Neil Gaiman - Interświat

Здесь есть возможность читать онлайн «Neil Gaiman - Interświat» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Interświat: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Interświat»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Joey Harker nie jest bohaterem. W istocie potrafi się zgubić nawet we własnym domu. Lecz pewnego dnia Joey naprawdę się gubi. Ze swego świata przechodzi do innego wymiaru. Wędrówka między światami ściąga na niego uwagę dwóch straszliwych potęg. Armie magii i nauki zrobią wszystko, byle zdobyć jego moc, umożliwiającą podróże między wymiarami. Odkrywszy, jak wielkie zło czynią obie potęgi, Joey dołącza do armii, złożonej z różnych wersji samego siebie, pochodzących z alternatywnych Ziemi i bez wyjątku dysponujących podobną mocą. Razem gotowi są walczyć w obronie wszystkich światów.

Interświat — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Interświat», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W niecałe dwadzieścia minut bez problemów znalazłem lochy.

Poprawka, istniał pewien drobny problem: były puste.

W żywej skale wykuto dziewięć cel, dziewięć dziur bez okien, zaopatrzonych w ciężkie, żelazne drzwi z niewielkimi zakratowanymi okienkami. I wszystkie były puste. Wokół słyszałem tylko tupot i świergot szczurów, i kapanie wody, ściekającej po omszałych kamieniach. Zaryzykowałem i zawołałem głośno:

– Jai! Jo! Josef!

Nikt nie odpowiedział.

Usiadłem na kamiennej posadzce. Nie wstydzę się przyznać, że miałem łzy w oczach. Tęczek krążył wokół mnie i podskakiwał w powietrzu, po jego powierzchni przepływały plamy światła.

– Spóźniłem się, Tęczku – powiedziałem. – Pewnie już nie żyją. Albo ugotowali ich, jak mówili ludzie z RUN, albo też zmarli ze starości, czekając na mój powrót. I to… – Zamierzałem powiedzieć „moja wina", ale tak naprawdę nie byłem tego pewien.

Tęczek próbował przyciągnąć moją uwagę. Unosił się przed mą twarzą, wyciągając liczne wielobarwne nibynóżki.

– Tęczku – rzekłem – jak dotąd bardzo mi pomogłeś. Ale chyba dalej nie damy już rady dotrzeć.

Na gładkiej powierzchni małego mudlufa rozszedł się szkarłatny rumieniec irytacji.

– Posłuchaj – powiedziałem. – Zgubiłem ich. Co zamierzasz zrobić? Powiedzieć mi, gdzie są?

Powierzchnia Tęczka zamigotała i się zmieniła. Ujrzałem rzeki i skupiska gwiazd na nocnym niebie w górze i w dole. Natychmiast rozpoznałem to miejsce. Jay i pani Indygo nazywali je Nigdzie-Nigdzie, mieszkańcy Binarium – Szumem. Niezależnie od nazwy był to obszar graniczny Pomiędzy, okrężna trasa, umożliwiająca podróże między płaszczyznami.

– Nawet jeśli tam są – powiedziałem – w żaden sposób nie zdołam pójść za nimi.

Ale Jay poszedł przecież za mną, prawda? Uwolnił mnie z „Lacrimae Mundi".

Zatem było to możliwe.

Tyle że nie wiedziałem, jak to zrobić. Umiałem jedynie wędrować przez Pomiędzy. Dotarcie do Nigdzie-Nigdzie wymagało znajomości zupełnie innych wielowymiarowych współrzędnych, przekazanych przez kogoś dobrze znającego tamte poziomy rzeczywistości…

Uniosłem wzrok.

– Tęczku?

Mudluf oddalał się ode mnie powoli, metr za metrem, aż wreszcie znalazł się na końcu wilgotnego korytarza. A potem pomknął ku mnie szybciej niż spadająca z parapetu doniczka. I choć wiedziałem, co zamierza zrobić, nie mogłem powstrzymać wzdrygnięcia, gdy przesłonił mi widok. Usłyszałem głośne…

…pop!…

…i otaczający mnie świat zapadł się w morze gwiazd.

Mudluf gdzieś zniknął, lecz samo otoczenie wyglądało bardzo znajomo. Przez chwilę miałem nawet odczucie d éjà vu, no wiecie „już tu byłem", ale oczywiście to była nieprawda. Ostatnim razem, kiedy spadałem w Nigdzie-Nigdzie, Jay leciał obok mnie i oddalaliśmy się od „Lacrimae Mundi".

Teraz wiatr pomiędzy światami smagał mnie po twarzy tak mocno, że do oczu napływały łzy, a rozmazane gwiazdy (czy cokolwiek to jest w Nigdzie-Nigdzie) przelatywały obok. Szamotałem się przerażony pustką nicości, lecz jeszcze bardziej faktem, że nie oddalałem się od niczego.

Spadałem ku czemuś.

Wyobraźcie sobie obwarzanek albo dętkę – klasyczny pierścień. Pomalujcie go czymś czarnym i oślizgłym. Teraz weźcie pięć podobnych pierścieni i skręćcie je razem, jak balonowe zwierzątka, które artyści uliczni robią dla dzieci – choć myślę, że gdyby stworzyli coś, co wyglądałoby podobnie, dzieciak rozpłakałby się i nie mógł uspokoić. Wciąż mnie słuchacie? Teraz powiększcie to coś do rozmiarów supertankowca i wreszcie pokryjcie każdą zakrzywioną powierzchnię otrzymanego obiektu, wielkiej, czarnej, złowieszczej rurowatej konstrukcji, dźwigami, wieżyczkami, zębatymi murami, balistami, armatami, gargulcami i… Już widzicie?

W gruncie rzeczy nie było to coś, ku czemu chcielibyście spadać, wierzcie mi – raczej oddalać się, i to jak najszybciej.

Ale nie miałem wyboru. Zmrużyłem oczy, próbując osłonić je przed wiatrem. Wokół wielkiej czarnej konstrukcji dostrzegłem parę tuzinów mniejszych okrętów – galeonów podobnych do „Lacrimae Mundi", a także jeszcze mniejszych i szybszych statków. Wyglądały jak kaczki eskortujące wieloryba.

Wiedziałem, że patrzę na armadę pana Psinoża i jego pancernik. Nie mógł być niczym innym. Zaczynali atak na światy Lorimare.

W końcu odkryłem, gdzie więżą moich przyjaciół – zakładając, że nie zamienili ich już w zupę z Wędrowców. Problem w tym, że za jakąś minutę miałem uderzyć o pokład jak melon zrzucony z wieżowca i nic nie mogłem na to poradzić. Nigdzie-Nigdzie to nie przestrzeń kosmiczna, jest tam powietrze i coś w rodzaju grawitacji. Gdybym uderzył w ten statek, zginąłbym. Gdybym nie trafił – a szanse miałem mniej więcej takie, jak na nietrafienie w boisko do piłki nożnej – spadałbym przez wieczność, chyba że zdołałbym otworzyć portal wiodący Pomiędzy, a nie miałem co do tego żadnych gwarancji. Ostatnim razem udało mi się tylko dlatego, że był ze mną Jay.

Co zrobiłby Jay? – pomyślałem.

Sądziłem już, że nigdy nie zapytasz – odparł głos, dobiegający gdzieś z głębi głowy. Brzmiał jak mój, tyle że był starszy o dziesięć lat i nieskończenie mądrzejszy. Nie był to Jay ani jego duch, czy coś takiego, tylko ja sam, odnajdujący głos, którego gotów byłem wysłuchać.

Jesteś teraz w rejonie panowania magii – ciągnął głos Jaya. Fizyka Newtonowska to raczej sugestia niż niezłomna zasada. Liczy się siła woli.

Stanowiło to streszczenie wykładów z praktycznego cudotwórstwa czy też, jak to nazywaliśmy, podstaw magii. „«Magia» to po prostu sposób przemawiania do wszechświata słowami, których nie może zignorować" – powiedział nam nauczyciel, cytując kogoś, czyje nazwisko zdążyłem już zapomnieć. „Niektóre części altiwersum słuchają – to światy magiczne. Niektóre nie i wolą, abyście wy słuchali ich – to światy nauki. Wystarczy to zrozumieć, a wszystko staje się niemal proste".

Oczywiście „niemal proste" to pojęcie względne w szkole, w której nawet zajęcia uzupełniające wywołałyby krwotok z nosa u Stephena Hawkinga i czarodzieja Merlina. Nauczyłem się jednak dość, by wiedzieć, że miejsce, w którym przebywałem, to królestwo surowej, nieopanowanej magii, podprzestrzeń, bardziej posłuszna zasadom świadomości zbiorowej niż mechaniki.

Wola. Oto klucz.

Właśnie – powiedział głos Jaya z głębi mojej głowy. A teraz do dzieła.

Olbrzymi, złowieszczy precel rósł z każdą chwilą. Wciąż spadałem ku niemu. Nie wyglądał szczególnie miękko i raczej trudno byłoby w niego nie trafić.

W porządku zatem, postanowiłem, że go nie ominę. Ale nie spadam już ku niemu – wznoszę się łagodnie w jego stronę, tak wolno i delikatnie, że kiedy dotknę jego powierzchni, będę jak pyłek ostu lądujący na trawie, piórko opadające na poduszkę, tak lekko, jakby go nie było.

Wystarczyło tylko przekonać tę część altiwersum, że nie spadam wprost ku śmierci.

Co oznaczało przekonanie samego siebie.

– Ja nie spadam – powiedziałem sobie. – Wznoszę się lekko i wolno, delikatnie…

Z trudem zdołałem zignorować cichutki głos rozsądku wrzeszczący ze strachu gdzieś z tyłu głowy.

Nie spadałem. Nie spadałem…

Miałem wrażenie, że wiatr chłoszczący mi twarz zaczyna słabnąć. A potem moja perspektywa zmieniła się nagle o sto osiemdziesiąt stopni i gdy mój żołądek wciąż próbował sobie z tym poradzić…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Interświat»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Interświat» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Interświat»

Обсуждение, отзывы о книге «Interświat» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x