John Crowley - Małe, duże

Здесь есть возможность читать онлайн «John Crowley - Małe, duże» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: Solaris, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Małe, duże: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Małe, duże»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wielopokoleniowa saga rodziny Drinkwaterów i ich kuzynów, mieszkających w Edgewood i okolicach. Wszyscy wierzą, że obok naszego, realnego świata, istnieje drugi, w którym magia jest możliwa, ryby mówią ludzkim głosem, a las zamieszkują wróżki, gnomy i inne stworzenia. Drinkwaterowie są z tym światem nierozerwalnie związani i chronieni, jednak z czasem – wskutek upływu czasu i zapomnienia – ta więź słabnie i na rodzinę spadają kolejne nieszczęścia. Również świat ogarnia powoli szaleństwo.
Aby przywrócić równowagę światu bohaterowie powieści podejmują próbę ponownego zawiązania tej więzi.

Małe, duże — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Małe, duże», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Przypuszczam — stwierdził — że zdajesz sobie sprawę, w co się pakujesz.

Teraz Smoky odchrząknął znacząco.

— Sir, wiem, oczywiście, że nie jestem w stanie zapewnić Alice przepychu, do którego jest przyzwyczajona, przynajmniej jeszcze nie teraz. Ja wciąż poszukuję. Otrzymałem dobre wykształcenie, nieformalne, ale staram się dociec, jak wykorzystać to, co wiem. Mógłbym uczyć.

— Uczyć?

— Filologii klasycznej.

Doktor gapił się na górne półki, obciążone ciemnymi tomami.

— Um, ten pokój kosztuje mnie dużo nerwów. Idź, porozmawiaj z chłopcem w bibliotece, to słowa mamy. Nigdy tu nie wchodzę, jeśli nie muszę. Jak powiedziałeś, czego to nauczasz?

— Cóż, jeszcze nie nauczam, ale już się szykuję.

— Czy potrafisz pisać? Mam na myśli charakter pisma. To bardzo ważne dla nauczyciela.

— O, tak. Mam bardzo wprawną rękę — przerwał na moment. — Mam trochę pieniędzy, spadek.

— Och, pieniądze. Nie trzeba się martwić. Jesteśmy bogaci — uśmiechnął się do Smoky’ego. — Bogaci jak Krezus. — Przechylił się w tył, chwytając flanelową nogawkę spodni dziwnie drobnymi dłońmi. — To przede wszystkim pieniądze po moim dziadku. Był architektem. I moje własne, za opowieści. I zawsze służono nam dobrą radą — spojrzał na Smoky’ego w dziwny, litościwy sposób. — Na to zawsze możesz liczyć: na dobrą radę. — Potem, jakby podzieliwszy się dobrą radą, rozstawił nogi, poklepał się po kolanach i wstał. — Cóż. Czas na mnie. Zobaczymy się przy kolacji? Dobrze. Nie przemęczaj się. Jutro czeka cię długi dzień.

Te ostatnie słowa wypowiedział już za drzwiami, tak bardzo śpieszył się do wyjścia.

Architektura domów wiejskich

Zauważył je, za szklanymi drzwiczkami, za doktorem Drinkwaterem siedzącym na kanapce; przysiadł na sofie, przekręcił klucz i otworzył drzwiczki. Były tam, wszystkie sześć, zgodnie z tym, co mówił przewodnik, ustawione starannie według grubości. Wokół nich, pochylone lub wetknięte pionowo, znajdowały się inne publikacje. Wyjął najcieńszą z nich, nie grubszą niż jeden cal. Architektura domów wiejskich. Okładka z intaglio, z rustykalnym wiktoriańskim tytułem (biegnącym ukośnie), wypuszczającym gałązki i liście.

Oliwkowy kolor martwego listowia. Przerzucił ciężkie stronice. Późny gotyk, pełny lub zmodyfikowany. Willa w stylu włoskim, odpowiednia na rezydencję w otwartej przestrzeni lub na polu. Styl elżbietański i zmodyfikowany neoklasyk, czyściutko na osobnych kartkach. Chata. Dworek. Wszystko w kunsztownym otoczeniu topól lub sosen, wodotrysków lub wzgórz, z niewielką liczbą czarnych gości, a może to byli dumni właściciele, którzy przyszli upomnieć się o swą własność? Pomyślał, że gdyby te wszystkie plansze znajdowały się na szkle, mógłby jednym ruchem podnieść je w zapylony strumień światła słonecznego, padający od okna, a wtedy Edgewood pojawiłoby się w pełnej krasie. Przeczytał kawałek tekstu, w którym dokładnie opisywano wszelkie wymiary, dowolne fantazje, pełne i zabawne wyliczenia kosztów (dziesięć dolarów na tydzień dla kamieniarza, który już od dawna nie żyje, a wraz z nim pochowano jego zdolności i tajemnice). Co dziwniejsze, określono też, jaki typ domu odpowiadał danej osobowości i profesji. Odłożył książkę.

Następna, którą wyciągnął, była prawie dwa razy grubsza. Wydanie czwarte, głosił napis, Little, Brown, Boston 1898. Ta miała frontyspis, smutny portret Drinkwatera wykonany miękkim ołówkiem. Smoky z trudem rozpoznał podwójne nazwisko artysty. Na wypełnionej po brzegi tytułowej stronie widniał epigraf: Powstaję, i burzę od nowa. Shelley. Plansze były takie same, choć znajdował się tam zestaw kombinacji przedstawiających plany pięter, oznakowany tak, że Smoky niczego nie zrozumiał.

Szóste i ostatnie wydanie, potężne i ciężkie, oprawione było wspaniale w fioletowy róż art nouveau. Tytułowe litery wyciągały drżące kończyny i wijące się potomstwo, jakby chciały wyrosnąć. Całość przypominała odbicie w pomarszczonej powierzchni liliowego stawu, rozkwitającego wieczorem. Frontyspis nie przedstawiał już Drinkwatera, lecz jego żonę, fotografia niczym rysunek, zamazana jak szkic węglem. Jej niewyraźna twarz. Być może nie było to dzieło sztuki. Być może, podobnie jak on, nie zawsze była całkowicie obecna; ale biło od niej piękno. Były tam wiersze dedykacyjne i epistoły; i potężna armia Wstępów, Przedmów i Rozpraw Krytycznych, druk czerwony i czarny; a potem — jak poprzednio, maleńkie domki, wyglądające staromodnie i niezgrabnie, jak pospolite miasteczko zmiecione w nowoczesnym szaleństwie. Jakby sekretarz Violet walczył o ostatni przebłysk myśli, na tych stronicach wypełnionych abstrakcjami, wypisywanymi dużymi literami (im grubsza książka, tym drobniejszy druk). Na kolejnych kartkach pojawiały się poboczne przypisy, epigrafy, nagłówki rozdziałów i wszystkie te uzupełnienia, które nadają tekstowi kształt materialny, logiczny, wyraźny, nie nadający się jednak do czytania. Na samym końcu, do wyklejki przymocowano wykres lub mapę, kilkakrotnie złożoną, pakiet dość pokaźny. Wykonano go z cienkiego papieru i początkowo Smoky nie miał pojęcia, jak go rozwinąć. Spróbował jednego sposobu, drgnął na dźwięk zduszonego pisku, jaki wydał rozdzierany stary fałd, zaczął od nowa. Przeglądając poszczególne części, zauważył, iż był to ogromny plan, ale czego? W końcu rozwinął całość; plan leżał teraz na jego kolanach odwrócony, szeleszczący. Musiał tylko przewrócić go na drugą stronę. Zatrzymał się na moment, nie mając pewności, czy na pewno chce go zobaczyć. „Przypuszczam — powiedział doktor — że zdajesz sobie sprawę, w co się pakujesz”. Odwinął jeden brzeg. Plan uniósł się tak lekko jak skrzydło motyla, był stary i delikatny; przeszył go promień słońca, a Smoky spojrzał na skomplikowane kształty pełne objaśnień. Ułożył plan na ziemi i wbił weń wzrok.

Właśnie wtedy

A zatem czy ona tam pójdzie, Cloud? — spytała matka, a Cloud odpowiedziała:

— Cóż, nie zanosi się na to.

Nie dodała nic więcej, tylko tak siedziała po drugiej stronie kuchennego stołu, a dym z jej papierosa tłumił światło słoneczne.

Matka, po łokcie umazana mąką, przygotowywała placek, czynność nie tak całkowicie bezmyślna, choć lubiła ją tak nazywać. Prawdę mówiąc odkryła, iż właśnie wtedy jej myśli są najbardziej klarowne, uwagi najbardziej cięte. Kiedy jej ciało pozostawało zajęte, mogła robić rzeczy niemożliwe do wykonania w innym czasie, rzeczy takie jak porządkowanie zmartwień według stopnia ważności, każdy stopień pod panowaniem nadziei. Gotując, przypominała sobie wiersze, dawno zapomniane, albo przemawiała językiem swego męża lub dzieci, zmarłego ojca lub nienarodzonych wnuków (widziała je wyraźnie — trzy dziewczyny z dyplomami uniwersyteckimi i szczupły, nieszczęśliwy chłopak). Czuła pogodę w kościach i gdy wsuwała do piekarnika stare, szklane formy z plackiem (piecyk chuchnął na nią swym gorącym oddechem), wspomniała, że zanosi się na burzę. Cloud nie zareagowała, tylko westchnęła głęboko i zaciągnęła się papierosem, otarła krople potu lśniące na pomarszczonej szyi małą chusteczką, którą następnie wetknęła starannie do rękawa. Odezwała się:

— Potem się przejaśni.

Wyszła wolno z kuchni i udała się do swojego pokoju, zastanawiając się, czy zdąży na chwilę przymknąć oczy przed kolacją. Zanim ułożyła się na szerokim, puchowym łożu, które przez kilka krótkich lat należało do niej i Henry’ego Clouda, zerknęła na wzgórza, i, tak, białe cumulusy narastały w oddali, wspinając się ku nieuchronnemu zwycięstwu, niewątpliwie Sophie miała rację. Cloud leżała pogrążona w myślach: w końcu dotarł, cały i zdrowy, i nie zaprzeczył niczemu. Nic więcej nie wiedziała.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Małe, duże»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Małe, duże» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Małe, duże»

Обсуждение, отзывы о книге «Małe, duże» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x