John Crowley - Małe, duże

Здесь есть возможность читать онлайн «John Crowley - Małe, duże» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: Solaris, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Małe, duże: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Małe, duże»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wielopokoleniowa saga rodziny Drinkwaterów i ich kuzynów, mieszkających w Edgewood i okolicach. Wszyscy wierzą, że obok naszego, realnego świata, istnieje drugi, w którym magia jest możliwa, ryby mówią ludzkim głosem, a las zamieszkują wróżki, gnomy i inne stworzenia. Drinkwaterowie są z tym światem nierozerwalnie związani i chronieni, jednak z czasem – wskutek upływu czasu i zapomnienia – ta więź słabnie i na rodzinę spadają kolejne nieszczęścia. Również świat ogarnia powoli szaleństwo.
Aby przywrócić równowagę światu bohaterowie powieści podejmują próbę ponownego zawiązania tej więzi.

Małe, duże — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Małe, duże», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Czy jesteś religijny? — spytała Smoky’ego pani Drinkwater.

— Nie jest — wtrąciła się Cloud, — ale August oczywiście był.

— Nie miałem religijnego dzieciństwa — oświadczył Smoky, wykrzywiając twarz. — Przypuszczam, że byłem niejako politeistą.

— Co takiego? — zdziwiła się pani Drinkwater.

— Panteon. Otrzymałem klasyczne wykształcenie.

— Gdzieś trzeba zacząć — odparła, wybierając z wiaderka pełnego jagód liście i małe robaczki. — To powinna być prawie ostatnia z tych obrzydliwości. Jutro pierwszy dzień lata, na szczęście.

— Mój brat August — zabrała głos Cloud — dziadek Alice, był chyba religijny. Odszedł. Częściowo nieznany.

— Misjonarz? — zapytał Smoky.

— Hm, tak — odpowiedziała Cloud, ponownie zaskoczona takim myśleniem. — Może tak.

— Na pewno już się ubrały — stwierdziła pani Drinkwater. — Może wejdziemy?

Wymyślona sypialnia

Osłonowe drzwi były stare i potężne, ich drewniane obramowanie popękało nieco od letniego ciepła, a sama osłona była u dołu poszarpana: popychało ją bezmyślnie kilka pokoleń dzieci. Kiedy Smoky pociągnął za porcelanową rączkę, zaskrzypiała zardzewiała sprężyna. Przekroczył próg. Już był w środku.

Przedsionek, wysoki i lśniący, pachniał chłodnym powietrzem nocy, ogniem minionej zimy, woreczkami z lawendą zawieszonymi w bieliźniarkach o mosiężnych gałkach. Czym jeszcze? Osłona zamknęła się za nim z trzaskiem, a czerwcowy dzień wrzucił do wewnątrz wosk, światło słoneczne i przemieszane pory roku. Tuż przed nim wyrosły schody, skręcające półkolem na piętro. Na pierwszym podeście, w świetle okna zwieńczonego ostrym łukiem, stała jego narzeczona, bosa, w połatanych dżinsach. Tuż za nią chowała się Sophie — już starsza o rok, ale wciąż nie dorównująca wzrostem siostrze — w cienkiej, białej sukience; jej palce zdobiły liczne pierścionki.

— Cześć — odezwała się Daily Alice.

— Cześć — odpowiedział Smoky.

— Zabierz Smoky’ego na górę — poleciła pani Drinkwater. — Ulokujemy go w wymyślonej sypialni. Jestem pewna, że chce się odświeżyć.

Poklepała go po ramieniu, a on postawił stopę na pierwszym stopniu. Po latach często zastanawiał się, czasem leniwie, czasem w cierpieniu, czy od chwili, gdy wszedł do tego domu, kiedykolwiek naprawdę go opuścił. Teraz jednak wspinał się w jej kierunku, a ona szalała ze szczęścia — w końcu dotarł do niej po długiej i wyjątkowo niezwykłej podróży, a ona mogła powitać go czekoladowymi oczami pełnymi obietnic (prawdopodobnie był to jedyny cel tej wędrówki — jego obecne szczęście, prawdziwe, sprawiające mu dużo radości), wziąć jego plecak i poprowadzić za rękę do chłodnych, górnych pomieszczeń budynku.

— Chciałbym się umyć — powiedział, trochę zasapany.

Dziewczyna pochyliła wielką głowę do jego ucha i szepnęła:

— Wyliżę cię do czysta, jak kot.

Sophie zachichotała z tyłu.

— Hol — poinformowała Alice, przesuwając dłonią po boazerii.

Lekko stukała we wszystkie napotkane po drodze szklane klamki.

— To pokój mamy i taty. Gabinet ojca, pssst. To mój pokój, widzisz?

Zajrzał do środka i zobaczył w wysokim lustrze swoje odbicie.

— Wymyślony gabinet. Stare planetarium, tymi schodami w górę. Skręć w lewo, potem znów w lewo.

Korytarz wydawał się koncentryczny i Smoky zastanawiał się, w jaki sposób te wszystkie pokoje mogły z niego wyrastać.

— Tutaj — oznajmiła Alice.

Trudno było określić kształt pokoju: w jednym rogu sufit opadał stromo ku podłodze, dzięki czemu jeden koniec pomieszczenia zdawał się niższy; okna również były mniejsze; pokój wydawał się większy niż w rzeczywistości lub był mniejszy, niż się zdawało — Smoky nie mógł się zdecydować. Alice rzuciła jego plecak na łóżko: wąskie, rozłożone na lato i przykryte cętkowaną narzutą.

— Łazienka jest na dole, w korytarzu — powiedziała. — Sophie, napuść wody.

— Czy jest tam prysznic? — zapytał, widząc oczyma wyobraźni zanurzenie się w zimnej wodzie.

— Nie — oświadczyła Sophie. — Mamy zamiar zmodernizować kanalizację, ale nie możemy jej znaleźć.

— Sophie.

Sophie zatrzasnęła za sobą drzwi.

W pierwszej chwili chciała posmakować pot, który lśnił na jego szyi i drobnym obojczyku; potem on postanowił odwiązać poły jej koszuli, zasupłane pod piersiami; potem, tak bardzo niecierpliwi, zapomnieli, czyja przyszła kolej, i spierali się po cichu, zawzięcie, jak piraci dzielący skarb, długo poszukiwany, długo wyobrażany, długo trzymany w ukryciu.

W ogrodzie otoczonym murem

W południe jedli samotnie kanapki jabłkowe z masłem orzechowym, siedząc w ogrodzie otoczonym murem na tylnym froncie domu.

— Tylny front?

Dorodne drzewa wyglądały zza szarego, ogrodowego muru, niczym spokojni widzowie wsparci na łokciach. Kamienny stół, przy którym siedzieli, ustawiony w rogu pod rozłożystym bukiem, pokryty był spiralnymi plamami zostawionymi przez gąsienice ubiegłego lata. Radosne papierowe talerzyki, kruche i efemeryczne, kontrastowały z grubym blatem. Smoky usilnie próbował oczyścić uzębienie; zazwyczaj nie jadał masła orzechowego.

— To był kiedyś front — odezwała się Daily Alice. — Potem dobudowali ogród i mur, i tak tył stał się przodem. Tak czy inaczej, był to front. A teraz jest to tylny front.

Usiadła okrakiem na ławce, podniosła gałązkę, jednocześnie wyciągając małym palcem z ust błyszczący włos. Szybkim ruchem naszkicowała na ziemi pięcioramienną gwiazdę. Smoky spojrzał najpierw na rysunek, a następnie na obcisłe dżinsy Alice.

— Nie, to nie to — doszła do wniosku, przyglądając się gwieździe jak ptaszek. — Trochę tylko podobne. Widzisz, to dom z samymi frontami. Wybudowano go jako wzór. Mój pradziadek? Pisałam ci o nim? Wybudował ten dom jako model, aby ludzie mogli go oglądać z każdej strony, by mogli zdecydować się, jaki typ budynku najbardziej im odpowiada, to dlatego jego wnętrze jest tak zwariowane. To jak wiele domów, włożonych jeden w drugi lub ustawionych jeden na drugim, tylko ich fronty wystają na zewnątrz.

— Co takiego? — Nie słuchał jej, tylko patrzył, jak mówi; widziała to na jego twarzy i śmiała się.

— Patrz. Widzisz? — spytała.

Popatrzył tam, gdzie mu kazała, na tylny front. Była to surowa, klasyczna fasada zmiękczona dzikim bluszczem, a jej szary kamień pokryty był plamami w kształcie ciemnych łez; wysokie, łukowe okna; symetryczne szczegóły, jak zauważył, w układzie klasycznym; elementy rustykalne, kolumny, plinty. Ktoś wyglądał przez jedno z wysokich okien, pogrążony w melancholii.

— A teraz chodź.

Ugryzła wielki kęs (miała przecież duże zęby) i pociągnęła go za rękę wzdłuż frontu, a kiedy go mijali, zdawał się składać jak dekoracja teatralna: to, co było płaskie, wypinało się do przodu; to, co wystawało, składało się na płask; kolumny zmieniały się w pilastry i znikały. Tylny przód przemieniał się, jak jeden z tych falujących obrazków, którymi bawią się dzieci, kiedy to przesuwana twarz zmienia swój wyraz od ponurego grymasu do uśmiechu od ucha do ucha. Gdy dotarli do przeciwległego muru i obrócili się za siebie, dom nabrał radosnego charakteru, upozorowany na styl z epoki Tudorów, z głębokimi, zwiniętymi okapami i pękiem kominów przypominających cylindry komików. Jedno z szerokich okien (przez ołowiane szyby przeleciał lekki błysk) na pierwszym piętrze otworzyło się i Sophie pomachała do nich ręką.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Małe, duże»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Małe, duże» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Małe, duże»

Обсуждение, отзывы о книге «Małe, duże» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x