Neil Gaiman - Interświat

Здесь есть возможность читать онлайн «Neil Gaiman - Interświat» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Interświat: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Interświat»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Joey Harker nie jest bohaterem. W istocie potrafi się zgubić nawet we własnym domu. Lecz pewnego dnia Joey naprawdę się gubi. Ze swego świata przechodzi do innego wymiaru. Wędrówka między światami ściąga na niego uwagę dwóch straszliwych potęg. Armie magii i nauki zrobią wszystko, byle zdobyć jego moc, umożliwiającą podróże między wymiarami. Odkrywszy, jak wielkie zło czynią obie potęgi, Joey dołącza do armii, złożonej z różnych wersji samego siebie, pochodzących z alternatywnych Ziemi i bez wyjątku dysponujących podobną mocą. Razem gotowi są walczyć w obronie wszystkich światów.

Interświat — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Interświat», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nie odpowiedziałem.

Żółte kły wykrzywiły się w parodii przyjaznego uśmiechu.

– Powiem ci coś – podjął. – Padnij przede mną na kolana. Ucałuj me stopy. Obiecaj służyć mi wiernie po wsze czasy, a daruję ci życie. Mamy dość paliwa, by dokonać inwazji, wzięliśmy ze sobą wszystkie dusze w butelkach, jakie zdołaliśmy znaleźć. To co powiesz? Cmok w stopkę? – Pokiwał na mnie jedną ze swych wielkich stóp. Porastały ją czarne włosy, a zamiast paznokci miała szpony.

W tym momencie zrozumiałem, że umrę, bo nigdy nie ucałowałbym jego stóp. Spojrzałem mu prosto w oczy.

– I tak byś mnie zabił, prawda? – powiedziałem. – Najpierw chcesz mnie upokorzyć.

Roześmiał się i pomieszczenie wypełnił smród zepsutego mięsa. Potem klepnął się w udo, jakbym właśnie opowiedział najlepszy dowcip świata.

– Oczywiście! – wykrzyknął pomiędzy wybuchami śmiechu. – Oczywiście, że i tak bym cię zabił. – Odetchnął głęboko. – Och – rzekł – tego mi było trzeba. Jakże się cieszę, że postanowiłeś wpaść. Zabrać go do sali ekstrakcji – polecił trzymającym mnie sługom. – Czas wypreparować chłopaka i pozostałych. I nie musi to być bezbolesne. – Odwrócił się do mnie, mrugnął raz jeszcze i wyjaśnił swobodnym tonem: – Odkryliśmy, że ból zadawany Wędrowcom podczas procesu ekstrakcji pobudza ich dusze przed butelkowaniem. Może daje im coś, na czym mogą się skupić. Cóż, żegnaj chłopcze. – Wyciągnął potężną łapę i niemal czule uszczypnął mnie w policzek.

A potem zaczął zaciskać palce, coraz mocniej i mocniej. Przyrzekłem sobie, że nie zareaguję, lecz ból stał się nie do zniesienia.

Krzyknąłem.

Psinóż jeszcze raz mrugnął do mnie powoli, jakbyśmy właśnie usłyszeli dowcip, którego nie zrozumiał nikt inny z obecnych, i puścił mój policzek.

Wykręcili mi ręce za plecy i wyprowadzili. Fakt, że oddalam się od Psinoża, przyjąłem z taką ulgą, że przynajmniej przez parę minut nie docierała do mnie informacja, że zmierzam do sali ekstrakcji.

Kiedy podczas lektury książek natykałem się na frazę „los gorszy od śmierci", zastanawiałem się, co to znaczy. W końcu śmierć to chyba najgorsze, co może spotkać człowieka. To coś ostatecznego.

Lecz myśl, że zostanę zabity, ugotowany i zredukowany jedynie do tego, co czyni mnie mną – a potem spędzę całą wieczność w butelce jako część kosmicznego akumulatora…

W porównaniu z nią śmierć wyglądała całkiem nieźle, wierzcie mi. Nie żartuję.

Rozdział 17

W miarę, jak schodziliśmy na kolejne poziomy, korytarze stawały się coraz węższe i ciemniejsze, a także gorętsze, jakby potężny pancernik wyposażono w silniki parowe. Miałem wrażenie, że schodzę w piekielną otchłań. W chwili, gdy znalazłem się na pokładzie „Malefica", otoczył mnie ponury mrok i w miarę schodzenia tylko się pogłębiał.

Maszerowaliśmy kolejnymi wąskimi schodami – sala ekstrakcji musiała mieścić się na najniższym poziomie statku. Ucieszyło mnie to, bo dało mi więcej czasu do namysłu. Przede mną szło dwóch strażników, za mną kolejnych dwóch. Korytarze i schody tworzyły labirynt – zapewne zaprojektowano je tak specjalnie – i wiedziałem, że sam nigdy nie odnajdę wyjścia.

Lecz mimo panującej w nich ciasnoty i duchoty nie dorównywały szczurzemu labiryntowi, w którym szamotał się mój umysł.

Pan Psinóż kazał mnie zabić wraz z „pozostałymi". To mogło oznaczać tylko jedno: członkowie mojego zespołu wciąż żyli.

A jeśli tak, nadal mieliśmy choćby cień szansy.

Ale tylko cień. Pięć uwięzionych wersji mnie naprzeciwko kto wie ilu tysięcy żołnierzy RUN, czarodziejów, demonów… Szczerze mówiąc, mielibyśmy niewielkie szanse, nawet w starciu wyłącznie z panem Psinożem i panią Indygo. Bez pomocy Tęczka nasze szanse równały się… no cóż, zeru.

Wiedziałem to wszystko. A jednak sama świadomość, że być może wciąż żyją, dodała mi otuchy.

Niższe poziomy „Malefica" miały w sobie coś zdecydowanie piekielnego. Zacząłem sobie wyobrażać, że w powietrzu wyczuwam woń siarki. A potem maszerujący przodem strażnicy otworzyli ciężkie, drewniane, okute brązem drzwi, brutalnie przepchnęli mnie za próg i smród jeszcze się pogorszył.

Przypomnijcie sobie piekło, dokładnie takie, jakim wyobrażaliście je sobie w dzieciństwie. A teraz wyobraźcie sobie, że najgorsza piekielna sala tortur to pomieszczenie wielkości licealnej klasy. Wyobraźcie sobie, że zaprojektował je ktoś, kto oglądał zbyt wiele starych, tanich horrorów, tych, które telewizja wyświetla nocą w czerni i bieli. To właśnie była sala ekstrakcji.

Nie miała okien, podobnie jak dziewięć dziesiątych mijanych pomieszczeń na statku. Na ścianach wisiały najróżniejsze narzędzia i instrumenty, ostre, wielkie i przerażające – wyglądały, jakby miały pomóc nam się wygotować, gdy już trafimy do kotła i pobędziemy w nim jakiś czas. W głębi pomieszczenia, na kracie ustawiono – nie uwierzycie – prawdziwy garnek, odlany z brązu i mający co najmniej trzy metry średnicy. Wyglądał jak olbrzymi kocioł z karykatury przedstawiającej kanibali, stojący wysoko na trzech cienkich, metalowych nogach. W środku gotował się jakiś płyn – sądząc po zapachu, zdecydowanie nie woda. Śmierdział siarką, amoniakiem i płynami do balsamowania. Mam wrażenie, że była w nim też krew – magia czerpie sporo mocy z krwi. Płonący pod nim ogień podsycano najróżniejszymi solami i proszkami – na zmianę rozbłyskiwał zielenią, czerwienią i błękitem, w miarę jak dodawano do niego kolejne chemikalia. Dym i opary zasnuwały powietrze; zapiekły mnie od nich oczy i rozbolały płuca. Mały stwór, wyglądający jak skrzyżowanie ropuchy z karłem, dosypywał proszków do ognia, uważając, by jednorazowo nie dodać więcej niż małej garstki.

Żadna z osób zajmujących się przygotowaniami do ekstrakcji nie była człowiekiem. Choć ogień pod kotłem stanowił jedyne źródło światła w całej sali, dostrzegłem macki i czułki. Nie wiedziałem, czy ich właściciele pochodzą ze światów granicznych daleko w głębi Łuku, czy też to ludzie zamienieni w stwory, którym nie przeszkadza gęsty, chemiczny dym, palące powietrze i to, co muszą robić, zresztą nie miało to chyba znaczenia. Moim strażnikom natomiast dym i powietrze przeszkadzały zdecydowanie. Dwóch zostało na zewnątrz, po obu stronach zamkniętych drzwi. Pozostali dwaj, którzy odeskortowali mnie do sali, przyciskali do ust i nosów chustki, a po policzkach ściekały im łzy.

Jeden ze stworów podszedł do nas; mógłby być modliszką, gdyby dorastały do rozmiarów człowieka i miały ludzkie oczy. Zaświergotał z dezaprobatą do moich strażników.

– Wy stąd iść – polecił. – Nie da oddychać, zaraz rozpocząć ekstrakcja. Iść. Opuścić to miejsce. Czk-czk-czk, nie miejsce dla was.

A potem dym rozwiał się na moment i zobaczyłem ich po drugiej stronie kotła. Serce zabiło mi mocniej. Mieli związane stopy i dłonie, leżeli na ziemi jak króliki gotowe na rzeź. Moi koledzy.

Od razu zorientowałem się, że są tam wszyscy: Jai, Jakon, J/O, Jo i Josef. Byli przytomni, choć wychudzeni i otępiali z rozpaczy. Nie miałem pojęcia, ile to dla nich trwało – dni? tygodnie? miesiące? – ale najwyraźniej pobyt tutaj nie należał do najprzyjemniejszych.

Mój widok wcale ich nie zaskoczył; może do sali dotarła już wieść o schwytaniu mnie, a może po prostu się go spodziewali. Jak dotąd schrzaniłem tyle spraw, że mogli oczekiwać, że nawalę po raz ostatni. Po prostu spojrzeli na mnie i widoczna na ich twarzach rezygnacja zraniła mnie do głębi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Interświat»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Interświat» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Interświat»

Обсуждение, отзывы о книге «Interświat» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x