Indra bez większej nadziei w głosie poprosiła:
– Daj nam znać, gdy tylko się ocknie! Może będzie mógł nam coś powiedzieć?
– Oczywiście, on przecież może nas zaprowadzić do Móriego – odparł Marco, lecz również w jego głosie zabrakło otuchy.
– Mimo wszystko nie mogę tego pojąć – wybuchnęła Indra zirytowana. – Gondola! Dlaczego nikt nie widział nigdzie ich gondoli? To, że ludzi można gdzieś upchnąć, rozumiem, ale przecież gondola Móriego miała dość znaczne rozmiary, prawda?
– Owszem, była dostatecznie duża, by dało się ją zobaczyć z odległości wielu kilometrów. Z powietrza – odparł Ram. – Nie mówiąc już o ekranach naszych radarów.
Milczeli. Patrzyli na Armasa, a Indrze znów przypomniała się, nie wiadomo dlaczego, baśń o Śpiącej Królewnie. Biała jak śnieg, czerwona jak krew i czarna jak heban. Patrzyła na białą twarz Armasa, okoloną kruczoczarnymi włosami, i krew sączącą się z niezliczonych ran.
Nie dało się wykluczyć, że każdą najdrobniejszą kosteczkę w ciele ma popękaną. Za to, że jeszcze żył, mógł dziękować wyłącznie swemu genetycznemu dziedzictwu i dorastaniu w blasku Świętego Słońca.
Ram przez system komunikacyjny wezwał Farona. Zaraz też w gondoli rozległ się głos potężnego Obcego.
– Cieszę się, że odnaleźliście Armasa – powiedział z wyczuwalnym zmęczeniem. – Wasza decyzja jest słuszna. Marco powinien sprowadzić go tutaj i uczynić wszystko, by przywrócić go do normalnego życia. A wy zintensyfikujcie poszukiwania. Rozlewaniem eliksiru zajmą się teraz inni. Ale ja…
Urwał, jak gdyby mówienie sprawiało mu trudność.
– Tak? – zachęcił go Marco ze zrozumieniem.
Faron westchnął.
– Wierzyliśmy, że odniesiemy błyskotliwy triumf, prawda? Nikt chyba nic liczył się z tak wieloma przeciwnościami. A wciąż jeszcze na powierzchni Ziemi mamy dwa bardzo poważne problemy: wszystkie te epidemie, które z taką mocą wybuchnęły w ostatnim stuleciu, no i katastrofalne wprost warunki klimatyczne, w tym groźba przesunięcia się bieguna północnego. A teraz jeszcze to trudne do wytłumaczenia zniknięcie naszych przyjaciół. Nie muszę chyba powtarzać tego, co stale mówię, że powinienem być z wami, bo już nie raz to słyszeliście.
– Rzeczywiście – cierpko przyznała Indra.
– No właśnie. Cóż, na szczęście uporaliście się z tymi strasznymi rządami gangsterów, a Goram i Lilja także wykonali swoje niezwykle trudne zadanie. Tyle że ceną tego sukcesu było zniknięcie Dolga.
– On tego pragnął już od dawna – przerwał mu Marco. – To, że nas opuści, pozostawało jedynie kwestią czasu.
– Może i tak, ale trudno znieść taką tęsknotę. I nie zapominajcie, że cała odpowiedzialność za wszystko, co się stało, spoczywa na mnie. Jeśli utracimy Armasa i nie znajdziemy tamtych dwojga… Ach, przyjaciele, nie będę już chciał dłużej żyć!
W gondoli zapadła cisza. Wszyscy wyczuwali, że Faron oświadczył to z całą powagą.
– Ależ, drogi Faronie – odezwała się wreszcie Indra. – Nie możesz brać na siebie odpowiedzialności za wszystko, co się tutaj dzieje. Nikt przecież nie mógł przewidzieć, że zniknie cała grupa!
– Ach, wy niczego nie rozumiecie!
– Owszem – cicho powiedział Ram. – Ja rozumiem doskonale.
Z Królestwa Światła nie nadeszła żadna odpowiedź.
Faron zamierzał przeciwstawić się wszelkim ostrzeżeniom. Musi wyjść na powierzchnię Ziemi, żeby szukać Móriego i Berengarii. Nie był w stanie dłużej znosić biernego wyczekiwania.
Nagle jednak okazało się, że stanął w obliczu kolejnej zagadki. Tym razem we wnętrzu Ziemi, w Królestwie Światła.
Zagadkę tę nazywano „zagrożenie wewnętrzne”.
Faron zmuszony więc był zdusić w sobie milczącą rozpacz i pozostać na swoim miejscu.
Zaczęło się od krążących plotek. Plotek o włamaniu, czy raczej o próbach włamania. Komuś wydawało się, że widział nocą jakiś cień, który szybko przemknął i zaraz zniknął z oczu. Pokraczny cień jakiejś nieznanej istoty.
Ale przecież w Królestwie Światła nic istnieje nic podobnego, z rezygnacją wzdychali ludzie. Wszędzie dookoła panuje spokój i dobroć. Wszelkie złe moce zostały już zwalczone albo też przeciągnięte na stronę dobra. Któż wobec tego tutaj krąży?
O tym, czego dokonał Marco, zajmując się obrażeniami Armasa sam w swoim pałacu czy też wespół ze zręcznymi lekarzami ze szpitala, tak naprawdę mieszkańcy Królestwa Światła nigdy się nie dowiedzieli. W większości nie mieli też pojęcia, jak straszliwie ciężkie rany odniósł Armas, w jak krytycznym stanie były jego mięśnie, nerwy i naczynia krwionośne.
Ale Marco i jego zespół jakoś zdołali go wylatać, co samo w sobie było prawdziwym cudem. Teraz lękali się jedynie o to, jak ciężkich obrażeń mogła doznać jego głowa i pięć zmysłów.
Farona na jego stanowisku zastąpił ktoś inny; zmuszono go, by wreszcie porządnie się wyspał i zebrał siły do dalszych działań.
Dzień później musiał przyznać, że mieli rację. Po przespaniu szesnastu godzin czuł się jak nowo narodzony.
Stali teraz wokół Armasa w jego szpitalnym pokoju. Chłopak wciąż był nieprzytomny. Rodzice, Strażnik Góry i Fionella, siedzieli przy nim od wielu godzin. Teraz serdecznie podziękowali jego wybawicielom i poszli choć trochę odpocząć.
– Co się dzieje w Królestwie, Marco? – spytał Faron cicho.
Książę skrzywił się.
– Nie wiem, przyjacielu. Otrzymujemy bardzo nieprzyjemne raporty. Mowa jest o jakiejś dziwnej istocie.
– Ach, nie! – jęknął Goram. Razem z Lilją również odwiedzili chorego. – Nie zniesiemy już więcej kolejnych potworów!
– To na pewno tylko plotki – próbował uspokajać go Jaskari, który przyjechał ze zwierzyńca ratować Armasa, przyjaciela z dzieciństwa.
– Na pewno – podchwycił jeden z lekarzy. – Przecież każda istota, każdy najmniejszy nawet żuczek został „zaimpregnowany” eliksirem dobra. Ale ludzie poszeptują o jakichś napaściach! To przecież niemożliwe, nie ma nikogo, o kim by się zapomniało. Nic z tego nie pojmujemy.
– Tak, to nie może być nic innego jak tylko głupie pogłoski – stwierdził Faron.
Armas poruszył głową. Zaraz zapomnieli o złych wiadomościach i w skupieniu pochylili się nad chłopakiem.
– Armasie – cicho szepnął Marco. – Słyszysz mnie?
Chory powoli otwierał oczy. Zauważyli, że ma wielkie trudności ze skupieniem wzroku w jednym punkcie, wreszcie jednak jego spojrzenie zatrzymało się na Marcu i Armas kiwnął głową.
– Armasie, to bardzo ważne – przemówił do niego Faron. – Inaczej nie mielibyśmy śmiałości dręczyć cię teraz. Ale odpowiedz mi: gdzie jest Móri? I Berengaria? Musimy się tego dowiedzieć, i to jak najprędzej.
Armas znów zamknął oczy, klatka piersiowa unosiła mu się ciężko, z wysiłkiem.
– Widzę, że masz trudności z mówieniem – podjął Faron. – Będziemy ci zadawać pytania w taki sposób, że wystarczy, byś tylko kiwał albo kręcił głową.
– Czy wiesz, gdzie oni są? – spytał Marco.
Przeczenie.
Popatrzyli na siebie z rezygnacją. Cóż, rozwiała się ich nadzieja.
– Czy zdarzył się wam wypadek? A może was napadnięto?
– Jedno pytanie na raz – pouczył go Faron. – Napadnięto was?
Tym razem upłynęła chwila, zanim doczekali się odpowiedzi. Jak gdyby Armas nie bardzo wiedział. W końcu jednak z wahaniem potaknął.
– Widziałeś, kto to zrobił?
Nie.
– Od tylu? – dopytywał się Goram.
Читать дальше