Terry Pratchett - Łups!

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Łups!» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Łups!: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Łups!»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dolina Koom to właśnie tam trolle złapały w zasadzkę krasnoludów, a krasnoludy złapały w zasadzkę trolle. To było daleko stąd. To było dawno temu.Sam Vimes ze Straży Miejskiej Ankh-Morpork znowu zobaczy wojnę, tym razem przed własnym biurem, jeśli nie rozwiąże zagadki morderstwa przynajmniej jednego krasnoluda. Kiedy jego ukochana Straż się rozsypuje, kiedy grzmią werble bojowe, musi odsłonić każdy ślad, przechytrzyć każdego skrytobójcę, pokonać każdą ciemność, by znaleźć rozwiązanie. Aha codziennie o szóstej, niezawodnie, bez żadnych wykrętów, musi wrócić do domu i poczytać synkowi Gdzie jest moja krówka ze wszystkimi odpowiednimi odgłosami podwórka. Są pewne rzeczy, które zwyczajnie trzeba załatwić.Pomysłowe, dowcipne, logiczne…
Wszystko, czym powinna być kolejna powieść w cyklu fantasy, a nawet więcej.

Łups! — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Łups!», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Znowu otworzył oczy. Część bólu odeszła, pozostawiając na pamiątkę sztywność. Miał wrażenie, że minął pewien czas. Ze wszystkich stron naciskała ciemność gęsta jak aksamit.

Przetoczył się znowu, przy wtórze kolejnych jęków, ale tym razem udało mu się stanąć na czworakach.

— Kto tam jest? — wymamrotał i bardzo ostrożnie podniósł się na nogi.

Pionowa pozycja jakoś pchnęła mózg do działania.

— Jest tu kto?

Ciemność pochłonęła dźwięk. A zresztą co by zrobił, gdyby w odpowiedzi usłyszał „Tak”?

Dobył miecza i trzymał go przed sobą. Po kilkunastu krokach klinga brzęknęła o skałę.

— Zapałki — wymruczał. — Mam zapałki!

Znalazł nawoskowaną paczuszkę. Wolno operując zmarzniętymi palcami, wyjął jedną zapałkę. Zdrapał kciukiem wosk z główki i potarł nią o kamień.

Błysk ranił oczy. Patrzeć, szybko! Płynąca woda, gładki piasek, wychodzące z wody odciski dłoni i stóp — tylko jeden zestaw? Tak. Ściany wyglądały na suche, nieduża jaskinia, tam ciemność, wyjście…

Kulejąc, ruszył do owalnego otworu jak najszybciej. Zapałka pryskała i skwierczała.

Dalej była większa jaskinia, tak wielka, że czerń w niej zdawała się wysysać całe światło zapałki, która sparzyła go w palce i zgasła.

Ciężka ciemność otuliła go znowu jak kotara, ale teraz rozumiał już, o czym mówiły krasnoludy. To nie był mrok pod kapturem czy w piwnicy, czy nawet w ich płytkiej małej kopalni. Znalazł się głęboko pod powierzchnią i ciężar tej ciemności go przygniatał.

Co jakiś czas słyszał „plink!” kropli wody spadającej do jakiejś niewidocznej sadzawki.

Zataczając się, szedł naprzód. Wiedział, że krwawi. Nie miał pojęcia, dlaczego idzie, ale wiedział, że musi.

Może znajdzie światło dnia. Może znajdzie jakąś kłodę, która tu wpadła, i wypłynie na niej spod ziemi. Nie mógł umrzeć tutaj, w ciemności, daleko od domu.

Dużo wody kapało w tej grocie. W tej chwili spora jej część spływała mu po karku, ale „plink!” słyszał ze wszystkich stron. Ha… Woda ściekająca za kołnierz i dziwne odgłosy wśród cieni… No więc wtedy się przekonujemy, czy mamy prawdziwego glinę, tak? Tylko że tutaj nie było cieni. Brakowało światła.

Może szedł tędy ten nieszczęsny krasnolud… Ale on znalazł wyjście. Może znał drogę, może miał linę, może był młody i zwinny… i w końcu wydostał się, konający, ukrył skarb i zszedł do doliny, idąc po grobach. To może człowieka dobić. Pamiętał panią Oldsburton, która oszalała, kiedy umarło jej dziecko, i szorowała wszystko, co było w domu, każdy kubek, ścianę, sufit, łyżeczkę, nie widziała nikogo ani niczego nie słyszała, tylko pracowała cały dzień i całą noc. Coś w głowie pękało i człowiek znajdował sobie coś do roboty, cokolwiek, byle przestać myśleć.

Lepiej przestać myśleć, że droga wyjścia, którą znalazł krasnolud, to może właśnie ta, którą Vimes tu wpadł i teraz nie miał pojęcia, jak do niej wrócić.

Może mógłby znowu wskoczyć do wody, tym razem wiedząc, co robi, i może wypłynąłby z rzeką, zanim burzliwe prądy poobijają go na śmierć… Może…

Dlaczego, do demona, puścił tę linę? To było jak ten cichy głos, który szepcze „Skocz”, kiedy człowiek stoi nad przepaścią, albo „Dotknij płomienia”. Człowiek nie słucha, oczywiście. Przynajmniej większość ludzi przez większość czasu. No ale jemu ten głos powiedział „Puść” i on…

Wlókł się dalej, obolały i pokrwawiony, a ciemność zwijała ogon wokół niego…

* * *

— Niedługo wróci, na pewno — przekonywała Sybil. — Choćby nawet w ostatniej minucie.

W holu wielki zegar z wahadłem właśnie skończył wybijać wpół do szóstej.

— Na pewno — zgodziła się Pusia.

Kąpały Młodego Sama.

— Nigdy się nie spóźnia — ciągnęła Sybil. — Mówi, że jeśli człowiek spóźni się z dobrego powodu, to wkrótce się spóźni ze złego. Zresztą ma jeszcze pół godziny.

— Mnóstwo czasu — przyznała Pusia.

— Fred i Nobby zabrali konie do doliny, prawda?

— Tak, Sybil. Patrzyłaś przecież, jak odjeżdżają.

Pusia spojrzała nad głową przyjaciółki na męża, który stał w drzwiach do holu. Bezradnie wzruszył ramionami.

— Parę dni temu wbiegał po schodach, kiedy zegary wybijały już szóstą — opowiadała Sybil, spokojnie namydlając Młodego Sama gąbką w kształcie misia. — W ostatniej sekundzie. Przekonasz się.

* * *

Chciał spać. Nigdy jeszcze nie czuł się tak zmęczony. Osunął się na kolana, a potem upadł na bok na piasek.

Kiedy z wysiłkiem otworzył oczy, zobaczył nad sobą blade gwiazdy i po raz kolejny doznał uczucia, że ktoś tu jest.

Z grymasem bólu odwrócił głowę i zobaczył na piasku nieduże, ale jasno oświetlone składane krzesełko. Siedziała na nim wygodnie jakaś postać w czarnej szacie. Czytała książkę. Obok tkwiła wbita w piasek kosa.

Biała koścista dłoń przewróciła kartkę.

— Jesteś Śmiercią, tak? — odezwał się Vimes po chwili.

ACH, PAN VIMES, PRZENIKLIWY JAK ZAWSZE. TRAFIŁ PAN OD RAZU, odparł Śmierć. Zamknął książkę, zakładając palcem czytaną stronę.

— Już cię kiedyś widziałem.

SZEDŁEM PRZY PANU WIELE RAZY, PANIE VIMES.

— To już, prawda?

CZY NIGDY NIE PRZYSZŁO PANU DO GŁOWY, ŻE KONCEPCJA PISANEJ NARRACJI JEST NIECO DZIWNA? — spytał Śmierć.

Vimes potrafił poznać, kiedy ktoś próbuje uniknąć tematu, o którym naprawdę nie chce mówić.

— Tak? — upierał się. — To już teraz? Tym razem umrę?

MOŻLIWE.

— Możliwe? Co to za odpowiedź?

BARDZO DOKŁADNA. WIDZI PAN, OCIERA SIĘ PAN WŁAŚNIE O ŚMIERĆ, JAK TO MÓWIĄ. Z KONIECZNOŚCI WYNIKA Z TEGO, ŻE I JA MUSZĘ OTRZEĆ SIĘ O VIMESA. PROSZĘ NIE ZWRACAĆ NA MNIE UWAGI I ROBIĆ TO, CO PLANOWAŁ PAN ROBIĆ. MAM KSIĄŻKĘ.

Vimes przetoczył się na brzuch, zacisnął zęby i znowu podciągnął się na kolana i dłonie. Pokonał kilka sążni, zanim znów się osunął.

Usłyszał dźwięk przesuwanego krzesełka.

— Czy nie powinieneś być gdzie indziej?

JESTEM, zapewnił Śmierć i usiadł ponownie.

— Ale jesteś tutaj!

RÓWNIEŻ. Śmierć odwrócił kartkę i — jak na osobę, która nie oddycha — wydał z siebie całkiem udane westchnienie. JAK SIĘ ZDAJE, SPRAWCĄ BYŁ KAMERDYNER.

— Czego sprawcą?

TO WYMYŚLONA HISTORIA. BARDZO DZIWNE. WYSTARCZY TYLKO ZAJRZEĆ NA OSTATNIĄ STRONĘ, GDZIE WYDRUKOWANA JEST ODPOWIEDŹ. JAKIŻ ZATEM JEST SENS ŚWIADOMEJ NIEWIEDZY?

Dla Vimesa brzmiało to jak bełkot, więc zignorował te słowa. Niektóre jego bóle ucichły, choć w głowie nadal waliło jak młotem. Wszędzie ogarniało go uczucie pustki. Chciał tylko zasnąć.

* * *

— Ten zegar jest dokładny?

— Obawiam się, że tak, Sybil.

— Wyjdę na dwór i tam na niego zaczekam. Przygotuję książkę — oświadczyła lady Sybil. — Nie pozwoli, żeby coś go powstrzymało.

— Jestem pewna, że nie — zgodziła się Pusia.

— Chociaż bywają w dolinie bardzo zdradzieckie miejsca, zwłaszcza o tej porze… — zaczął jej mąż, ale wzrok żony odebrał mu mowę.

Była za sześć szósta.

* * *

— Ob oggle uug soggle!

Cichy, bulgoczący dźwięk dobiegał z kieszeni spodni. Po kilku chwilach — dość czasu, by sobie przypomnieć, że ma dwie ręce i spodnie — Vimes z niejakim wysiłkiem uwolnił z kieszeni terminarz Gooseberry’ego. Obudowa była pogięta, a chochlik, kiedy Vimes otworzył klapkę, wydawał się mocno blady.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Łups!»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Łups!» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Łups!»

Обсуждение, отзывы о книге «Łups!» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x