Terry Pratchett - Rybki małe ze wszystkich mórz

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Rybki małe ze wszystkich mórz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1999, ISBN: 1999, Издательство: Rebis, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Rybki małe ze wszystkich mórz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rybki małe ze wszystkich mórz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akcja tego opowiadania rozgrywa się przed i w trakcie Prób Czarownic i stanowi preludium do wydarzeń, które znalazły się w końcowej części
.

Rybki małe ze wszystkich mórz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rybki małe ze wszystkich mórz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Na polu Prób ludzie ustawiali stragany i potykali się o dzieci. Komitet stał niepewnie pod drzewem, od czasu do czasu zerkając na różową postać na szczycie bardzo wysokiej drabiny.

— Przyszła jeszcze przed świtem — poinformowała Letycja Skorek. — Powiedziała, że przez całą noc wycinała chorągiewki.

— Powiedz jej o ciastkach — przypomniała babunia Beavis.

— Przyniosła ciastka? — zdumiała się niania. — Przecież nie umie piec…

Komitet odsunął się nieco. Wiele pań przyniosło na Próby swoje wypieki. Taka była tradycja i nieoficjalny dodatkowy konkurs. Pośród półmisków stała wielka patera wypełniona… przedmiotami nieokreślonego kształtu i koloru. Wyglądały, jakby stado małych krów objadło się rodzynek, a potem pochorowało. Były to Urciastka, ciastka prehistoryczne, ciastka wielkiej wagi i znaczenia, nie mające miejsca pośród lukrowanych drobiazgów.

— Nigdy nie miała do tego talentu — stwierdziła niepewnie niania. — Czy ktoś już ich kosztował?

— Hahaha — odparła z godnością babunia.

— Twarde, co?

— Można nimi zatłuc trolla na śmierć.

— Ale była taka… taka dumna — wtrąciła Letycja. — I jeszcze ten dżem…

Wskazała wielki słój. Zdawało się, że wypełnia go zestalona, fioletowa lawa.

— Ładny… kolor — wykrztusiła niania. — Próbowałyście?

— Nie mogłyśmy wyciągnąć łyżki — mruknęła babunia.

— Ależ z pewnością…

— A włożyliśmy ją młotkiem.

— Co ona knuje, pani Ogg? — spytała Letycja. — Ma słaby, mściwy charakter. Jest pani jej przyjaciółką — dodała tonem sugerującym, że to raczej oskarżenie niż stwierdzenie faktu.

— Nie wiem, co wymyśliła, pani Skorek.

— Sądziłam, że będzie się trzymać z daleka.

— Powiedziała, że okaże zaintersowanie i zachęci młode adeptki.

— Coś knuje — powtórzyła mrocznie Letycja. — Te ciastka to spisek dla podkopania mojego autorytetu.

— Nie, ona zawsze tak piecze — uspokoiła ją niania. — Zwyczajnie nie ma do tego zdolności.

Twój autorytet, tak?

— Już prawie skończyła z chorągiewkami — zameldowała babunia. — Zaraz spróbuje znowu się do czegoś przydać.

— No… Możemy ją chyba poprosić, żeby posiedziała przy Szczęśliwym Połowie.

Niania nie zrozumiała.

— Chodzi o tę balię z otrębami, z której dzieci wyławiają różne rzeczy?

— Tak.

— I chce pani tam posłać babcię Weatherwax?

— Tak.

— Ale ona ma dość dziwaczne poczucie humoru, jeśli rozumie pani, co mam na myśli.

— Dzień dobry wszystkim!

To był głos babci Weatherwax. Niania Ogg znała go prawie całe życie. Ale tym razem wydawał się inny: brzmiał miło.

— Zastanawiałyśmy się, czy zechciałaby pani popilnować balii z otrębami, panno Weatherwax.

Niania drgnęła. Ale babcia odpowiedziała spokojnie:

— Z radością, pani Skorek. Nie mogę się doczekać widoku ich twarzyczek, kiedy będą wyciągać zabawki.

Ani ja, pomyślała niania.

Kiedy pozostałe rozeszły się w pilnych sprawach, zbliżyła się do przyjaciółki.

— Dlaczego to robisz? — spytała.

— Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi, Gytho.

— Widziałam już, jak cofają się przed tobą groźne zwierzęta. Na miłość bogów, widziałam nawet, jak raz złapałaś jednorożca. Co teraz planujesz?

— Wciąż nie wiem, Gytho, o czym mówisz.

— Jesteś zła, bo nie pozwoliły ci wystartować, i przygotowujesz straszliwą zemstę?

Przez chwilę obie rozglądały się po polu. Zaczynało się wypełniać. Ludzie rzucali w kręgle, żeby wygrać prosiaka, albo wspinali się na słup wysmarowany tłuszczem. Amatorska Orkiestra Lancre próbowała zaprezentować składankę popularnych melodii — szkoda tylko, że każdy z muzyków grał inną. Dzieci biły się ze sobą. Zapowiadał się upalny dzień, prawdopodobnie ostatni w tym roku.

Ich wzrok przyciągał otoczony linami kwadrat pośrodku pola.

— Wystąpisz w Próbach, Gytho? — zainteresowała się babcia.

— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie!

— A jakież to było pytanie?

Niania postanowiła nie dobijać się do zamkniętych drzwi.

— Owszem, zamierzam wystartować — przyznała.

— Mam więc nadzieję, że zwyciężysz. Kibicowałabym ci, ale to nie byłoby uczciwe wobec pozostałych. Wmieszam się w tłum, cichutko jak myszka.

Niania spróbowała podstępu. Rozciągnęła usta w szerokim, różowym uśmiechu i szturchnęła babcię porozumiewawczo.

— Dobrze, dobrze — powiedziała. — Ale mnie możesz przecież powiedzieć. Nie chciałabym czegoś przeoczyć, kiedy to się zdarzy. Więc tylko daj mi jakiś znak, że zaraz zaczniesz. Zgoda?

— O jakim „tym”mówisz, Gytho?

— Esme Weatherwax, czasem naprawdę mam ochotę ci przyłożyć!

— Ojej, naprawdę? — zmartwiła się babcia.

Niania Ogg nieczęsto przeklinała, a przynajmniej nieczęsto używała słów wykraczających poza granice tego, co mieszkańcy Lancre uważali za „barwny język”. Wyglądała wprawdzie, jakby zwykle rzucała brzydkimi słowami i dopiero co wymyśliła jakieś szczególnie udane, ale czarownice w większości bardzo uważają na to, co mówią. Nigdy nie wiadomo, do czego zdolne są słowa, kiedy znajdą się poza zasięgiem słuchu.

Teraz jednak niania zaklęła pod nosem i rozpaliła w trawie kilka ogników.

To wprowadziło ją w odpowiedni nastrój do Klątw.

Podobno dawno temu kierowano je na żywy, oddychający — przynajmniej na początku konkursu — obiekt. Uznano jednak, że nie jest to właściwe w dniu tradycyjnie przeznaczanym na rodzinne spacery, więc od kilkuset lat Klątwy rzucano na Pechowego Charliego, który — jakkolwiek na to patrzyć — był zwykłym strachem na wróble. A że klątwy dotyczyły zwykle umysłu przeklinanego, stanowiło to niejaki problem. Nawet „Niech ci słoma spleśnieje i wypadnie marchewka”nie robiło specjalnego wrażenia na dyni. Ale punkty przyznawano za ogólny styl i inwencję.

Nikt się zresztą szczególnie nie wysilał. Wszyscy wiedzieli, jaki jest najważniejszy turniej, a nie był to Pechowy Charlie.

Któregoś roku babcia Weatherwax sprawiła, że dynia eksplodowała. Nikt nie wiedział, jak tego dokonała.

Ktoś zejdzie dzisiaj wieczorem z tego pola i wszyscy będą wiedzieli, że to zwyciężczyni, niezależnie od tego, co mówią punkty. Można dostać nagrodę dla Czarownicy w Najszpiczastszym Kapeluszu albo za przystrojenie miotły, ale to zaledwie pokazy dla publiczności. Liczy się tylko Sztuczka, nad którą wszystkie pracowały całe lato.

Niania wylosowała ostatnią pozycję, numer dziewiętnasty. W tym roku pojawiło się sporo czarownic. Wieści o rezygnacji babci Weatherwax rozeszły się szybko, gdyż nic nie rozchodzi się szybciej od wieści w magicznej społeczności — nie muszą podróżować na poziomie gruntu. Liczne szpiczaste kapelusze przesuwały się i pochylały wśród tłumu.

Czarownice są zwykle tak towarzyskie jak koty. Ale — znowu jak koty — mają swoje miejsca, chwile i tereny neutralne, gdzie spotykają się w czymś zbliżonym do zgody. Odbywał się więc powolny, złożony taniec…

Czarownice spacerowały, witały się ze sobą, wychodziły na spotkanie nowo przybyłym… Przypadkowi przechodnie mogliby uwierzyć, że zebrały się tu stare przyjaciółki. Zresztą, na pewnym poziomie, były przyjaciółkami. Ale niania spoglądała na to okiem czarownicy i widziała subtelne przesunięcia, czujne oceny, kontakty wzrokowe o precyzyjnie dostrojonej intensywności i czasie trwania.

Kiedy czarownica wchodziła na arenę, zwłaszcza jeśli była stosunkowo mało znana, wszystkie pozostałe szukały jakiegoś pretekstu, by nie spuszczać jej z oka. Jeśli to możliwe, udając przy tym, że wcale nie zwracają na nią uwagi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Rybki małe ze wszystkich mórz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rybki małe ze wszystkich mórz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Rybki małe ze wszystkich mórz»

Обсуждение, отзывы о книге «Rybki małe ze wszystkich mórz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x