Do kogo jednak miała się zwrócić w wiosce? Nie wypadało, by szła do Milana, nic nie wiedziała o śmierci jego ojca. Może do kościoła? Ksiądz był, co prawda, ogromnie surowy, ale przecież musiała z kimś pomówić, opowiedzieć o chłopcu, który być może w tej chwili cierpi wielką biedę gdzieś w lesie.
Znów sumienie ukłuło ją niczym strzała. Czy słusznie postąpiła, wypuszczając go, czy też nie? Pytanie to dręczyło ją od wczoraj bezustannie.
Westchnęła ciężko. To już dla niej stanowczo za dużo, zwłaszcza że gdzieś w głębi duszy tkwiło niebezpieczne pragnienie, by jeszcze raz ujrzeć Solvego.
Kiedy zbliżała się już do wioski, zobaczyła, że ktoś ścieżką zmierza w jej kierunku. Mężczyzna w uroczystym stroju, zdobionym kolorowymi taśmami, z kamizelką, do której przywiesił złote monety.
Mężczyzna udający się w konkury.
Tą drogą? Wszak tutaj nikt nie mieszka!
Ale… Ale to przecież Milan.
Elena poczuła rozczarowanie. Czy naprawdę Milan postanowił komuś się oświadczyć?
Sporo czasu upłynęło, zanim zdążyła połączyć wszystko w jedną całość, i zrozumiała, że Milan zmierza do niej. Tak wielką skromność miała w sercu Elena.
Kiedy się spotkali, Milan zaczerwienił się ze wstydu.
– Eleno, ty tutaj? Dokąd się wybierasz?
W tym momencie pękły tamy. Nie mogła już ukrywać poczucia osamotnienia, niepewności, lęku i wątpliwości.
– Och, Milanie, nie wiem, co mam robić! Tak bardzo się boję!
Opowiedziała całą historię o obcym przybyszu, który od razu stał się takim miłym, dobrym przyjacielem, lecz później okazało się, że ma syna, przypominającego małego diablika, którego trzyma w klatce. Jednym tchem dała wyraz współczuciu, jakiego doznała na widok dziecka. Mówiła o tym, co zrobiła później, i o malcu, który wędrował gdzieś teraz samotnie, być może napotkał w lesie dzikie zwierzęta, i o swoim lęku przed Solvem.
Milan z każdym jej słowem coraz mocniej zaciskał szczęki. W pewnym momencie wyczuł jej niepewność.
– Eleno… Czy ty… czy jesteś związana z tym człowiekiem?
Dziewczyna nerwowo potarła oczy
– Związana? Nie, był po prostu dobrym przyjacielem, nigdy nie był nieprzystojnie natrętny. Ale, Milanie, mam złe przeczucia, obawiam się, że on ma nade mną władzę. Jak gdyby chciał, bym przystała na jego propozycję, której nigdy nie uczynił! Ja go nie chcę, Milanie, a mimo to mnie pociąga w jakiś niezwykły, przerażający sposób. Nie mogę tego pojąć.
– Za to ja rozumiem – odparł Milan ze smutkiem. – Sądzę, że masz rację, Eleno. On stara się przywieść cię do grzechu, sprowadzić z drogi cnoty. Mężczyźni we wsi radzą teraz, są na niego bardzo rozgniewani.
– Dlaczego?
– On ma uroczne oczy.
– Och – szepnęła Elena. – Tak, to prawda!
I dlatego właśnie Solve popełnił błąd. Pokazał swe czarodziejskie sztuki, nie zapoznawszy się bliżej z przesądami mieszkańców tych okolic. Uważali oni, że istnieją ludzie obdarzeni urocznymi oczyma czy, jak powiadali inni, „złym okiem”. Samym tylko spojrzeniem potrafią rzucić urok i wyrządzić krzywdę. Solve powinien był zwrócić uwagę na ostrzegawcze sygnały, na gesty wykonywane palcami, mające odwrócić urok. Jednocześnie dwoma palcami, wskazującym i małym, pokazywali na niego, drugi zaś gest polegał na wciśnięciu kciuka między palec wskazujący a środkowy. Solve jednak był zbyt pewny siebie, by przejmować się takimi głupstwami.
– Eleno – zdecydował się Milan. – Słyszałaś chyba, że mój ojciec nie żyje i został już pochowany?
– Och, co ty mówisz, Milanie! Tak bardzo mi przykro, naprawdę!
– Dziękuję. Ale to już minęło. Właśnie szedłem do ciebie, by prosić o twą rękę. Co byś odpowiedziała?
Elena oblała się rumieńcem.
– Sądzę, że wiesz, że nie szedłbyś na próżno – odparła cicho. – Ale ja nie mam nic, co mogłoby stanowić mój posag.
– Wiem o tym i wcale o to nie pytam. Zależy mi na tobie. A więc jesteś teraz moja, prawda? Odprowadzę cię do wioski, pójdziemy prosto na radę starszyzny. A potem sam udam się do tego człowieka. Jak on się nazywa, Solve?
– Och, nie, Milanie, tego nie wolno ci robić! On może wyrządzić ci krzywdę!
Twarz Milana zawsze odzwierciedlała jego nastrój. Także i teraz Elena poznała, że Milan za nic nie da się przekonać.
– Masz zostać moją żoną. Sądzisz, że zniosę, by jakiś obcy starał się ciebie uwieść? O, tam idzie Peter. On może zaprowadzić cię na radę.
Zanim Elena zdążyła zaprotestować choćby słowem, Milan wyjaśnił Peterowi, jak się sprawy mają, i pospieszył w górę, do domu Solvego. Złe oko, czy nie – ten człowiek musi usłyszeć kilka słów prawdy.
– Milanie! – zawołała za nim Elena, ale równie dobrze mogła wołać do wiatru północnego.
Peter w zamyśleniu spoglądał na szybko znikającą w oddali sylwetkę Milana.
– Nie podoba mi się to. Ale kiedy Milan wpadnie w gniew, nigdy nie słucha innych! Chodź, musimy powiadomić radę o tym malcu. Trzeba go szukać w lesie całą gromadą.
– Ale on naprawdę ma straszny wygląd – ostrzegła Elena. – Powiedz im, że nie muszą się go bać. Nie jestem pewna, ale sądzę, że on nie ma złego oka, choć może tak właśnie wygląda.
Peter w odpowiedzi tylko kiwnął głową. Mogła mu zaufać.
W domu na wzgórzu Solve nareszcie ocknął się z paraliżu, jaki ogarnął jego wolę.
Oczy mu błyszczały, policzki pałały. Jakimż idiotą się okazał! Jak do tego stopnia mógł poddać się panice, że nie zauważył tak doskonałego rozwiązania?
Chłopiec zginął. Nie wziął mandragory ze sobą, ona także gdzieś się zapodziała. Solve był więc wolny! Wolny, wolny, wolny!
Dlaczego miał marnować czas na tego niewydarzeńca? Biegać w kółko po tych przeklętych lasach i wystawiać się na pośmiewisko? Jaki to miało sens? Mógł teraz bez przeszkód wyruszyć do Wenecji i zacząć wszystko od początku. Dalej kraść i oszukiwać, i piąć się do góry jak kiedyś, tyle że z większym wyrachowaniem, sprytniej! Dopiero teraz droga do szczytu, do władzy nad światem, stała przed nim otworem. O Tengelu Złym musi zapomnieć, najważniejsze, by jak najszybciej się stąd wydostać. Szukanie Tengela Złego mogło w rezultacie okazać się wręcz niebezpieczne, znów mógłby zostać obarczony ciężkim brzemieniem, jakim był Heike.
Musi dotrzeć do Adelsbergu, by tam zdobyć konia i powóz, i nowy majątek. Chłopi w tej dziurze nie mieli absolutnie nic. Mógłby się też zadowolić samym koniem. Wjechać wierzchem do Wenecji. Jeśli to w ogóle możliwe, bo słyszał, że cała Wenecja stoi na palach wbitych w wodę. Brzmiało to dziwacznie.
Czując przypływ energii, Solve pozbierał swe nieliczne drobiazgi i opuścił chatę. Klatka niech zostanie tu, gdzie stoi, on wkrótce i tak będzie daleko stąd, i wszystko, co się tu wydarzyło, przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie.
Odległość, jaka dzieliła go od Adelsbergu, z łatwością mógł pokonać pieszo. Był teraz wolny, swobodny, miał przed sobą całe życie, ba, cały świat! Pokaże teraz wszystkim tym, którzy drwili i naśmiewali się z Solvego Linda z Ludzi Lodu, co potrafi! Jeszcze dostaną za swoje!
Były to czcze pogróżki rzucane na wiatr, ale i tak sprawiały mu przyjemność.
Znalazł się mniej więcej w połowie drogi do wioski, gdy ścieżkę zastąpił mu rozgniewany nie na żarty człowiek.
Milan nie miał zamiaru pojmać czy też zgładzić Solvego, chciał po prostu wyłoić skórę łajdakowi, który ośmielił się za bardzo zbliżyć do jego dziewczyny. Co prawda nic jej nie zrobił, ale sama myśl… Milan był bardzo zazdrosnym młodym człowiekiem, co stanowiło chyba jego jedyną wadę. Poza tym cechowała go łagodność i dobroć jak rzadko, a opowieść Eleny o małym, niewydarzonym chłopcu mocno poruszyła jego serce.
Читать дальше