– Tak.
Zabrałam pistolet i weszłam do sypialni. W głębi szafy miałam koszulę z długimi rękawami, która kiedyś była fioletowa, a teraz wyblakła i miała delikatny kolor bzu. Koszula była męska i sięgała mi prawie do kolan, ale czułam się w niej swobodnie. Podwinęłam rękawy do łokci i zapięłam połowę guzików. Miejsce oparzenia pozostawiłam odsłonięte. Przejrzałam się w lustrze. Niemal cały biust został ukryty. Doskonale.
Przez chwilę się wahałam, ale w końcu umieściłam browninga hi-powera w olstrze za wezgłowiem łóżka. Edward i ja nie zamierzaliśmy tej nocy strzelać do siebie, a gdyby coś sforsowało drzwi zaopatrzone w nowe zamki, aby dotrzeć do mnie, musiałoby najpierw uporać się z Edwardem. Czułam się w miarę bezpieczna.
Siedział na moim tapczanie, z wyprostowanymi, skrzyżowanymi nogami. Rozsiadł się dość wygodnie.
– Czuj się jak u siebie – zaproponowałam.
Tylko się uśmiechnął.
– Opowiesz mi o tych wampirach?
– Tak, ale zastanawiam się właśnie, ile konkretnie mogę ci opowiedzieć.
Jego uśmiech poszerzył się.
– Oczywiście.
Wyjęłam z lodówki dwa kubki, cukier i śmietankę. Kawa spływała już do dzbanka. Zapach był silny, ciepły i zniewalający.
– Jaką kawę lubisz?
– Zrób taką jak dla siebie.
Spojrzałam na niego.
– Żadnych preferencji? – Zaprzeczył ruchem głowy opartej o podłokietnik tapczanu. – W porządku. – Napełniłam kubki, dorzuciłam do każdego po trzy kostki cukru, nalałam hojnie śmietanki, zamieszałam i postawiłam na blacie małego stolika, typowego dla dwóch osób.
– Nie podasz mi kubka?
– U mnie nie pija się kawy na białym tapczanie – wyjaśniłam.
– Aha.
Podniósł się jednym płynnym ruchem, pełnym sprężystości i gracji. Gdyby nie to, że spędziłam większość nocy w towarzystwie wampirów, jego zwinność wywarłaby na mnie spore wrażenie. Usiedliśmy naprzeciw siebie. Oczy miał barwy wiosennego nieba, ale ten ciepły błękit mógł w jednej chwili stać się odległy i lodowaty. Twarz miał całkiem miłą, ale obojętny wzrok bacznie obserwował każdy mój ruch.
Opowiedziałam mu o Yasmeen i Marguericie. Pominęłam Jean-Claude’a, zabójstwo dokonane przez wampiry i wielką kobrę, wilkołaka Stephena oraz Richarda Zeemana. Innymi słowy była to bardzo okrojona wersja zdarzeń.
Gdy skończyłam, Edward upił łyk kawy, nie odrywając ode mnie wzroku. Ja też się napiłam i spojrzałam na niego.
– To tłumaczy oparzenie – stwierdził.
– No właśnie – przyznałam.
– Ale sporo pominęłaś.
– Skąd wiesz?
– Bo cię śledziłem.
Spojrzałam na niego i zakrztusiłam się kawą. Gdy trochę doszłam do siebie, spytałam:
– Co takiego?
– Śledziłem cię – odparł. Wzrok wciąż miał beznamiętny i nadal ciepło się uśmiechał.
– Dlaczego?
– Wynajęto mnie, abym zabił Mistrza Miasta.
– W tym celu wynajęto cię trzy miesiące temu.
– Nikolaos zginęła, ale nowy Mistrz nie został unicestwiony.
– Nie ty zabiłeś Nikolaos – poprawiłam. – Ja to zrobiłam.
– Racja. Chcesz połowę honorarium? – Pokręciłam głową. – Czemu więc narzekasz? Złamałem rękę, pomagając ci ją unicestwić.
– A ja zarobiłam czternaście szwów, nie mówiąc o tym, że oboje zostaliśmy ukąszeni przez wampiry – odcięłam się.
– I oczyściliśmy się nawzajem woda święconą – rzucił Edward.
– Która pali jak kwas – skwitowałam.
Edward pokiwał głową, sącząc kawę. Coś się poruszyło w głębi jego oczu, coś płynnego i niebezpiecznego. Wyraz jego twarzy nie uległ zmianie, mogłabym przysiąc, ale ni stąd, ni zowąd trudno mi było znieść siłę jego spojrzenia.
– Dlaczego mnie śledziłeś, Edwardzie?
– Powiedziano mi, że dziś w nocy masz spotkać się z nowym Mistrzem.
– Kto ci powiedział?
Pokręcił głową, na jego ustach pojawił się drwiący uśmieszek.
– Byłem dziś w nocy w Cyrku Potępieńców, Anito. Widziałem, z kim byłaś. Zabawiałaś się z wampirami, a potem wróciłaś do domu, wobec tego jeden z tych krwiopijców musi być Mistrzem.
Starałam się zachować kamienną twarz, kosztowało mnie to sporo wysiłku, ale przynajmniej nie dałam się ponieść panice. Edward mnie śledził, a ja nie miałam o tym pojęcia. Znał wszystkie wampiry, z którymi dziś mnie widział. To nie była długa lista. Domyśli się.
– Chwileczkę – rzekłam. – Widziałeś, że walczę z tym wielkim wężem i nie pospieszyłeś mi z pomocą?
– Zjawiłem się, gdy tłum opuścił już namiot. Gdy zajrzałem do środka, praktycznie było po wszystkim. – Dopiłam kawę, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej kabały. Edward miał kontrakt na zabicie Mistrza, a ja praktycznie doprowadziłam go do niego. Usilnie starałam się zachować pokerowe oblicze. Znów się do mnie uśmiechnął, tyle że tak, jak kot na widok kanarka. Dobrze się bawił, w przeciwieństwie do mnie. – Widziałaś się dziś tylko z czterema wampirami: Jean-Claudem, tą egzotyczną ciemnowłosą ślicznotką, to zapewne Yasmeen, i jasnowłosą dwójką. Znasz ich imiona?
Pokręciłam głową. Uśmiechnął się szerzej.
– Powiedziałabyś mi, gdybyś znała?
– Może.
– Ta jasnowłosa dwójka jest mało ważna – ciągnął. – Żadne z nich nie mogłoby być mistrzem wampirów.
Spojrzałam na niego, starając się zachować obojętny, przyjazny, czujny i pusty wyraz twarzy. Z tym ostatnim miewam pewne problemy, ale może gdybym trochę poćwiczyła…
– Pozostaje Jean-Claude i Yasmeen. Yasmeen jest nowa w mieście, czyli zostaje tylko Jean-Claude.
– Czy naprawdę uważasz, że pieprzony Mistrz Miasta pokazywałby się publicznie w taki sposób? – spytałam z udawanym przekąsem.
Nie byłam najlepszą aktorką świata, ale może się jeszcze nauczę. Edward spojrzał na mnie.
– To Jean-Claude, prawda?
– Jean-Claude nie jest dość potężny, by utrzymać w ryzach całe miasto. Wiesz o tym doskonale. Ile ma lat – nieco ponad dwieście, zgadza się? Nie jest dostatecznie stary.
Zmarszczył brwi. To dobrze.
– To na pewno nie jest Yasmeen.
– Zgadza się.
– Nie rozmawiałaś dziś chyba z innymi wampirami?
– Może i poszedłeś za mną do Cyrku, Edwardzie, ale nie podsłuchiwałeś przy wejściu, gdzie spotkałam się z Mistrzem. Zresztą to byłoby niemożliwe. Wampiry albo zmiennokształtni usłyszeliby cię. – Potaknął bezgłośnie. – Widziałam się dziś z Mistrzem, ale nie jest nim żaden z wampirów, które widziałeś podczas walki z wężem.
– Mistrz pozwolił swym poddanym ryzykować życie i nie przyszedł im z pomocą? – Znów się uśmiechnął.
– Fizyczna obecność Mistrza nie jest konieczna, może przekazywać swoją moc na odległość, o tym zresztą zapewne też wiesz.
– Nie. Nie wiem – przyznał.
Wzruszyłam ramionami.
– Możesz mi wierzyć lub nie.
W głębi duszy modliłam się, aby uwierzył. Wciąż miał posępną minę.
– Nigdy nie potrafiłaś przekonująco kłamać.
– Nie kłamię. – Mój głos brzmiał pewnie, spokojnie, zwyczajnie, szczerze. Oto cała prawda.
– Załóżmy, że Jean-Claude nie jest Mistrzem. Ty wiesz, kto nim jest, prawda?
Pytanie było podchwytliwe. Skoro już zaczęłam tę grę, musiałam brnąć dalej w gąszcz kłamstw. A co mi tam!
– Tak, wiem, kto nim jest.
– Powiedz mi – poprosił.
Pokręciłam głową.
– Mistrz zabiłby mnie, gdyby się dowiedział, że z tobą rozmawiałam.
– Moglibyśmy zabić go wspólnie, tak jak Nikolaos – zaproponował.
Читать дальше