiedziała, co jest wyżej niż niebo i co jest pod ziemią. Ale nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz spała, tak porządnie, w łóżku. Stan nieprzytomności się nie liczy. Zamknęła oczy i zamknęła je jeszcze raz…
Ktoś z całych sił kopnąłjąw kostkę.
— Nie wolno ci spać! — krzyczał Rozbój. — Nie tutaj! Wstawaj i idź!
Wciąż nieco otumaniona Akwila podniosła się w delikatnej chmurze czarnego pyłu i odwróciła się w stronę drzwi.
Ale niczego tam nie było.
Widziała swoje ślady na piasku, lecz prowadziły tylko kilka kroków, a potem powoli zanikały. Wokół niej była niezmierzona pustynia.
Odwróciła się w stronę wysokich gór, ale widok zasłoniłajej wysoka postać, cała na czarno, trzymająca w rękach kosę. Wcześniej z pewnościąjej nie było.
DOBRYWIECZÓR, powiedział Śmierć.
Akwila popatrzyła w głąb czarnego kaptura. Widziała czaszkę, a oczodoły lśniły na niebiesko.
Dobrze przynajmniej, że kości nigdy nie przerażały Akwili. To była przecież tylko kreda, po której się chodzi.
— Czy ty…? — zaczęła, ale w tym samym momencie Rozbój wrzasnął i skoczył prosto w oczodół.
Rozległo się głuche uderzenie. Śmierć zrobił krokw tył i uniósł kościstą dłoń do kaptura. Wyciągnął Rozbója za włosy i trzymał go teraz na długość ramienia. Fik Mik Figiel kopał w powietrzu i przeklinał.
CZYTO TWOJE? — zapytał Śmierć Akwilę. Jego głos rozchodził się wokółjak grzmot.
— Nie. Onjest… jego.
NIE OCZEKIWAŁEM DZISIAJ FIK MIK FIGLA, powiedział Śmierć. WTAKIMWYPADKU WŁOŻYŁBYM UBRANIE OCHRONNE, CHA, CHA.
— To prawda, że dużo się biją — przyznała Akwila. — Tyjesteś Śmierć, tak? Wiem, że moje pytanie brzmi trochę głupio.
NIE BOISZ SIĘ?
— Jeszcze nie… którędy do antaby? — Z jakiegoś powodu czuła, że musi się wyrażać wyszukanie.
Przez chwilę panowała cisza. Potem Śmierć odezwał się zdziwiony:
— TO NIE JEST SAMICA ORŁA?
— Nie, chociaż wszyscy tak myślą. Ale tak naprawdę tojest wyjście, które można za sobą zamknąć.
Śmierć pokazał ręką, w której wciąż się szarpał rozgniewany do wrzenia Rozbój.
W TAMTĄ STRONĘ. MUSISZ PRZEJŚĆ PRZEZ PUSTYNIĘ.
— Aż do gór?
TAK, ALE TĘ DROGĘ MOŻE POKONAĆ TYLKO KTOŚ, KTO NIE ŻYJE.
— Musisz mnie puścić wcześniej czy później, ty przyrządzie do nauki anatomii! — krzyczał Rozbój. — A wtedy tak ode mnie oberwiesz…
— Tutaj były drzwi — powiedziała Akwila.
OCH TAK, przyznał Śmierć. LECZ SĄ PEWNE ZASADY TO BYŁO WEJŚCIE.
— Jaka to różnica?
PRZYKRO MI, ALE PODSTAWOWA MUSISZ SIĘ ZOBACZYĆ WYCHODZĄCĄ. TYLKO NIE USYPIAJ TUTAJ. W TYM MIEJSCU SEN TRWA WIECZNIE.
Śmierć zniknął. Rozbój upadł na piasek, zerwał się, gotów do walki, ale nie byłojuż nikogo.
— Musisz zrobić wyjście — oświadczył.
— Nie wiem jak! Mówiłam ci, żebyś tutaj ze mną nie wchodził. A czy ty potrafisz wyjść?
— Pewnie tak. Ale chciałbym ciebie widzieć bezpieczną. Wodza nałożyła na mnie powinność. Muszę uratować wiedźmę wzgórz.
— Joanna tak ci powiedziała?
Akwila znowu osunęła się na piasek, który zawirował wokół niczym fontanna.
— Nigdy stąd nie wyjdę. Wejść wcale nie było trudno… Rozejrzała się. Choć nie było to widoczne na pierwszy rzut oka, potrafiła dostrzec zmiany światła, które pojawiały się co jakiś czas, i to że piasek się nieco unosił w powietrze.
To mijająją ludzie, których ona nie może zobaczyć. Umarli idą przez pustynię sprawdzić, co kryje się za górami.
Читать дальше