Joanna Papuzińska - Rokiś

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Papuzińska - Rokiś» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Rokiś: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rokiś»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rokiś to zabawna opowieść o znanym z ludowych podań diable Rokicie, który straciwszy swoją dziuplę w starej wierzbie, zamieszkał w mieście, w domu współczesnej dziewczynki. Sympatyczny diabełek popełnia wiele błędów, powoduje różne nieporozumienia, które zawsze mają efekt komiczny.

Rokiś — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rokiś», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

„Kidnaperki – mamrotała do siebie przejęta. – Kidnaperki! To chyba takie, co porywają dzieci milionerów, a potem rodzice-milionerzy muszą oddawać swoje miliony, żeby dzieci mogły wrócić do domu, i nie wolno zawiadamiać milicji!” – przypominała sobie strzępki jakichś filmowych kryminałów, które chłopcy z jej klasy opowiadali sobie na przerwach.

Ale kidnaperek nie było nigdzie widać. Kaśka zawróciła po Mariusza i w powrotnej drodze wpadła na pomysł, że ten Mariusz jest chyba jakimś bujaczem-nabieraczem nie z tej ziemi. Jeśli zaś jest bujaczem, to może również buja w sprawie blaszek i tego, że jej pomoże? W każdym razie ani on, ani jego ortalionowa kurtka nie wyglądały na to, że mają w kieszeniach jakieś miliony.

Przebierała przez chwilę nogami w miejscu wahając się, czy czasem nie zrobiłaby lepiej wracając prosto do domu i nie zadając się więcej z piegowatym chomikiem? Ale to znaczyłoby, że musi wrócić z niczym, że zmarnowała całkiem dzisiejszy dzień i wcale nie pomogła ufiętom czekającym na nią gdzieś w lesie. „Nie ma rady – powiedziała znów sama do siebie – trzeba się uczepić i trzymać Mariuszowej obiecanki jak rzep psiego ogona. Może coś z tego wyniknie”.

– Można iść! Nikogo nie ma! – zawołała.

Mariusz Piegariusz wychynął z klatki schodowej i ruszył obok niej przez podwórka. Ogromna torba sunęła przy jego nodze jak wierny pies, wyszczerzając tu i ówdzie swoje dziury i strzępy.

– Jak jeszcze raz spotkam te baby, to chyba dostanę zawału! Od tej ich głupoty! – wykrzyknął nagle Mariusz. – Powiedziały mi wczoraj, że mam brzydkie zęby i trzeba mi założyć druciki. Idiotki straszne! Czy ja może jestem koń na sprzedaż? Do telewizji też się nie pcham zęby wyszczerzać, no nie?

– No – przytaknęła Kaśka ostrożnie, coraz mniej już rozumiejąc ze strzępków opowieści Mariusza.

Towarzysz przyjrzał jej się bojowo i podejrzliwie.

– A ty co? Myślisz, że chcę cię obujać, oszachrować i okiwać? Nabić w twoje własne butelki, no nie?

– No… – bąknęła Kaśka niepewnie, zdziwiona tym, że chłopak wszystkiego się domyśla.

– Mogę ci zaraz powiedzieć… Widziałem takie blaszki u jednego… Wołają go Benek-Jarzynek. Znasz?

– Chyba nie. A on z naszej szkoły?

– Coś ty! To stary chłop! Uśmiałby się z samej myśli o szkole! On tu na bazarze na Polnej nosi straganiarkom skrzynki z jarzynami… A co zarobi, to przepije, rozumiesz? On nie wiedział, że to z kosmosu, bo jest przygłupiasty. Myślał, że to ze złota, i chciał sprzedać u grawera. Ale grawer nie kupił… „Zanieś, skąd ukradłeś – powiedział mu. – Do mnie z tym nie chodź, bo milicję zawołam!” To wczoraj było. Benek uciekł. Albo to jeszcze ma, albo sprzedał gdzie indziej… Tyle ci powiem! A swoje flaszki możesz sobie zjeść! – obraził się nagle i strzepnął pustą torbą.

– Coś ty, Mariusz? Nie wściekaj się, nerwicę masz czy co? Nie można się z tobą dogadać! Szybko chodź do mnie, bo już późno! Ja nie jestem z cyrku, żeby flaszki zjadać! Obiecałam, to ci dam!

Kaśka złapała za torbę i pociągnęła ją energicznie ku sobie.

Mariusz ruszył potulnie za torbą, nie wypuszczając jej z ręki.

W ten sposób wyszli na Marszałkowską, gdzie Kaśka puściła torbę, nie po to, żeby nie wyglądać głupio, ale dlatego, że miała przekonanie, iż Mariusz dalej pójdzie za nią sam.

– Babciu! – zawołała już od progu. – Potrzebne są butelki, czy możemy oddać te ze schowka? Mama zawsze mówiła, że trzeba je wynieść, tylko nie można się zebrać.

– A bierzcie, zabierajcie – odparła natychmiast babcia. Bo babcia, jak już Kaśka zauważyła, miała to do siebie, że zawsze chętniej mówiła „tak”, a „nie” tylko wtedy, kiedy już nie było innego wyjścia.

– Wejdź do środka, harcerzyku – powiedziała jeszcze, widząc czatującego przed drzwiami Mariusza – pomożesz ładować.

– Ja nie harcerzyk. Ja łobuz – zawiadomił ją ponuro Mariusz i wkroczył za próg, a torba wiernie sunęła krok w krok za nim, nastroszona i sroga tak jak on.

– Każdy chłopak musi przeleźć przez łobuza, niech cię to nie martwi – pocieszyła go zaraz babcia. – I to najlepiej za młodu. Bo jak ktoś za młodu nie zdąży i w dorosłości zostaje starym łobuzem, to wtedy jest dużo większe zmartwienie.

Piegariusz, nic nie mówiąc, łypnął tylko okiem i prześliznął się za Kaśką do kuchni.

W schowku pod oknem tłoczyły się zapomniane butelki, oproszone warstwą kurzu, zapyziałe i smętne.

– Sporo tu tego – cmoknął z zapałem Mariusz. – Dawaj jakąś ścierkę! Wprawnie wycierał butelki z kurzu i rozstawiał według kształtów. Kilka odstawił na bok.

– Te nie idą – powiedział.

Wkrótce jego przyboczna torba zaokrągliła się jak księżyc w pełni i przybrała wygląd dobroduszny i poczciwy.

– Mariusz – zagadnęła Kaśka. – A powiedz mi jeszcze, jak tego Benka Jarzynka znaleźć?

– A ty do niego, Boże broń, nie chodź! – ofuknął ją Mariusz. – Nic z nim nie zwojujesz! Ja też się go boję i nie pójdę! Właśnie cały „czas komputeruję, jak by go tutaj podejść. Jak on nie pijany – to strasznie zły, a jak pijany, to leży na strychu i śpiewa. Ale byłby to zły znak dla nas, bo musiałby przedtem blaszki sprzedać, żeby miał za co się upić…

– Słuchaj – szepnęła Kaśka – ja nie jestem sama. Ja kogoś mam, co mi pomaga. Kogoś czarodziejskiego. On na pewno znajdzie jakiś sposób…

Mariusz spojrzał na nią i pokiwał głową.

– Nawijasz w kółko i wciąż. A ja ci w dodatku wierzę! Nie dość, że kosmoludki wymyśliła, to jeszcze czarami przyprawia!

– A ty nie nawijasz? Z tymi kidnaperkami i z tatą milionerem! A ja ci też wierzę i o nic nie pytam – zaperzyła się Kaśka.

– U mnie to nie żadne zmyślanie! To twarde życie… – wzruszył ramionami Piegariusz. – A mojego taty się nie czepiaj i o nim nie bajkuj, bo ja nie pozwalam, słyszysz? – brzęknął groźnie butelkami. – Idę! Sprzedam butelki, coś załatwię i wrócę!

– A nie boisz się już tych kidnaperek? – spytała Kaśka.

Mariusz Piegariusz spojrzał na kuchenny zegar.

– E, nie, one są na posadzie, po czwartej już idą do domu i przestają łapać, rozumiesz?

– Skądże! Ani w ząb! – wybałuszyła oczy Kaśka.

– O rany, jakaś ty tępa! Trzy lata trzeba by ci tłumaczyć! Na razie nie mam czasu!

Ruszył przez przedpokój, uginając się pod ciężarem siatki.

– Pomogę ci, co? – zaofiarowała się Kaśka.

– A idź ty z pomaganiem! Nie jestem przyzwyczajony! Naprzeszkadzasz tylko! Do widzenia pani! Dziękuję ślicznie – ukłonił się babci z taką wprawą, jakby przez pół życia trudnił się tylko i wyłącznie rozdawaniem ukłonów. Wywlókł siatkę na schody i cicho zamknął drzwi.

– Co to za kolega? – spytała się babcia.

– Nie mam pojęcia! To pierwszak z mojej szkoły. Okropnie tajemniczy jakiś. Potrzebował butelek, to go przyprowadziłam. Nie gniewasz się, babciu?

– A czemu? Tylko może trzeba było dać mu obiad? – zastanawiała się babcia, rozstawiając talerze.

– Coś ty, na pewno miał w domu! Mówił, że on też ma babcię… A babcie i mamy przeważnie się gniewają, jak się je w gościach, a potem się w domu nie może. Bo ich robota idzie wtedy na marne. Spieszył się! Ale on jeszcze przyjdzie.

Zjadły obiad, a potem Kaśka rozłożyła swoje lekcje. Zrobiła prawie wszystkie, zerkając na pusty dach, gdzie zostało już tylko miejsce po kosmicznym grzybku, który tu niedawno lądował.

Z ołówkiem w zębach pogrążyła się w rozmyślaniach nad tym gąszczem tajemnic, które rozrastały się naokoło jak dżungla.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Rokiś»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rokiś» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Papuzińska - Jak ognia szukałem
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - O czym dudni woda w studni
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - O niedźwiedziu królewiczu
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - O zapadłej karczmie
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - Serce lasowiackie
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - Skarb matki
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - Cudowne lekarstwo
Joanna Papuzińska
Joanna Hickson - Red Rose, White Rose
Joanna Hickson
Отзывы о книге «Rokiś»

Обсуждение, отзывы о книге «Rokiś» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x