– Ale kiedyś ją poznamy? Czy cała przeszłość zostanie nam kiedyś ujawniona?
– Tak myślę.
– Za mojego życia?
– Mam nadzieję.
– I ja też się wszystkiego dowiem?
– Tego… nie wiem. Ty jesteś przecież zwykłym człowiekiem.
– To niesprawiedliwe! Prawda, że jestem zwyczajnym człowiekiem, ale przecież wypełniłem zadanie, do jakich wyznacza się tylko przeklętych albo wybranych. W jakiś sposób jestem więc wybrany. Sam to kiedyś powiedziałeś.
– Masz rację. Zobaczę, co się da zrobić.
– Dziękuję!
– Ale nie wiem, co z tego wyniknie, Vetle. To zależy od tego, na którego tak wszyscy liczymy.
Vetle milczał przez chwilę, a potem zmienił temat rozmowy.
– Pancernik… to Erling Skogsrud, prawda?
– Bystry jesteś! Masz rację, to on. Myśmy po prostu nie wiedzieli, gdzie Tengel Zły uderzy, dlatego nie pomyśleliśmy o Erlingu. Dopiero kiedy wyruszył do Hiszpanii…
– Mm – mruknął Vetle. Zaczynał odczuwać zmęczenie, zrobiła się już późna noc. – Powiedz mi, wspomniałeś niedawno, że noc jest twoją porą. Czy dlatego mówi się o tobie „Wędrowiec w Mroku”?
Wysoki mężczyzna uśmiechnął się.
– Takie miano nadali mi ludzie w Słowenii, ponieważ widywali mnie tylko w mrocznej porze doby. Ale masz rację, moja siła pochodzi od nocy, choć równie dobrze mogę działać także za dnia. Na ogół staram się tego nie robić. W dzień przeważnie odpoczywam.
– A więc potrzebujesz odpoczynku?
– Właściwie nie. Ale ze mną jest mniej więcej tak samo jak z Tengelem Złym. jego siła też pochodzi z mroku. Wydaje nam się więc, że jeśli on się Kiedykolwiek ocknie, to dokona się to nocą. I dwa lata temu tak właśnie było. Minęło trochę czasu, nim zdołałem pojąć sygnały, bo on umie się ukrywać, także jako duch. I już w ciągu tego krótkiego czasu zdążył się przyczynić do wywołania takiej okropnej wojny.
– Potem go jednak powstrzymałeś?
– Tak, za pomocą pewnej małej piszczałki udało mi się go na powrót uśpić. Szalał z wściekłości, ale był bezsilny. Myślę, że nigdy nie odczuwałem równie wielkiej satysfakcji z powodu czyjejś przykrości. O ile uwolnienie świata od niego choćby na chwilę można nazwać przykrością.
Obaj roześmiali się cicho.
– Zatem twoje życie, czy jak to określić, to wieczne wędrowanie w mroku?
– Tak rzeczywiście jest, ale ja to lubię. Mam swoje zadanie, czyli pilnowanie Tengela Złego, i dzięki temu cieszę się znacznym szacunkiem u twoich przodków. Dumny jestem z tego.
– Nietrudno to zrozumieć – rzekł Vetle z respektem.
Spojrzał z ukosa na swego przewodnika i znowu na moment mignęła mu ta fascynująca twarz. Oczy były nieco skośne, ale też ten wędrujący nocami człowiek należał do pierwszych, którzy przybyli do Norwegii z obszarów graniczących z Mongolią. Później orientalne rysy rodu zmieszały się z nordyckimi i straciły wyrazistość.
Vetle bardzo polubił Wędrowca i był nieopisanie dumny, że akurat on zdobył sobie zaufanie tego niezwykłego przodka.
– Powiedz mi, co się stanie z Ludźmi Lodu? – zapytał.
– Jak już mówiłem, my tego nie wiemy na pewno. Wydaje nam się, że Ludzie Lodu powinni mieć teraz więcej dzieci. Bo albo zostaniemy całkowicie unicestwieni przez Tengela, albo – jeśli to my zwyciężymy – rozwiniemy się, będziemy wielką i liczną rodziną. Jednego wszakże możesz być pewien: Kiedy tylko Tengel wyjdzie znowu z ukrycia, przede wszystkim zaatakuje Ludzi Lodu. Nienawidzi nas dlatego, żeśmy się od niego odwrócili i jesteśmy jedynymi, którzy mają dość siły, by podjąć z nim walkę.
Vetle zadrżał. Właściwie powinien być zadowolony, że to on sprowadzi na świat więcej potomstwa Ludzi Lodu niż inni jego krewni, ale szczerze mówiąc, czuł się z tym wszystkim dość głupio.
Poczuł, że marzną mu nogi, a gdy spojrzał w dół, stwierdził ku swemu przerażeniu, że wędrują po wodzie. Posuwali się teraz jeszcze szybciej, jakby płynęli w powietrzu. To zupełnie wyjątkowe uczucie.
Vetle roześmiał się nerwowo.
– Teraz powinien mnie zobaczyć nasz pastor. Przecież ja idę po wodzie!
– Nic podobnego, Vetle. Jeśli tylko dotkniesz stopą wody, natychmiast pójdziesz na dno. To siła moich myśli utrzymuje cię na powierzchni.
– Powiedz mi, Wędrowcze – poprosił znowu chłopiec. – Powiedz mi, czy ja to wszystko przeżywam naprawdę? Czy może to tylko sen?
– Sam musisz sobie na to odpowiedzieć – uśmiechnął się jego towarzysz. – Ale oto zaczyna świtać. Wkrótce będę musiał cię pożegnać.
– Nie możesz mnie przecież zostawić pośrodku morza! – zawołał chłopiec przerażony.
– Zaraz będziemy na lądzie i odtąd musisz radzić sobie sam, ty, taki zaradny, nie powinieneś mieć kłopotów. Wzruszasz ludzi samym wyglądem, więc każdy spieszy ci z pomocą. Nie mam racji?
Wędrowiec żartował sobie z niego, to oczywiste, ale przecież to wszystko prawda! Vetle bez najmniejszych skrupułów wykorzystywał swój niewinny wygląd, kiedy zmierzał na południe, i pokonał wszelkie przeciwności. Uśmiechnął się onieśmielony.
Wkrótce znaleźli się na lądzie, na jakimś rozległym, bezludnym wybrzeżu, Vetle pojęcia nie miał, gdzie są. Blask słońca złocił już wschodnią połowę nieba i Wędrowiec zaczął się żegnać.
– Może się jeszcze kiedyś spotkamy, Vetle z Ludzi Lodu. Czas i wydarzenia pokażą. A teraz dziękuję za wspaniałą robotę! Twoi przodkowie ci tego nie zapomną.
Nim Vetle zdążył odpowiedzieć, Wędrowiec zniknął.
Słońce stało niczym rozżarzona kula, przesłonięte poranną mgłą. Vetle był bardzo zmęczony i najchętniej by się przespał, ale najpierw musiał się zorientować, gdzie jest.
Zabrało mu to co najmniej godzinę, aż w końcu spotkał człowieka w obejściu z dziwnie niskimi zabudowaniami, domy kryte słomą, tak to przynajmniej wyglądało z daleka, o ścianach budowanych na tak zwany pruski mur.
Trzeba było wielu podstępnych pytań, by wydobyć z chłopa, że to Skania, teraz część Szwecji. Kolej? Oczywiście, jest i kolej, do stacji zaledwie kilkanaście kilometrów.
Czy wystarczy mu na bilet? Vetle wlókł się drogą we wskazanym kierunku i przeliczał, ile mu jeszcze zostało.
Wszystkie te zasoby, raczej skromne, trzeba przyznać, dotknięte też były inną wadą. Były mianowicie francuskie i Vetle pojęcia nie miał, jaką wartość stanowią w przeliczeniu na szwedzkie korony.
Ale co tam, napotykał poważniejsze przeszkody w tej podróży. Zresztą, może i tutaj gdzieś trafi się bank?
W oddali zobaczył wiatrak, zdawało się, opuszczony. Vetle ledwie trzymał się na nogach. Ostatnie doby kosztowały go wiele, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Nie byłby w stanie dyskutować z urzędnikiem w banku ani z kasjerem na stacji, nie mówiąc już o konduktorze.
Wziął zatem kurs na wiatrak, wślizgnął się do środka i ułożył do snu.
Zasnął natychmiast.
Hanna obudziła się, by rozpocząć swój czwarty dzień w klasztorze.
Rozejrzała się po skromnym otoczeniu. W klasztornym obejściu piały koguty, z oddali słychać było armatnie strzały.
Krucyfiks na ścianie stanowił jedyną dekorację sali. Łóżka nowicjuszek stały w dwuszeregach po obu stronach przejścia. Większość kobiet już wstała, choć poranny dzwon nie przestał jeszcze bić.
Modlitwa w kaplicy, nim zdążyły się do końca rozbudzić, a potem do refektarza na skromne śniadanie. Potem poranna praca, potem modlitwa, znowu praca…
Jak Vetle mógł jej coś takiego zrobić?
Płakała każdej nocy, odkąd ją opuścił. Ostatnia noc była pierwszą, którą Hanna przespała.
Читать дальше