Opuściłam wolno ręce, dopóki nie zobaczyłam swego odbicia w lustrze na suficie. Moje oczy jarzyły się jak klejnoty. Zewnętrzne obramowania moich tęczówek były roztopionym złotem, w środku był okrąg nefrytowej zieleni, a wokół źrenicy szmaragdowy ogień. Tylko sidhe lub koty mogą mieć takie oczy. Moje usta były mieszanką karmazynu, pozostałości po szmince, i szkarłatnego błysku samych moich ust. Moja skóra była tak czysto biała i migocząca jak najdoskonalsze perły. Z mojego ciała biła światłość, jak ze świeczki za zasłonką. Czerwono-czarne włosy otaczały moje błyszczące ciało jak ciemna krew. Gdyby były zupełnie czarne, wyglądałabym jak Królewna Śnieżka wyrzeźbiona z klejnotów.
To nie byłam po prostu ja bez osłony. To byłam ja w pełni mocy, kiedy w powietrzu unosi się magia.
– O mój Boże, ty jesteś sidhe – wyszeptał.
Odwróciłam swe jarzące się oczy do Alistaira. Spodziewałam się strachu w jego oczach, ale zamiast tego ujrzałam w nich pewien rodzaj łagodnego zdumienia. – Powiedział, że przyjdziesz, jeśli będziemy wierni, jeśli będziemy naprawdę wierzyć, i oto jesteś.
– Kto powiedział, że przyjdę?
– Księżniczka sidhe, która zaspokoi nasze pragnienie. – W jego głosie był respekt, ale jego ręce wślizgnęły się pod moją sukienkę, palce sforsowały barierę majteczek. Chwyciłam go za nadgarstek i uderzyłam drugą ręką na tyle mocno, że na jego twarzy pojawił się czerwony odcisk dłoni. Mieliśmy już wystarczająco dużo dowodów, by wsadzić go do więzienia. Nie musiałam już tego przedłużać. Można przekierować energię Łez Branwyna z seksu na przemoc, w każdym razie tak mówią na Dworze Unseelie. Musiałam spróbować. Naprawdę próbowałam.
Jeśli oddałby mi, to mogłoby zadziałać, ale nie oddał. Przygniótł mnie swoim ciałem, przyszpilając do łóżka. Jego twarz była na wysokości mojej. Nasze spojrzenia się spotkały i ujrzałam w jego oczach tę samą dręczącą potrzebę, którą czułam w swoich. Łzy Branwyna to obosieczna broń. Nie możesz kogoś uwodzić, sam nie będąc uwodzony.
Z jego gardła wydobył się cichy pomruk. Pocałował mnie. Wpiłam się w jego usta, jedną ręką sięgając do końskiego ogona, w który zebrane były z tyłu jego włosy. Wyszarpnęłam je, rozsiewając je wokół mnie jak jedwabną kurtynę. Zanurzyłam w nich ręce, zaciskając na nich pięści, podczas gdy eksplorowałam jego usta.
Wolną ręką próbował dostać się przez sukienkę do moich piersi, ale materiał opinał je zbyt ciasno. Pociągnął za ubranie i rozdarł sukienkę, zanurzając rękę w staniku.
Dotyk jego ręki na mojej piersi sprawił, że szarpnęłam głową do tyłu, uwalniając usta. Nagle spojrzałam na lustra na przeciwległej ścianie. Kilka sekund minęło, zanim uświadomiłam sobie, że coś jest nie tak. Częściowo były to jakieś zakłócenia. Alistair całował moją szyję, wodził ustami po skórze, coraz niżej. Częściowo była to jednak czyjaś magia. Magia kogoś potężnego, kto nie chciał, żebym wiedziała, że jesteśmy obserwowani. Lustra były puste jak ślepe oczy. Spojrzałam na lustro nad łóżkiem i ono również ziało pustką, zupełnie jakby Alistaira i mnie tu nie było.
I wtedy poczułam zaklęcie, powiew, który zaczął wyciągać ze mnie moc przez pory w skórze, do góry, do luster. Cokolwiek to było, wysysało ze mnie moc niczym ogromna pijawka. To coś sączyło ją wolno jak przez słomkę. Zrobiłam jedyną rzecz, jaka przychodziła mi do głowy. Pchnęłam moc prosto w zaklęcie. Nie spodziewali się tego. W lustrze pojawiła się postać, ale to nie był ani Alistair, ani ja. Postać była wysoka, szczupła, okryta szarą peleryną z kapturem. Peleryna była iluzją, iluzją skrywającą jakiegoś czarodzieja. A każdą iluzję można rozwiać.
Usta Alistaira kąsały delikatnie moją pierś. Rozkojarzyłam się. Spojrzałam w dół na niego, gdy wsadzał sobie mój sutek do ust. Miałam wrażenie, jakby pierś, którą ssał, połączona była za pomocą tajemnej linii z łechtaczką. Sapnęłam i zaczęłam się wić pod jego dotykiem. Malutka cząstka mnie wzdragała się na myśl, że ten człowiek mógł pobudzić moje ciało, ale większa część stała się po prostu zakończeniami nerwów i nienasyconym ciałem. Zatopiłam się głębiej w Łzach Branwyna. Wkrótce nie będzie już myśli, tylko zmysły. Nie mogłam myśleć o mocy. Wszystko, co mogłam wyczuć, poczuć, spróbować, to był cynamon, wanilia i seks. Pchnęłam to wszystko w stronę zaklęcia. Peleryna zamigotała i przez chwilę prawie widziałam, co jest pod nią, ale Alistair podniósł się na kolana, zasłaniając mi widok.
Zsunął slipki na biodra, potem na uda i nagle miałam go przed sobą w całej okazałości, błyszczącego i twardego. Na chwilę zaparło mi dech w piersiach, nie dlatego, że był taki wspaniały, ale z czystego pożądania. Zupełnie jakby moje ciało zobaczyło lekarstwo na wszystko, a lekarstwo to sterczało z brzucha Alistaira. Nie wiem, czy sprawił to widok jego nagiego czy też moc, którą umieściłam w zaklęciu, ale czułam się silną. Silną nimfomanką, ale zawsze był to jakiś postęp.
Usiadłam. Przód sukienki był rozdarty, mój biustonosz opuszczony, tak że piersi zostały odsłonięte.
– Nie – powiedziałam. – Nie zrobimy tego.
Ciarki energii rozlały się nad łóżkiem, przebiegając gęsią skórką po moim ciele. Alistair spojrzał do góry, jakby zobaczył coś, czego nie widziałam ja, po czym powiedział:
– Ale mówiłeś, żeby użyć tylko małej ilości. Zbyt dużo może wpędzić ją w szaleństwo. – Wsłuchał się, jego twarz stężała. Nic nie słyszałam.
Cokolwiek było w lustrze, było niewidoczne dla mnie, a widoczne dla Alistaira.
Otworzył buteleczkę. Miałam czas, żeby powiedzieć „nie”. Wysunęłam rękę, jakbym odparowywała cios. Wylał na mnie olejek. Miałam wrażenie, jakbym była dotykana przez jakąś wielką płynną dłoń. Nie mogłam się ruszyć, mogłam tylko krzyczeć. Wylał olejek z przodu mego ciała. Przesiąkł przez sukienkę. Podniósł ją i tym razem nie mogłam go już powstrzymać. Byłam zamrożona, obezwładniona. Wylał olejek na moje atłasowe majteczki. Opadłam na łóżko, wyginając się i zaciskając ręce na prześcieradle. Moja skóra była spuchnięta, rozciągnięta przez pożądanie, które zawęziło cały świat do potrzeby dotyku, posiadania. Nie było ważne, kto to był. Nic mnie to nie obchodziło. Wyciągnęłam ramiona do nagiego mężczyzny klęczącego nade mną. Wszedł na mnie. Czułam go twardego i długiego przez majtki. Nawet ten cienki skrawek materiału to było zbyt dużo. Chciałam go poczuć w sobie, chciałam tego bardziej niż czegokolwiek w całym swoim życiu.
I wtedy coś spłynęło z lustra. Malutki czarny pyłek. Gdy był bliżej, zobaczyłam, że to mały pająk wiszący na jedwabnej nitce. Widziałam, jak pająk powoli się obniża do ramienia Alistaira.
Pająk był mały, czarny i lśniący jak lakierowana skóra. Moje ciało schłodniało, umysł się oczyścił. Jeremy musiał dać sobie jakoś radę z dotarciem do mnie. Wiedziałam już teraz, że czarodziej po drugiej stronie zaklęcia musiał złapać ich wszystkich w pułapkę.
Czułam delikatną główkę penisa Alistaira prześlizgującą się obok krawędzi moich majteczek i dotykającą moich nabrzmiałych, wilgotnych warg sromowych. Krzyknęłam, ale mogłam też wciąż mówić, wciąż myśleć. Jeśli go teraz nie powstrzymam, zgwałci mnie. – Przestań, przestań! – krzyknęłam. Usiłowałam go zepchnąć z siebie, ale był zbyt duży, zbyt ciężki. Byłam w potrzasku. Zaczął wpychać go we mnie. Włożyłam dłoń pomiędzy nasze pachwiny. Rozproszyło go to. Sięgnął po moją rękę, próbując ją wyszarpnąć, tak żeby mógł skończyć.
Читать дальше