Jeszcze jeden powód, by rozprawić się z tym obcym.
Nie mogli się dogadać, ale co do zamiarów Milana nie można było mieć wątpliwości. Z jego wypowiedzi Solve wyłapał imię Eleny i nie był aż tak głupi, by nie dośpiewać sobie reszty. Wymowa była jednoznaczna: „Łapy z daleka!”
Okazał się jednak na tyle głupi, by zachować się arogancko. Na Milana podziałało to niczym płachta na byka.
Nie namyślał się długo…
Solve ocknął się w bardzo bolesnej rzeczywistości. Był sam na świecie, jak porzucony tobołek, z nosem na pokrytym czerwonym pyłem kamieniu. Jedna noga utkwiła w kolczastym krzewie, ramię, na którym leżał, zdrętwiało.
Z jękiem opuścił głowę. Za uprzednie jej podniesienie musiał zapłacić ostrym, rozsadzającym czaszkę bólem.
Wokół nosa i ust czuł coś lepkiego, miejscami boleśnie przyschniętego. Krwawię, pomyślał zdumiony. Z nosa leci mi krew! I jeden ząb się rusza!
Bezustannie jęcząc, zdołał wreszcie usiąść, a wkrótce potem nawet wstać.
Jakże on wygląda! Pokryty kurzem i zakrwawiony. I jak to boli!
Kiedy Solve otrząsnął się na tyle, że przestał litować się nad sobą, zapałał niepohamowanym gniewem.
Skierował go naturalnie na nieznanego łajdaka, który ośmielił się go pobić. Ale zemsta dotknie jednocześnie i napastnika, i Elenę. Tę nieprzyzwoitą dziwkę! Koniec z próbą zdobycia jej poprzez przyjaźń. To za długa droga. Teraz ona sama będzie musiała przyjść do Solvego. Przywoła ją do siebie siłą swej woli, a potem drań, który go pobił, dostanie ją z powrotem – zhańbioną, zbrukaną i całkiem bezwartościową.
Będzie to stosowna zemsta na nich obojgu.
Najpierw jednak Solve musiał minąć wioskę. Nie chciał tu zostać ani chwili dłużej. Obejdzie ją naokoło, a potem zatrzyma się w jakimś miejscu między Planiną a Adelsbergiem. I tam właśnie będzie musiała przyjść Elena. Tam dopełni się jej los.
Dla urażonej dumy Solvego myśl o tak słodkiej zemście była niczym balsam na rany. Tak będzie wyglądało jego pożegnanie z tą parszywą wioską. Nigdy więcej go nie ujrzą.
O Heikem nie myślał już wcale. Żywił przekonanie, że dzikie zwierzęta już dawno się z nim rozprawiły.
Na przemian kulejąc i jęcząc szedł skrajem lasu, zostawiwszy wioskę w dole. Spoglądał na nią od czasu do czasu, ale panował tam całkowity spokój. Wieś sprawiała wrażenie, jakby wcale nie było w niej ludzi.
No cóż, tym lepiej dla niego. Przejdzie nie zauważony.
Wkrótce zostawił już Planinę za sobą. Świadomość, że Tengel Zły jest blisko, nadal w nim tkwiła, wibracje stały się nawet silniejsze, przerodziły się w pewność.
Nie miał już jednak czasu na Tengela Złego. Najistotniejsze – zemścić się! A potem musiał dotrzeć do Adelsbergu.
Wszak Wenecja czekała na największego człowieka na świecie – Solvego Linda z Ludzi Lodu.
Gdy dotarł do niewielkiego, przytulonego do skały lasku, zszedł z gościńca łączącego obie miejscowości. Skrył się między drzewami.
Tutaj! Tu będzie czekał na Elenę.
Solve przykucnął, objął ramionami nogi i usiadł na piętach. Oparł czoło o kolana i przymknął oczy.
– Chodź, Eleno – szepnął. – Chcę, byś do mnie przyszła. Teraz, zaraz!
Paląca go nienawiść i żądza zemsty uczyniły jego zdolność sugestii podwójnie silną, dwakroć trudniejszą do odparcia niż wcześniej.
Elena w walce z nią nie miała żadnych szans.
Niemal wszyscy mieszkańcy wioski zebrali się w maleńkiej winiarni. Było tak ciasno, że para z oddechów zdawała się drżeć w pomieszczeniu. Przybyły także kobiety, zaszczycone faktem, iż pozwolono im wejść do świętego miejsca mężczyzn.
Elena, niezwyczajna, by być ośrodkiem zainteresowania, mocno trzymała Milana za rękę. Czerwieniąc się i jąkając, odpowiadała na pytania.
W pewnej chwili poczuła jednak, że powinna powiedzieć coś jeszcze:
– Bardzo jestem wdzięczna, że chcecie wyruszyć ze mną na poszukiwania tego biedaka. Pragnę jednak, abyście wiedzieli, że postanowiłam się nim zaopiekować, nie zważając na jego wygląd. To ja ponoszę odpowiedzialność za dziecko, a Milan jest taki dobry, iż zgodził się, by chłopiec zamieszkał w naszym przyszłym domu. Oczywiście, jeśli go odnajdziemy i jeśli w ogóle pozwoli się obłaskawić.
– Już dawno porwał go wilk, to więcej niż pewne! – zawyrokowała jedna z kobiet.
– Musimy go szukać – stanowczo rzekła druga.
Pozostałe pokiwały głowami.
– A co zrobimy ze złym okiem?
Zapadła cisza, wreszcie odezwał się ksiądz:
– Stara Anna dopiero co widziała go na skraju lasu, prawda? Wygląda na to, że wyruszył do Adelsbergu. Sami nie poradzimy sobie z kimś takim jak on. Posłuchaj, Peterze, weź konia i pojedź zaraz do Adelsbergu okrężną drogą. Trzeba ich ostrzec! Poproś, by odcięli mu drogę, i powiedz, że my wyruszamy stąd. Proś także, by zabrali mego przyjaciela, księdza! To człowiek Bogiem silny, już dawniej wypędzał demony. Ja pójdę z wami…
W tej samej chwili Elena jęknęła.
– Co się stało? – zapytał Milan.
– Och, nie – pisnęła. – Och, nie, nie! Trzymaj mnie mocno, Milanie? Wydaje mi się, że on mnie wzywa, nie rozumiem, co się dzieje! Tak ogromnie mnie do niego ciągnie, a przecież wcale tego nie chcę!
– Zaiste, to potomek Szatana! – wykrzyknął ksiądz. – Jest w posiadaniu ogromnych mocy, silnych i złych!
– Zawsze miał władzę nad Eleną, ona sama to mówiła – rzekł Milan. – Dlatego nie śmiała dłużej mieszkać tam sama… Eleno! Eleno, przestań!
Dziewczyna rzuciła się ku drzwiom, lecz powstrzymali ją stłoczeni tam mężczyźni. Walczyła, aby się uwolnić, i krzyczała, że chce, że musi iść.
– Ruszajcie w drogę w pościg za tym diabłem! – rozkazał ksiądz. – Milan i ja zabierzemy Elenę do kościoła. Tam będzie bezpieczna.
– Nie powinieneś był go bić, Milanie – odezwał się jeden ze starszych mężczyzn. – To jego zemsta: chce zabrać ci twoją kobietę.
– Nie wie, z kim ma do czynienia – syknął Milan przez zęby. Ściągnął Elenie ramiona do tyłu i podniósł wierzgającą, rozkrzyczaną dziewczynę.
Ksiądz, Milan i kobiety ruszyli w stronę małego wiejskiego kościółka. Peter konno jechał już na południe, a wielka gromada mężczyzn gotowała się do wyruszenia gościńcem w kierunku sąsiedniego miasteczka, Adelsbergu, jak zwało się w języku austriackich panów.
W drodze do kościoła ksiądz, przyjrzawszy się Elenie, zmienił decyzję:
– Nie, Milanie, nie powinieneś na to patrzeć. Elena jest dobrą, miłą dziewczyną, niewinną i cnotliwą, i silną w swej wierze w Boga. Z pewnością nie chce, byś widział jej upokorzenie. Idź z innymi i pomóż im pojmać tego diabła w ludzkim przebraniu! Obiecuję, że Elena będzie tu bezpieczna, jest nas dość, by jej upilnować.
Otaczające ich kobiety pokiwały głowami. Milan przez chwilę się wahał, ale w końcu przyznał księdzu rację.
– Nie pozwólcie jej się uwolnić – poprosił. – Jeśli będzie trzeba, przywiążcie ją do ołtarza! To moja wina, że została na to narażona.
– Bądź spokojny, możesz nam zaufać.
Milan, wiedziony chęcią odwetu, poszedł więc za innymi. Żałował tylko jednego: że nie zabił groźnego demona, kiedy miał taką możliwość.
Milan wiedział jednak, że nigdy by się na to nie zdobył. Nie był mordercą, nie chciał, by czyjaś krew ciążyła mu na sumieniu.
Teraz jednak sytuacja się zmieniła. Przedtem nikt nie przypuszczał, jak bardzo niebezpieczny jest obcy przybysz.
Читать дальше