– Nie pomyśl sobie, że nie jestem wdzięczny za propozycję – powiedział. – Ale na dworcu autobusowym mam ławkę z moim nazwiskiem.
To rzekłszy, odepchnął się od ściany i podreptał majestatycznie w głąb ulicy.
Na dworcu autobusowym istotnie stała ławka z jego nazwiskiem. Ufundował ją w czasach, gdy był bogaty, i z tyłu oparcia wciąż tkwiła niewielka mosiężna tabliczka, upamiętniająca nazwisko darczyńcy. Zebediah T. Crawcrustle nie zawsze był biedny. Czasami bywał bogaty, ale z trudem przychodziło mu utrzymanie majątku. A gdy go zdobywał, odkrywał, że świat nie patrzy zbyt przychylnie na bogaczy stołujących się w jadłodajniach dla bezdomnych i na torowiskach czy zadających się z pijaczkami w parkach. Przepuszczał zatem pieniądze jak najszybciej umiał. Zawsze jednak tu i tam pozostawały resztki, o których zapomniał. Czasami zapominał też, że nie lubi być bogaty, znów wyruszał na poszukiwanie fortuny i ją znajdował.
Od tygodnia się nie golił i włoski siedmiodniowej brody zaczynały odcinać się od skóry śnieżną bielą.
***
Epikurejczycy wyruszyli do Egiptu w niedzielę. Było ich pięcioro. Hollyberry Bez Piór McCoy pomachała im na pożegnanie na lotnisku. Było to bardzo małe lotnisko, na którym wciąż pozwalano odprowadzającym machać na do widzenia.
– Do widzenia, ojcze! – zawołała Hollyberry Bez Piór McCoy
Augustus Dwa Pióra McCoy także jej pomachał, maszerując asfaltowym pasem do niewielkiego samolotu śmigłowego, którym mieli pokonać pierwszy etap podróży.
– Wydaje mi się – rzekł – że jak przez mgłę pamiętam podobny dzień bardzo dawno temu. W tym wspomnieniu byłem małym chłopcem i machałem na do widzenia. Zdaje się, że wtedy po raz ostatni widziałem mojego ojca, i ponownie ogarnia mnie nagłe przeczucie nadciągającej katastrofy. – Po raz ostatni pomachał do małego dziecka po drugiej stronie lotniska. Dziewczynka odpowiedziała podobnym gestem.
– Wtedy machałeś z równie wielkim entuzjazmem – zgodził się Zebediah T. Crawcrustle. – Ale mam wrażenie, że u niej dostrzegam więcej zimnej krwi.
Istotnie, miał rację.
Pierwszy etap podróży pokonali małym samolotem, potem większym, potem znów mniejszym, sterowcem, gondolą, pociągiem, balonem na gorące powietrze i wynajętym dżipem. Przejechali przez Kair dżipem. Minęli stary targ i skręcili w trzecią uliczkę (gdyby jechali dalej, dotarliby do rowu melioracyjnego będącego kiedyś kanałem nawadniającym). Mustafa Stroheim we własnej osobie siedział na ulicy w starym, wiklinowym fotelu. Wszystkie stoliki i krzesła ustawiono na poboczu, a nie była to zbyt szeroka uliczka.
– Witajcie, przyjaciele, w mojej Kahwa - powiedział Mustafa Stroheim. – Kahwa to po egipsku kawa albo kawiarnia. Napijecie się herbaty? A może zagracie w domino?
– Chcielibyśmy zobaczyć nasze pokoje – odparł Jackie Newhouse.
– Nie ja – wtrącił Zebediah T. Crawcrustle. – Ja będę spał na ulicy. Jest dość ciepło, a ten próg wygląda mi na bardzo wygodny.
– Chętnie napiję się kawy – powiedział Augustus Dwa Pióra McCoy.
– Oczywiście.
– Macie tu wodę? – spytał profesor Mandalay.
– Kto to powiedział? – zdziwił się Mustafa Stroheim. – Ach, to ty, szary człowieczku. Mój błąd. Gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy, wziąłem cię za czyjś cień.
– Ja proszę o ShaySokkar Bosta – wtrąciła Virginia Boote, co oznacza szklankę gorącej herbaty z cukrem osobno. – I zagram w backgammona z każdym, kto zechce się założyć. Nie ma w Kairze nikogo, kogo nie zdołam pokonać w backgammona, jeśli tylko przypomnę sobie zasady.
***
Augustus Dwa Pióra McCoy został zaprowadzony do swego pokoju. Profesor Mandalay został zaprowadzony do swego pokoju. Jackie Newhouse został zaprowadzony do swego pokoju. Nie trwało to długo; w końcu wszyscy spali w jednym i tym samym pokoju. Na tyłach budynku mieściła się druga sypialnia przeznaczona dla Virginii oraz trzecia, zajęta przez Mustafę Stroheima i jego rodzinę.
– Co piszesz? – spytał Jackie Newhouse.
– Procedury, zapiski i ustalenia Klubu Epikurejczyków – odparł profesor Mandalay, notując szybko w wielkiej księdze w skórzanej oprawie małym czarnym piórem. – Opisałem dokładnie naszą podróż tutaj i wszystko, co jedliśmy po drodze. Będę pisał dalej, gdy zjemy ptaka słońca, by uwiecznić dla potomności wszystkie smaki i konsystencje, soki i wonie.
– Czy Crawcrustle mówił, jak zamierza przyrządzić ptaka słońca? – zainteresował się Jackie Newhouse.
– Owszem – odrzekł Augustus Dwa Pióra McCoy. – Powiedział, że opróżni puszkę piwa tak, by pozostała w niej jedna trzecia zawartości, a potem doda do niej zioła i korzenie. Nasadzi mocno ptaka na puszkę i wszystko umieści na grillu. Twierdzi, że to tradycyjny sposób.
Jackie Newhouse pociągnął wzgardliwie nosem.
– Według mnie brzmi podejrzanie nowocześnie.
– Crawcrustle twierdzi, że to tradycyjny sposób przyrządzania ptaka słońca – powtórzył Augustus.
– Istotnie – oznajmił Crawcrustle, wspinając się po schodach. Budynek nie był duży, od schodów dzieliła ich niewielka odległość, a ściany nie należały do najgrubszych. – Egipskie piwo jest najstarsze na świecie i przyrządza się z nim ptaka słońca od ponad pięciu tysięcy lat.
– Ale puszka piwa to względnie nowy wynalazek – wtrącił profesor Mandalay.
Zebediah T. Crawcrustle wszedł właśnie do środka, w dłoni trzymał kubek czarnej jak smoła kawy po turecku. Kawa parowała niczym czajnik i bulgotała jak smołowisko.
– Wygląda na bardzo gorącą – zauważył Augustus Dwa Pióra McCoy.
Crawcrustle uniósł kubek, jednym haustem opróżniając go do połowy.
– Nie – mruknął – niespecjalnie, a puszka to nie taki nowy wynalazek. W dawnych czasach robiliśmy je ze stopu miedzi, czasem z odrobiną srebra, czasem nie, w zależności od kowala i tego, co miało się pod ręką. Potrzebne było coś, co zniosłoby wysokie temperatury. Widzę, panowie, że patrzycie na mnie z powątpiewaniem, rozważcie jednak: oczywiście, że starożytni Egipcjanie robili puszki do piwa. Gdzie indziej przechowywaliby swe piwo?
Zza okna i stolików ustawionych na ulicy dobiegły ich chóralne zawodzenia. Virginia Boote przekonała miejscowych do gry w backgammona na pieniądze i ogrywała ich do czysta. Była prawdziwym backgammonowym rekinem.
***
Na podwórku na tyłach kafejki Mustafy Stroheima stał rozwalający się stary grill, zbudowany z glinianych cegieł i na wpół stopionej metalowej kraty oraz stary drewniany stół. Cały następny dzień Crawcrustle poświęcił odbudowie grilla i czyszczeniu go. Naoliwił nawet kratę.
– Wygląda, jakby nie używano go od czterdziestu lat – mruknęła Virginia Boote. Nikt nie chciał z nią więcej grać w backgammona, a jej sakiewka pęczniała od lepkich piastrów.
– Mniej więcej – odparł Crawcrustle. – Może odrobinę więcej. Hej, Ginnie, zrób coś pożytecznego. Sporządziłem spis potrzebnych mi rzeczy z targu; to głównie zioła, korzenie i kawałki drewna. Weź ze sobą jedno z dzieci Mustafy Stroheima; posłuży ci za tłumacza.
– Z przyjemnością, Crusty.
Pozostali trzej członkowie Klubu Epikurejczyków znaleźli sobie typowe dla siebie zajęcia. Jackie Newhouse zaznajamiał się z wieloma mieszkańcami okolicy, których przyciągały jego eleganckie garnitury i umiejętność gry na skrzypcach. Augustus Dwa Pióra McCoy chodził na długie spacery. Profesor Mandalay tymczasem tłumaczył hieroglify, jakie zauważył wyryte na glinianych cegłach grilla. Powiedział, że ktoś niemądry mógłby uznać, iż dowodzą one, że grill na podwórku Mustafy Stroheima był niegdyś poświęcony Słońcu.
Читать дальше