Terry Pratchett - Łups!

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Łups!» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Łups!: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Łups!»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dolina Koom to właśnie tam trolle złapały w zasadzkę krasnoludów, a krasnoludy złapały w zasadzkę trolle. To było daleko stąd. To było dawno temu.Sam Vimes ze Straży Miejskiej Ankh-Morpork znowu zobaczy wojnę, tym razem przed własnym biurem, jeśli nie rozwiąże zagadki morderstwa przynajmniej jednego krasnoluda. Kiedy jego ukochana Straż się rozsypuje, kiedy grzmią werble bojowe, musi odsłonić każdy ślad, przechytrzyć każdego skrytobójcę, pokonać każdą ciemność, by znaleźć rozwiązanie. Aha codziennie o szóstej, niezawodnie, bez żadnych wykrętów, musi wrócić do domu i poczytać synkowi Gdzie jest moja krówka ze wszystkimi odpowiednimi odgłosami podwórka. Są pewne rzeczy, które zwyczajnie trzeba załatwić.Pomysłowe, dowcipne, logiczne…
Wszystko, czym powinna być kolejna powieść w cyklu fantasy, a nawet więcej.

Łups! — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Łups!», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Vimes prychał i parskał przez całą resztę zoo, nie pomijając ani jednego warknięcia czy piśnięcia, a na końcu ułożył syna i pocałował go na dobranoc.

Z dołu dobiegł brzęk tłuczonego szkła. O, ktoś upuścił szklankę, stwierdziły czołowe płaty mózgu. Ale tylna część mózgu, która od ponad pięćdziesięciu lat sterowała nim bezpiecznie po wrogich ulicach, szepnęła: Akurat, upuścił!

Kucharz miał wolny wieczór, Purity jest pewnie w swoim pokoju, Sybil karmi smoki. Pozostawał zatem Willikins. Kamerdynerzy niczego nie upuszczają.

Z dołu dobiegło ciche „ugh!”, a potem „łups!” czegoś uderzającego w mięso.

Miecz Vimesa wisiał na haku na drugim końcu holu, ponieważ Sybil nie lubiła, kiedy nosił go w domu.

Jak najciszej rozejrzał się po pokoju, szukając czegoś, czegokolwiek, co mogłoby służyć za broń. Niestety, wybierając zabawki dla Młodego Sama, całkowicie zaniedbali cały obszar twardych przedmiotów o ostrych krawędziach. Króliczki, ludki i prosiaczki były licznie reprezentowane, ale… Aha! Vimes zauważył coś, co mogło się nadać, wyrwał to i ścisnął mocno.

Sunąc bezgłośnie na grubych, grubo pocerowanych skarpetach, zszedł schodami na dół.

Drzwi do piwnicy z winem były otwarte. Vimes już teraz nie pił, ale Willikins, wypełniając kamerdynerskie zobowiązania wobec pokoleń, które dopiero się pojawiły albo dopiero nadejdą, dbał o nią i uzupełniał niekiedy o obiecujące roczniki.

Czy to chrzęst deptanego szła? Zaraz się przekona.

Dotarł do sklepionej piwniczki i ostrożnie wysunął się poza plamę światła wpadającego tu z korytarza. Teraz wyczuwał lekki odór czarnego oleju.

Małe dranie! W dodatku widzą w ciemności, tak? Grzebał w kieszeni, szukając zapałek, a puls dudnił mu w uszach. Palce natrafiły na zapałkę. Nabrał tchu.

Jakaś dłoń chwyciła go za przegub, a kiedy szaleńczo uderzył ciemność tylną nogą konia na biegunach, ona także została mu wyrwana. Kopnął odruchowo i usłyszał stęknięcie. Poczuł, że ręce ma wolne, a gdzieś sponad podłogi rozległ się głos Willikinsa, dosyć zduszony:

— Proszę wybaczyć, sir, ale chyba wpadłem na pańską stopę.

— Willikins? Co się tu dzieje, do demona?

— Kilku krasnoludzich dżentelmenów złożyło wizytę, kiedy był pan na górze, sir. — Kamerdyner prostował się powoli. — Zjawili się przez ścianę piwnicy. Z przykrością stwierdzam, że uznałem za konieczne potraktowanie ich dość surowo. Obawiam się, że jeden z nich może być martwy.

Vimes rozejrzał się dookoła.

— Może być martwy? A oddycha jeszcze?

— Tego nie wiem, sir. — Willikins z wielką ostrożnością przytknął zapałkę do małego ogarka. — Słyszałem, jak bulgocze, ale teraz wydaje się, że przestał. Przepraszam, lecz spotkali się ze mną, kiedy opuszczałem komórkę z lodem, zostałem więc zmuszony, by bronić się pierwszą rzeczą, jaka wpadła mi w rękę.

— To znaczy?

— Nożem do lodu, sir — odparł spokojnie Willikins. Uniósł osiemnaście cali ostrej zębatej klingi przeznaczonej do cięcia lodu w poręczne bloki. — Tego drugiego dżentelmena zawiesiłem na haku na mięso, sir.

— Chyba nie… — zaczął przerażony Vimes.

— Tylko za ubranie, sir. Przepraszam, że podniosłem na pana rękę, sir, ale obawiałem się, że ten paskudny olej może być palny. Mam nadzieję, że dostałem ich wszystkich. I chciałbym skorzystać z okazji i przeprosić za bałagan…

Vimes był już w połowie piwnicznych schodów.

W holu poczuł, że serce mu zamarło. Niska czarna figura na szczycie schodów właśnie znikała w drzwiach pokoju dziecinnego.

Szerokie, okazałe schody wznosiły się przed nim — stopnie na sam szczyt nieba. Pognał nimi, słysząc własne wrzaski:

— Zabijęcięzabijęcięzabijęcięzabijęzabiję zabij zabij zabij…

Dławiła go straszliwa furia, wściekłość i przerażenie rozpalały płuca, a schody wciąż się rozwijały. Nie miały końca. Ciągnęły się w nieskończoność, gdy on tymczasem spadał w dół, do piekła. Ale piekło wynosiło go, dawało skrzydła wściekłości, posyłało z powrotem…

Aż wreszcie, gdy oddech był już tylko długim bluźnierczym krzykiem, dotarł do ostatniego stopnia…

Krasnolud wybiegł z drzwi sypialni Sama tyłem, uderzył w balustradę, przełamał ją i runął na podłogę w dole. Vimes biegł dalej, ślizgając się po wypolerowanym drewnie, z poślizgiem skręcił do pokoju dziecinnego, bojąc się, co zobaczy…

Zobaczył Młodego Sama, który spał spokojnie. Mała owieczka na ścianie odmierzała czas nocy.

Sam Vimes podniósł syna, otulił niebieskim kocykiem i osunął się na kolana. Nie nabierał oddechu przez cały ten bieg po schodach i teraz jego ciało realizowało weksle, w potężnych, szarpiących szlochach zasysając powietrze i odkupienie. Łzy płynęły mu z oczu; dygotał…

Przez tę rozmazaną, wilgotną mgłę zauważył coś na podłodze. Na dywanie, tam gdzie upadły, leżały szmaciana piłka, obręcz i wełniany wąż.

Piłka przetoczyła się mniej więcej na środek obręczy. Wąż leżał częściowo rozwinięty, z głową na jej brzegu.

Razem, w słabym świetle, mogły się wydawać wielkim okiem z ogonem.

— Sir! Czy wszystko w porządku?

Vimes uniósł głowę i skupił wzrok na zaczerwienionej twarzy Willikinsa.

— Eee… tak… co? Tak… dobrze… dzięki… — wykrztusił, przywołując rozbiegane zmysły. — W porządku, Willikins, dziękuję.

— Któryś musiał mnie jakoś ominąć w ciemności…

— Hę? Tak, to wyjątkowa niedbałość. — Vimes podniósł się, wciąż tuląc do siebie syna. — Założę się, że większość kamerdynerów w tej okolicy załatwiłaby wszystkich trzech jednym trzepnięciem ściereczki do kurzu, co?

— Dobrze się pan czuje, sir? Bo…

— Ale ty uczęszczałeś do Fałszonogiej Szkoły Karmerdynerów! — Vimes zachichotał. Kolana mu drżały. Część jego umysłu zdawała sobie sprawę, co zaszło. Po zgrozie nadchodziło uczucie upojenia, kiedy człowiek uświadamiał sobie, że nadal żyje, i wszystko wydawało mu się śmieszne. — No wiesz, inni kamerdynerzy zwyczajnie wiedzą, jak powalić kogoś jednym spojrzeniem, ale ty, Willikins, wiesz, jak ich powalić…

— Proszę posłuchać, sir! On jest na dworze, sir! — przerwał mu niespokojnie Willikins. — Lady Sybil również!

Uśmiech Vimesa stężał.

— Czy mam wziąć młodego panicza? — Willikins wyciągnął ręce.

Vimes cofnął się. Troll z łomem i beczką smaru nie wyrwałby mu syna z rąk.

— Nie! Ale daj mi ten nóż! A potem idź i sprawdź, czy nic się nie stało Purity!

Przyciskając do siebie Młodego Sama, biegł na dół, przez hol i do ogrodu. To było głupie, głupie, głupie. Tak powiedział sobie później. Ale w tej chwili myślał tylko w kolorach podstawowych. Było mu trudno, bardzo trudno wejść do pokoju dziecinnego, wobec tych wszystkich obrazów, jakie tłoczyły się w jego wyobraźni. Nie miał zamiaru już nigdy tego przeżywać. I wściekłość napłynęła znowu, już łatwo, już pod kontrolą… Gładka jak rzeka ognia. Znajdzie ich wszystkich, wszystkich co do jednego, i będą płonąć…

Do największej smoczej szopy dało się teraz dotrzeć, tylko zygzakując między trzema wielkimi, odlanymi z żelaza deflektorami płomieni, ustawionymi ledwie dwa miesiące temu. Hodowla smoków nie jest zajęciem dla maminsynków ani ludzi, którym przeszkadza to, że od czasu do czasu muszą odnawiać całą boczną ścianę domu. Po obu stronach szopy znajdowały się duże żelazne wrota. Vimes skierował się do bliższych, wpadł do wnętrza i zaryglował je za sobą.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Łups!»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Łups!» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Łups!»

Обсуждение, отзывы о книге «Łups!» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x