– Czyli ode mnie.
– Tak, od mojej ludzkiej służebnicy. Sama twoja bliskość wzmaga moją moc. Wiesz o tym.
Wiedziałam, ale nie zdawałam sobie sprawy, że potrafił przepuszczać moc przeze mnie jak przez wzmacniacz.
– Wiem, że jestem dla ciebie tym, czym chowaniec dla wiedźmy.
– Gdybyś pozwoliła mi nałożyć na siebie ostatnie dwa znaki, stałoby się to czymś więcej. Byłaby to więź krwi, ciała i ducha.
– Dobrze, że nie powiedziałeś duszy – wycedziłam.
Zawarczał gardłowo.
– Jesteś nieznośna. – Był naprawdę wściekły. Doskonale.
– Nigdy więcej nie wdzieraj się na siłę do mego umysłu.
– Bo co? – Powiedział to tak, jakby rzucał mi wyzwanie, gniewnie, z zakłopotaniem.
Uklękłam przy nim, nieomal spluwając mu w twarz. Musiałam się powstrzymać i wziąć parę głębokich oddechów, aby nie zacząć na niego wrzeszczeć. W końcu się odezwałam, spokojnie, cicho i ze złością:
– Jeśli to się jeszcze kiedyś powtórzy, zabiję cię.
– Możesz spróbować. – Nasze twarze nieomal się stykały. Zupełnie jakby nabierając powietrza, przyciągał mnie ku sobie. Jeszcze chwila i nasze usta się zetkną. Przypomniałam sobie, jak miękkie były jego wargi. Jak twardy był jego tors, gdy do niego przylgnęłam. Jak chropowata wydawała mi się w dotyku jego blizna w kształcie krzyża. Cofnęłam się i niemal zakręciło mi się w głowie.
To był tylko jeden pocałunek, a mimo to jego wspomnienie przepełniało moje ciało żarem, jak u bohaterki jakiegoś taniego romansidła.
– Zostaw mnie w spokoju – wysyczałam mu prosto w twarz, zaciskając dłonie w pięści. – Niech cię cholera! Niech cię wszyscy diabli!
Drzwi gabinetu nagle otworzyły się i pojawiła się w nich głowa policjanta.
– Co się tam dzieje? Coś się stało?
Odwróciliśmy się i spojrzeliśmy na niego. Już chciałam udzielić mu bliższych wyjaśnień, gdy Jean-Claude odparł krótko:
– Nic się nie stało, panie władzo.
Skłamał, ale czy miałam powiedzieć mu prawdę? Że nałożono na mnie dwa wampirze znaki i że byłam o krok od utraty duszy. Nie chciałam, aby ta informacja trafiła do wiadomości publicznej. Gliny zawsze krzywo patrzą na ludzi zadających się z potworami.
Policjant wciąż przyglądał się nam wyczekująco. Pokręciłam głową.
– Nic się nie stało, naprawdę. Tyle tylko, że strasznie długo to wszystko trwa. Czy zechciałby pan spytać sierżanta Storra, czy mogę już pójść do domu?
– Jak pani godność?
– Anita Blake.
– Ulubiona animatorka Storra? Westchnęłam.
– Tak, to ja.
– Zapytam go. – Mundurowy jeszcze przez chwilę patrzył na naszą trójkę.
– Ma pan może coś do dodania? – Skierował pytanie do Richarda.
– Nie.
Policjant skinął głową.
– W porządku, ale nawet jeśli nadal nic się nie będzie działo, postarajcie się zachowywać trochę ciszej, dobrze?
– Oczywiście. Zawsze jestem rad, mogąc współpracować z policją – odparł Jean-Claude.
Glina pokiwał głową z uznaniem i wrócił do gabinetu. Zostaliśmy w holu. Zmiennokształtny wciąż spał na podłodze. Szept jego oddechu nie tyle wypełniał, co raczej podkreślał panującą dokoła ciszę. Richard zastygł w bezruchu, wpatrując się ciemnymi oczami w Jean-Claude’a. Nagle uświadomiłam sobie, że od Jean-Claude’a dzieliły mnie zaledwie centymetry. Czułam bliskość jego ciała niczym żar omiatający moją skórę. Zmierzył mnie wzrokiem. Pod rozpiętą kurtką miałam tylko biustonosz. Na ramionach i piersiach pojawiła mi się gęsia skórka. Moje sutki zesztywniały, jakby ich dotknął. Coś ścisnęło mnie w żołądku i bynajmniej nie było to nieprzyjemne uczucie.
– Przestań!
– Ja nic nie robię, ma petite . To co czujesz, to nie moje, lecz twoje własne pożądanie.
Przełknęłam ślinę i z trudem odwróciłam od niego wzrok. W porządku. Pragnęłam go. Świetnie. Ale to jeszcze nic nie oznacza. Tak właśnie. Odsunęłam się od niego i oparłszy plecami o ścianę, powiedziałam:
– Zjawiłam się tu dziś wieczorem, aby uzyskać pewną informację, a nie odgrywać rolę posługaczki dla Mistrza Miasta.
Richard odnalazł moje spojrzenie. Nie patrzył na mnie z zażenowaniem, lecz z zaciekawieniem, jakby nie całkiem potrafił mnie rozgryźć. To nie było nieprzyjemne spojrzenie.
– Posługaczka – rzekł Jean-Claude. Nie musiałam widzieć jego twarzy, wystarczyła mi nuta rozbawienia w jego głosie.
– Wiesz, co mam na myśli.
– Nigdy dotąd nikt nie użył słowa „posługaczka” w takim kontekście.
– Przestań. Nie rób tego.
– Czego? – Spiorunowałam go wzrokiem, ale w jego oczach wciąż skrzyły się wesołe iskierki. Na ustach pojawił się uśmiech. W tej krótkiej chwili wyglądał prawie jak człowiek. – O czym chciałaś ze mną pomówić, ma petite ? To musi być coś ważnego, skoro zechciałaś przyjść do mnie z własnej woli.
Próbowałam odnaleźć na jego twarzy grymas drwiny, gniewu czy jakichkolwiek innych emocji, lecz oblicze wampira było gładkie i niewzruszone, jakby wykute z marmuru. Uśmiech i błyszczące oczy z wesołymi iskierkami, to wszystko było jak maska. Nie potrafiłam stwierdzić, co się pod nią kryło. Nie byłam nawet pewna, czy chcę to wiedzieć. Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze ustami.
– W porządku. Gdzie byłeś ubiegłej nocy? – Spojrzałam na jego twarz, usiłując wychwycić każdą nawet najdelikatniejszą zmianę wyrazu.
– Tutaj – odparł.
– Przez całą noc?
Uśmiechnął się.
– Tak.
– Możesz to udowodnić?
Uśmiech poszerzył się.
– A muszę?
– Może.
Pokręcił głową.
– Daj spokój, ma petite . To do ciebie nie pasuje. To tyle, jeśli chodzi o spryt i próbę wydobycia informacji od Mistrza.
– Na pewno chcesz rozmawiać o tym publicznie?
– Chodzi ci o Richarda?
– Tak.
– Richard i ja nie mamy przed sobą tajemnic, ma petite . Ponieważ ty odmówiłaś, to on stał się moimi ludzkimi rękoma i oczami.
– Co chcesz przez to powiedzieć? Sądziłam, że nie możesz mieć więcej niż jednego ludzkiego sługę naraz.
– A więc jednak to powiedziałaś. – W jego głosie zabrzmiała nuta triumfu.
– To nie gra, Jean-Claude. Dzisiejszej nocy zginęli ludzie.
– Uwierz, ma petite , to czy przyjmiesz dwa ostatnie znaki i staniesz się moją ludzką służebnicą naprawdę, jest dla mnie czymś więcej niż grą.
– Wczorajszej nocy miało miejsce morderstwo – powiedziałam.
Może gdy skupię się na samej zbrodni, zdołam uniknąć uwikłania w gierki słowne.
– No i? – zapytał.
– To był atak wampira.
– Teraz już rozumiem, dlaczego raczyłaś wziąć mnie pod uwagę, ma petite .
– Cieszę się, że to cię bawi.
– Śmierć od ukąszenia wampira ma charakter przejściowy, ma petite . Zaczekaj do trzeciej nocy, przywołaj ofiarę i spytaj ją, kto był sprawcą zbrodni. – Wesołe iskierki zniknęły z jego oczu. – Czego mi nie mówisz?
– Na ofierze znalazłam ślady ukąszeń co najmniej pięciu różnych wampirów.
Coś przemknęło w głębi jego oczu. Nie byłam pewna, co to było. Z pewnością jednak zaobserwowałam u niego cień jakiejś emocji. Zdumienie? Strach? Poczucie winy? Coś na pewno.
– A zatem szukasz mistrza wampirów – odszczepieńca.
– Tak. Znasz jakiegoś?
Zaśmiał się. Cała jego twarz rozpromieniła się od wewnątrz, jakby ktoś zapalił świecę pod skórą. W jednej ulotnej chwili wydał mi się tak piękny, że aż boleśnie nierzeczywisty. Ale to nie jego uroda sprawiła, że zapragnęłam go dotknąć. Przypomniałam sobie tygrysa bengalskiego, którego widziałam kiedyś w zoo. Był tak wielki, że można by na nim jeździć jak na kucyku. Miał sierść zabarwioną w pomarańczowe, czarne i kremowo-białe pasy. I złote ślepia. Krążył miękko w tę i z powrotem na olbrzymich łapach, większych niż moja rozłożona dłoń, wzdłuż wydeptanego już na ziemi śladu. Jakiś geniusz ogrodził z przodu wybieg dla tygrysów parkanem z metalowych prętów. Gdybym zechciała, mogłabym przełożyć rękę pomiędzy nimi. Musiałam zacisnąć dłonie w pięści i włożyć je do kieszeni, tak mnie kusiło, żeby sięgnąć do klatki i pogładzić tygrysa. Był tak blisko, taki piękny, taki dziki, taki… kuszący.
Читать дальше