Terry Pratchett - Łups!

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Łups!» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Łups!: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Łups!»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dolina Koom to właśnie tam trolle złapały w zasadzkę krasnoludów, a krasnoludy złapały w zasadzkę trolle. To było daleko stąd. To było dawno temu.Sam Vimes ze Straży Miejskiej Ankh-Morpork znowu zobaczy wojnę, tym razem przed własnym biurem, jeśli nie rozwiąże zagadki morderstwa przynajmniej jednego krasnoluda. Kiedy jego ukochana Straż się rozsypuje, kiedy grzmią werble bojowe, musi odsłonić każdy ślad, przechytrzyć każdego skrytobójcę, pokonać każdą ciemność, by znaleźć rozwiązanie. Aha codziennie o szóstej, niezawodnie, bez żadnych wykrętów, musi wrócić do domu i poczytać synkowi Gdzie jest moja krówka ze wszystkimi odpowiednimi odgłosami podwórka. Są pewne rzeczy, które zwyczajnie trzeba załatwić.Pomysłowe, dowcipne, logiczne…
Wszystko, czym powinna być kolejna powieść w cyklu fantasy, a nawet więcej.

Łups! — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Łups!», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— On ogle soggle!

Vimes patrzył. To było mówiące pudełko. I o coś mu chodziło.

— Woggle soggle lon!

Powoli przechylił pudełko. Z wnętrza wylała się woda.

— Nie słuchałeś! Krzyczałem, a ty nie słuchałeś! — żalił się chochlik. — Jest za pięć szósta! Czytanie Młodemu Samowi!

Vimes położył sobie protestujące pudełko na piersi i wpatrzył się w blade gwiazdy.

— Muszę czytać Młodemu Samowi — wymamrotał i zamknął oczy. I natychmiast otworzył je znowu. — Muszę czytać Młodemu Samowi!

Gwiazdy się przesuwały. To nie było niebo! Jak mogłoby to być niebo?

To przecież przeklęta jaskinia, prawda?

Jednym ruchem przetoczył się i poderwał na nogi. Gwiazd pojawiło się więcej; sunęły po ścianach. Vurmy poruszały się celowo. Nad jego głową zmieniły się już w rozjarzoną rzekę.

I chociaż trochę migotały, jednak zapalały się znowu światełka w głowie Vimesa. Rozejrzał się w tym, co przestało być ciemnością, zmieniło się w głęboki mrok, a mrok był niczym jasny dzień po ciemności, jaka panowała wcześniej.

— Muszę czytać Młodemu Samowi… — wyszeptał, zwracając się do groty ogromnych stalaktytów i stalagmitów, wszystkich lśniących wilgocią. — Czytać… Młodemu Samowi…

Potykając się, ślizgając w płytkich kałużach, przebiegając czasem po łatach białego piasku, Vimes ruszył za światłami.

* * *

Minutowa wskazówka na stojącym w holu zegarze dotarła już prawie do dwunastki i drżała. Sybil starała się nie patrzeć na zmartwione twarze swego gospodarza i gospodyni. Gwałtownie otworzyła drzwi frontowe. Nie było tam Sama. Nikt też nie galopował drogą.

Zegar wybił godzinę. Usłyszała, że ktoś staje cicho obok niej.

— Czy życzy sobie pani, żebym poczytał młodemu paniczowi, madame? — zaproponował Willikins. — Być może, męski głos zdoła…

— Nie. Ja tam pójdę — odparła spokojnie Sybil. — Ty zaczekaj tu na mojego męża. Będzie niedługo.

— Tak, proszę pani.

— Prawdopodobnie będzie się bardzo spieszył.

— Zaprowadzę go natychmiast, proszę pani.

— Będzie tu, wiesz przecież!

— Tak, proszę pani.

— Choćby musiał przechodzić przez ściany!

Wspięła się na schody w chwili, gdy zegar skończył wybijać godzinę. Ten zegar źle chodzi. To przecież oczywiste.

Młody Sam został umieszczony w dawnym pokoju dziecinnym — dość ponurym pomieszczeniu, całym w szarościach i brązach. Był tu naprawdę przerażający koń na biegunach, ze strasznymi zębami i obłąkanymi szklanymi oczami.

Chłopczyk stał już w łóżeczku. Uśmiechał się, ale uśmiech zmienił się w wyraz zdziwienia, kiedy Sybil przysunęła sobie krzesło i usiadła.

— Tatuś poprosił mamusię, żeby ci dzisiaj poczytała, Sam — oznajmiła wesoło. — Będzie zabawnie, prawda?

Serce nie mogło jej pęknąć, ponieważ było już rozbite na drobne kawałeczki. Ale i tak jęknęło cicho, gdy chłopczyk popatrzył na nią, na drzwi, znowu na nią, a potem zaczął głośno płakać.

* * *

Potknął się i upadł do płytkiej sadzawki. Odkrył, że przewrócił się o krasnoluda. Martwego. Bardzo martwego. Tak bardzo martwego, że kapiąca woda zbudowała na nim niewielki stalagmit, a warstewką mlecznego kamienia umocowała go do skały, przy której siedział.

— Muszę czytać dziecku — wyjaśnił z powagą Vimes pociemniałemu hełmowi.

Kawałek dalej, na piasku, leżał krasnoludzi topór. To, co działo się obecnie w głowie Vimesa, trudno określić jako spójne myśli. Słyszał jednak przed sobą ciche odgłosy, a instynkt — tak stary jak myśl — uznał, że nie istnieje coś takiego jak nadmierna siła rąbania.

Vimes podniósł broń — pokrywała ją tylko cieniutka warstewka rdzy. Wokół zauważył inne garby i wzgórki na podłożu jaskini. Teraz, kiedy przyjrzał się im dokładniej, wszystkie chyba…

Nie ma czasu! Trzeba czytać książkę!

Na końcu groty teren podnosił się trochę, nieco zdradziecki z powodu kapiącej wody. Bronił się przed Vimesem, ale topór pomagał w marszu. Jeden problem naraz. Wspinać się. Trzeba czytać książkę!

I wtedy usłyszał płacz. To jego syn płakał. Krzyk wypełnił umysł.

Będą płonąć…

Schody wpłynęły w jego wizję — schody sięgające w nieskończoną ciemność. Krzyk dobiegał stamtąd.

Stopy się ześliznęły. Ostrze topora wgryzło się w mleczny kamień. Łkając i klnąc, zsuwając się przy każdym kroku, Vimes dotarł na szczyt zbocza.

Otworzyła się przed nim ogromna jaskinia. Wszędzie krzątały się krasnoludy. Wyglądało to jak kopalnia.

Czterech stało całkiem niedaleko Vimesa, w którego wizjach podskakiwały małe owieczki. Krasnoludy wpatrywały się w tę krwawą, chwiejącą się zjawę, sennie machającą mieczem w jednej ręce i toporem w drugiej.

Oni też mieli topory. Ale zjawa spojrzała na nich groźnie i zapytała:

— Gdzie… jest… moja… krówka?

Cofnęli się.

— Czy to moja krówka?— dopytywał się stwór, ruszając chwiejnie naprzód.

Smutnie pokręcił głową.

— Robi „Beee!” —zatkał. — To… owieczka.

Osunął się na kolana, zacisnął zęby i zwrócił twarz ku górze. Jak człowiek tracący zmysły od cierpień, zaklinający bóstwa fortuny i burzy, ryknął:

— To! Nie!! Moja!!! Krówka!!!!

Wołanie rozbrzmiało echem w jaskini, a tak wielka moc je wysłała, że przebiło się przez zwykłą skałę, przetopiło przez zwykłe góry, zahuczało przez długie mile… A w ponurym dziecinnym pokoju Młody Sam przestał płakać i rozejrzał się, nagle szczęśliwy, choć zdziwiony. I powiedział, zaskakując swą zrozpaczoną matkę:

Kuf!

Krasnoludy cofały się po zboczu. Nad nimi przelewały się vurmy lśniące zielono.

— Gdzie jest moja krówka? Czy to moja krówka?— zapytał intruz.

We wszystkich zakamarkach groty krasnoludy przerwały pracę. Atmosferę wypełniła niepewność. To był przecież tylko jeden człowiek. W wielu umysłach pojawiło się pytanie: Co ktoś zamierza z tym zrobić? Nie przeformowało się jeszcze w: Co ja mam zamiar z tym zrobić? I gdzie ta krówka? Na dole nie było żadnych krówek.

— Robi „Ihaha!”. To konik! To nie moja krówka!

Krasnoludy spoglądały po sobie. Gdzie w takim razie jest konik? Czy ktoś słyszał konia? Może ktoś jeszcze krąży tu pod ziemią?

Czterej wartownicy weszli do groty, szukając rady i wsparcia. Zebrało się tu już kilku głębinowców, którzy pogrążeni w gorączkowej rozmowie, nerwowo zerkali na zbliżającego się człowieka.

W migoczącej wizji Vimesa pojawiały się też kudłate króliczki i puszyste kaczuszki.

Znowu osunął się na kolana i zapłakał, wpatrzony w ziemię.

Sześciu osłoniętych czernią strażników odłączyło się od grupy. Jeden z nich wysuwał przed sobą ogniową broń i ostrożnie zbliżał się do przybysza. Płomyk zapłonu na czubku był najjaśniejszym punktem w jaskini.

Intruz uniósł głowę; płomyk odbijał się czerwienią w jego oczach.

— Czy to moja krówka? —warknął.

A potem cisnął toporem znad ramienia, prosto w strażnika. Topór uderzył w ogniową broń, która wybuchła.

— Robi „Hruumgh!”

Hg! — powiedział Młody Sam, kiedy matka tuliła go, wpatrzona w ścianę.

Płonący olej rozprysnął się w ciemności. Kilka kropli chlapnęło Vimesowi na rękę. Ból, ostry ból był daleki i obojętny. Vimes zdawał sobie sprawę, ale tak jak zdawał sobie sprawę z istnienia księżyca.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Łups!»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Łups!» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Łups!»

Обсуждение, отзывы о книге «Łups!» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x