– Gdzie my jesteśmy? – spytał szeptem, uznał bowiem, że znajdują się na świętym terenie.
– Wstąpiliśmy w inny wymiar – odparła Eliveva, ściskając go za rękę z radości, że nareszcie jest przy niej. – On istnieje równolegle do ziemskiego.
Dolg kiwnął głową.
– Jest wiele równoległych wymiarów, który to z nich?
Wokół nich panowała niezwykła cisza, a Dolg wciąż widział dookoła siebie jedynie mgłę.
– To zaświaty, ale my tu nie zostaniemy, idziemy dalej.
Dolg nie miał okazji rozejrzeć się lepiej po wymiarze, przez który się przemieszczali, nagle bowiem dostrzegł wreszcie Wielką Światłość.
Dech zaparła mu w piersiach, serce mało nie eksplodowało. Wielka Światłość widniała nad jego głową nieco na ukos, dokładnie tak, jak to zawsze sobie wyobrażał. Owalne, nieruchome światło o barwie ciepłej żółci, pełne, bezgranicznej miłości. Jego promienie sięgały wszystkich ciał niebieskich we wszechświecie. Tak cudownie mocne i łagodne, że Dolgowi z oczu potoczyły się łzy.
– Tak, tak – rzekła Eliveva. – To samo ja czułam pierwszy raz. Ze wszystkimi dzieje się podobnie.
– Tak strasznie się cieszę, że znów cię widzę, najdroższa przyjaciółko – powiedział ciepło.
– Ja także. Teraz już zawsze będziemy razem, Dolgu. Teraz jesteśmy sobie równi.
Uśmiechnął się, przesycony szczęściem.
A potem Dolg, dziwak i samotnik, przeniknął w nieskończoną miłość Wielkiej Światłości, stąd razem z Elivevą i wszystkimi szczęśliwcami, którzy dotarli aż tutaj., miał wspomagać słabe, pozbawione korzeni, samotne, zagubione istoty wszelkich rodzajów istniejące we wszechświecie. Miał służyć wsparciem ich duchom opiekuńczym, pomagać ludziom, zwierzętom i wszystkim innym stworzeniom w odnajdywaniu drogi do Wielkiej Światłości, kiedy nade idzie ich czas.
Nadeszła chwila rozstania.
Faron chciał, by w wyprawie na Bliźniaczą Planetę towarzyszył mu Kiro, ten prawdziwy geniusz techniki, a także Sol ze swą znajomością czarów. Pragnął też zabrać samotnych Zinnabara i Algola; Marca, prawdę powiedziawszy, nie miał śmiałości pytać.
Najpierw jednak musieli wrócić do Królestwa Światła, by uzupełnić zapasy i zaopatrzyć się w duże porcje eliksiru Madragów. Mężczyźni pochodzący z tej drugiej planety wyliczyli również całe mnóstwo rzeczy, których tam brakowało, bo Talornin wykorzystał je do budowy swojego statku kosmicznego. Należało uzupełnić skradziony materiał.
Czy pewne już jest, że eliksir został rozpylony nad całą Ziemią? – spytał Móri.
– Nie – odparł Ram. – Na razie jeszcze tego nie wiemy, musimy zebrać informacje. Wszystkim tym zajmuje się Erion.
Na Erionie spoczywało naprawdę sporo obowiązków podczas nieobecności Farona i Rama. Był wszak również odpowiedzialny za całe Królestwo Światła.
Obcy jednak z wielkim spokojem podchodził do rzeczy.
Statek kosmiczny miał pozostać w tym samym miejscu aż do czasu, gdy Faron ze swymi towarzyszami powrócą z Królestwa Światła, Wystarczyła garstka ludzi, by skompletować załogę. Planowano zresztą częste zmiany w obsadzie, aby wszyscy mieli możliwość znów zobaczyć Ziemię.
Maszyna Śmierci przez kilka dni obracała niczym wahadłowiec. Do Królestwa Światła sprowadzono gondole z Guilin w Chinach i z Gór Kruszcowych na granicy między Niemcami a Czechami, niektóre z nich wykorzystywano do komunikacji na powierzchni Ziemi. Przydały się też rakiety.
Cała powierzchnia Ziemi została już spryskana eliksirem. Móri i Berengaria prędko odzyskiwali formę w blasku Świętego Słońca w Królestwie Światła, a także dzięki pomocy błękitnego szafiru.
Wreszcie Faron był gotów, by wyruszyć w długą podróż na Bliźniaczą Planetę.
Zdumiał się bardzo, gdy Marco przyszedł do niego z prośbą.
Czy możliwe, by i on się tam wybrał?
Nikt chyba nie mógł się z tego bardziej ucieszyć niż właśnie Faron. Szczerze pragnął, by pojechała z nim tak wybitna osoba jak Marco, uznał jednak, że nie może zawracać głowy księciu, który ostatnio wyglądał na bardzo zmęczonego i strapionego.
– Co ci dolega, przyjacielu? – spytał go wreszcie Obcy z wielką życzliwością.
– To… trudno na to odpowiedzieć akurat teraz. Odczuwam potrzebę, by się stąd wyrwać, i to na długi czas. Niedobrze by było dla mnie, gdybym musiał zostać w Królestwie Światła w takim stanie, w jakim teraz jestem.
Faron popatrzył na niego zamyślony, lecz o nic więcej już nie pytał.
Nadeszła chwila rozstania nie tylko z tymi, którzy wybierali się na Bliźniaczą Planetę.
Oto Ram i Indra postanowili, że zamieszkają na powierzchni Ziemi, taką samą decyzję podjęła siostra Indry, Miranda, i jej mąż Gondagil wraz z synkiem Haramem. A skoro cała rodzina postanowiła opuścić Królestwo Światła, zdecydował się na to również Gabriel.
Ziemia była teraz równie pięknym i przyjemnym miejscem jak Królestwo Światła. Gabriel i jego córki tam przecież się urodzili. Mieli teraz ochotę osiąść w Norwegii. W ich ślady poszli również Jori i Sassa.
Przyjaciół z Królestwa Światła zdumiał ten wybór, lecz wtedy Indra powiedziała:
– Mylicie się, my sami jesteśmy zbyt przywiązani do Królestwa Światła, chcemy jednak, aby nasze dzieci mogły dorastać w pięknym zewnętrznym świecie, zostaniemy więc tam, póki nie dorosną. Przecież to nie potrwa więcej niż półtora roku według rachuby czasu Królestwa Światła, potem wrócimy tutaj, do naszych krewnych i przyjaciół, a dzieci będą mogły wybrać same.
Bardzo rozsądnie, pomyśleli ci, którzy słuchali jej słów.
Lecz jakże będzie bez nich pusto!
Statek kosmiczny pędził naprzód ze straszliwą prędkością. Mimo to wiele czasu zajęło im pokonanie polowy toru obiegu Ziemi wokół Słońca.
Marco wiele razy zdążył pożałować swojej decyzji. Dlaczego nie pozwolił, by poleciała z nimi Gwiazdeczka? Miał wyrzuty sumienia, bo nigdy jeszcze nie widział takiej rozpaczy w jej oczach jak wówczas, gdy odjeżdżał, i gorzko teraz za nią tęsknił. Właściwie nigdy chyba nie zaznał uczucia tęsknoty, obcego jego naturze, zwłaszcza że wcześniej pozbawiony był też zdolności do odczuwania ziemskiej miłości.
Teraz jednak tęsknota zalała go jak fala. Raz po raz przypominała mu się Gia, tkwiła we wszystkim, co widział, w każdej jego myśli, i wiedział, że słusznie postąpił, wyjeżdżając, lecz mimo to żałował, bliski rozpaczy.
Berengaria, która wcześniej skarżyła się, że przypadł jej w udziale gorzki los, i przerosła większość chłopców, teraz ogromnie się radowała swym niezwykłym wzrostem, bo choć wprawdzie mierzyła sto dziewięćdziesiąt osiem centymetrów, to Faron był mimo wszystko znacznie od niej wyższy. Mogła swobodnie przejść pod jego wyprostowanymi rękami i było to bardzo przyjemne uczucie dla zakompleksionej dziewczyny.
Właśnie o tym rozmawiała z Faronem i Markiem na pokładzie statku kosmicznego, który unosił się cicho przez przezroczyste jak szkło sfery.
– Czy wybrałeś mnie ze względu na mój wzrost, Faronie? – śmiała się. – Czy też może ja tak urosłam po to, by do ciebie pasować?
To ostatnie pytanie było w zamierzeniu żartem, lecz obaj mężczyźni pozostali poważni, choć się do niej uśmiechnęli.
– Jeśli chcesz usłyszeć prawdę, to powiem ci, że dostałaś specjalny hormon wzrostu.
Berengaria, zdumiona, szeroko otworzyła oczy.
– To prawda – przyznał Faron. – Zapragnąłem cię już wtedy, gdy byłaś nastolatką. Razem z Markiem więc zajęliśmy się twoim wzrostem.
Читать дальше