Nie powiedziałam, że ci to ułatwię, siostro, roześmiała się Perła w mojej głowie. Chcę, żebyś cierpiała. Przez bardzo, bardzo długi czas, tak jak ja cierpiałam przez ciebie. Chcę zakopać na zawsze w ziemi tę małą cząstkę ciebie, uwięzioną, krwawiącą i świadomą. Chcę, żebyś czuła swoje krzyki niosące się przez wieczność. Zasługujesz na to.
Oparłam się plecami o gładką ścianę, w której powinny znajdować się drzwi. Dyszałam ciężko i przyglądałam się nowym żołnierzom zalewającym korytarz, blokującym każdą możliwą drogę ucieczki. Usłyszałam metaliczne kliknięcia, kiedy wycelowali we mnie broń, ale mężczyzna na czele uniósł zaciśniętą pięść i żaden z nich nie nacisnął spustu.
– Połóż go – powiedział mężczyzna. – I uklęknij z rękami za głową. Nie byłam w stanie rozbroić tylu strzelb. A nawet gdybym mogła, mieli inną broń i wyczułam, że kilku z nich, a może i wielu, posiadało inną moc, której mogli użyć przeciwko mnie.
Znalazłam się w pułapce.
Ale nie miałam zamiaru oddać chłopca.
Ani klękać.
Nie teraz. Nie przed nimi. Nigdy.
Przywódca sił ochrony musiał to wyczuć, bo skinął ostro głową, przyłożył broń do ramienia, westchnął i strzelił. Raz.
Trafił mnie w nogę, roztrzaskując kość udową, a ja krzyknęłam i mało nie upadłam.
Zaczął celować w drugą nogę. Kiedy posłałam moc, próbując unieszkodliwić jego broń, coś mnie zablokowało – on albo któryś z jego ludzi.
Ściana zmiękła pod moimi plecami, wybrzuszyła się na zewnątrz pod moim ciężarem, a ja runęłam, kiedy z trzaskiem rozchyliła się jak dziwne, okrągłe wargi.
Tym razem mnie wypluta.
– Cassiel! – krzyknął Luis. Chwycił mnie za rękę i wciągnął za łuk kopuły. Klepnął dłonią w jej powierzchnię, nakazując jej się zamknąć na oczach przywódcy ochrony.
– O Boże, do cholery… W okolicy panował jeden wielki chaos. Agenci FBI zjechali ze zbocza opancerzonymi ciężarówkami i wdali się w regularną walkę ogniową z oddziałem strażników Perły, a inni odpierali atak chimer – niedźwiedzi i panter. Wszystko było oświetlone piekielnym, intensywnym blaskiem płonących wokół nas koron drzew.
Turner podbiegł do nas, dysząc. Zatrzymał się jeszcze po drodze, wymieniając strzały z ochroniarzami Perły. Chwycił mnie za jedną rękę, Luis za drugą, żeby mnie odciągnąć. Martwy chłopiec upadł na ziemię.
– Nie! – krzyknęłam. – Zabierzecie go! Zabierzecie go! – Wyrywałam im się jak szalona, chwytając ciało chłopca. Luis zorientował się, że wszyscy zginiemy, jeżeli mi nie pomoże, więc przerzucił sobie chłopca przez ramię i pociągnął mnie, kulejącą na jedną nogę, w stronę opancerzonego pojazdu.
Wsadzili mnie do środka, gdzie czekał lekarz. W samochodzie zobaczyłam dwoje śpiących dzieci-Strażników oraz Isabel, zwiniętą w kłębek w rogu, obserwującą walkę przerażonymi oczami. Spojrzała na mnie, zakrwawioną, bladą, dziką i rzuciła mi się w ramiona, a ja opadłam na miejsce obok niej.
Chciałam ją przytulić, ale świat wirował wokół mnie ociężale, ból zalewał mnie falami, przesłaniając wszystko.
– Nie ruszaj się – usłyszałam słowa lekarza, a później zapadłam w ciemność.
Nie słyszałam nawet odgłosów wystrzałów.
Obudziłam się w ciszy, w słonecznym świetle, we własnym łóżku, w moim mieszkaniu. Leżałam pod kołdrą i czułam się wyczerpana, rozpalona, obolała.
Ludzka, i z tego powodu przegrana.
Poczułam zapach parzonej kawy, a pełny pęcherz zmusił mnie, żebym poszła do łazienki. Wtedy dostrzegłam parę kul opartych o ścianę i pokuśtykałam, wspierając się na nich, do małej kuchni, w której zastałam dzbanek kawy na podgrzewaczu. Nalałam sobie do kubka i wypiłam, a później dolałam, nie siadając.
– Lepiej się czujesz? – dobiegł mnie głos Luisa, siedzącego na kanapie w małym salonie.
– Teraz już tak – powiedziałam i wypiłam jeszcze jeden kubek kawy, aż do dna, odstawiłam go i niezdarnie poczłapałam do kanapy, żeby usiąść obok niego. Kule zabrzęczały, uderzając o podłogę.
Luis wyglądał… jak zwykle. Owszem, był posiniaczony i zmęczony, ale nie zauważyłam żadnych poważniejszych ran ani sińców. Szczęściarz, pomyślałam. Albo lepiej niż ja potrafił się z nimi uporać.
– Dziękuję za kawę – powiedziałam.
– Nie ma za co. Zrobiłem ją dla siebie. Ty skorzystałaś przy okazji. Odwrócił się z ręką na oparciu kanapy i przyjrzał mi się z troską. Nie spojrzałam mu w oczy. Przesunęłam palcami po nodze.
– Nie pamiętam… – stwierdziłam – żeby mnie na to leczyli.
– Nie możesz pamiętać. Znieczulili cię. Rzucałaś się jak lew zamknięty w klatce. Ale wszystko w porządku. Usztywnienie jest tylko po to, żebyś nie zrobiła czegoś głupiego. Kości są całe. – Przerwał na chwilę. – To głupota tak się z tobą związać.
Westchnęłam i oparłam głowę o kanapę.
– Przecież nie chciałam, żeby coś mi się stało – tłumaczyłam. – Nie jestem masochistką z natury. To ludzka przypadłość.
– Nie, jesteś sadystką, po prostu. Wiesz, jak to jest być blisko ciebie, Cassiel? Wiesz, jak to jest czuć się tak… bezradnym? Patrzeć, jak sobie to robisz? – Zamilkł i potarł dłonią twarz. – Cholera. Wiem, że to nie twoja wina. Po prostu nie mogę tego ścierpieć. Nie znoszę tego. Jakim cudem to się tak potoczyło?
– Powoli – powiedziałam. – Nikt tego nie chciał. – Skrzywiłam się dziwnie i w końcu spojrzałam mu w oczy. – A Isabel?
– Nic jej nie jest – nie mówił tego zbyt pewnym głosem, ale raczej tak, jakby sam starał się w to uwierzyć. – Na pewno nic jej nie będzie. Zrobili tym dzieciakom niemiłosierną krzywdę. Kazali im myśleć same najgorsze rzeczy. Wykorzystali iluzję, żeby je przekonać, że ludzie, którym powinny ufać, są źli. Oświadczam ci w tej chwili, że tym ludziom należy się głęboki dół.
– A co z jej mocą? – spytałam.
– Sprawdzamy – powiedział łagodnie Luis. – Otrzymała podwójny talent. Albo otrzymałaby. Strażnicy nie chcą tego stracić. Ale nie mogą pozwolić, żeby biegała z tamtymi dzieciakami i posługiwała się niekontrolowaną mocą. Ja też nie. Chociaż ją kocham. Ale nie wiem, jak… Nie wiem, jak mam im pozwolić tak ją zneutralizować.
Poczułam, że te słowa przeszywają mnie jak piorun.
– Zneutralizować?
– Wiesz, zrobić operację. Całkowicie odebrać jej moc. To niebezpieczny zabieg i może się okazać śmiertelny, jeżeli coś spieprzą. Mało tego, nie zawsze daje rezultaty. Część jej mocy może pozostać nienaruszona i ujawnić się później, a wtedy w jej rękach stanie się jeszcze bardziej niebezpieczna.
Nie wspominając o tym, jaką krzywdę wyrządzi samej Isabel. Niektórym Strażnikom udawało się utrzymać bezpiecznie swoją moc. Inni… inni wykradali się, zakrwawieni i wściekli. Jeszcze inni zrobiliby wszystko, żeby cofnąć podjętą decyzję.
Isabel nie należała do Strażników, którym udałoby się odejść. Wiedziałam to już, dostrzegłam to w niej. Miała potężną moc i miała stać się jeszcze potężniejsza.
Albo bardziej zniszczona.
Albo i jedno, i drugie.
Był to koszmar, który obiecała im Perła, i oto się spełniał jako przerażająca możliwość. Obiecałam. Obiecałam im…
– I co zrobisz? – spytałam go. Spojrzał na swoje dłonie i rozprostował palce, jakby go bolały.
– Nie wiem – odpowiedział. – Chociaż cholernie tego żałuję. Myślę… myślę, że muszę zaryzykować, żeby czasowo zablokowali jej moc. To niebezpieczne i nie zawsze się udaje, ale przynajmniej nie jest… nieodwracalne. Jeżeli możemy opóźnić bieg spraw o jakieś sześć czy siedem lat, osiągnie przynajmniej fizyczną dojrzałość na tyle, żeby poradzić sobie z tym, co będzie się działo w jej ciele pod wpływem ziemskich mocy. To będzie odpowiedni wiek, żeby zacząć ujawniać swoje zdolności. Inne dzieci nie są w aż tak złym stanie.
Читать дальше