Joanna Papuzińska - Rokiś
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Papuzińska - Rokiś» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Rokiś
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Rokiś: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rokiś»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Rokiś — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rokiś», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Było to takie niespodziewane, jakby mała i niepozorna roślinka miała pod ziemią korzenie wielkie i kręte jak baobab.
Okazało się, że nie tylko na dalekich, obcych planetach kryje się wiele niezbadanych problemów i tajemnic.
Taka sama obca planeta, której Kaśka nie znała wcale i zupełnie, mieściła się także tu niedaleko, i było ją widać z Kaśczynego okna. Planeta Dachów, Kraina Czarnych Ulic albo, jak nazywał ją tata – Muzeum Domów.
Życia na tej bliskiej planecie nie pokazywano w telewizorze ani nie ogłaszano przez radio.
Można było go nie zauważać, jeśli się nie chciało, a wtedy, gdy już za bardzo właziło przed oczy, powiedzieć, że jest brzydkie, głupie i samo sobie zawiniło. Trzeba mu się było lepiej postarać, toby mu się i lepiej działo.
Ale to rozwiązanie zagadki wcale nie było prawdziwe.
Ludzie z czarnych ulic nie byli tacy sami, jak ci z białych osiedli.
Może ich silniki były za słabe i za delikatne i dlatego przegrywali w wyścigu do wszystkiego, co najlepsze?
Omijały ich pochwały i nagrody. Nikt nie ściskał im dłoni, nie stawiał za wzór i nie kierował na lepsze posady.
Może nie umieli wyprzedzać, zajeżdżać drogi, wymuszać pierwszeństwa, błyskać karoserią, wsuwać się na skrzyżowaniach na najlepszy pas ruchu?
Ani rozdzielać wdzięcznych uśmiechów?
A może wcale tego nie chcieli?
Może mieli coś innego, co było dla nich najważniejsze, ale nikt inny nie wiedział, co to jest? Nikt tego nie mógł zrozumieć?
I dlatego właśnie byli z innej planety?
Kaśka zamyśliła się jeszcze mocniej, z całej siły, jakby jej myśli musiały przeskoczyć przez bardzo wysoką przeszkodę, która stanęła im na drodze.
Myśli podbiegały do przeszkody, rozpędzały się do skoku, wspinały na przeszkodę i spadały z niej z powrotem. Bo jej nie mogły pokonać.
A pokonanie to było niezbędne, żeby Kaśka mogła wiedzieć, po czyjej jest stronie. To znaczy wiedziała na pewno, że jest po stronie Mariusza. Ale nie wiedziała, jak mu naprawdę trzeba pomóc, i nie wiedziała, po czyjej stronie jest on sam. Czy jest po swojej stronie, czy po jakiejś innej?
Przypomniała sobie jeszcze raz wszystkie swoje rozmowy z Mariuszem, a najbardziej tę ostatnią dzisiejszą, gdy niosła do kryjówki wyniesioną z szatni jego kurtkę i buty. Gdy przekradała się ostrożnie przez czarne podwórka, zerkając na prawo i lewo, za i przed siebie. Dotarła do skrzyni i zapukała w nią ostrożnie. Mariusz wygramolił się ze środka, sfioletowiały trochę od chłodu, szybko złapał swoją kurtkę i opatulił się w nią.
– Dobrze ci się wszystko udało! Nadajesz się, żeby kraść z tobą konie!
– Nie chcę kraść żadnych koni! Posłuchaj, co ci powiem!
– To tylko takie powiedzonko, że jesteś dobrym kumplem – wytłumaczył jej zadowolony Mariusz.
– Ale ja się dowiedziałam dla ciebie ważnej rzeczy od pani Ali. Ona powiedziała, że te bereciaste to są porządne babki, że je zna! Nie masz się czego ich bać!
Mariusz podskoczył jak oparzony, błysnęły wściekle jego oczy i piegi.
– A co, może przyprowadziłaś je tutaj? Gadaj, mówiłaś im o kryjówce?
– No coś ty, niemądry… Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie musisz uciekać i bać się, i siedzieć w tej skrzyni!
Mariusz odetchnął z ulgą.
– Już ja wiem, jakie one porządne! Chcą mnie złapać i zamknąć!
– Oj, nie zamknąć… One cię tylko zabiorą do takiego domu dziecka!
– No właśnie, czyli mnie zamkną!
– Słuchaj – zaczęła Kaśka pojednawczo. – A ty byś nie mógł na swojego tatę poczekać w tym domu dziecka?
– Zwariowała! Czy to ja jestem krowa, żeby chodzić w stadzie i dawać mleko zawsze o tej samej godzinie? Przyczepili się do mnie wszyscy, a nawet i ty! Sama idź tam, jakżeś taka mądra!
– Ale przecież musisz mieć dom…
– A co, myślisz, że ja nie mam domu? – obraził się Mariusz. – Że mam tylko tę skrzynię? Coś ty! My tu mieszkamy z babką na czwartaku! Tata też, jak był z nami… Ale im się nie podoba moja babcia, że lubi sobie wychylić… Mówią też, że się o mnie nie troszczy – a co się ma troszczyć jeszcze więcej? I tak wszystko mam, czego mi potrzeba, kto ma lepiej niż ja?
– Niż ty? – zakrzyknęła wtedy Kaśka zdumiona.
– A pewnie! Latam, gdzie chcę, i nikt mi nie broni! Butelki rano pozbieram i już mam trochę grosza! Wszystko tu moje, znajome, własne… nigdy się nie zabłąkam, każdy mnie tu zna… na bazar przylecę, zaraz mnie wołają: Mariusz, Wilczek! Zupy ci nalejemy… a może bigosu! Węglarze przyjeżdżają… na wozie się przewiozę! Nie brak mi niczego!
– A – powiedziała z wahaniem Kaśka, nie chcąc Mariusza znów obrazić – tam byś miał ubranie ładne, zabawki, telewizor.
– Głupiaś, a na co to komu! Zabawki, telewizor – to bujda, nuda, kiedy na ulicach tyle się dzieje! A szmaty? Byle wygodne były! Dziury jeszcze fasonu dodają! Przecież są takie chłopaki, studenci czy jacyś, co specjalnie w podartych chodzą, a z tenisówek im palce sterczą… I wiesz, co jeszcze mówią, wiesz? – zakończył podsuwając Kaśce pod nos swoją usmarowaną pięść. – „Częste mycie skraca życie, mądrzy ludzie żyją w brudzie”.
– No z tym to się już nie zgodzę! – krzyknęła Kaśka oburzona.
– No to się nie gódź, obejdzie się bez łaski! Myślałem, że coś zrozumiesz, ale ty masz za tępy widać mózg dzisiaj albo i całkiem! – pokiwał nad nią głową Mariusz. – Ja i tak się im zawsze wywinę! Ale najgorzej, że one teraz będą się za mną po szkole uganiały i nie mogę się tam pokazać! A ja do szkoły lubię chodzić, bo lubię naszą panią i basen, pływanie lubię…
Westchnął i zaczął wyciągać z kieszeni swoją strzępiastą torbę. Wygładził ją, powiedział „cześć” i wymknął się z kryjówki, a Kaśka, powłócząc nogami, powędrowała przez siedem podwórek do domu i znów pogrążyła się w zadumie.
Rozdział dziewiąty
W swoim wielkim strapieniu Kaśka usiadła nad arkuszem papieru i zaczęła pisać list do rodziców.
„Kocham Ma i Ta!
Okazuje się, że łatwiej jest dokonywać czynów bohaterskich niż niebohaterskich. Bo wiadomo, że ma się rację. Osobno jest racja, a osobno nieracja, jak białko i żółtko w jajku. A w sprawach niebohaterskich przeważnie jest jajecznica albo nawet i omlet. Taki omlet to Mariusz, mój nowy kolega. Dlatego koniecznie musicie mi poradzić”.
Zatrzymała się, nadgryzła długopis i pomyślała sobie:
„Nic z tego… zanim list dojdzie, a rodzice odpiszą, zejdzie za dużo czasu…”
– A co? Znów trzeba wyławiać jakieś śliwki z kompotu? – zachrypiało za jej plecami.
Kaśka obróciła się i ujrzała Rokisia, siedzącego na poręczy jej własnego krzesła z wzrokiem utkwionym w liście.
– No, co! – zgorszyła się i z przyzwyczajenia zasłoniła pisanie łokciem. – Nie czyta się…
– Niechcący przeczytałem, daruj! Ale ja bym i tak się od ciebie wszystkiego dowiedział… Miałem przeczucie, że mnie wzywasz, a po co byś mnie wzywała, jakbyś nie miała do mnie sprawy? A jaką byś miała do mnie sprawę, jak nie tę, najważniejszą? Lepiej przestań się już złościć i podaj mi wszystkie informacje!
Więc Kaśka z westchnieniem podała wszystkie informacje.
– No wiesz! – zaperzył się Rokiś. – I ty się jeszcze namyślasz! Łóżeczka jak z pudełeczka, dziateczki jak zapałeczki! I wcale nie ma miejsca na własny, prywatny bałagan, w którym człowiek najlepiej się czuje. Tfu! Ohyda! Znam to jak zły grosz! Poczekaj! Ja im zaraz! Mogę im podrzeć wszystkie papierki i pomylić wszystkie adresy! Poplątać nogi tak, że będą chodziły piętami naprzód!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Rokiś»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rokiś» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Rokiś» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.