Joanna Papuzińska - Rokiś
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Papuzińska - Rokiś» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Rokiś
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Rokiś: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rokiś»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Rokiś — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rokiś», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Kaśka usiadła i zaczęła strząsać z siebie senny tuman, machając energicznie głową.
Pewne było, że mama i tata siedzą sobie w najlepsze w dalekiej Mongolii.
Smakowity rożek z lodami rozwiał się jak mgła, a na piersi nie był przypięty żaden medal. Nawet guzik od piżamy, który tak ją zawstydzał, tkwił sobie spokojnie na swoim miejscu na brzuchu.
Pachniało tylko pomarańczami. Pomarańczami ze snu. Ale to babcia stała przy łóżku i podsuwała jej talerzyk pełen złocistych, aromatycznych cząstek.
– Dzień dobry, Kasieńko, patrz, jakie słońce na dachach – powiedziała babcia łagodnie.
– Oj, babciu, ale ty mnie rozpieszczasz! – zamruczała Kaśka i wpakowała sobie do ust aż trzy cząstki pomarańczy naraz.
Rozdział ósmy
Kaśka maszerowała szkolnym korytarzem, nie dostrzegając i nie czując ustawicznych potrąceń, szturchnięć i zderzeń z pędzącymi przed siebie jak tabun rozhukanych bawołów pierwszakami, drugakami i zerakami płci obojga. Roztrząsała po raz nie wiem który wszystkie po kolei szczegóły swego ostatniego snu.
„Szkoda! Mogliby naprawdę dać nam jakiś medal. Szkoda! W ogóle nie zdążyłam pogadać sobie z tatą i mamą. I do tego nie zdążyłam nic zjeść, nawet ugryźć tych dobroci…”
Dotarła do drzwi z napisem „Sekretariat” i zapukała do nich ostrożnie.
– Proszę – zawołał głos pani sekretarki, więc wsunęła się do środka, tłamsząc w garści monety, wyciągnięte z kieszeni.
– Ja chciałam zapłacić – zająknęła się patrząc przerażonym wzrokiem dookoła – zapłacić za PZU – dokończyła, wepchnąwszy swe przerażenie do środka i rozkazując mu tam siedzieć cicho.
Nie był to rozkaz łatwy, bo na dwóch krzesełkach, obok pani Ali, siedziały osobiście obydwie kidnaperki w swych jadowitych beretach na głowach. Tak, tak – te same, przed którymi Mariusz ukrywał się, a one ścigały go po podwórkach. Teraz siedziały sobie tutaj i triumfalnie szeleściły jakimiś papierkami, rozkładając je pani sekretarce przed oczyma.
– Właśnie od tygodnia jest miejsce w pogotowiu – mówiły jedna przez drugą. – Specjalnie walczyłyśmy o przydział dla niego, bo jest taki mały! Byłyśmy już kilkakrotnie w miejscu zamieszkania. Ale on się chyba ukrywa przed nami. To jakieś dziwne dziecko! Jeden raz tylko rozmawiał z nami i od tej pory zawsze nam ucieka! Nigdy nie możemy go zastać? Więc chcemy go wziąć ze szkoły…
– Chwileczkę – powiedziała pani Ala. – Czego ty, dziecko, chcesz? Zapłacić składki? Dobrze, zostaw pieniążki, zaraz ci napiszę kwit. A ty przez ten czas pójdziesz do klasy Ic i przyprowadzisz Mariusza Wilczka. Znasz go, prawda?
– Proszę pani… – zaczęła Kaśka, zdecydowana zdemaskować zaraz kidnaperki i z pomocą pani Ali zamknąć je w więzieniu. Ale nurknęła okiem na rozłożone przed panią sekretarką papiery i zamilkła. Zobaczyła na nich wiele bardzo urzędowych, kolorowych pieczęci i wypisane drukowanymi literami imię i nazwisko Mariusza. Łatwo było się domyślić, że przeciwko potędze tych pieczątek skromne oświadczenia uczennicy klasy IIIb niewiele wskórają.
– Dobrze, dobrze, wiem, że zapomniałaś wcześniej zapłacić – powiedziała pani sekretarka. – Idź po Mariusza i wracajcie tu zaraz.
Kaśka zrobiła przepisowy „w tył zwrot” i ruszyła z powrotem przez korytarz pełen rozhukanych bawołów. Tylko że teraz sama była już rozhukanym bawołem i wpadała nieprzytomnie na jednych, a potrącała innych. Dopadła Mariusza przy oknie, grającego beztrosko jakiś mecz polegający na dmuchaniu w papierową kulkę.
– Mariusz! Mariusz! Kidnaperki przyszły po ciebie! Mają jakieś papierki, że trzeba cię zabrać na pogotowie. Siedzą w sekretariacie, a ja mam cię do nich przyprowadzić! Chodź, od razu pójdziemy do dyrektorki i wszystko jej wyjaśnisz! Zobaczysz, jak ona je pogoni! Popamiętają sobie!
– Coś ty, niemądra! Ja wieję! Dyrektorka też będzie przeciwko mnie, zobaczysz, ona mnie odda tym babom! Ja wieję, musisz mi pomóc, bo przez szatnię mnie ciotka nie wypuści! Jeszcze mamy dwie lekcje!
Mariusz wpadł do klasy i chwycił swoją torbę z książkami.
– Słuchaj! Jak skończysz lekcje, spróbuj mi jakoś wyciągnąć z szatni kurtkę i buty! I przyjdź po obiedzie tam, do skrzyni, wiesz gdzie… I jeszcze… poczekaj… mam myśl!
Rozejrzał się dokoła i złapał za fartuch pulchnego, zadumanego chłopca, który przeżuwając coś pracowicie wyglądał przez okno.
– Ty, Przemek! Idź z nią do kancelarii, wołają cię!
– Będzie więcej zamieszania – mrugnął do Kaśki. – On ma to samo nazwisko… Myśmy dwa Wilczki, tylko trochę inne… No, cześć! Przyjdź do skrzyni!
I Piegariusz popędził do ubikacji, skąd, jak Kaśka wiedziała, można było przez wąskie okienko wyskoczyć na boisko, a stamtąd na ulicę i dalej. Była to tajemna droga wagarowa, z której nieraz korzystali chłopcy ze starszych klas.
Postała jeszcze przy parapecie i po chwili ujrzała Mariusza, jak przebiega skulony przez boisko, rozpryskując kapciami błoto w kałużach.
– No, jak iść, to iść – powiedział Przemek, wgryzając się od nowa w swoją bułkę.
Kaśka odstawiła Przemka pod drzwi sekretariatu i przyciśnięta do ściany czekała, co z tego wyniknie.
Po chwili skrzypnęły drzwi i spokojny Przemek wytoczył się z powrotem na korytarz.
– No i co? I co? – dopadła go Kaśka.
– Nigdy nie wiedzą; kogo szukają… – odparł flegmatycznie Przemek. – A teraz chcą właśnie Piegariusza. Idę po niego… – Zakąsił swoją bułę i ruszył spokojnie do klasy Ic po pustym już korytarzu, bo właśnie wydzwonił dzwonek i rozhukane bawoły popędziły do klas. Kaśka zrobiła to samo. Przycupnęła w swojej klasie. Zrobiła minę człowieka, dla którego najważniejszą na święcie sprawą są czasowniki, o których właśnie toczyła się lekcja. Ale ta mina była tylko oszukaństwem. Gdyby pani zechciała dowiedzieć się od Kaśki czegoś o czasowniku, spotkałby ją zawód. Bo Kaśka, oczywiście, myślała o czymś zupełnie, ale to zupełnie innym.
Na następnej przerwie zebrała się na odwagę i na sztywnych z przejęcia nogach poszła do sekretariatu odebrać swój kwit.
Pani Ala spojrzała na nią dobrotliwie.
– Oj, Kasiu, gapa jesteś. Przyprowadziłaś nam nie tego Wilczka, co trzeba. A tamten przez ten czas uciekł. I te panie z pogotowia znowu będą go musiały szukać.
– Proszę pani… – odważyła się Kaśka. – A na co on jest chory? – w porę ugryzła się w język, zanim wygadała, że widziała Mariusza całego i zdrowego jak ryba.
– To nie jest takie pogotowie dla chorych. To pogotowie opiekuńcze. Taki rodzaj domu dziecka. Mariusz nie ma opieki w domu, chowa się sam. Musi zamieszkać w pogotowiu, tam będzie mu dużo lepiej. Będzie miał ubranie, jedzenie, kolegów, wychowawców. A w tym pogotowiu już postanowią, co i nim dalej zrobić. Masz tutaj swój kwit.
Kaśka dygnęła grzecznie i wróciła do klasy. Była to już ostatnia lekcja. Po niej należało wykonać zadanie z wydobyciem odzieży Mariusza z szatni klasy Ic.
Ale panią woźną zagadały jakieś mamy z zerowej klasy i Kaśce udało się to zrobić bez żadnego kłopotu.
Teraz Kaśka siedziała znowu przy oknie, tak jak kiedyś, i wpatrywała się w ciemniejącą za szybami krainę dachów. Znowu szukała rozwiązania zagadki lecz dzisiejsza zagadka była o wiele trudniejsza. Raz zdawało się Kaśce, że nie ma ona żadnego rozwiązania, a czasem znowu, że tych rozwiązań jest za dużo i każde inne, a wtedy przecież zagadka w dalszym ciągu pozostaje zagadką.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Rokiś»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rokiś» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Rokiś» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.