Raptem przemknęło mi przez myśl: Wyluzuj. Zaufaj mi.
– Kurczę blade – powiedziałam w nagłym przebłysku świadomości. – Znowu to robisz, prawda? Przenikasz mój umysł. – Przypomniał mi się artykuł z Google o upadłych aniołach. – Umiesz wtłaczać mi w głowię nie tylko myśli, prawda? Obrazy też… niesamowicie sugestywne.
Nie zaprzeczył.
– Wtedy, na Archaniele – zaczęłam kojarzyć fakty -chciałeś mnie zabić, tak? Ale coś nie wyszło. Potem bez słów przekazałeś mi, że komórka nie działa i nie mogę zadzwonić do Vee. I podwoziłeś mnie też, żeby zabić? Mów, jak to się dzieje, że widzę to, co ty chcesz?
Starał się, by jego twarz wyrażała jak najmniej.
– Przesyłam ci słowa i obrazy, ale o tym, czy są prawdziwe, decydujesz sama. To taki rebus. Wizje nakładają się na real i sama musisz dojść do tego, co jest prawdą.
– Anielska moc? Pokręcił głową.
– Moc upadłych aniołów. Żaden inny anioł nie naruszy twojej intymności, chociaż jest do tego zdolny.
Bo w przeciwieństwie do niego tamte są dobre. Patch wsparł się o ścianę za mną, tak że jego dłonie niemal dotykały mojej głowy.
– Poprzez myśli nakazałem trenerowi, żeby porozsadzał ludzi, bo musiałem się do ciebie zbliżyć. Przesłałem ci komunikat, że spadasz z Archanioła, bo chciałem cię zabić, ale nie potrafiłem. Było blisko, ale się powstrzymałem i stwierdziłem, że cię tylko nastraszę. Historia z niby nieczynną komórką była po to, żebym mógł cię podwieźć. Gdy wszedłem do twojego domu, chwyciłem nóż, żeby ci odebrać życie – jego głos złagodniał. – Ale pod twoim wpływem jednak zmieniłem zdanie.
Wzięłam głęboki wdech.
– Nie rozumiem. Kiedy ci powiedziałam, że tato został zamordowany, sprawiałeś wrażenie przejętego. Dla mamy też byłeś miły.
– Miły – powtórzył Patch. – Niech to zostanie między nami.
Zawirowało mi w głowie i poczułam pulsowanie skroni. Dobrze znałam ten stan. Powinnam wziąć żelazo albo znów był to telepatyczny przekaz Patcha.
Uniosłam brodę i zmrużyłam oczy.
– Wynocha z moich myśli i to już!
– Nie ma mnie w nich. Noro.
Zgięta wpół, z rękoma opartymi na kolanach, zaczęłam wciągać powietrze.
– Właśnie, że jesteś. Czuję cię. A więc tak to załatwisz? Udusisz mnie, prawda?
Zaszumiało mi w uszach i pociemniało przed oczami. Starałam się napełnić płuca, ale powietrze jakby zniknęło. Świat rozkołysał się i Patch zniknął mi z pola widzenia.
Rozpłaszczyłam dłoń na ścianie, by odzyskać równo wagę. Gardło zaciskało mi się z każdym kolejnym wdechem.
Patch przybliżył się do mnie, ale go odepchnęłam.
– Odejdź!
Spojrzał mi w oczy z troską.
– Odejdź… ode… mnie – wydyszałam. Na próżno.
– Nie… mogę… oddychać! – wykrztusiłam, jedną ręką czepiając się ściany, a drugą łapiąc się za gardło.
Nagle wziął mnie na ręce i przeniósł na krzesło.
– Wsadź głowę między kolana – powiedział i delikatnie mi w tym pomógł.
Z głową między nogami oddychałam gwałtownie, próbując wtłoczyć powietrze w płuca. Poczułam, jak tlen powoli wraca w ciało.
– Lepiej? – zapytał po chwili. Skinęłam.
– Masz przy sobie żelazo? Pokręciłam głową.
– Nie prostuj się i oddychaj głęboko. Posłuchałam go i ucisk w piersiach zelżał.
– Dziękuję – wyszeptałam.
– Dalej mi nie ufasz?
– Jak chcesz, żebym ci zaufała, pozwól mi jeszcze raz dotknąć swoich blizn.
Długo wpatrywał się we mnie bez słowa.
– To nie najlepszy pomysł.
– Dlaczego?
– Nie panuję nad tym, co wtedy widzisz.
– I właśnie o to chodzi.
Odczekał kilka sekund, zanim odpowiedział. Głos miał ściszony, bez cienia emocji.
– Wiesz, że ukrywam pewne sprawy – zabrzmiało to pytająco.
Wiedząc, że jego życie składa się z tajemnic i sekretów, nie byłam jednak na tyle arogancka, by sądzić, że choćby w połowie dotyczą mojej osoby. Wobec mnie zachowywał się jednak inaczej. Nieraz już się zastanawiałam, jak żyje naprawdę. I zawsze mi się wydawało, że im mniej wiem, tym lepiej. Zadrżały mi wargi.
– A niby dlaczego miałabym ci ufać?
Siadł na rogu łóżka i pochylając się, oparł ramiona na kolanach. Wyraźnie zobaczyłam blizny. W blasku świecy igrały na nich niesamowite cienie… Mięśnie jego pleców napięły się i rozluźniły.
– Proszę – rzekł cicho. – Ale pamiętaj, że człowiek się zmienia, jednak jego przeszłość nigdy.
Nagle odeszła mi ochota dotykania jego szram. Przerażało mnie w nim prawie wszystko, ale w głębi serca czułam, że nie chce mnie wykończyć. W przeciwnym razie zrobiłby to już dawno. Spojrzałam na makabryczne blizny. Zaufanie mu było bardziej kuszące niż grzebanie się w jego przeszłości, w której Bóg wie co mogłabym znaleźć.
Tyle że gdybym się teraz wycofała, natychmiast by poczuł, że budzi we mnie strach. Zaczynał coś mi ujawniać i to tylko dlatego, że sama go o to poprosiłam. Nie mogłam żądać odkrycia tak wielkiej tajemnicy po to, by raptem zmienić zdanie.
– Ale nie zostanę tam na zawsze?! – spytałam. Zaśmiał się.
– Bez obaw.
Odważyłam się usiąść obok niego. Po raz drugi tego dnia przesunęłam palcem po ostrym grzbiecie blizny. Pole widzenia zalała mętna szarość i ogarnął mnie mrok.
Leżałam na plecach. Koszulka nasiąknęła od spodu wilgocią trawy, której źdźbła kłuły mnie w nagie ramiona. Na niebie, jak biała drzazga, szeroko uśmiechał się półksiężyc. Ciszę zakłócały tylko odgłosy grzmotów w dali.
Zamrugałam kilka razy, żeby przyzwyczaić wzrok do nikłego światła. Obracając głowę, zobaczyłam jakieś pogięte gałązki… Wolno podniosłam się z ziemi. Poczułam przypływ łez na widok pary ciemnych oczodołów, które patrzyły na mnie znad kupki gałęzi. Przez chwilę nie wiedziałam, z czym mi się to kojarzy, gdy nagle mnie olśniło. Obok mnie leżał trup.
Czołgając się do tyłu, natrafiłam stopami na żelazne ogrodzenie i wtedy przypomniało mi się, co robiłam przed chwilą. Dotykałam blizn Patcha. Czyli musiałam się znajdować w koleinach jego pamięci.
W ciemnościach usłyszałam cichy śpiew. Głos, męski, był dziwnie znajomy. Odwróciwszy się w stronę, z której dochodził, zobaczyłam we mgle długi labirynt nagrobków wyglądających jak kostki domina. Na jednym z nich kucał Patch, mimo nocnego chłodu ubrany tylko w lewisy i gra natowy T-shirt.
– Wziąłeś fuchę z trupami? – odezwał się znajomy glos. Szorstki i głęboki, z irlandzkim akcentem… Naprzeciw Patcha stał oparty o nagrobek Rixon i przyglądał mu się spode łba. Przesunął kciukiem po dolnej wardze. – Niech zgadnę. Masz zamiar wejść w martwe ciało? Pomyśl – po kręcił głową – robaki wijące się w twoich oczodołach… i nie tylko… To chyba lekka przesada.
– Jak ja lubię, gdy jesteś w pobliżu. Wszędzie widzisz pozytywy.
– Dziś początek cheszwanu – odpowiedział Rixon. – Po co się włóczysz po cmentarzach?
– Myślę.
– Myślisz?
– Używam umysłu, by podjąć słuszną decyzję. Kąciki warg Rixona uniosły się lekko.
– Boję się o ciebie. Pora się stąd zbierać. Chodźmy. Chauncey Langeais i Barnabas czekają. O północy księżyc zmieni fazę. Przyuważyłem w okolicy pewną panienkę – zamruczał jak kot. – Wiem, że wolisz rude, ale ja blondynki, a ta wciąż robi do mnie oko i jak już raz wejdę w ciało, to… sam wiesz. – Widząc, że Patch nie reaguje, dodał: – Odjęło ci rozum. Musimy iść. Przysięga wierności Chauncey a, nic ci to nie mówi? Posłuchaj. Jesteś upadłym aniołem i zwykle nic nie czujesz. Ale dzisiaj to się zmieni. Dostałeś od Chaunceya kolejne dwa tygodnie. Pamiętaj, że nie darował ci ich chętnie.
Читать дальше