Zamknęłam oczy.
– Tylko dlaczego c i na tym tak bardzo zależało? – rzekł Jeb, bardziej rozmyślając na głos niż zadając pytanie. – No więc oto jak ja to widzę: albo jesteś naprawdę niezłą aktorką, jakimś super-Łowcą, nową, przebieglejszą odmianą, i knujesz coś, czego nie rozumiem, albo nie udajesz. To pierwsze nijak nie tłumaczy niektórych twoich zachowań, więc raczej odpada. Ale skoro nie udajesz…
Zamilkł na chwilę.
– Długo się przyglądałem waszej rasie. Czekałem, aż zaczniecie się inaczej zachowywać – no wiesz, aż przestaniecie udawać, bo już nie będzie przed kim. Czekałem i czekałem, a wy ciągle zachowywaliście się jak ludzie. Żyliście w tych samych rodzinach co wcześniej, jeździliście w weekendy na pikniki, sadziliście kwiaty, malowaliście obrazy i tak dalej. W końcu zacząłem się zastanawiać, czy wy się przypadkiem nie zamieniacie w ludzi. Czy to nie jest tak, że jednak mamy na was jakiś wpływ.
Zamilkł w oczekiwaniu na odpowiedź, ale nie odezwałam się ani słowem.
– Parę lat temu zobaczyłem coś, co zapadło mi głęboko w pamięć. To była starsza para, mężczyzna i kobieta, to znaczy ciała mężczyzny i kobiety. Byli tak długo po ślubie, że mieli na skórze ślady obrączek. Trzymali się za dłonie, on pocałował ją w policzek, a ona cała się zarumieniła pod tymi wszystkimi zmarszczkami. I wtedy dotarło do mnie, że macie te same uczucia co my, bo jesteście nami, a nie tylko rękami w pacynkach.
– Tak – odszepnęłam. – Doznajemy tych samych uczuć. Ludzkich uczuć. Nadziei… bólu… miłości.
– A zatem, skoro nie udajesz… no to dałbym głowę, że ich kochasz. T y, Wanda – a nie tylko ciało Mel.
Zwiesiłam głowę. Tym samym mimowolnie przyznałam mu rację, ale było mi już wszystko jedno. Nie mogłam tego dłużej kryć.
– Tyle, jeśli chodzi o ciebie. Ale myślę też dużo o mojej bratanicy. Jakie to było dla niej przeżycie, jak by to było, gdyby to się przytrafiło mnie. Wkładają ci kogoś do głowy i co… znikasz? Nie ma cię? Jakbyś umarła? A może to bardziej jak sen? Może zdajesz sobie sprawę z tego, że ktoś tobą steruje? A ten ktoś zdaje sobie sprawę z twojego istnienia? I jesteś tam uwięziona, możesz tylko krzyczeć, ale nikt cię nie słyszy?
Siedziałam nieruchomo z kamienną twarzą, a przynajmniej taki był mój zamiar.
– Pewnie tracisz wtedy pamięć i kontrolę nad ciałem. Ale świadomość… Nie wydaje mi się, żeby wszyscy poddawali się bez walki. Ja tam bym się bronił – łatwo nie odpuszczam, każdy ci to powie. Walczę do końca. My wszyscy, którzy przetrwaliśmy, jesteśmy tacy. I wiesz, co ci powiem? Zdziwiłbym się, gdyby Mel była inna.
Nie odrywał wzroku od sufitu, lecz mimo to ja nadal wpatrywałam się w skalną podłogę. Próbowałam zapamiętać wzory w piasku.
– O tak, sporo się nad tym zastanawiałem.
W pewnym momencie poczułam na sobie jego spojrzenie. Prawie się nie ruszałam, oddychałam tylko powoli i miarowo. Zachowanie tego wolnego rytmu kosztowało mnie wiele wysiłku. Przełknęłam gromadzącą się w ustach ślinę. Nadal miałam w nich krew.
Skąd nam przyszło do głowy, że jest wariatem? – zastanawiała się Mel. On widzi wszystko jak na dłoni. To geniusz.
Geniusz i wariat.
Tak czy inaczej, może nie musimy już teraz milczeć. Skoro wie . Wstąpiła w nią nadzieja. Ostatnio była bardzo wyciszona, wręcz nieobecna. Odkąd się uspokoiła, trudniej było jej się skoncentrować. Wygrała najważniejszą potyczkę. Przyprowadziła mnie w to miejsce. Jej sekrety były tutaj bezpieczne, wspomnienia nie mogły już nikomu zaszkodzić.
Nie miała motywacji, żeby się odzywać, nawet do mnie. Teraz jednak ożywiła ją perspektywa zmian – tego, że pozostali ludzie nareszcie się o niej dowiedzą.
Jeb wie, owszem. Tylko czy to cokolwiek zmienia?
Przypomniała sobie, jak reszta spoglądała na Jeba. No tak . Westchnęła. Ale Jamie chyba… to znaczy, nic nie wie ani się nie domyśła, ale wydaje się, że coś wyczuwa.
Być może. Czas pokaże, czy to dobrze. Dla niego, dla nas .
Jeb wytrzymał w milczeniu zaledwie kilka sekund. Odezwał się znowu, przerywając nam wewnętrzny dialog.
– To diablo ciekawe. Może akcja nie jest tak wartka jak w filmach, ale mimo wszystko to diablo ciekawe. Chętnie bym jeszcze trochę posłuchał o tych wszystkich pająkach. Bardzo mnie to ciekawi, oj bardzo.
Wzięłam głęboki oddech i podniosłam głowę.
– Co chcesz wiedzieć?
Uśmiechnął się do mnie ciepło i zmrużył oczy.
– Więc mówisz, że mają trzy mózgi?
Przytaknęłam.
– A ile oczu?
– Dwanaście, po jednym na każdym styku nogi z ciałem. Zamiast powiek mieliśmy mnóstwo stalowych włókien.
Pokiwał głową, oczy mu lśniły.
– Były włochate, jak tarantule?
Oparłam się ciężko o ścianę. Zanosiło się na długą rozmowę.
I taka też była. Zadawał niezliczoną ilość pytań. Chciał znać szczegóły – jak wyglądały pająki, jak się zachowywały, co robiły na Ziemi. Nie wzdrygał się, słuchając o kolonizacji, przeciwnie, ciekawiło go to chyba najbardziej. Gdy tylko kończyłam mówić, od razu zadawał kolejne pytanie, po czym szeroko się uśmiechał. Kiedy wreszcie po paru godzinach wyczerpał temat Pająków, zaczął wypytywać o Kwiaty.
– Niewiele o nich opowiedziałaś – zauważył.
Zaczęłam więc mówić o najpiękniejszej i najspokojniejszej z planet. Niemal za każdym razem, gdy robiłam przerwę na oddech, wtrącał następne pytanie. Lubował się w zgadywaniu i wcale się nie przejmował, gdy musiałam go wyprowadzać z błędu.
– I co, żywiliście się muchami, jak muchołówki? Na pewno właśnie tak było – a może jedliście coś większego, może ptaki – albo pterodaktyle!
– Nie, czerpaliśmy pokarm ze światła słonecznego, tak jak większość roślin na Ziemi.
– Ee, szkoda, moja wersja była ciekawsza.
Czasami zarażał mnie śmiechem.
Przechodziliśmy właśnie do Smoków, gdy nagle zjawił się Jamie z posiłkiem dla trzech osób.
– Cześć, Wagabundo – powiedział nieco zawstydzony.
– Cześć, Jamie – odparłam niepewnie. Bałam się, że jeszcze pożałuję tej zażyłości. W końcu, jak by nie patrzeć, byłam tu czarnym charakterem.
Ale Jamie usiadł tuż obok, między mną a Jebem, skrzyżował nogi i położył na nich tacę z jedzeniem. Umierałam z głodu, a od mówienia zaschło mi w gardle. Wzięłam do ręki miseczkę zupy i opróżniłam ją duszkiem.
– No tak, mogłem się domyślić, że na stołówce wolałaś się nie przyznawać. Mów śmiało, kiedy jesteś głodna, Wando. Nie umiem czytać w myślach.
Co do tego miałam akurat poważne wątpliwości, lecz byłam zbyt zajęta przeżuwaniem chleba, by cokolwiek odpowiedzieć.
– Wando? – zapytał Jamie.
Kiwnęłam głową na znak aprobaty.
– Pasuje, nie sądzisz? – Jeb promieniał dumą. Aż dziwne, że sam się nie poklepał po plecach dla lepszego efektu.
– No w sumie. Rozmawialiście o smokach?
– Tak – odparł entuzjastycznie Jeb – ale nie takich jaszczurowatych, tylko galaretowatych. Umieją latać, wyobraź sobie… no, w pewnym sensie. Powietrze jest tam gęstsze, też galaretowate. Więc trochę jakby w nim pływały. I zieją kwasem – to może nawet lepsze niż ogień, nie sądzisz?
Jeb opowiadał dalej, a ja w tym czasie jadłam – więcej, niż mi się należało – i piłam jak smok. Kiedy skończyłam. Jeb natychmiast zaczął kolejną rundę pytań.
– Czyli ten kwas…
Jamie nie był taki dociekliwy, poza tym odkąd się zjawił, odpowiadałam ostrożniej. Nie musiałam jednak bardzo uważać, gdyż Jeb – czy to świadomie, czy przypadkowo – nie pytał już o nic drażliwego.
Читать дальше