– Śmierdziało. – Skrzywiła nos. – Tam, między domami.
Pytanie o imię króla było idiotyczne, więc postanowiłem go nie powtarzać. Natomiast powinna przecież pamiętać boga, do którego się modliła. W momencie kiedy stała się wampirem, musiała mieć co najmniej siedemnaście lat, a w tym wieku ludzie umieją już opowiedzieć o swej religii i przeżywają związane z wiarą misteria.
– Jakiego boga chwaliłaś? Ty i twoi bliscy?
– Adonai – odparła, a na jej twarzy odmalował się zachwyt. – Och, Adonai!
Adonai był imieniem, którym pobożni Żydzi zastępowali imię Jahwe, czytając nauki Pisma. Gdyż słowa „Jahwe” nie wolno było wypowiadać nikomu prócz kapłanów jerozolimskiej świątyni, a nawet wtedy starano się, by zagłuszała je modlitwa wiernych. A więc była Żydówką!
– Widziałaś Go? – zdecydowałem się zaryzykować. – Widziałaś, kiedy wspinał się pod górę z krzyżem na ramionach?
Przymknęła oczy.
– Miał na głowie koronę z cierni, jego plecy spływały krwią. Powiedz, widziałaś Go?
– Tak – wyszeptała, cały czas z zamkniętymi oczami. – Biegłam tuż przy nim. – Umilkła na dłuższą chwilę, lecz ja spokojnie czekałem na dalsze słowa. Przewrócił się. Dałam mu się napić wody i otarłam mu twarz chustą. Spojrzał na mnie. – Zadrżała i nagle rozpłakała się.
Przytuliłem ją, szlochała wprost w moje ramię.
– Był taki smutny i tak go wszystko bolało. Tak bardzo było mi go żal!
Jeśli mówiła prawdę, oznaczało to, że była dobrą dziewczyną, a jej smutek mógł podobać się Panu. Dlaczego więc miała zostać ukarana? A może nie była to kara, lecz jedynie dar, którego nie potrafiła we właściwy sposób wykorzystać? Chlipała jeszcze przez jakiś czas.
– Poszłaś z Nim do samego końca? Na sam szczyt wzgórza? Widziałaś, jak cierpi na krzyżu? Chciała pokiwać głową, ale tylko dźgnęła mnie końcem nosa w szyję.
– To my, utkani ze światła. Obiecał nam! – zawołała z rozpaczą.
Czułem, jak wbija paznokcie w moje ramiona. Kiedy zerknąłem, zobaczyłem, że rozcięła mi koszulę i ciało jej palce zabarwiły się czerwienią.
– Przestań! – Z trudem oderwałem ją od siebie i odepchnąłem.
Spojrzała wzrokiem przerażonego zwierzątka, któremu ktoś, komu bezgranicznie ufało, wyrządził niezasłużoną krzywdę. Ale nagle jej wzrok padł na moje poharatane ręce, potem przeniosła spojrzenie na swoje zakrwawione dłonie.
– Nie chciałam! Mordimer! Nie chciałam! – krzyknęła, w jej głosie słyszałem zarówno strach, jak i rozpacz. – Nie zrobiłam ci krzywdy? Prawda? Mordimer? Nie zrobiłam?
Wyciągnąłem ramiona i znowu ją przytuliłem. Miałem nadzieję, że zapach krwi sączącej się ze skaleczeń nie wywoła u niej nagłego przypływu apetytu, przy którym pękną wszelkie tamy i ustąpią wszelkie bariery. Nie wątpiłem, że szczerze ubolewałaby nad moją śmiercią, jednak wiedziałem też, iż potrafi ją zadać szybciej, niż pomyśleć. A marny to byłby koniec dla inkwizytora, zginąć z rąk stworzenia, w którego istnienie jeszcze do niedawna nie wierzył.
– Utkani ze światła? Nie rozumiem. Co to znaczy? – Głaskałem ją po plecach, żeby się uspokoiła.
– To my, utkani ze światła – zaszeptała. – Wybrani…
– Wybrani do czego?
Długo milczała, lecz nie dlatego, że nie chciała powiedzieć, najwyraźniej szukała właściwych myśli oraz odpowiednich słów.
– By nieść Jego słowo – odpowiedziała niepewnie i jakby na pół pytająco. Ale tak mocno akcentując słowo „Jego”, iż nie miałem wątpliwości, o kogo chodzi.
A więc według mojej towarzyszki ludzie przemienieni w wampiry mieli zostać kimś w rodzaju apostołów Jezusa, obdarzonych nadzwyczajną mocą! Dlaczego jednak stracili pamięć o swym powołaniu? Dlaczego obciążono ich łaknieniem ludzkiej krwi? Dlaczego Chrystus po zejściu z krzyża swej męki nie skorzystał z ich pomocy w czasie marszu armii na Rzym? Dlaczego o nich zapomniał lub uznał za bezużyteczne narzędzia i pozostawił samym sobie?
– Opowiedz, co się stało – zaproponowałem łagodnie. – Postaraj się, moja droga. Przypomnij sobie. Co robiłaś, kiedy przybijali Go do krzyża?
– Stałam. Patrzyłam. Tak mi było smutno – mówiła głuchym głosem, jakby czerpała ze wspomnień, które dawno temu utonęły w mroku zapomnienia i do których sięgała ze zdumieniem oraz obawą.
– Spojrzał na mnie i uśmiechnął się – dodała. – Wybrał mnie. Wiedziałam. Nie tylko mnie…
– Skąd wiesz?
Na to pytanie nie potrafiła już odpowiedzieć. Poczułem tylko, że wzrusza ramionami.
– Co stało się potem?
– Umarł – westchnęła.
– Kto umarł? – nie zrozumiałem.
– On – odparła.
No cóż, wiemy dobrze, że Jezus Chrystus nie umarł na krzyżu. Owszem, poznałem niegdyś herezję, której wyznawcy właśnie tak twierdzili, lecz nie przypuszczałem by wampirzyca kiedykolwiek miała styczność z przeklętymi bluźniercami. Najwidoczniej chwilowe omdlenie wzięła za śmierć, gdyż powszechnie było wiadomo, że nasz Pan wisiał na krzyżu przez wiele godzin, zanim zdecydował się zejść w chwale i ukarać prześladowców.
– Wtedy upadłam… – Znowu umilkła na dłuższy czas.
– Co było dalej?
– Otoczyło mnie światło. Słyszałam piękny głos. Strumień… – urwała nagle i dyszała mi ciężko w szyję.
– Strumień? – poddałem.
– Płynął do mnie jasny strumień… Wąż i gołębica! A potem – zadrżała na całym ciele – mrok i krew!
Aż się wzdrygnąłem, taka siła była w jej krzyku. Oderwała się ode mnie i zobaczyłem, że ma twarz wykrzywioną grymasem bólu oraz przerażenia.
– Wszędzie krew! Ciemność! Nie ma już światła! Nie ma! Ciemno, ciemno, strasznie! A przecież utkani ze światła! Obiecał! Po Jego śmierci to my…
– Ciiiii… – Zdecydowałem się, by znowu ją przytulić. Trzęsła się, jakby wystawiono ją na podmuchy lodowatego wichru.
– Ssssspojrzał na mnie – wysyczała ze złością.
– Przecież mówiłaś, że umarł – powiedziałem spokojnie.
– On umarł, ten nowy spojrzał! Ten drugi! Upadłam! Zemdlałam!
Czyżby chodziło jej o jednego z łotrów, których ukrzyżowano wraz z naszym Panem? Ale, na gwoździe i ciernie, co tu do rzeczy mieli łotrzy!? Zęby wampirzycy zaczęły tak szczękać, jakby ktoś z niezwykłą szybkością walił kością o kość. Objęła mnie ramionami a nogi zarzuciła wokół moich bioder. Ścisnęła mnie tak mocno, że poczułem, jak trzeszczą mi żebra. Straciła dech. Nie mogłem ruszyć rękoma, nie mogłem nawet krzyknąć i zaczęło ogarniać mnie przerażenie. Odepchnąłem się z całej siły stopami od pnia i przewróciliśmy się. Wylądowałem na dziewczynie, która nagle rozluźniła uścisk i zwiotczała. Wyplątałem się z jej ramion i odszedłem na bok. Długą chwilę łapałem dech w płuca, potem pomacałem żebra. Bolały, ale na szczęście nie zdążyła mi ich połamać. Spojrzałem, jak leży na trawie, i nie mogłem pojąć, skąd w tym przeraźliwie chudym ciele bierze się tak niezwykła siła. Zbliżyłem się i ukucnąłem przy niej. Była nieprzytomna, spazmatycznie, chrapliwie oddychała. Miała blade usta i zamknięte oczy. Przysiągłem sobie, że na drugi raz będę bardziej ostrożny, gdyż obawiałem się, że kolejnego podobnego ataku mogę już nie przeżyć. Najgorsze, iż wiedziałem, że dziewczyna nie panuje nad sobą, nad swoimi odruchami i nad swoją siłą.
Co z tego, o czym mówiła, było prawdziwym wspomnieniem, a co majaczeniem lub fantazją chorego umysłu? Czy naprawdę była na Golgocie w czasie, kiedy krzyżowano naszego Pana? Tak, w to wierzyłem, pomimo że rozum wzdragał się przed tą wiarą. Ludzie bowiem nie żyją tysiąc pięćset lat! Może więc ona i Haustoffer byli po prostu demonami nieznanego rodzaju? A może złe moce obiecały im kąpiel w strumieniach światła, by potem złośliwie obdarzyć krwawą klątwą? Cóż, zapewne na zamku barona Haustoffera łatwiej mi będzie znaleźć odpowiedzi na te pytania. Być może szlachcic przypomni sobie coś z tego strasznego i pięknego dnia, chociaż twierdził przecież, że upił się, zasnął i przeoczył Zstąpienie naszego Pana.
Читать дальше