– Ja się zmieniłem – zaprotestował Vetle pospiesznie.
– Oczywiście. I to na lepsze – potwierdził Henning.
– Po prostu trudno cię poznać – westchnęła Marit z miłością. – Ale witamy najserdeczniej tego nowego synka w domu.
Wszyscy uśmiechali się do niego ciepło.
– Wiesz, Vetle… – zmienił temat Andre. – Powinieneś był dokładniej wypytać Wędrowca o wiele spraw.
– Tak, chyba postąpiłeś zbyt lekkomyślnie – przyznała Benedikte. – Miałeś przecież rzadką okazję dowiedzenia się czegoś więcej o czasach Tengela Złego.
Vetle zamyślił się na chwilę.
– Nie można pytać Wędrowca o sprawy, o których on zdecydowanie mówić nie chce – rzekł z wolna.
– A skąd wiedziałeś, że on nie chce mówić? – zapytał Christoffer.
– Pojęcia nie mam, skąd. Po prostu wiedziałem. On jednak obiecał, że wszystko zostanie kiedyś ujawnione, prawdopodobnie jeszcze za mojego życia.
– Za mojego już jednak nie – westchnął Henning przygnębiony. – O, dałbym wiele za to, żeby wiedzieć!
– Chyba wszyscy byśmy wiele za to dali – zgodziła się Benedikte.
– Wszystko zależy od tego, czy ów naprawdę wybrany, ten, który przyjdzie w następnym po mnie pokoleniu, będzie wystarczająco silny, by podjąć zwycięską walkę z Tengelem Złym – przypomniał Vetle.
– Tak – potwierdził Andre, jeszcze wystarczająco młody, by mieć nadzieję, że doczeka tych czasów. – Zobaczymy, jak to będzie.
Vetle był szczęśliwy, że wrócił do domu. Ale daleko na południu Europy, w pewnym francuskim klasztorze, w gotyckim, strzeliście sklepionym oknie, stała czternastoletnia dziewczyna i patrzyła na drogę, na której jakiś czas temu zniknął jej ukochany. Była niemal chora z tęsknoty.
Nigdy przedtem nie wierzyła, że serce może pęknąć z bólu, ale teraz wiedziała, że to jest możliwe. Nie rozumiała tylko, dlaczego jej serce jeszcze nie pękło.
Ósmy sierpnia 1918 roku zyskał nazwę „czarnego dnia w armii niemieckiej”. Pod Amiens we Francji wojskom sprzymierzonych udało się zmusić jedną niemiecką dywizję do ucieczki. Za pierwszą poszły następne. Siedem dywizji uległo rozbiciu i to był początek końca pierwszej wojny światowej.
Vetle z lękiem obserwował przebieg zdarzeń wojennych w ciągu ostatnich dwóch lat. Dręczyły go wyrzuty sumienia z powodu Hanny, która znajdowała się przecież w samym centrum objętych walkami terenów i to on ją tam porzucił!
W ciągu tych dwu lat zdążył przeżyć kilka młodzieńczych miłostek i zaczął pojmować, że dziewczęta mają do spełnienia szczególną misję. Kiedy jednak wspomniał o tym Andremu, został całkiem po prostu zwymyślany. Andre ożenił się z Mali, bojowniczką o prawa kobiet, i przejął wiele jej poglądów. Nazwał Vetlego typowym wyrazicielem męskiego egoizmu, kazał mu się wstydzić, mówił, że ktoś, kto pochodzi z Ludzi Lodu, powinien mieć więcej w głowie. Przecież zrozumienie innych było zawsze naczelną zasadą tej rodziny, tolerancja, współczucie…
Słowa Andrego piekły nieprzyjemnie. Vetle przecież nie myślał nic złego, ale od tej pory zaczął jakoś inaczej wspominać Hannę. Nie żeby jego uczucia da niej uległy gruntownej zmianie, nic takiego, po prostu lepiej ją rozumiał. Kiedy się spotkali, ona była o tyle od niego dojrzalsza, on nie miał jeszcze pojęcia o tych mrocznych siłach, które czają się w ciele mężczyzny.
Hanna była dzieckiem natury, nic więc dziwnego, że skoro się w nim zakochała, ta chciała go zdobyć.
Jak źle się z nią obszedł! Jak mało wyrozumiałości jej okazał! Zamknął ją w klasztorze. Dla jej dobra? O, nie, dla własnej wygody! Żeby się jej pozbyć!
– Mamo, ja muszę jechać do Francji – oświadczył któregoś dnia po Nowym Roku 1919.
Marit zbladła.
– Ja… nie wiem, czy tam już można dojechać.
Dawniej Vetle często się złościł na nieporadność matki i na jej brak zdolności. Nie zauważał natomiast, jak bardzo Marit się stara nauczyć wszystkiego, czego nie mogła się nauczyć jako dziecko. Nie zwracał uwagi na to, że rozwija się ona z każdym niemal dniem. Wciąż jeszcze było w niej wiele niepewności i gdy trzeba było podjąć jakąś decyzję, natychmiast biegła do Christoffera, by go zapytać o zdanie.
Po powrocie do domu ze swojej pełnej niebezpieczeństw wyprawy syn innymi oczyma, z większym uczuciem, patrzył na matkę. Pamiętał, aby właśnie ją pierwszą pytać o radę, by wiedziała, że mu na niej zależy, że ona się liczy. Że teraz przestraszyły ją plany syna, było oczywiste. Oboje zatem poszli do Christoffera, a on natychmiast nawiązał kontakty z instytucjami, które mogły udzielić informacji w sprawie połączeń w Europie, zwłaszcza z Francją.
Vetle musiał czekać do marca. Wprawdzie umówił się z Hanną, że przyjedzie po nią w rocznicę rozstania, a to przypadało dopiero jesienią, ale wiedział, że po długotrwałej wojnie w Europie panuje głód. Zwłaszcza w Niemczech. O sytuacji we Francji nie wiedział właściwie nic, ale tym bardziej nie chciał czekać.
Czy Hanna w dalszym ciągu jest w klasztorze? Albo jeszcze gorzej: Czy klasztor jeszcze jest?
Wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju ani w dzień, ani w nocy, tymczasem przygotowanie dokumentów trwało miesiącami.
Owe miłosne przygody, które przeżył ostatnio, wygasły same z siebie. Tak to bywa w tym wieku.
Coraz częściej Vetle myślał o Hannie.
Był za nią odpowiedzialny i sprzeniewierzył się temu obowiązkowi. Musi naprawić błąd.
Jeśli dziewczyna nie zechce przyjechać z nim do Norwegii, to nie szkodzi. Jej sprawa, czy zechce zostać we Francji, czy wrócić do hiszpańskich Cyganów, czy też złożyć śluby zakonne. Jego sprawą jest zatroszczyć się, by jej niczego nie brakowało i żeby była szczęśliwa.
Gdyby zdecydowała się przyjechać do Norwegii, zostanie tu serdecznie przyjęta. Ojciec Vetlego, Christoffer, obiecał pomóc jej w zdobyciu zawodu pielęgniarki, gdyby jej się taka praca podobała. W żadnym razie nie będzie cierpiała niedostatku.
Oczywiście małżeństwo nie wchodziło w rachubę, to należało do przeszłości.
Vetle nie musiał jechać sam. Mieli mu towarzyszyć Andre i Mali oraz ich sześcioletni synek Rikard. Ciekawi byli, jak wygląda Europa po długotrwałej wojnie, a poza tym Andre chciał znowu wypróbować samochód.
Prawdę mówiąc, Vetle był bardzo wdzięczny za towarzystwo. Poważnie się obawiał spotkania z Hanną po latach.
Nim wyruszyli, zdążył skończyć siedemnaście lat. Hanna miała tyle samo, wiedział o tym.
Ciekawe, jak ona teraz wygląda, myślał, gdy jechali przez straszliwie zniszczone północne Niemcy. Jeśli w ogóle jeszcze żyje!
O, Boże! Ona musi żyć! W przeciwnym razie wyrzuty sumienia zabiją Vetlego!
Przyjemną wycieczką ta podróż w żadnym razie nie była. Zniszczenia i wszechobecna nędza powodowały, że wciąż czuli się przygnębieni i w jakiś sposób zawstydzeni.
Ludzie, rzecz jasna, starali się jak mogli odbudowywać domy pośród tych zgliszcz, ale w twarzach Niemców nie było nadziei. Żyli pod ciężarem swojej potwornej klęski. Teraz, po zakończeniu wojny, mieli przeciwko sobie niemal cały świat. Czy można żyć z takim upokorzeniem? myślał Vetle. Oni jednak jakoś żyli.
Po długiej podróży przez tereny, które przypominały sceny z upiornego snu, dotarli nareszcie do małego miasteczka niedaleko Nancy.
Vetle był zakłopotany.
– Gdzieś tutaj powinien się znajdować klasztor – powtarzał. – Ale ja bardzo słabo rozpoznaję okolicę.
– Nie ma się czemu dziwić – stwierdził Andre z goryczą.
Читать дальше