– Ale to niemożliwe – stwierdził Clive. Pociągnął za muchę. – Spójrz tylko na mnie. Przecież jestem tutaj. Rozmawiasz ze mną…
– Owszem – powiedziałam. – Ponieważ jestem pośredniczką Clive. To moje zajęcie. Pomagam ludziom przenieść się dalej po tym, jak… no wiesz. – Ponieważ najwyraźniej nie wiedział, dodałam:
– Zejdą z tego świata.
Clive zatrzepotał gwałtownie powiekami.
– Ja…ja… Och, Boże.
– Taak. Rozumiesz? Teraz spróbujmy dojść, dlaczego jesteś tutaj, a nie w niebie dla historyków. Jaką ostatnią rzecz zapamiętałeś?
Clive opuścił rękę, którą zasłaniał brodę.
– Słucham?
– Jaką rzecz pamiętasz jako ostatnią – powtórzyłam – zanim stałeś się… eee, niewidoczny dla pani Lambert?
– Och. – Clive podrapał się po łysej głowie. – Cóż, siedziałem przy biurku i przeglądałem listy, które przyniosłaś. Jak ładnie ze strony twojego ojczyma, że o nas pomyślał. Ludzie tak często zapominają o Towarzystwie Historycznym w swoim mieście, podczas gdy, wiesz, bez nas materia miejscowej tradycji uległaby trwałemu…
– Clive! – Wiedziałam, że zabrzmiało to niegrzecznie, ale nic nie mogłam na to poradzić. – Posłuchaj, nawet nie jadłam jeszcze śniadania. Mógłbyś się streszczać?
– Och. – Znowu zamrugał parę razy. – Tak. Oczywiście. Cóż, jak już wspomniałem, przeglądałem listy, które przyniosłaś.
Odkąd opuściłaś mój gabinet poprzedniego dnia, cały czas myślałem o tym, co mi powiedziałaś… to jest, o Hektorze de Silvie. Rzeczywiście wydaje się niemożliwe, żeby człowiek, który pisał o swojej rodzinie z taką miłością, mógł ją tak po prostu porzucić bez słowa wyjaśnienia. I fakt, że znalazłaś listy Marii zakopane na podwórzu przy budynku, który był kiedyś słynną karczmą… Cóż, muszę przyznać, że po bliższym zastanowieniu, to wszystko wydało mi się niezwykle dziwne. Wziąłem dyktafon i właśnie zacząłem nagrywać tekst dla pani Lambert do przepisania na maszynie, kiedy nagle poczułem… chłód. Jakby ktoś ustawił klimatyzację na najwyższe obroty. Jakkolwiek zapewniam cię, że pani Lambert nie zrobiłaby czegoś podobnego. Niektóre z naszych eksponatów wymagają ściśle określonych warunków, jeśli chodzi o powietrze, więc ona nigdy by…
– To nie była klimatyzacja – powiedziałam bezbarwnym tonem.
Popatrzył na mnie, wyraźnie zaskoczony.
– Nie. Nie była. W chwilę później poczułem słaby zapach pomarańczy. A wiesz, że Marię de Silvę znano z tego, że używała wody toaletowej o takim zapachu. To było takie niezwykłe. Ponieważ zaraz potem, mógłbym przysiąc, że przez moment… – Wyraz jego oczu stał się nieobecny. – Cóż, przez moment, mógłbym przysiąc, że ją widziałem. Kątem oka. Marię de Silvę Diego…
Popatrzył gdzieś w bok, a kiedy ponownie zwrócił na mnie oczy, jego spojrzenie było przenikliwe jak promień lasera.
– Potem poczułem – ciągnął już spokojniej – ostry ból wzdłuż ramienia. Wiedziałem, oczywiście, co to takiego. Moja rodzina cierpi dziedzicznie na chorobę serca. Umarł na nią mój dziadek, wkrótce po ukazaniu się jego książki. Ja jednak w przeciwieństwie do niego stosowałem dietę i ćwiczenia fizyczne. To musiał być skutek szoku, no wiesz, wydawało mi się, że widzę coś, czego nie było, czego być nie mogło…
Głos mu zamarł, po chwili podjął na nowo:
– Cóż, sięgnąłem po telefon, żeby wybrać 911, ale… cóż, telefon jakby… zeskoczył z biurka.
Patrzyłam na niego w milczeniu. Przyznaję, teraz było mi go żal. Padł ofiarą morderstwa, tak samo jak Jesse. Zginął w dodatku z tej samej ręki.
– Nie mogłem go dosięgnąć – mówił Clive ze smutkiem. – I to jest… to ostatnia rzecz, jaką pamiętam.
Oblizałam wargi.
– Clive, o czym mówiłeś do dyktafonu? Na chwilę przedtem, jak ją zobaczyłeś.
– O czym mówiłem? Och, oczywiście. Mówiłem, że jakkolwiek wymaga to dalszych badań, sądzę, że to, co mi powiedziałaś i w co zawsze wierzył mój dziadek, może być bliskie prawdy…
Pokręciłam głową. Niewiarygodne.
– Zabiła cię – mruknęłam.
– Och. – Clive nie mrugał już, ani też nie bawił się muchą. Siedział, podobny do stracha na wróble, z którego wyciągnięto drąg. – Tak, sądzę, że można tak powiedzieć. Ale tylko w przenośnym sensie. Cóż, to był w końcu szok. Ale to nie znaczy, że ona…
– Zabiła cię, żebyś nikomu nie powtórzył tego, co ci powiedziałam. – Mimo bólu głowy czułam, że znowu ogarnia mnie wściekłość. – Prawdopodobnie zabiła również twojego dziadka, dokładnie w ten sam sposób.
Clive zamrugał pytająco.
– Mojego… mojego dziadka? Tak myślisz? Cóż, muszę stwierdzić… to znaczy, jego śmierć nastąpiła nagle i nic nie wskazywało na… – Wyraz jego twarzy się zmienił. – Och, och, rozumiem. Uważasz, że mój dziadek został zabity przez ducha Marii de Silvy Diego, żeby nie mógł już więcej pisać o swojej teorii dotyczącej zniknięcia jej kuzyna?
– Można tak powiedzieć. Nie chciała, żeby rozpowiadał prawdę o tym, co stało się z Jesse'em.
– Jesse? – powtórzył Clive. – Kto to jest Jesse? Pukanie do drzwi przestraszyło nas oboje.
– Suze? – zawołał ojczym. – Mogę wejść?
Clive, migocąc gwałtownie, zdematerializował się. Drzwi się otworzyły, na progu stanął Andy i wyglądało na to, że czuje się niezręcznie. Nigdy nie wchodzi do mojego pokoju. Chyba żeby coś naprawić.
– Hm, Suze? Eee, tak, masz gościa. Ojciec Dominik właśnie…
Nie dokończył, bo ojciec Dominik pojawił się za jego plecami.
Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego zachowałam się tak, a nie inaczej. Nie ma innego wyjaśnienia jak to, że, cóż, w ciągu sześciu miesięcy naszej znajomości serdecznie polubiłam tego starego poczciwca.
Na jego widok zeskoczyłam z ławy pod oknem i, nie zastanawiając się, rzuciłam mu się na szyję. Ojciec Dominik wydawał się mocno zaskoczony tym wylewem uczuć, jako że zazwyczaj wykazuję większą rezerwę.
– Och, ojcze D – powiedziałam w jego koszulę. – Tak się cieszę, że ojca widzę.
Naprawdę się cieszyłam. Nareszcie do mojego świata, który w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin pogrążył się w kompletnym chaosie, wracała normalność. Ojciec Dominik wrócił do domu. Ojciec Dominik zajmie się wszystkim. Zawsze tak było. Obejmując go z głową wspartą na jego piersi, wciągając jego księży zapach – na który składał się głównie płyn po goleniu i nieco słabsza woń papierosa, którym uraczył się pewnie w samochodzie w drodze powrotnej – wierzyłam, że wszystko będzie dobrze.
– Och – bąknął ojciec Dominik. Czułam wibrowanie jego głosu oraz ciche odgłosy, które wydawał jego żołądek, trawiąc śniadanie. – Mój Boże.
Poklepał mnie niezgrabnie po ramieniu. Z tyłu za plecami ojca Dominika rozległ się głos Przyćmionego:
– Co jej jest?
Andy powiedział mu, żeby był cicho.
– Eee, daj spokój – odezwał się Przyćmiony. – Niemożliwe, żeby ciągłe była przygnębiona z powodu tego głupiego szkieletu. Coś takiego nie powinno niepokoić Królowej Nocy…
Przyćmiony wydał ryk bólu. Zerknęłam przez ramię ojca Dominika i zobaczyłam, jak Andy wlecze swojego średniego syna korytarzem, trzymając go za ucho.
– Przestań, tato! – wrzeszczał Przyćmiony. – Au! Tato, przestań!
Trzasnęły drzwi. W pokoju Przyćmionego Andy oświecał syna co do zasad dobrego zachowania. Odsunęłam się od ojca Dominika.
– Ojciec palił.
Читать дальше