– A my? – wtrącił dobrodusznie Jacob Skille. – Czy my możemy utracić ciebie?
Pozostali bąkali coś na potwierdzenie, że zgadzają się z Jacobem. Tengel był wzruszony, lecz pokrywał to szorstkością.
– Ktoś przecież musi pomóc tym nieszczęsnym ludziom!
– Tak – przyznał Tarjei. – Ale to szaleństwo, żeby dziadek robił wszystko sam. Nikt długo nie wytrzyma takiego wysiłku. A wtedy parafia zostanie pozbawiona wszelkiej pomocy.
Irja, która towarzyszyła Silje i pomogła jej przyjść tu, na górę, także wstała.
– Gdybyście pozwolili sobie pomóc, panie Tengelu, zrobiłabym to jak najchętniej.
– I zawlokła zarazę do Eikeby, gdzie mieszka tylu ludzi? Nie! Dziękuję ci, Irjo, i tobie, Tarjei, ale wy nic nie rozumiecie. Ja muszę się izolować. Pewnie nie pokażę się w domu przez długi czas…
– Och, Tengelu! – jęknęła Silje. – Tak nie wolno! Czy mogę pójść z tobą?
Uśmiechnął się do niej pospiesznie.
– Na pewno dam sobie radę. Nie mogę wciągnąć w to młodych.
Tarjei wykrzyknął:
– To niech dziadek pozwoli mi izolować się razem z dziadkiem. Dziadku, ja mam teorię.
– Tarjei! – jęknęła błagalnie Meta, jego matka – nie martw nas tak bardzo.
– Ja też chcę iść z panem Tengelem – powiedziała Irja. – Nie boję się. A jeżeli się zarażę, to niech tam, i tak jest nas na Eikeby za dużo.
Napotkała wzrok Silje i musiała spuścić oczy. Pani Silje rozumiała. Pani Silje wiedziała. W jej oczach było tyle zrozumienia i tyle współczującej bezradności. Tak bardzo chciałaby pomóc Irji, ale nie umiała.
– Irjo, moje dziecko – szepnął Tengel, poruszony jej ofiarnością.
Sunniva kuliła się w ramionach Taralda.
– Tak się boję! A co będzie, jeśli się zarazimy? Pomyśleć, że mogłabym umrzeć! I Tarald.
On objął ją opiekuńczo ramieniem.
– Będę cię chronił, kochanie.
Tengel nakazał ostrym tonem:
– Nie wychodźcie z domu! I nikogo nie wpuszczajcie! Nigdy nie wychodźcie na zewnątrz. Nawet pomiędzy Grastensholm a Lipową Aleją nie wolno się nikomu poruszać. Teraz pojadę do domu i zabiorę potrzebne rzeczy. Nie zobaczymy się długo.
– Tengelu! – krzyknęła Silje, próbując wstać, lecz noga odmówiła jej posłuszeństwa.
– Nie dotykaj mnie – rzekł Tengel pospiesznie. – I nie bój się, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
Tarjei nie dawał za wygraną. Jego twarz o niezwykle wyrazistych rysach i szerokim, wypukłym czole wyrażała absolutne zdecydowanie.
– Dziadku, w tych warunkach dziadek nie da sobie rady. Pójdę, czy dziadek chce, czy nie. Ktoś musi dbać też o dziadka.
– Ja też pójdę z wami i będę pomagać – oświadczyła Irja z uporem. To za duże obciążenie na jedną osobę. A jeśli przyrzeknę, że nawet się nie zbliżę do Eikeby, czy to wystarczy?
– Uparte dzieciaki – powiedział Tengel poruszony. – No dobrze! Chodźcie. Bóg jeden wie jak jesteście mi potrzebni. Ale nie wolno wam dotykać chorych, tego wam stanowczo zabraniam!
Meta dopadła do syna.
– Tarjei, nie możemy cię utracić z powodu jakiejś zarazy! Do innych rzeczy zostałeś stworzony.
– Uspokój się mamo – odparł Tarjei. – Na pewno nic mi nie będzie. Wydaje mi się, że wiem jak powinniśmy postępować. A to jest najważniejsze, prawda, dziadku?
Tengel, który już niejednego nauczył się od swego bystrego wnuka, skinął poważnie głową, a w jego oczach pojawił się błysk smutnego uśmiechu.
– Tak, to jest najważniejsze. Trond, biegnij do Eikeby i powiedz, że Irja nie będzie przez jakiś czas przychodzić do domu, dobrze? Dziękuję ci. A ty, Taraldzie, dopilnuj, żeby Klaus odwiózł babcię Silje do domu powozem. Sunnivo, ty wracaj do Lipowej Alei i zostań u babci, dopóki niebezpieczeństwo nie minie. Teraz, pod nieobecność Irji, będziesz babci potrzebna.
Potem wszyscy troje opuścili pokój. Silje starała się jak mogła panować nad sobą, ale nie zdołała powstrzymać łez.
– Zawsze byłam taka dumna z mojego Tengela. Ale teraz wolałabym, żeby był całkiem zwyczajnym człowiekiem.
– Wszystko pójdzie dobrze – uspokajała ją Liv, lecz głos jej drżał. – Myślę, że teraz powinniśmy się pożegnać i niech każdy robi, co do niego należy. Nie zobaczymy się przez jakiś czas, mamo. Trzymajcie się jakoś wszyscy w Lipowej Alei.
Sunniva była bliska histerii ze strachu.
– Ja chcę zostać z Taraldem – powtarzała raz po raz, wychodząc z babką na dziedziniec. – On obiecał, że będzie się mną opiekował. Ja nie mogę mieszkać w Lipowej Alei. A co będzie, jeśli dziadek Tengel przyniesie zarazę do domu?
W końcu udręczona Liv powiedziała:
– Pozwól jej tu zostać, mamo! W tym stanie będzie dla ciebie tylko ciężarem.
Silje wahała się. Nie miała ochoty zostawić Sunnivy razem z Taraldem, choć akurat teraz wydało się jej się to wszystko czymś zgoła niewinnym.
– No dobrze, jeśli jesteś taka dobra, Liv…
– Oczywiście!
– Dag, zadbaj o to, żeby Tarald i Sunniva nie zostawali zbyt często sam na sam – poprosiła Silje swego wychowanka, gdy pomagał jej wsiąść do powozu.
– Rozumiem. Będę tego pilnował, mamo Silje – obiecał.
W końcu pożegnali się. Niektórzy z nich widzieli się po raz ostatni, ale o tym jeszcze nie wiedzieli…
Tarjei nie przestawał mówić, niezwykle ożywiony, idąc wraz z Irją do Lipowej Alei u boku jadącego konno Tengela.
Tengel próbował nie patrzeć na drzewo Silje. Za każdym razem, gdy na nie spoglądał, przenikał go dreszcz niepokoju i rozumiał teraz jej niechęć do tych lip, nad którymi kiedyś wypowiedział zaklęcia.
– Przede wszystkim, dziadku, musimy się bardzo starannie umyć. Wiesz, ja mam swoją teorię na temat skąd się biorą takie choroby brzucha.
Tengel skinął głową.
– Chętnie się umyję, jeżeli chcesz.
– To konieczne, dziadku! I trzeba się myć za każdym razem, po zbliżeniu się do chorego.
– Nie ma aż tyle wody! – roześmiał się Tengel.
– Ale musimy się myć! To naprawdę poważna sprawa! Ja myślę, że zło przedostaje się do wnętrza człowieka przez usta.
– Myślisz, że to złe duchy? No, możliwe.
– Dziadku, nie! Chyba nie wierzysz w złe duchy! Ja nie wiem jak choroba wchodzi w człowieka, ale myślę, że woda może ją pokonać.
– Pitna woda? O to ci chodzi?
– Nie, nie na Boga! Nie wolno niczego pić! Trzeba się myć! Bardzo często. I chciałbym żebyśmy wszyscy, i dziadek, i Irja, i ja, zasłaniali nosy i usta tak, aby zło nie przedostawało się do nas. Wieś nas teraz potrzebuje. Jakie dziadek ma środki lecznicze?
Tengel wyliczał z pamięci:
– Czarne jagody, ziele pięciornika, ziele przewrotnika, podbiał, dziurawiec, krwiściąg leczniczy, krwawnik, rumianek… Te wszystkie zioła wstrzymują biegunkę.
– To na pewno dobrze, ale ja myślę, że czystość jest najważniejsza.
– Tak, tylko, że w jednym się mylisz, Tarjei. Nie znasz krwawej biegunki. Ona kompletnie pozbawia ciało wód, wysusza je. Chory musi pić.
Tarjei wciąż miał wątpliwości.
– Tak, oczywiście, pewnie dziadek ma rację.
Tengel uśmiechnął się leciutko. Jaki ten chłopiec jest dociekliwy, to prawdziwa duma rodziny. A w ogóle Tangel nie bardzo chciał być pouczany przez trzynastolatka. Choć sam nie miał żadnego wykształcenia, w ciągu swego długiego życia wiele się nauczył.
Tarjei przeczuwał jednak coś ważnego, jeśli chodzi o sprawę czystości.
Irja, ciężko stąpając, szła obok niego. Nie miała odwagi się odezwać.
– Wiesz Tarjei – rzekł Tengel, kiedy zbliżali się do niemal zupełnie wyludnionego domu w Lipowej Alei. – Zastanowiłem się nad tym piciem. A jakby tak dawać im piwo? Czy myślisz, że piwo jest bardziej czyste niż woda?
Читать дальше