Spojrzałam na śniącego zmiennokształtnego.
– A więc ta śpiączka jest czymś normalnym?
Richard pokiwał głową.
– Nie obudzi się do rana.
– Nie jest to zbyt bezpieczne. Mam na myśli kwestię przetrwania.
– Wielu lykantropów pożegnało się z tym światem po wpadnięciu w śpiączkę. Dopadli ich ludzcy myśliwi. To żadna sztuka zabić śpiącego wilkołaka.
– Skąd tyle wiesz o lykantropach?
– Na tym polega moja praca – odparł. – Jestem nauczycielem. Wykładam nauki ścisłe w college’u.
– Naprawdę? – Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
– Jak najbardziej. – Uśmiechnął się. – Wyglądasz na zaskoczoną.
Pokręciłam głową.
– Co nauczyciel robi w takim miejscu, pośród wampirów i wilkołaków?
– To czysty przypadek, jak sądzę. I może jeszcze odrobina szczęścia.
Uśmiechnęłam się.
– To nie tłumaczy, skąd tyle wiesz o lykantropach.
– Miałem wykłady w college’u.
Pokręciłam głową.
– Ja również, ale nie wiedziałam, że zmiennokształtni po transformacji zapadają w śpiączkę.
– Masz dyplom z biologii nadnaturalnej? – zapytał.
– Taa.
– Ja również.
– Wobec tego może wyjaśnisz mi, skąd wiesz o lykantropach więcej niż ja?
Stephen poruszył się przez sen, wysuwając do przodu zdrową rękę. Koc zsunął się z jego ramienia, odsłaniając brzuch i fragment uda.
Richard ponownie przykrył śpiącego, otulając go jak małe dziecko.
– Stephen i ja przyjaźnimy się od dawna. Założę się, że ty wiesz o zombi o wiele więcej niż ja. Wykłady to nie wszystko.
– Prawdopodobnie – przyznałam. – Stephen nie jest nauczycielem, prawda?
– Nie. – Uśmiechnął się bez cienia radości. – Lykantropy nie są mile widziane na stanowiskach nauczycieli.
– Ale prawo tego nie zabrania.
– To prawda – mruknął. – Ostatni zmiennokształtny nauczyciel został potraktowany przez grupkę rozwścieczonych rodziców koktajlami Mołotowa. Ludzie nie chcą, aby lykantropy uczyły ich dzieci. A przecież zmiennokształtny w ludzkiej postaci nie może nikogo zarazić.
– Wiem.
Pokręcił głową.
– Przepraszam, to dla mnie bolesny temat.
Ja w wolnym czasie zajmowałam się prawami zombi, czemu Richard też nie mógł mieć swojego hobby? Problematyka zatrudnienia w świetle nietolerancji wobec kudłaczy. Całkiem niezłe.
– Jesteś wielce taktowna, ma petite . Nie posądzałem cię o to. – W holu pojawił się Jean-Claude. Nie słyszałam, jak się zbliżał. Ale byłam zajęta rozmową z Richardem. Tak. Na pewno dlatego.
– Czy następnym razem mógłbyś leciutko zatupać? Nie znoszę, gdy tak się podkradasz.
– Nie podkradłem się, ma petite . Byłaś po prostu pochłonięta rozmową z naszym przystojnym panem Zeemanem.
Głos miał delikatny, słodki jak miód, ale pobrzmiewała w nim groźna nuta. Na ten dźwięk poczułam na plecach lodowaty podmuch. Zrobiło mi się zimno.
– Co się stało, Jean-Claude? – spytałam.
– Nic. Skąd to przypuszczenie? – W jego głosie pojawiły się nagle gniew i gorzkie rozbawienie.
– Przestań, Jean-Claude.
– Niby co miałoby się stać, ma petite ?
– Jesteś zły, dlaczego?
– Moja ludzka służebnica nie zna wszystkich moich nastrojów. Co za wstyd. – Ukląkł obok mnie. Krew na przodzie jego białej koszuli zaschła, tworząc wielką brązowawą plamę. Koronki przy mankietach wyglądały jak zwiędłe brązowe kwiaty. – Czy pożądasz Richarda, bo jest przystojny, czy dlatego, że jest człowiekiem? – Jego głos brzmiał jak szept, intymnie, jakby słowa zawierały całkiem inną treść. Jean-Claude umiał szeptać lepiej niż wszyscy, których znam.
– Nie pożądam go.
– Dajże spokój, ma petite . Daruj sobie te kłamstwa.
Nachylił się do mnie i wyciągnął dłoń o długich, smukłych palcach, żeby dotknąć mojego policzka. Jego ręka była umazana krwią.
– Masz krew pod paznokciami – zauważyłam.
Skrzywił się, zacisnął dłoń w pięść. Punkt dla mnie.
– Stale mnie odtrącasz. Dlaczego wciąż muszę to znosić?
– Nie wiem – odparłam zgodnie z prawdą. – Jeżeli chodzi o mnie, mam nadal nadzieję, że w końcu znudzisz się mną.
– Liczę na to, że zostaniesz ze mną na zawsze, ma petite . Nie złożyłbym ci takiej propozycji, gdybym sądził, że możesz mi się znudzić.
– A ja jestem pewna, że ty byś mi się znudził.
Jego oczy leciutko się rozszerzyły. Chyba naprawdę się zdziwił.
– Drażnisz się ze mną.
Wzruszyłam ramionami.
– Tak, ale to szczera prawda. Pociągasz mnie, ale cię nie kocham. Nie prowadzimy intrygujących rozmów. – Nie dręczę się przez pół dnia tym, że muszę sprzedać Jean-Claude’owi ten dowcip albo opowiedzieć mu, co przydarzyło mi się tej nocy w pracy. – Kiedy tylko mogę, staram się ciebie ignorować. Jedyne, co nas łączy, to przemoc i umarli. To chyba kiepska podstawa udanego związku.
– Rany, ależ masz dziś filozoficzny nastrój. – Jego granatowe oczy znajdowały się zaledwie o parę centymetrów od moich. Rzęsy nadal wyglądały jak czarne koronki.
– Po prostu jestem szczera.
– Wolelibyśmy, abyś nie przesadzała z tą szczerością – odparł. – Ale cóż, taka już jesteś. Wiem, że brzydzisz się kłamstwem… – Spojrzał na Richarda. – I potworami.
– Dlaczego jesteś wściekły na Richarda?
– A jestem? – spytał.
– Wiesz dobrze, że tak.
– Być może, Anito, uświadamiam sobie, że nie potrafię dać ci jedynej rzeczy, której naprawdę pragniesz.
– To znaczy?
– Abym był człowiekiem – odparł półgłosem.
Pokręciłam głową.
– Jeżeli sądzisz, że twój jedyny minus polega na tym, że jesteś wampirem, to grubo się mylisz.
– Doprawdy?
– A tak. Jesteś egoistycznym, porywczym, napuszonym bufonem.
– Bufonem? – Wydawał się szczerze zdziwiony.
– Pragniesz mnie i nie możesz zrozumieć, jak to możliwe, że nie odwzajemniam twoich uczuć. Twoje potrzeby i pragnienia są ważniejsze niż to, co czuje ktoś inny.
– Jesteś moją ludzką służebnicą, ma petite . To komplikuje całą sprawę. I nasze życie.
– Nie jestem twoją służebnicą.
– Naznaczyłem cię, Anito. Jesteś moją służebnicą.
– Nie – odparłam. To było bardzo stanowcze „nie”, ale równocześnie poczułam silny ucisk w dołku, jakbym czuła, że ma rację i faktycznie nigdy się go nie pozbędę.
Spojrzał na mnie. Jego oczy wyglądały zwyczajnie, były ciemnogranatowe, cudowne, błyszczące.
– Gdybyś nie była moją ludzką służebnicą, nie pokonałbym tak łatwo boga węży.
– Zgwałciłeś mnie mentalnie, Jean-Claude. Nie obchodzi mnie, dlaczego to zrobiłeś.
Na jego twarzy pojawił się grymas odrazy.
– Użyłaś słowa gwałt, a powinnaś wiedzieć, że nie jestem zwolennikiem brutalnych metod. To Nikolaos wzięła cię siłą. Próbowała wedrzeć się do twojego umysłu. Gdybyś nie nosiła dwóch moich znaków, zniszczyłaby cię.
Poczułam narastający gniew, który jak fala żaru rozprzestrzeniał się we mnie od brzucha w górę, poprzez kręgosłup, do ramion. Miałam olbrzymią chęć, aby go uderzyć.
– I z powodu tych znaków możesz wedrzeć się do mego umysłu, przejąć nade mną kontrolę. Powiedziałeś, że to utrudni możliwość mentalnej manipulacji. Czyżby to było kolejne z twoich kłamstw?
– Powodowała mną dość ogromna potrzeba, Anito. Gdyby nikt nie powstrzymał tej istoty, zginęłoby wielu ludzi. Pobrałem moc z najbliższego dostępnego źródła.
Читать дальше