Kay zajęczał w desperacji, ale nie był w stanie nic zrobić: leżał płasko na ziemi, a jeden z ghuli trzymał stopę na jego głowie.
Michael westchnął z udawanym smutkiem.
– Widzisz, Billi. Przecież ci mówiłem. W ogóle o ciebie nie dba. Masz prawo go nienawidzić. – Westchnął raz jeszcze. -
Ostatnia szansa, Arthurze. Powiesz mi, gdzie jest Lustro, albo twoja córka straci rękę.
Jedynym słyszalnym dźwiękiem w ciszy, która zapadła, było dyszenie Billi. Michael spojrzał na nią.
– Niech się stanie.
„O Boże”.
Ostrze dotknęło nadgarstka i Billi krzyknęła. Szarpnęła ręką i upadła, gramoląc się na kolana. Spojrzała i zobaczyła… swoją nienaruszoną dłoń. Na nadgarstku było tylko lekkie nacięcie. Zmusiła palce, żeby się zgięły. Zrobiły to. Otwierała i zaciskała rękę. Wszystko było w porządku. Ojciec odszyfrował blef Michaela. Łzy płynęły jej po policzkach. Dzięki Bogu. Michael roześmiał się i podszedł do Arthura.
– To właśnie w tobie uwielbiam. Jesteś zimnym draniem. Takim jak ja. – Podał miecz jednemu z ghuli, wielkiemu blondynowi. – Weź to, Ryan.
Zacisnął i rozluźnił dłoń.
– Jest jeden pewny sposób, aby wydobyć z ciebie prawdę.
Położył rękę na ramieniu Arthura i zmusił go, żeby ukląkł.
Wziął jego twarz w ręce. Arthur wykrzywił się, ale nie mógł się wyzwolić z uścisku Upadłego Anioła.
– Otwórz swoje myśli! – Palce Michaela gładziły policzki Arthura. – Będziesz walczył, tego się spodziewam. Prawdę mówiąc, nie jestem tak delikatny jak twoja Wyrocznia. Nie potrafię subtelnie się wślizgnąć i bez bólu wycofać. – Jego paznokcie wbiły się w policzki Arthura i na skórze pojawiło się kilka kropel krwi. – Spustoszę twój umysł. Rozerwę go na strzępy, a kiedy skończę, będę wiedział, gdzie jest Lustro, a ty staniesz się żałosnym warzywem. – Spojrzał na Billi. – Być może to polepszy twoje relacje z córką. Bóg jeden wie. Przecież gorzej już być nie może.
Patrzyli na siebie. Rozpalone oczy Michaela, chłodne i jasne Arthura. Ojciec jęknął słabo, a po chwili całkowicie zesztywniał. Zmiana w jego wyglądzie była natychmiastowa: jego powieki w połowie opadły, a z błękitnych oczu biła wielka koncentracja. Na czole pojawiły się krople potu, jego oddech stał się bardzo wolny, jakby wpadł w trans.
Michael coraz mocniej wbijał palce w twarz Arthura.
– Otwórz się – szeptał.
Nawet Billi, która nie posiadała żadnych paranormalnych zdolności, poczuła drżenie energii pomiędzy Upadłym Aniołem a mistrzem templariuszy, toczącymi w bezruchu swoją bitwę. Drżące fale uczuć obmywały ją, obmywały wszystkich, w czasie kiedy te dwa umysły walczyły o dominację. Oddech Arthura przeciskał się z sykiem przez zaciśnięte zęby.
Siły paranormalne eksplodowały w niej jak supernowa. Billi krzyknęła, kiedy ich fala wdarła się do jej umysłu. Zmysły, paląc się, krzyczały, pozostało jedynie kryształowo czyste i przerażające wspomnienie.
W nocy wiatr na pustyni jest lodowaty, ale on delektuje się jego silnymi powiewami, które czuje na skórze. Wyciąga długie, mocne ramiona, wpatrując się w swój cień na piasku, widoczny w świetle księżyca. Nie odznacza się pychą, ale wie, że jest piękny. Cóż to za wspaniałe uczucie, mieć ciało śmiertelnika! Ludzkość naprawdę jest błogosławiona, obdarzona takim darem!
Czeka na dachu ponad miastem. Jakiś człowiek powoli zmierza ku niemu ścieżką dla kóz.
To prorok. Mojżesz.
U ich stóp miasto śpi spokojnie. Pojedyncze światła jaśnieją pomiędzy murami pałacowymi. To wojskowe patrole oświetlają sobie drogę. Miasto nękają znaki i złe wróżby.
Mieszkańcy sądzą, że najgorsze już minęło. Jakże się mylą.
Prorok zatrzymuje się w odległości kilku kroków. Ubrany w pro stą ciepłą szatę, w ręku ma wysoką laskę z drzewa cedrowego. Kiedyś nosił delikatne białe stroje i złote berło, podobnie jak jego brat - faraon.
– Czy stało się? - pyta prorok. - Czy… umarli?
Michael wpatruje się w towarzysza. To głupie pytanie i trzeba je przemilczeć. Widzi, że Mojżesz drży, choć stara się tego nie okazać. Powinien się bać, myśli archanioł. Mojżesz jest przecież tylko człowiekiem, podczas kiedy on jest… Michaelem.
– Tak. Nie żyją. Wszystkie pierworodne dzieci, w każdej egipskiej rodzinie.
– A co z moimi ludźmi?
– Zrobili tak, jak im powiedziałeś, oznaczyli swe drzwi krwią baranka. – Michael wskazuje na niebo. – Ich ominąłem.
Prorok chowa twarz w dłoniach. To, co się stało, ciąży mu na duszy bardziej, niż się spodziewał.
– A teraz? - pyta.
Michael krzyżuje ręce i spogląda na światła w domach.
– Teraz wiedzą, że należy się bać Boga Izraela.
Anioł Śmierci się uśmiecha.
Słychać pianie koguta obwieszczające wschód słońca.
Z miasta zaczynają dochodzić przeraźliwe wrzaski.
Krzyki stawał się coraz głośniejsze i Billi odwróciła głowę, aby zlokalizować ich źródło. Zobaczyła Michaela, który zaniepokojony głosami, potykając się, odszedł od Arthura. Kay nadal leżał przygwożdżony do ziemi, ale nawet ghule były otumanione siłą psychicznej napaści. Klęczała, ogłuszona nadnaturalnymi mocami, a w jej głowie łomotał najstraszliwszy ból, jaki kiedykolwiek czuła. Jakby ktoś wbijał jej gwoździe w oczy, a każde uderzenie powodowało straszliwe cierpienie. I krzyk…
Z mgły patrzyły na nią płonące białe oczy, być może należące do jakiegoś demona przebudzonego przez koszmarne wspomnienie Michaela. To on krzyczał. Inni rozglądali się, zaskoczeni siłą ataku. Płonące oczy robiły się coraz większe i jaśniejsze, a krzyk wznosił się do poziomu hałasu rozrywającego uszy.
Nagle z mgły wyjechała furgonetka. Światła reflektorów oślepiły Billi. Klakson wył, a auto jechało wprost na nich.
Billi skoczyła na równe nogi. Musi zabrać ojca!
– Kay! – wrzasnęła, z trudem przekrzykując klakson. Chłopak wykorzystał zamęt wywołany przez nadjeżdżający samochód i wyrwał się oszołomionym oprawcom.
Furgonetka się zbliżała. Billi kopnęła Michaela w klatkę. Samochód uderzył prosto w Anioła Śmierci i kilka razy podskoczył, przejeżdżając po jego ciele.
Billi chwyciła ojca. Templariusze! To muszą być oni. Przybyli z pomocą. Kierowca gwałtownie zahamował. Teraz otworzą się drzwi i rycerze wybiegną im naprzeciw.
Drzwi się otworzyły, ale nie wyłonili się z nich templariusze. Z samochodu wychyliła się dziwna postać, machając szaleńczo w ich kierunku. Jej siwe włosy były rozwiane i dzikie jak grzywa rozszalałego lwa.
– Chodźcie! – wrzeszczała Elaine. Spod kół unosił się dym, a w powietrze wzbił się zapach spalonej gumy. Furgonetka gotowa była do startu, powstrzymywana jedynie zaciągniętym hamulcem. Kay chwycił Arthura za ramię i z pomocą Billi wepchnął go do pojazdu.
– Uważaj, Billi! – wrzasnął.
Odwróciła się, instynktownie robiąc unik. Miecz Templariuszy świsnął nad jej głową, rozrywając blachę furgonetki. Jasnowłosy ghul wzniósł broń, ale zanim Billi zdołała zareagować, do akcji wkroczył Kay. Przewrócił napastnika i kopnął go w żebra. Miecz Templariuszy upadł na asfalt. Chłopak rzucił się, by go złapać, ale Billi powstrzymała go. Zjawy były za blisko. Ale gdzie Michael? Spojrzała na miejsce, gdzie został przejechany. Anioł Ciemności powoli podnosił się z jezdni. Jego klatka piersiowa była doszczętnie zmiażdżona, kości wystawały z nasiąkniętego krwią ciała. Jego twarz wyglądała jak jeden wielki siniak, głowa była zdeformowana.
Читать дальше