– Rozmawiając o życiu osobistym… Przypuszczam, że właśnie byłeś z wizytą u Taszy, co?
Wiedziałam, że to było małostkowe i oczekiwałam odpowiedzi w rodzaju "to nie twój interes". Zamiast tego odpowiedział:
– Właściwie, to byłem u twojej matki.
– Z nią też masz zamiar się spiknąć ?
Oczywiście wiedziałam, że nie, ale dowcipna uwaga była zbyt dobra, żeby ją przepuścić. On również wydawał się to wiedzieć, ale posłał mi jedynie zmęczone spojrzenie.
– Nie, szukaliśmy nowych danych o strzygach z ataku na Drozdovów.
Mój sarkazm i gniew odpłynął. Drozdovie. Badica. Nagle, wszystko co stało się dzisiaj rano wydało się niezwykle banalne. Jak mogłam stać tutaj, kłócąc się z Dymitrem o romanse, które mogły lub nie mogły się wydarzyć, podczas gdy on i reszta strażników starali się nas chronić?
– Czego się dowiedzieliście? – spytałam cicho.
– Udało się nam wpaść na trop niektórych strzyg – odpowiedział. – Albo co najmniej ludzi, którzy z nimi współpracowali. Są świadkowie, którzy mieszkali niedaleko i widzieli niektóre z samochodów używanych przez tę grupę. Wszystkie tablice rejestracyjne pochodziły z różnych stanów – grupa wydaje się rozdzielać, co prawdopodobnie będzie stanowiło dla nas problem. Ale jeden ze świadków zapamiętał jeden z numerów. Był zarejestrowany na adres w Spokane.
– Spokane? – zapytałam z niedowierzaniem. – Spokane, w stanie Waszyngton ? Kto bierze Spokane na miejsce swojej kryjówki?
Byłam tam kiedyś, raz. To miejsce było tak nudne, jak wszystkie inne północno-zachodnie zalesione miasta.
– Strzygi, najwidoczniej. – powiedział z kamienną twarzą. – Adres był fałszywy, ale inne dowody wskazywały na to, że tam naprawdę były. Mieści się tam coś w rodzaju centrum handlowego, pod którym znajdują się podziemne tunele. W ich okolicy widziano strzygi.
– Więc… – zmarszczyłam brwi – Zamierzasz je ścigać? Inni też idą? Mam na myśli to, co Tasza mówiła od dawna… Jeśli wiemy, gdzie oni są…
Pokręcił głową.
– Strażnicy nie mogą nic zrobić bez pozwolenia kogoś z góry. A to się na pewno nie zdarzy w najbliższym czasie.
Westchnęłam.
– Bo moroje za dużo gadają.
– Są przezorni. – odpowiedział.
Poczułam, że zdenerwowałam się jeszcze raz.
– Daj spokój . Nawet ty nie chcesz być ostrożny w tej sprawie. Teraz rzeczywiście wiesz, gdzie ukrywają się strzygi. Strzygi, które masakrowały dzieci. Nie chcesz ich dorwać, kiedy one się tego nie spodziewają?
Brzmiałam zupełnie jak Mason.
– To nie takie proste. – powiedział – Odpowiadamy przed Radą Strażników i Rządem Morojów. Nie możemy tak po prostu tam wpaść i działać pod wpływem impulsu. A poza tym, nie wiemy jeszcze wszystkiego. Nigdy nie powinnaś wchodzić w jakąkolwiek sytuację bez znajomości wszystkich detali.
– Znowu lekcja Zen – westchnęłam.
Przebiegłam dłonią po włosach, zakładając je za uszy.
– W każdym razie, dlaczego mi to mówisz? To są sprawy strażników. Nie są przeznaczone dla uszu nowicjuszy.
Rozważył swoje słowa, i jego wyraz twarzy złagodniał. Zawsze wyglądał niesamowicie, ale takiego lubiłam go najbardziej.
– Powiedziałem kilka rzeczy… któregoś dnia i dziś… których nie powinienem. Rzeczy, które obraziły twój wiek. Masz siedemnaście lat… Ale jesteś zdolna do uporania się i zrozumienia tych samych rzeczy, z którymi zmagają się o wiele starsi ludzie od ciebie.
Moja klatka piersiowa uniosła się i odfrunęła.
– Poważnie?
Przytaknął.
– Jesteś wciąż naprawdę młoda w wielu rzeczach – i zachowujesz się młodo – ale jedynym sposobem aby naprawdę to zmienić, jest traktowanie cię jak osoby dorosłej. Muszę robić to częściej. Wiem, że rozumiesz jak ważne są te informacje i zachowasz je dla siebie.
Nie pokochałam stwierdzenia, że zachowuje się jak małolata, ale spodobał mi się jego pomysł traktowania mnie z nim na równi.
– Dimka – doszedł do nas głos.
Tasza Ozera podchodziła do nas. Uśmiechnęła się kiedy mnie zobaczyła.
– Witaj, Rose.
Mój humor odpłynął.
– Hej. – powiedziałam bez wyrazu.
Wsunęła rękę pod ramię Dymitra, prześlizgując palcami po skórze jego płaszcza. Wpatrywałam się wściekle w te palce. Jak śmiały go dotykać?
– Masz ten wzrok. – powiedziała mu.
– Jaki wzrok? – zapytał.
Surowy wygląd, który przybrał na mnie, zniknął. Pojawił się mały, porozumiewawczy uśmiech na jego ustach. Prawie wesoły.
– Ten wzrok, który mówi, że zamierzasz być na służbie cały dzień.
– Poważnie? Mam taki wzrok? – w jego głosie był złośliwy i kpiący ton.
Pokiwała głową.
– Kiedy twoja zmiana technicznie się skończyła?
Dymitr właściwie wyglądał – przysięgam – nieśmiało .
– Godzinę temu.
– Nie możesz dalej tak robić. – mruknęła. – Potrzebujesz przerwy.
– Cóż… jeśli rozważysz, że zawsze jestem strażnikiem Lissy…
– Póki co. – stwierdziła porozumiewawczo.
Czułam się bardziej chora, niż poprzedniej nocy.
– Na górze jest rozgrywany wielki turniej w bilard.
– Nie mogę, – powiedział, ale na jego twarzy ciągle był uśmiech. – Nawet jeśli, długo nie grałem…
Co do…? Dymitr grał w bilard?
Nagle przestało mieć znaczenie to, że właśnie dyskutowaliśmy na temat tego, żeby traktował mnie jak dorosłą. Jakaś mała część mnie wiedziała, jakim pochlebstwem to było – ale reszta mnie chciała, żeby traktował mnie jak Taszę. Wesoło. Dokuczliwie. Zwyczajnie. Byli tacy znani sobie, tak kompletnie odprężeni.
– Chodź w takim razie. – błagała. – Tylko jedną rundę! Możemy ich wszystkich pokonać.
– Nie mogę. – powtórzył. Brzmiało to, jakby żałował. – Nie w przypadku gdy to wszystko ma miejsce.
Uspokoiła się trochę.
– Nie. Przypuszczam, że nie. – Zerkając na mnie, powiedziała złośliwie. – Mam nadzieję, że zauważasz jakiego hardkorowego (czyt. zagorzałego) idola masz tutaj. Nigdy nie jest poza służbą.
– Cóż. – powiedziałam naśladując jej wcześniejszy lekki ton, – Póki co, przynajmniej.
Tasza wyglądała na zaintrygowaną. Nie sądzę żeby jej przeszkadzało, że sobie z niej żartuję. Ciemne spojrzenie Dymitra powiedziało mi, że wiedział dokładnie, co robiłam. Od razu zauważyłam, że właśnie zabiłam jakikolwiek postęp, który wcześniej zrobiłam jako dorosła.
– Tutaj skończymy, Rose. Pamiętaj, co powiedziałem.
– Tak, – powiedziałam odwracając się. Nagle zapragnęłam iść do swojego pokoju i powegetować przez chwilę. Ten dzień już mnie zmęczył. – Zdecydowanie.
Nie uszłam daleko, kiedy wpadłam na Masona. Dobry Boże. Wszędzie mężczyźni.
– Jesteś wściekła. – powiedział jak tylko spojrzał na moją twarz. Miał talent do odkrywania moich humorów. – Co się stało?
– Pewne… problemy z władzą. To był dziwny ranek.
Westchnęłam, niezdolna do wybicia sobie Dymitra z głowy. Patrząc na Masona, przypomniałam sobie jak przekonywałam poprzedniej nocy, że chciałabym z nim czegoś poważniejszego. Byłam walnięta. Nie mogłam myśleć o nikim innym. Decydując, że najlepszym wyjściem, żeby usunąć jednego faceta, było zwrócenie uwagi na innego, chwyciłam Masona za rękę i wyprowadziłam go.
– Chodź. Nie umawialiśmy się żeby iść dzisiaj gdzieś… um, prywatnie?
– Liczę, że nie jesteś już pijana, – zażartował. Ale jego oczy wyglądały bardzo, bardzo poważnie. I zainteresowanie. – Przypuszczam, że już wszystko przeszło.
Читать дальше