Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Arrivald z Wybrzeża: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Arrivald z Wybrzeża»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Mimo podeszłego wieku, obdarzony nadzwyczajną siłą fizyczną i niemałymi (chociaż nie popartymi gruntownymi studiami) zdolnościami czarodziejskimi Arivald wiedzie żywot, jakiego nie powstydziłby się znacznie młodszy miłośnik kobiet i mocnych trunków. Ochoczo stawia czoło danskarskim piratom, rozprawia się z wampirami, spieszy z odsieczą księżniczkom uwięzionym w innym wymiarze, wyjaśnia zagadkę złowieszczych kopalń Ghorlagru. Z pewnością trudno by go nazwać ozdobą salonów, ale i jemu niezbyt tam było spieszno: po dniu pełnym przygód najchętniej zasiada w gospodzie przy suto zastawionym stole, z wiernymi kompanami u boku, i snuje opowieści o swych nadzwyczajnych dokonaniach, zerkając z ukontentowaniem na urodziwą karczmarkę…

Arrivald z Wybrzeża — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Arrivald z Wybrzeża», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Tylko nie prostuj ich zbyt długo – zaniepokoił się Harbularer, który poznał już zamiłowanie Arivalda do znikania na całe miesiące, a nawet lata.

Arivald kilkakroć był już w gościnie u Borrondrina, ale zawsze gdy wyjeżdżał z lasu na Sowie Uroczysko, nie mógł się powstrzymać od westchnienia. Bo dom Borrondrina był czymś niepowtarzalnym, niespotykanym i jedynym na świecie. Określenie stylu, w jakim został wybudowany, nastręczało spore trudności, gdyż zdobiły go zarówno kolumienki z motywami aniołków o nadętych buziach, jak i spadzisty góralski dach, a także wieża o oknach w kształcie wąziutkich strzelnic i kopuła kryta pozłacaną blachą (blacha była iluzją, ale szalenie solidnie zrobioną iluzją). Architekt, który sporządzał plany tej budowli, musiał być albo pijany, albo szalony. A ten, kto plany te zatwierdził, musiał w pijaństwie lub szaleństwie nie ustępować mu nawet na krok. Borrondrin stał się posiadaczem tego zadziwiającego domu w sposób nieco pokrętny – w młodzieńczych latach wygrał go po prostu w kości. Mówiono co prawda, że gra nie należała do najuczciwszych i rzadko się zdarza, aby dwie szóstki przegrały, ale Borrondrin twierdził, iż wyrzucił absolutnie uczciwą trzynastkę. I niebezpiecznie było w to powątpiewać, gdyż był na tym punkcie niezwykle drażliwy.

Dom stał w zasadzie pusty, gdyż Borrondrin mieszkał sam ze swoimi księgami, a choć ksiąg było wiele, to jednak, aby zapełnić wnętrza, musiałoby być ich kilkakrotnie więcej.

Arivald zjeżdżał ze wzgórza. Przyglądał się domowi z podziwem i fascynacją. Słońce właśnie zachodziło i słało różowawy poblask na złoconą kopułę. W tym świetle dom wyglądał jeszcze dziwniej niż zwykle. Nagle pod kopyta konia wyskoczył kot. Wielki czarny kocur o zielonych pałających oczach. Koń Arivalda spłoszył się i zatańczył w miejscu. Czarodziej ściągnął mu wodze.

– Kto ty jesteś? – prychnął kocur.

– Jestem tym kimś, kto zrobi z ciebie futro – rzekł Arivald gniewnie.

– Też coś! – Kot nie przejął się pogróżką. – Jesteś pewnie tym czarodziejem. Z dwoma czarodziejami to ja już nie wytrzymam. Przyjdzie opuścić dom lat dziecinnych… – Mazgiller siadł i przetarł oczy łapą. – Mleko chociaż umiesz zrobić?

– Umiem. – Arivald trochę zaciekawiony, a trochę rozbawiony przyglądał się kotu.

– Dobrze – westchnął Mazgiller – bo tamten – machnął łapą w stronę domu – zawsze coś pokręci. Zwykle wychodzi mu kozie. Powiedz, czy szanujący się kot może pić kozie mleko?

– Nie może – roześmiał się Arivald.

– No właśnie. A myszy to mi każe łowić. I dziwi się, jak nie chcę ich jeść. A ja lubię tylko mięso smażone na świeżym tłuszczu. Najlepiej cielęcinę. Choć w zasadzie nie odmówię i ryby. Ech, pieskie życie. To jak będzie z tym mlekiem?

Czarodziej mruknął coś cicho do siebie, wykonał szybki ruch prawą ręką, a koniuszki jego palców błysnęły na różowo.

– Dzięki – powiedział kocur i oblizał się, widząc miskę pełną mleka. – Aha, nazywam się Mazgiller. Właściwie pan Mazgiller, ale zważywszy na całokształt sytuacji – spojrzał jeszcze raz na miseczkę – myślę, że darujemy sobie formalności.

Arivald spiął konia, bo właśnie zobaczył wychodzącego na ganek Borrondrina.

– Smacznego – rzucił jeszcze tylko kotu na do widzenia. Ale Mazgiller nie słyszał, bo pił, zupełnie nie po kociemu, potwornie mlaszcząc.

Borrondrin dostrzegł już Arivalda i statecznie podążał w jego stronę.

– Witaj! – krzyknął. – Nie spodziewałem się ciebie tak szybko. Arivald zeskoczył z siodła i uściskali się.

– Złapałem statek do Kerangestu, a potem to już poszło jak z płatka – wyjaśnił. – Co to za zwierzak?

– Mazgiller. – Borrondrin roześmiał się. – Kawał łajdaka. Przyplątał się jako mały kociak i trochę nad nim popracowałem.

– Ile ma lat?

– Sześć – powiedział z dumą Borrondrin. – Wyobrażasz sobie? Arivald pokręcił głową, zdumiony.

– Borrondrin, jesteś wielki. Muszę obejrzeć te zaklęcia.

– Jasne, na wszystko będziemy mieli czas.

Czarodziej miał prawo być zdumiony, bo prawo Kefasa mówiło, że żadne zwierzę, któremu nadano ludzką osobowość, nie może żyć dłużej jak dwa, trzy miesiące od chwili zakończenia eksperymentu. Co prawda już od lat podważano to prawo, ale powstały tylko prace teoretyczne, nikomu nie udało się osiągnąć w praktyce pozytywnego wyniku.

– A mówiliście, że jestem kiepskim praktykiem – przypomniał Arivaldowi Borrondrin. – Ja kiepskim praktykiem! Niedowiarki! – Przystanął na moment i stuknął Arivalda w pierś palcem. – A będziesz jeszcze bardziej zdumiony. Przygotowuję coś, co zrewolucjonizuje rolnictwo.

– Nie wiem, czy mam ochotę na rewolucję – powiedział ostrożnie Arivald.

– Tak? A co powiesz na zboża wysokości drzew, na jabłka wielkości arbuzów, na jagody duże jak pięść? Ja, Borrondrin, rozwiążę problemy żywnościowe świata!

– Tak, tak, tak, to samo mówił Myżrin. Tyle że zboże było bez kłosów, arbuzy smakowały jak zmielona kora dębu, a jagody przypominały żelazne kulki. Zresztą podobno w Egerze stosowano je jako balast okrętowy. Więc niby na coś się przydały.

– Myżrin? – Borrondrin potarł brodę z zastanowieniem. – Ach, ten od strzały i zająca!

– No właśnie. Udowodnił, że nie ma żadnej możliwości, aby strzała dobiegła celu. Szkoda tylko, że nie sprawdziło się to w praktyce. Mielibyśmy mniej wojen.

– On jakoś tragicznie skończył – zasępił się Borrondrin.

– Pewnie zjadł własnego arbuza.

– Nie, nie, tam był jakiś wypadek z łukiem… No, nieważne. Nie dam się zniechęcić. Żywot proroków jest zawsze niełatwy. – Borrondrin spojrzał w niebo. – Ale to my właśnie tworzymy podstawy nowego świata.

– Tak, lecz mnie w zasadzie odpowiada ten, który już jest. No dobra. Zaprowadzę Grubego do stajni, a ty przygotuj coś do jedzenia. Mam już dość czerstwych bułek i wędzonego sera. Mogą być cielęce zrazy w sosie cebulowym, kluski i omlet z marmoladą jabłkową.

– Wiedziałem! – wykrzyknął Borrondrin. – Zawsze ten sam. Wszystko już gotowe.

– A podobno nie spodziewałeś się mnie tak szybko – pokręcił głową Arivald.

Kiedy skończyli jeść, Arivald rozparł się w fotelu i starannie nabił fajkę.

– Powinieneś zostać kuchmistrzem – powiedział. – Byłbyś najlepszy na świecie. Kucharz Harbularera może się schować przy tobie.

Borrondrin pokraśniał z dumy.

– Ja myślę – rzekł bez fałszywej skromności. – Nie to co obiad u Panienki, prawda?

– Przeklęty wegetarianin. – Arivald zaciągnął się głęboko, bo palił fajkę zaciągając się, choć u wielu budziło to zdumienie.

– Wiesz, że nawet żonę przekabacił? A wydawała się taką rozsądną dziewuszką. Byłem u nich w zeszłym roku na obiedzie, znaczy tak naprawdę miałem się zatrzymać nieco dłużej, ale… – machnął ręką.

– No i…? – poddał zaciekawiony Borrondrin.

– Zupa z pszenicznych kiełków, kotlety grzybowe z owsianymi placuszkami, a na deser galaretka z marchwi i piwo imbirowe.

– Nie porzygałeś się?

– Nie – stwierdził z dumą Arivald – ale mało brakowało. Zaraz potem poszedłem do takiej karczmy na drodze do Pevel i zamówiłem sobie największą golonkę w życiu. Całą michę kiszonych ogórków, dzbanek piwa i butelkę krasnoludzkiego spirytusu. Od razu poczułem się lepiej. Jak będziesz kiedyś w okolicach Pevel, wpadnij tam. Świetna karczma, mówię ci.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Arrivald z Wybrzeża»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Arrivald z Wybrzeża» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
Jacek Komuda - Imię Bestii
Jacek Komuda
Jacek Piekara - Łowcy Dusz
Jacek Piekara
Jacek Dukaj - Inne pieśni
Jacek Dukaj
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Czarne Oceany
Jacek Dukaj
Jacek Piekara - Miecz Aniołów
Jacek Piekara
Jacek Piekara - Sługa Boży
Jacek Piekara
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Dukaj
Отзывы о книге «Arrivald z Wybrzeża»

Обсуждение, отзывы о книге «Arrivald z Wybrzeża» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x