Joanna Papuzińska - Rokiś

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Papuzińska - Rokiś» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Rokiś: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rokiś»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rokiś to zabawna opowieść o znanym z ludowych podań diable Rokicie, który straciwszy swoją dziuplę w starej wierzbie, zamieszkał w mieście, w domu współczesnej dziewczynki. Sympatyczny diabełek popełnia wiele błędów, powoduje różne nieporozumienia, które zawsze mają efekt komiczny.

Rokiś — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rokiś», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Latawce łagodnie wślizgiwały się na coraz wyższe piętra chmur. Po jednym z takich kłębiastych dywanów sunął z daleka samolot, połyskując srebrzystym tułowiem. Kaśka w pierwszej chwili zaczęła ciągnąć ster swego latawca, chcąc usunąć się olbrzymowi z drogi.

Ale Rokiś wrzasnął coś do niej wesoło, pokazując odrzutowiec, i Kaski nagle zobaczyła w jego okrągłych okienkach dwie bardzo znajome twarze przyciśnięte do szyby i przypatrujące się jej z radością.

– Hurra! Hurra! – krzyknęła, zrywając się na równe nogi na swym latawcu, i wymachując połami peleryny.

Samolot zatrzymał się wśród chmur, a twarze znikły z okienek. Lecz zaraz odskoczyły drzwiczki i wysunęły się przez nie po kolei dwa podobne do jej własnego latawce, tylko że całkiem czerwone.

– Hurra! Hurra! – odkrzyknęli mama i tata przyłączając się na swych czerwonych latawcach do ich białego orszaku.

Cała kolumna przyspieszyła teraz i leciała prosto jak strzelił przez czystsą błękitną przestrzeń bez chmur. Kierowali się w stronę szaroróżowej, przedziwnej chmurowej budowli, która piętrzyła się przed nimi. Z daleka miała kształt korony, lecz w miarę jak się zbliżali, wyglądało na to, że będzie to raczej jakieś okrągłe miasto, otoczone obronnym murem z wieloma bramami. Jednak i to okazało się złudzeniem. Gdy jedna z bram otworzyła się przed nimi i latawce wpłynęły do środka, znaleźli się jakby na niezbyt wielkim stadionie sportowym. Okrągły placyk pośrodku otoczony był rzędami miękkich, puszystych i czerwonawych siedzisk, umieszczonych jakby na okrągłych schodach.

Wprowadzono ich i wskazano im miejsca w honorowej loży.

Lecz kto właściwie podejmował ich tutaj, kto był gospodarzem tego niezwykłego miejsca? Tego właśnie nie wiedzieli. Zewsząd otaczał ich gwar przyjaznych głosów, dotykały ich jakieś życzliwe ręce, wskazując drogę. Stadion na pewno był zapełniony, a może nawet zatłoczony – czuli to przecież. Rozglądali się wokół i już-już wydawało im się, że migają im przed oczyma jakieś drobne sylwetki… lecz wszystko przeniknięte było takim migotaniem, takim połyskiem i tak na wpół przezroczyste, że właściwie nie wiedzieli, czy coś widzą, czy tylko im się zdaje…

Dziwne to było bardzo i Kaśka gubiła się w domysłach, czy gospodarze są tacy ostrożni, że nie chcą być do końca widziani, czy taka jest ich półwidzialna natura, czy też światło jest tu takie dziwne, że wszystko prześwietla i odmienia… Ale te wszystkie jej domysły były dosyć powolne i nie za bardzo ważne… Było jej nazbyt błogo, aby myślom chciało się wysilać. Siedziała wtulona między miękkie ciepło mamy i trochę kościste ciepło taty, trzymała ich oboje za ręce i nikt z nich nic nie mówił. Czekali, co będzie dalej.

A tymczasem gwar i ruch ucichł i rozległa się muzyka łagodna, ale wesoła, pobrzękująca jakby dzwonki na szyjach owiec albo wezwanie z dalekiej dzwonnicy, biegnące przez wiele pól.

Zrobiło się uroczyście, a gdy zamilkły ostatnie dzwonienia, jakiś niewidzialny głos wywołał po kolei ich przezwiska, nazwiska i imiona, prosząc, aby wstąpili na podium zwycięzców.

Rokiś kroczył dumnie na przedzie, wypinając swój potłuściały cokolwiek ostatnio brzuch z taką miną, jakby za chwilę miała się odbyć jego własna koronacja na króla kosmosu. Brodaś maszerował nieśmiało, trochę przygarbiony, bo zawsze wstydził się, gdy go chwalono, i uważał, że nie ma za co. Kaśka, plącząc się i potykając o własnej produkcji szatę, a Mariusz Piegariusz przejęty cały, wyprostowany na baczność.

– My, mieszkańcy planety… (nazwa była całkiem niezrozumiała i nawet niemożliwe było powtórzenie jej w ludzkim języku), dekorujemy stojących tu przed nami mieszkańców Ziemi Znakiem Dobrej Woli… przyszli bowiem z pomocą naszym towarzyszom, nie pytając, co oni za jedni i żadnej nie oczekując korzyści… Czas zgody i przyjaźni między naszymi ludami jest jeszcze bardzo daleki… Wiele musi zmienić się w sercach i w głowach… Wasze serca i myśli wyprzedziły czas… Przyjmijcie ten znak od nas…

Kaśka czuła, że jakieś dłonie przypinają jej do piżamy okrągły medal, rzucający dookoła, delikatne, porozumiewawcze błyski.

– Co zaś do innych sposobów naszej podzięki… Chcemy zaproponować coś jednemu z was… Stoi tu oto między nami Mariusz Piegariusz, mieszkaniec Muzeum Domów, Krainy Czarnych Ulic, Piwnic i Podwórek… Przyglądaliśmy się jego losom… W Krainie Czarnych Ulic nie ma on odpowiedniej opieki. Jego zdolności marnują się… Mierzyliśmy jego inteligencję! Mógłby osiągnąć wielkie sukcesy! Chcemy, Piegariuszu, zabrać cię do nas. Będziesz miał doskonałe warunki i niczego ci nie zabraknie. Czy zgadzasz się na to? Patrz!

Kaśka zobaczyła, jak jakiś cień dotknął ramienia Mariusza. I oto Mariusz Piegariusz odmienił się całkowicie. Jego małą, chomikowatą buzię otaczał teraz lśniący, złocisty hełm kosmonauty. Miał też na sobie piękny skafander, zgrabny i miękki, pełen wymyślnych kieszeni. Mariusz stał i spoglądał w dół na ten skafander. Podniósł rękę do twarzy i oglądał błyszczące rękawy. Jego twarz także rzucała dziwne błyski i połyski i Kaśka zlękła się, bo zdawała jej się ta twarz wśród połysków coraz bardziej półprzeźroczysta, pół widzialna, jak tamte twarze kosmitów.

A tymczasem Mariusz opuścił już rękę. Chrząknął raz i drugi i ukłonił się, jakby miał powiedzieć wiersz na uroczystości szkolnej.

– Ja… – zaczął Mariusz. – Ja bardzo dziękuję. Ale ja wolę u nas, u siebie. Ja tam czekam na tatę!

– A gdzie jest twój tata? Czemu nie zajmuje się tobą? – zapytano.

– Tata mój… poszedł z milicjantem… Ale powiedział: „Zostań tu i czekaj” – oświadczył Mariusz krótko, a jego twarz znowu stała się wyraźna, jak prawdziwe ludzkie twarze. – Zabierzcie ten strój… ten garnitur też pewnie od was dostałem, więc też go zabierzcie… A przecież… chyba i tak możemy kolegować, no nie?

– Z żalem słucham twojej odmowy – odpowiedział głos. – Ale była to tylko propozycja, a propozycję można zawsze przyjąć lub odrzucić. Gdybyś się namyślił później, możemy zawsze przysłać po ciebie, pamiętaj. A teraz przystąpmy do zabawy i poczęstunku.

Sprowadzono ich z uroczystego podium i Kaśka zaczęła przepychać się w stronę rodziców, a za nią cała trójka towarzyszy. Od bocznej jakiejś bramy stadionu wystartowała ku nim cała flotylla tac i półmisków. Kopce przepięknych kanapek, strojnych w pomidorki i plastry młodego ogórka. Talerze pełne winogron, pomarańcz, bananów i napęczniałych od soku gruszek. Miseczki z malinami i łubianeczki pełne poziomek. Stosy rurek z kremem, puchary galaretek i inne pyszności godne najwspanialszych koktajlbarów. Wszystko to unosiło się w powietrzu, zabiegało im drogę, zachęcało, częstowało.

Kaśka ujrzała, jak Rokita wpycha sobie do gęby ogromny banan, mlaskając i mrużąc z zachwytu oczy. Piegariusz, wcale nie przejęty swą niedawną ważną rolą, zacisnął szczęki na jakimś chrupiącym pierożku.

Tata rąbał wielką gruchę, a sok bezwstydnie ściekał mu po marynarce. Mama sączyła przez rurkę jakiś sok.

– Mamo, tato! – krzyknęła Kaśka, chwytając ogromne rożysko z lodami. – Zaraz wam opowiem od początku!

Mama zamachała do niej ręką, lecz w tej samej chwili Kaśka poczuła, że zapomniana siła przyciągania ziemskiego powróciła nagle, ciągnąc ją z całej siły w dół.

– O rety, spadam! – wrzasnęła i poczuła, że leci. Lecz było to tylko jedno drgnienie. Zatrzymała się w przeciągu sekundy, a pod nią znów było puszysto i miękko. Ale było to tym razem jej własne łóżko, kołdra i poduszka.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Rokiś»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rokiś» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Papuzińska - Jak ognia szukałem
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - O czym dudni woda w studni
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - O niedźwiedziu królewiczu
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - O zapadłej karczmie
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - Serce lasowiackie
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - Skarb matki
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - Cudowne lekarstwo
Joanna Papuzińska
Joanna Hickson - Red Rose, White Rose
Joanna Hickson
Отзывы о книге «Rokiś»

Обсуждение, отзывы о книге «Rokiś» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x