Wstał i wypełnił puchar chłodną wodą. Drzwi były otwarte i czuł zimny przeciąg. Zerknął na otwarte okno. Wiatr nie wpadał przez nie. Zasłony się nie poruszały. Podszedł do drzwi i wyszedł na korytarz. Natychmiast zaczął drżeć z zimna.
To było śmieszne! Pobiegł do sypialni, narzucił na siebie wełniany płaszcz i wrócił na korytarz. Było tu ciemno, zauważył jednak słaby niebieski blask bijący z pokoju Sofarity. Czy oddawała się jakimś magicznym czynnościom? Czy jej przeszkodzi, jeśli tam wejdzie? Zadrżał i ruszył w tamtą stronę. Drzwi były uchylone. Na ścianach utworzyła się gruba warstwa lodu, a w powietrzu unosiły się płatki śniegu. Ro wszedł do środka.
Sofaritą leżała w łóżku. Jej twarz pokrywały lód i śnieg.
Kwestor podbiegł do niej. Nagle kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Odwrócił się i ujrzał na króciutką chwilę przezroczystą widmową postać młodej kobiety o białych włosach i zimnych zielonych oczach. Potem zjawa zniknęła. Ro ściągnął koce, objął bezwładne ciało Sofarity i z wysiłkiem dźwignął ją ze skutego lodem łoża. Potem zaniósł ją chwiejąc się na nogach, do swego pokoju. Skórę miała zimną jak lód, a wargi sine. Nie było czasu na rozpalenie ognia. Kwestor położył kobietę na łóżku i zdarł z niej zamarznięte szaty. Potem nakrył ją kocem, zrzucił płaszcz oraz koszulę nocną, wsunął się pod narzutę razem z Sofaritą i przytulił do niej mocno, pozwalając, by ogrzało ją ciepło jego ciała. Masował delikatnie jej zimne ramiona.
Przez pewien czas był przekonany, że nic to nie pomoże, że Sofaritą umrze w jego objęciach. Potem jednak z jej ust wyrwał się cichy jęk. Ro przytulił kobietę jeszcze mocniej, czując, jak jego ciepło wnika w jej ciało.
Uchyliła powieki.
– Próbowała… mnie… zabić – wyszeptała.
– Już jesteś bezpieczna – zapewnił Ro. – Bezpieczna ze mną.
Uśmiechnęła się słabo i przysunęła bliżej. A potem zasnęła.
Kwestor zarzucił jej koc na ramiona. Ogrzała się już trochę. Czuł, że z jej ciała zaczyna promieniować ciepło. Nagle uświadomił sobie z całą wyrazistością że jej udo dotyka jego uda. Położył się na plecach i zamknął oczy. Ogarnął go smutek. Jego marzenie się spełniło. Spoczywał w łożu obok nagiej Sofarity, która obejmowała go ramionami. Mimo to czuł, że ta chwila już się nie powtórzy, że już nigdy nie będzie między nimi takiej fizycznej bliskości, że nie zazna już płynącej z tego radości. Pragnął, żeby trwało to jak najdłużej, leżał więc bez ruchu, ciesząc się każdą słodką ulotną sekundą.
Talaban leżał w ciemności. Ręce miał związane z tyłu, a głowę obolałą od otrzymanych ciosów. Czuł smak krwi płynącej z rany w ustach. Nie wiedział, dlaczego jeszcze żyje. Zmierzając do umówionego miejsca spotkania z Wężem, natknęli się na grupę Almeków. Pendar, któremu uderzyły do głowy sukcesy odniesione w ostatnich dniach, poprowadził swych ludzi do szaleńczej szarży. Talaban pocwałował za nimi, krzycząc, żeby zawrócili.
W chaszczach ukrywał się drugi, liczniejszy oddział i w Vagarów uderzyła śmiercionośna salwa. Dziesięciu ludzi spadło z siodeł. Szarża utraciła impet.
– Wracajcie nad rzekę! – ryknął Talaban. Ocalonym Vagarom nie trzeba było tego powtarzać dwa razy. Zawrócili konie i pomknęli w stronę Luanu. Talaban pociągnął za wodze, ale w tej samej chwili z ukrycia wypadło dwóch Almeków. Jeden z nich wystrzelił z ognistej pałki, trafiając wierzchowca Awatara w łeb. Koń runął na ziemię, a Talaban spadł z siodła nad jego głową. Padł ciężko na ziemię i spróbował się podnieść. Coś uderzyło go z wielką siłą w skroń. Kiedy otworzył oczy, przekonał się, że leży na wozie i ma związane kończyny.
Przywieźli go do wyludnionej wioski i zamknęli w pustym spichrzu.
Nie było tu okien i Awatar nie widział, czy jest dzień, czy noc. Od czasu do czasu tracił przytomność. Kiedy ją odzyskiwał, zawsze było mu zimno i dręczyły go mdłości.
Drzwi się otworzyły i do środka weszli dwaj mężczyźni. Złapali Awatara za ramiona i wywlekli go na zewnątrz. Czekało tam dwóch kolejnych Almeków. Jeden z nich miał napierśnik z błyszczącego złota oraz hełm ozdobiony złotymi piórami, a jego twarz lśniła w blasku księżyca niczym szkło. Drugi był garbusem. Trzymał w dłoni złoty pręt zakończony kółkiem. Strażnicy przyprowadzili go przed nich i obalili na ziemię brutalnym kopniakiem w kolana od tyłu. Potem jeden z nich złapał go za włosy i podniósł na klęczki.
– Sprawiacie nam kłopoty, Awatarze – oznajmił mężczyzna ze szklaną twarzą – ale nie większe niż użądlenie pszczoły. Jutro wyruszam na wasze miasta. Wiemy dużo o waszych wojskach i planach waszych dowódców. Ty jednak powiesz mi więcej.
– Niczego się ode mnie nie dowiesz – odparł Talaban.
– Wręcz przeciwnie. Mój sługa wyciągnie z ciebie wszystko, co kiedykolwiek wiedziałeś. Ma szczególny dar, o czym sam się przekonasz. – Spojrzał na garbusa. – Odczytaj jego przeszłość – rozkazał.
Garbus wetknął sobie złoty pręt za pas i podszedł do jeńca. Ujął głowę Talabana w ręce, naciskając na skronie. Awatara przeszył ogień. To było tak, jakby wąż wcisnął mu się w ucho i wgryzał w mózg. Kapitan skoncentrował się i zaczął Pierwszy Rytuał, szukając obrony przed intruzem. Ruch pod jego czaszką stał się wolniejszy. Talaban wzniósł mentalny mur, utworzony z ciemności. Gad wbił kły w zaporę, rozpruwając ją jak przegniły jedwab. Awatar wycofał się, trzymając się swej tożsamości. Wąż posuwał się naprzód. Talaban przeszedł do Drugiego Rytuału, a potem do Trzeciego. Całkowicie skoncentrowany, pozwolił wężowi zapuścić się głębiej.
I nagle przeszedł do kontrataku, wbijając swego ducha w intruza niczym włócznię. Natychmiast zaczęły się tworzyć obrazy. Dzieciństwo spędzone w izolacji i w strachu, przemoc, bicie, drwiny. Potem rodzice sprzedali go grupie żebraków, którzy wykorzystywali jego kalectwo dla zarobku. Zdrapywali z niego skórę i smarowali te miejsca zwierzęcymi ekskrementami, przez co powstawały straszliwe wrzody. Dzięki temu wygląd garbatego dziecka stawał się jeszcze bardziej groteskowy, a to zwiększało jego wartość.
Wąż spróbował się wycofać, ale Talaban trzymał go mocno.
Ujrzał dzieciństwo garbusa, jego wiek młodzieńczy oraz szkolenie, jakiemu poddał go Cas-Coatl. Karmiony mocą kryształów, osiągnął zdumiewające talenty, które pozwalały mu czytać w myślach innych. Garbus zdobył nagle władzę i korzystał z niej bezlitośnie przez ponad trzysta lat.
Talaban zobaczył to wszystko. Wyczytał też w myślach garbusa historię ich ucieczki ze skazanego na zagładę świata. Ujrzał również magię, która im to umożliwiła.
Almeia, wspaniała bogini, Kryształowa Królowa.
W nagłym, oślepiającym błysku dostrzegł również, dlaczego Almeia potrzebuje tak wielu ofiar.
Wąż wyrywał się rozpaczliwie.
– Twoje życie było smutne – powiedział mu Talaban. – W młodości maltretowano cię i sprawiano ci ból, a w wieku dojrzałym ty tak samo traktowałeś innych. Żal mi ciebie.
Wąż przestał się wyrywać.
– Jestem taki, jakim uczynili mnie ludzie – rzekł garbus.
– Oby twe następne życie było szczęśliwe – zakończył rozmowę Talaban.
Przeszedł do Czwartego Rytuału i urwał wężowi głowę. Garbus padł martwy na ziemię. Talaban zachwiał się na kolanach, ale zdołał odzyskać równowagę. Cas-Coatl ukląkł przy martwym słudze.
– Jak udało ci się go zabić? – zapytał tonem swobodnej rozmowy.
Читать дальше