Opowiedziałam mu wszystko, co się wydarzyło. Wszystko o Alejandro. O Alejandro, który wydał mi się tak stary, że od mentalnego z nim kontaktu rozbolały mnie wszystkie kości. Dorzuciłam też jedno drobne kłamstewko zakamuflowane pośród prawdy. Powiedziałam Edwardowi, że to Alejandro był Mistrzem Miasta. Jeden z moich bardziej błyskotliwych pomysłów, nie uważacie?
– I naprawdę nie wiesz, gdzie znajduje się jego dzienna kryjówka?
Pokręciłam przecząco głową.
– Powiedziałabym ci, gdybym wiedziała.
– Czemu tak nagle zmieniłaś zdanie?
– Próbował mnie dziś zabić. To zmienia układy między nami. Nie mam wobec niego żadnych zobowiązań.
– Nie wierzę.
To było zbyt dobre kłamstwo, abym mogła je zmarnować, więc próbowałam uratować to, co jeszcze nadawało się do ocalenia.
– Poza tym stał się odszczepieńcem. On i jego poplecznicy zabijają ludzi. Nie mogę pozwolić, aby przez takiego jak on ginęły niewinne osoby.
Na dźwięk słowa „niewinne” Edward uśmiechnął się z przekąsem, ale nie skomentował.
– Jak sądzę, kierują tobą altruistyczne pobudki. Gdybyś nie była taka miękka, mogłabyś być naprawdę niebezpieczna.
– Mam na ten temat swoje zdanie, Edwardzie.
Jego puste niebieskie oczy spojrzały na mnie. Po chwili dostrzegłam lekkie skinienie głową.
– Nie wątpię.
Oddał mi pistolet, kierując go kolbą w moją stronę. Wielka, zbita lodowata gula w moim żołądku zaczęła się powoli roztapiać. Mogłam oddychać swobodniej. Odetchnęłam z ulgą.
– Jeżeli dowiem się, gdzie za dnia ukrywa się ten Alejandro, chciałabyś, abym idąc na akcję, zabrał cię ze sobą?
Zamyśliłam się nad tym przez chwilę. Czy miałam ochotę stawić czoło pięciu wampirom-odszczepieńcom, w tym dwóm mającym ponad pięćset lat? Nie miałam. Czy chciałam wystawić przeciwko nim tylko jednego egzekutora, choćby nawet był nim Edward? Nie. Absolutnie. Co oznaczało, że…
– Tak, jasne, że chcę wziąć w tym udział.
Edward uśmiechnął się szeroko i promiennie.
– Uwielbiam swój fach.
– Ja też – przytaknęłam z uśmiechem.
Jean-Claude leżał pośrodku wielkiego łoża z białym baldachimem. Jego skóra była tylko o odcień ciemniejsza od pościeli. Miał na sobie koszulę nocną. Koronki zdobiące krótki kołnierzyk opadały miękką falą na jego tors. Te na rękawach przesłaniały jego dłonie. To wszystko powinno wydawać się bardzo kobiece, lecz Jean-Claude sprawiał, że wyglądał w tym wyjątkowo męsko. Jakim cudem facet mógł ubierać się w koszulę nocną z koronkami i nie wyglądać w niej głupio? Oczywiście Jean-Claude nie był zwykłym facetem. To chyba dlatego. Jego czarne, kręcone włosy splatały się z koronką. Aż chciało się ich dotknąć. Pokręciłam głową. Nigdy w życiu. Nawet we śnie. Miałam na sobie coś długiego i jedwabistego. Odcień niebieskiego niemal tak samo ciemny jak jego oczy. Na tym tle moje ręce wyglądały przeraźliwie biało. Jean-Claude ukląkł i wyciągnął do mnie rękę. To było zaproszenie. Pokręciłam głową.
– To tylko sen, ma petite . Nawet tu nie chcesz do mnie podejść?
– Gdy chodzi o ciebie, to nigdy nie jest tylko sen. To zawsze oznacza coś więcej.
Jego dłoń opadła na narzutę, koniuszki palców pieszczotliwie gładziły materiał.
– Co ty usiłujesz mi zrobić, Jean-Claude?
Spojrzał na mnie z powagą.
– Uwieść, ma się rozumieć.
Ma się rozumieć. Ależ ze mnie głupia gąska. Przy łóżku zadzwonił telefon. Aparat był elegancki, wytworny, biały ze złotymi dodatkami. Jeszcze przed chwilą go tam nie było. Zadzwonił ponownie i nagle sen zaczął się rwać. Obudziłam się, sięgając po słuchawkę aparatu.
– Halo.
– Co jest, obudziłem cię? – zapytał Irving Griswold.
Zamrugałam, spoglądając na aparat.
– Taak. Która godzina?
– Dziesiąta. Wolałem wcześniej nie dzwonić. Za dobrze cię znam.
– Czego chcesz, Irving?
– Coś ty taka nie w sosie? Wstałaś lewą nogą czy jak?
– Późno wróciłam. I jeszcze nie zdążyłam wstać. Mów, o co ci chodzi, tylko się streszczaj.
– Otóż ja, twój ulubiony reporter, postanowiłem, że z dobroci serca wybaczę ci to opryskliwe powitanie, jeśli tylko odpowiesz mi na kilka pytań.
– Pytań? – powtórzyłam, zaciskając palce na słuchawce. – O czym ty mówisz?
– Czy to prawda, że Najpierw Ludzie ocalili cię wczorajszej nocy, bo tak właśnie twierdzą?
– Tak twierdzą? Czy mógłbyś mówić trochę jaśniej?
– W porannych wiadomościach na Kanale 5 gościem był Jeremy Ruebens. Oznajmił, że on i członkowie organizacji Najpierw Ludzie ubiegłej nocy uratowali ci życie. Ocalili cię przed Mistrzem Miasta.
– To nieprawda.
– Czy mogę cię zacytować?
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę.
– Nie.
– Potrzebuję cytatu do mojego artykułu. Daję ci szansę przedstawienia twojej wersji wydarzeń.
– Odkąd to interesuje cię moja wersja wydarzeń?
– Daj spokój, jestem reporterem. To wynika z mojego zawodu.
– Rozumiem. To wiele tłumaczy.
– To jak, usłyszę twoją wersję wydarzeń czy nie?
Zamyśliłam się nad jego propozycją. Irving był moim przyjacielem i dobrym reporterem. Skoro Ruebens od rana puszył się w telewizji ze swoją wersją wypadków, przydałoby się, abym ja również się wypowiedziała.
– Dasz mi kwadrans, abym mogła zaparzyć kawę i ubrać się?
– Jeżeli będę miał wywiad na wyłączność, nie ma sprawy.
– Wobec tego zgoda. – Odłożyłam słuchawkę i w te pędy pognałam w stronę ekspresu.
Kiedy Irving zadzwonił ponownie, miałam już na sobie bawełniane skarpety, dżinsy i przyduży podkoszulek, w którym zresztą spałam, a na stoliku przy aparacie stała filiżanka aromatycznej kawy, cynamonowo-orzechowej, ze sklepu z herbatą i przyprawami na Olive Boulevard. Nie ma nic lepszego, jak rozpocząć dzień od filiżanki gorącego naparu.
– Dobra, mów – zaczął bez ogródek.
– Co jest, Irving, odpuszczasz grę wstępną?
– Do rzeczy, Blake, gonią mnie terminy. Opowiedziałam mu wszystko. Musiałam potwierdzić, że Najpierw Ludzie ocalili moją skórę. Niech to szlag.
– Nie mogę potwierdzić, że wampirem, którego przegnali, był Mistrz Miasta.
– Ejże, wiem, że Mistrzem Miasta jest Jean-Claude. Przeprowadziłem z nim wywiad, pamiętasz?
– Pamiętam.
– I wiem, że ten Indianin to nie Jean-Claude.
– Ale Najpierw Ludzie tego nie wiedzą.
– Tyle ważnych informacji w jednym artykule. Nie masz pojęcia, jak się cieszę. Nie ma to jak robić z tobą wywiad na wyłączność.
– Nie. Nie pisz, że Alejandro nie jest Mistrzem.
– Dlaczego?
– Na twoim miejscu wolałabym najpierw ustalić to wszystko z Jean-Claudem.
Odchrząknął.
– Tak, to niezły pomysł. – Wydawał się zdenerwowany.
– Czy Jean-Claude sprawia ci kłopoty?
– Nie. Czemu pytasz?
– Jak na reportera kiepsko kłamiesz.
– Mamy z Jean-Claudem pewne sprawy. Ale nie dotyczą one Egzekutorki.
– Jasne, uważaj na siebie, dobra?
– Pochlebia mi, że się o mnie martwisz, Anito, ale uwierz mi, dam sobie radę.
Nie próbowałam oponować. Chyba byłam w dobrym nastroju.
– Skoro tak twierdzisz…
Odpuścił ten temat, ja również. Nikt nie potrafił manipulować Jean-Claudem, ale to nie była moja sprawa. To Irvingowi zależało na wywiadzie. Sprawa była bardziej złożona, niż mogło się wydawać, manipulacje, ukryte znaczenia. Nie zdziwiło mnie to, ale nie próbowałam drążyć tematu. Naprawdę.
Читать дальше