Margit Sandemo - Zimowe Marzenia

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Zimowe Marzenia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zimowe Marzenia: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimowe Marzenia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Unni i jej przyjaciele już prawie wypełnili zadanie uwolnienia rodu od przekleństwa. Jordiego i Miguela wciąż jeszcze czekają trudne próby. Jordi musi wyeliminować groźne istoty ze świata tych, którzy nie mogą umrzeć, Miguel zaś, by móc się połączyć z ukochaną Sissi, powinien na zawsze zerwać ze swoją przeszłością demona, co okazuje się bardzo trudne, zwłaszcza gdy jego przyjaciele znajdą się w niebezpieczeństwie…

Zimowe Marzenia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimowe Marzenia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

A może to sfera upiorów, dusz pokutujących? Możliwe, ale tam też nie chcę się znaleźć.

Na samym końcu, w jednym z arkadowych korytarzy, który znajdował się dokładnie naprzeciwko niego, zamajaczyła mu jakaś postać, ubrana na biało, w długim płaszczu czy habicie, z kapturem, z rękami wsuniętymi w szerokie rękawy.

Oczekująca. Na niego, na Jordiego właśnie.

To tam miał się udać.

Ja nie chcę, ja muszę wracać do Unni. Ona mnie teraz potrzebuje.

Ale jego stopy ruszyły naprzód. Wkroczył pod świątynne sklepienia i podążał w stronę czekającej postaci. Mijał jeden łuk po drugim. Potrzebował na to mnóstwo czasu, łuki stały w większych odległościach od siebie, niż sądził.

Korytarze z arkadami znikały jeden za drugim, ale postać przed nim odwróciła się i sunęła dalej przed siebie, prowadząc go w głąb.

W głąb czego? Niczego. Jordi czuł, że stąpa po czymś, ale nie umiałby powiedzieć, po czym. W każdym razie to nie była podłoga. To nic.

W końcu szarobiałe światło przed nim pociemniało. Postać zniknęła. Im szedł dalej, tym wszystko stawało się bardziej szare.

Ciemniejsze.

Ciemniejsze.

Brązowo – czarne. Ziemisto – brunatne…

Jaśniejsze!

Słoneczny promień trafił go w twarz niczym cios. Znowu jestem na górze! Znowu jestem na ziemi! Wróciłem! Dzięki! Dzięki, wszystkie dobre moce, że czas próby dobiegł końca!

Poczuł taką ulgę, że mógłby płakać.

Ale…

Nie było dokładnie tak samo jak przedtem.

Światło wydawało się jakieś fałszywe. Nie takie złociste jak światło słoneczne, lecz zimne niczym biały metal i z niebieskawym połyskiem.

Jordi rozejrzał się wokół. Las. Drzewa wyglądające na czarne w tym zimnym świetle. Dachy domów nieco dalej. Światło i cienie dookoła.

To nie słońce świeciło. To księżyc. Z jakąś intensywną, trudną do zniesienia mocą, tak że można było widzieć wszystko dokładnie jak za dnia.

Można było? Że można było widzieć? Kto mógł?

Jordi spojrzał na dół, na siebie. Nie, wyglądał jak zwykłe, miał na sobie to samo ubranie, w którym opuścił grotę.

Żeby w końcu jednak wszystko wyjaśnić, ruszył ku domom w oddali. Niebawem znalazł się na drodze prowadzącej tam właśnie.

Na skraju osady spotkał jakąś starszą parę. Jordi przystanął i uprzejmie zapytał o nazwę miejscowości.

Para jednak nie zareagowała, żadne z dwojga nie próbowało się zatrzymać. Co więcej, oni go nie widzieli, Jordi musiał uskoczyć na skraj drogi, bo szli prosto na niego. Szli sobie, rozmawiając, ale Jordi nie rozumiał ani słowa z tego, co mówili.

Serce zaczęło mu bić głośno. Ogarnął go strach.

– Hallo! – zawołał. Ale starsi państwo się nie odwrócili.

Jordi stał jak rażony piorunem, niczego nie pojmując. Co jest tym ludziom? Są głusi i zarazem ślepi?

A może to z nim coś nie tak?

Usłyszał głosy na najbliższej uliczce i zdecydował się pójść w tamtą stronę. Wtedy poczuł na ramieniu czyjąś dłoń.

Szok sprawił, że o mało nie upadł. Odwrócił się z lękiem.

To owa biała postać, która go przywiodła do tego miejsca. Teraz zobaczył, że to kobieta o ciepłych, smutnych oczach.

Odprowadziła go na bok. Pod drzewa.

– Nie pozwól, by cię zobaczyli!

– Ale przecież oni niczego nie widzą!

– Niektórzy by mogli. Niektórzy potrafią cię zobaczyć, ale ty nie będziesz wiedział, którzy – rzekła łagodnie.

– Więc oni znajdują się w innej sferze? Uśmiechnęła się. Nie była ani młoda, ani stara, ani piękna, ani nieładna.

– Raczej bym to odwróciła. To są ludzie. A w innej sferze znajdujesz się ty.

– W jakiej?

– Wkrótce się dowiesz. Jordi, mój młody przyjacielu, ty nie jesteś taki jak inni w twoim nowym świecie. Czekaliśmy na kogoś takiego jak ty, ale bardzo niewielu ludzi się tutaj dostaje, a ci, którzy się zjawiają, na ogół nie mają potrzebnych zdolności, nie są perfekcyjnymi stworzeniami.

– Ja też wcale nie jestem perfekcyjny.

– Nikt nie jest, ale ty posiadasz to, czego nam tutaj brak. Troskliwość, zrozumienie, miłość bliźniego. A przy tym dzielność i odwagę, by podejmować się nieprzyjemnych zadań.

Jordiego przeniknął dreszcz.

Tylko nie żadne ścięte głowy, tylko nie to znowu!

– Nie rozumiem – powiedział.

Żywił zaufanie do tej kobiety. Poza tym miejsce było raczej ponure z owymi przemykającymi cieniami, z zimnym nastrojem księżycowej nocy.

– Dlaczego tak wielu przebywa na zewnątrz, dokądś chodzi w środku nocy? – wybuchnął nieoczekiwanie.

– Bo to nie jest noc. To słońce świeci. Tylko dla ciebie ono wygląda jak księżyc.

– Ach, tak. To jakby się chciało nakręcić nocną scenę w filmie, wtedy wystarczy założyć niebieski filtr na obiektyw i w dzień mamy co trzeba?

Kobieta uśmiechnęła się. Widocznie nie pojęła, o co mu chodzi.

– Cóż… no, a co ja tu robię?

– Przyprowadziłam cię tutaj, właśnie tutaj, by cię prosić o wykonane dla nas pewnego zadania dla dobra tych ludzi. W tej miejscowości grasuje pewien stwór z twojej sfery. Trzeba go unieszkodliwić, zanim zło, które sieje, rozprzestrzeni się na większe terytorium.

Wszystko w Jordim protestowało.

– A kiedy będę mógł wrócić do domu?

– Do domu?

– Tak. Do mojej ukochanej Unni i naszego nienarodzonego jeszcze dziecka, do moich przyjaciół.

Kobieta uśmiechnęła się przepraszająco.

– Ty nie możesz stąd wyjść. Nikomu jeszcze się to nie udało.

Jordi zaczynał się irytować. Dowiedział się tak niewiele, w dodatku były to same negatywne rzeczy. Ostatnie słowa przewodniczki poruszyły go tak bardzo, że w ogóle nie chciał o nich myśleć.

– No dobrze, ale ja w dalszym ciągu nie pojmuję. Ten stwór, o którym mówisz, jest tutaj… Czy on też jest niewidzialny dla mieszkańców osady?

– Nie, on się przebiera w ludzką skórę.

Jordi spoglądał na nią z niedowierzaniem.

– Jak wilkołak?

– Nie. Nie wilkołak.

– Czy zatem ja też bym nie mógł się zachowywać jak człowiek, żeby mnie wszyscy widzieli?

– Nie, ty nie możesz. Ty nie jesteś z tego samego rodzaju co on i powiadam ci, bądź za to wdzięczny! Zapamiętaj sobie jedno, Jordi, tylko ci, którzy poruszają się w świecie, będącym odwróconym obrazem twojego, mogą cię zobaczyć.

– I takich może być tutaj wielu?

– To nie jest wykluczone. Twoje zadanie polega właśnie na tym, byś ich odnalazł. My znamy tylko tego jednego, niedawno się o nim dowiedzieliśmy.

– No to czym on w takim razie jest? Co to za istota?

– To wampir. Ściśle biorąc, rodzaj wampira, bo nie pochodzi z rodzaju tych zwyczajnych. On się nie lęka ani krzyża, ani czosnku, ani dziennego światła. Nie wiemy też, jak został zarażony, ani w jaki sposób zaraża innych. Wielu zniknęło. Dwoje odnaleziono martwych, w ich żyłach prawie nie było krwi, niewiele zostawił, musiał wszystko wyżłopać.

Ja nie mam na to czasu, myślał Jordi zrozpaczony. To po prostu marnotrawienie sił i środków, a tymczasem Unni mnie potrzebuje. Muszę jej szukać, muszę odnaleźć drogę do domu!

Westchnął ciężko.

– Czy mógłbym się w końcu dowiedzieć, w jakiej części świata się znajduję?

– To Mołdowa, dawniej nazywała się Mołdawia. A część kraju, w której teraz jesteśmy, to Besarabia, dawniej należała do Rumunii.

– Aha. Rumunia. Wampiry.

– Wampiry znane są w całej tej części Europy Środkowej. Austro – Węgry, Wojwodina, Bułgaria, Czechy, Morawy, ale centrum znajduje się w Transylwanii, czyli w Rumunii, to prawda. Jednak, jak już mówiłam, to nie jest typowy wampir. Naprawdę nie wiemy, co to jest.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zimowe Marzenia»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimowe Marzenia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Wiosenna Ofiara
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Zimowe Marzenia»

Обсуждение, отзывы о книге «Zimowe Marzenia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x