Joanna Papuzińska - Rokiś
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Papuzińska - Rokiś» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Rokiś
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Rokiś: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rokiś»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Rokiś — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rokiś», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Dlatego też nie widział, że mechanizm ruszył i że Rokita, z triumfalnym uśmiechem na pysku, zjeżdża w dół, uczepiony windowej liny, kiwając mu z godnością łapą, niczym dygnitarz przyjmujący defiladę na trybunie, w świetle sztucznych ogni, rac i fajerwerków.
Znalazłszy się w okolicy parteru, Rokiś, bo któż by inny to mógł być, jeśli nie on, jednym skokiem wpadł na małe podwóreczko, gdzie pogwarzali sobie po przyjacielsku Kaśka z Mariuszem.
– Zdobyłem! Załatwiłem! – krzyknął gromko. – Dalejże! Wstawać, nie drzemać! Musimy zaraz dostać się do nich najkrótszą drogą! Czas na… – tu zabrakło mu powietrza w płucach, więc przerwał na moment, a Kaśka i Mariusz dokończyli za niego usłużnie:
– …jwyższy!
– A nie, bo…gli! Zresztą wszystko jedno! – mruknął, gnając już przez zawiłe podwórka, a oni oboje pędzili za nim.
Podwórka były teraz znacznie mroczniejsze, niż gdy tędy szli poprzednim razem, ale oni wcale tego nie spostrzegli.
– Jeszcze nie wymyśliłem dla naszej grupy żadnego transportu! – pokrzykiwał w drodze Rokiś. – Właśnie teraz wymyślam! Najlepiej będzie chyba drogą powietrzną! Zdaje się, że tu w pobliżu widziałem coś odpowiedniego dla nas! Chodźcie!
Wydostali się spomiędzy podwórek i przeszli kawałek ulicą, aż doszli placyku, na którym stała opuszczona ciężarówka z wysięgnikiem, takim, jakiego używa się do naprawiania ulicznych latarni albo podcinania gałęzi wysoko rosnących drzew, albo jeszcze jakichś tam prac na wysokościach. Był to maleńki balkonik, umieszczony na długiej, zgiętej w kolanie nodze, przyczepionej do podwozia samochodu.
– Ładujcie się do środka! – zarządził Rokiś.
– Tym będziemy jechali? – zdziwiła się Kaśka.
– Nie jechali, tylko lecieli!
Tymczasem Mariusz Piegariusz zręcznie wdrapał się na balkonik i już ze środka wyciągał do Kaśki rękę.
Rokita zamknął za nimi starannie barierkę. Ugięte ramię podnośnika skrzypnęło. Balkonik drgnął i zaczął unosić się w powietrze.
– Kaśka! Kaśka! – rozległo się nagle wołanie z głębi ulicy.
Kaśka spojrzała w tym kierunku i ujrzała Brodasia, biegnącego ku nim co w nogach.
– Kaśka! Szukam ciebie! Dostałem twoją wiadomość!
– Siadaj z nami! – krzyknął przytomnie Rokiś.
W ostatniej chwili Brodaś zdążył wdrapać się na balkonik, który aż stęknął pod jego ciężarem, ale nie przestał jednak się wznosić.
– Co się tu dzieje? Co wy wyczyniacie?
– Cyt! – szepnął Rokiś. – Gadać nie wolno! Milczcie i patrzcie. Mam utrudnione zaklęcie, bo jest nas za dużo. Przeciążenie.
– Wszystko ci powiem! – mrugnęła do Brodasia Kaśka.
Zamilkli i przyglądali się Rokicie, który w skupieniu wykonywał łapami i głową przedziwne gesty.
– Gruligrzebrzuszaprzakrzagrzębrzędź… Brzegrzęgruła – przaprzedź! – wypowiadał w skupieniu tajemnicze jakieś rozkazy.
Ramię podnośnika wyprężyło się całkiem. Coś szczęknęło im pod nogami i ze zdumieniem ujrzeli, że balkonik odpina się od wysięgnika i samodzielnie unosi coraz dalej i wyżej.
Zawieszeni między niebem a ziemią sunęli w powietrzu. Tylko skrzyp niewidzialnych linek świadczył o tym, że jest jednak jakiś mechanizm, który porusza tym wszystkim.
Zapatrzyli się na malejącą w dole Warszawę, zapchane dachami śródmieście, armie nowych bloków, rozrzucone wokół miasta, a wreszcie coraz mniejsze domki przedmieść, luźno ustawione w opustoszałych jesiennych ogródkach. Mijali rzędy szklarni i tuneli foliowych o przejrzystych, wodnistozielonkawych dachach. Coraz większe łaty ciemnych lasów. Łąki. Małe jezioreczka ukryte wśród drzew i sitowia, które spoglądały na nich mętnym, wilgotnym i zaspanym okiem.
Przecięła im drogę jakaś fruwająca defilada ptasia, jedno z ostatnich chyba w tym roku stad odlatujących na południe.
Ziemia pokrywała się już zmierzchem, choć oni widzieli jeszcze z góry słońce, cały czas starające się schować przed nimi za horyzont.
Przez całą drogę towarzyszyła im Wisła, powoli i statecznie rozlewająca się na boki to w prawo, to w lewo.
– Wiem! Coś wymyśliłam! – zawołała nagle Kaśka wpatrzona w wodę.
– Co? – zainteresował się Rokiś, zapominając, że sam przed chwilą nakazał milczenie.
– Co? Co? – przyłączyli się zaraz Brodaś z Mariuszem.
– Dlaczego Wisła jest Wisłą? Bo się wije!
– No pewnie! Toś ty nie wiedziała? Czego was w tej szkole uczą! – wymądrzał się Rokiś. – Przecież u nas każda rzeka nazywa się podług swego zachowania! Warta – bo wartko płynie, Pilica – bo jej pilno… Bug – bo się burzy…
– A Narew? – spytała Kaśka.
– Narew – bo… narwana! Czyli zwariowana. Nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy wyrwie dziurę w wałach i zrobi powódź!
– A San, Odra, Nysa, Dunajec, Poprad? – sypnął nazwami Brodaś.
– San – bo… bo… są… o, popatrzcie! Tort urodzinowy! – zagadał szybko Rokiś i zamachał łapą w prawą stronę.
Popatrzyli tam wszyscy i rzeczywiście, zobaczyli, że brzegi wiślane jakby pogniewały się na siebie. Jeden rozłożył się płasko jak talerz zupy, a drugi wypiętrzył wysoko w górę. Stroma skarpa, upstrzona zielonymi krzewami, krętymi ścieżkami pnącymi się w górę, przystrojona była na szczycie kolorową ozdobą. Jakby ulepioną przez pracowitego cukiernika: to murek biały, to dach różowy, to zielonawe kopuły kościołów.
– Płock! – powiedział Brodaś. – Lecimy do Płocka?
– Nie, nie, zaraz zobaczysz! – odparł Rokita, a balkonik popłynął w powietrzu nad przeciwległy płaski i zielony brzeg Wisły.
– Teraz to już dojeżdżamy! – stwierdził Rokita. Znów wygłosił kilka gulgoczących zaklęć i balkonik zaczął zniżać się powoli nad trawiastą polaną leśną.
Coś bieliło się na polanie i Kaśka poczuła, jak mocno wali jej serce, bo był to komin-grzybek, ten sam, który nadawał z dachu wezwanie o pomoc. Teraz właśnie ta pomoc nadchodziła, i to między innymi także dzięki Kaśce.
Ale oprócz radości i dumy rozpierała ją także ciekawość. Tak samo zresztą i wszystkich innych pasażerów tego balkonika. Wszyscy wyciągali szyje i wychylali się szaleńczo przez barierkę, żeby nie stracić żadnych widoków. Brodaś, sam do połowy ciała zawieszony w powietrzu, przezornie przytrzymywał za kurtki Mariusza i Kaśkę, żeby nie fiknęli fikołka w dół.
Biały grzybek pobłyskiwał delikatnym jasnym blaskiem. Zobaczyli w tym blasku jakieś małe, kolorowe figurki, które zadzierając, zdaje się, głowy w górę, wypatrywały ich chyba z utęsknieniem.
Ale może to było tylko złudzenie? Wszystko było jakieś niewyraźne, zamglone… Barwne figurynki zniknęły nagle, w jednej chwili, nie wiadomo zupełnie jak. I tylko grzybek zapulsował ostrym jakimś, zielonym i fioletowym na zmianę światłem.
– Co to? – spytali chórem Kaśka i Mariusz.
– Popłochowa – westchnął Rokiś niechętnie. – Zabarykadowali się w swoim grzybku i nadają sygnał ostrzegawczy, że będą się bronić. Zdaje się, niepotrzebnie pozabierałem was tutaj ze sobą. Oni boją się was, ludzi.
– Nas? – wykrzyknęła Kaśka. – Nas? Jak to?
W głębi duszy spodziewała się, że zaraz przytuli i uściska te małe, nie wiadomo jakie stworzenia, a one z wdzięcznością rzucą się jej na szyję.
– Tak to. A myślisz, że te blaszki to kto im pozabierał, hipopotamy? Dziwisz się, że teraz nabrali rozumu? Musicie teraz stąd zniknąć, a ja pójdę do nich sam.
Wydał jakieś polecenia balkonikowi, a sam skoczył jak polny konik na dół, na trawę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Rokiś»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rokiś» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Rokiś» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.