Ah. Więc o to chodziło. To właściwie nie było takie całkiem szalone.
Przypomniałam sobie, jaka pobudzona była na spotkaniu, kiedy Tasza mówiła o atakowaniu Strzyg. Mia chciała zemścić się na Strzyg, za śmierć swojej matki. Nic dziwnego, że ona i Mason byli w takich dobrych stosunkach.
– Mia, – powiedziałam delikatnie, łapiąc drzwi żeby ją przepuścić. Byliśmy teraz prawie w korytarzu wejściowym. – Wiem że musisz chcieć… zrobić coś. Ale myślę, że lepiej będzie jak pozwolisz sobie na trochę, um, smutku.
Zaczerwieniła się i nagle widziałam normalną i zdenerwowaną Mię.
– Nie traktuj mnie z góry. – powiedziała.
– Hej, nie traktuję. Poważnie. Po prostu mówię, że nie powinnaś robić niczego pochopnie, kiedy ciągle jesteś zdenerwowana. Poza tym… – ucięłam zdanie.
Zwęziła oczy.
– Co?
Pieprzyć to. Musi wiedzieć.
– Cóż, nie mam pojęcia, co może zdziałać użytkownik wody przeciwko strzygom. To jest prawdopodobnie najmniej użyteczny element przeciwko nim.
Gniew wypełnił jej rysy.
– Jesteś prawdziwą suką, wiesz o tym?
– Po prostu mówię ci prawdę.
– Dobrze, pozwól, że ja Ci powiem prawdę. Jesteś totalną idiotką, jeśli chodzi o facetów.
Myślałam o Dymitrim. Nie do końca nie miała podstaw.
– Mason jest świetny, – kontynuowała. – Jeden z najlepszych facetów, jakich znam – a ty nawet tego nie zauważasz! Zrobiłby dla ciebie wszystko, a ty wychodzisz rzucając się na Adriana Ivashkova.
Jej słowa mnie zaskoczyły. Mia zakochała się w Masonie? I kiedy zdecydowanie nie rzucałam się na Adriana, mogłam przyznać, że to mogło tak wyglądać. I nawet jeśli to nie była prawda, to i tak nie sprawiłoby to żeby Mason nie czuł się zraniony i zdradzony.
– Masz rację. – powiedziałam.
Mia gapiła się na mnie tak zaskoczona, że zgodziłam się z nią, że nie powiedziała już nic więcej przez całą drogę. Doszliśmy do części korytarza, gdzie rozchodziliśmy się do różnych skrzydeł dla chłopców i dziewcząt. Chwyciłam za ramię Masona, kiedy inni odeszli.
– Poczekaj. – powiedziałam mu. Musiałam go uspokoić o Adriana, ale mała część mnie zastanawiała się, czy robiłam to dlatego, że właściwie chciałam Masona, czy dlatego, że po prostu podobała mi się wizja jego chcącego mnie i samolubnie nie chciałam tego stracić. Zatrzymał się i spojrzał na mnie. Jego twarz była nieufna.
– Chciałam ci powiedzieć, że przepraszam. Nie powinnam krzyczeć na ciebie po walce – wiem, że próbowałeś po prostu pomóc. A z Adrianem… nic się nie stało. Naprawdę.
– Nie wyglądało na to. – powiedział Mason. Ale złość na jego twarzy słabła.
– Wiem, ale uwierz mi, to wszystko przez niego. W jakiś głupi sposób zadurzył się we mnie.
Mój ton musiał być przekonywujący, bo Mason uśmiechnął się.
– Cóż. Trudno żeby nie.
– Nie jestem nim zainteresowana – kontynuowałam. – Ani nikim innym.
To było małe kłamstwo, ale nie sądzę żeby miało wtedy jakieś znaczenie. Miałam zamiar skończyć wkrótce z Dymitrim, a Mia miała rację co do Masona. Był wspaniały i słodki i ładny. Byłabym idiotką nie rozwijając tego… prawda?
Moja ręka ciągle była na jego ramieniu, kiedy pociągnęłam go do siebie. Nie potrzebował więcej sygnałów. Pochylił się i pocałował mnie, a w międzyczasie zostałam przyciśnięta do ściany – podobnie jak z Dymitrim w sali treningowej. Oczywiście, to było nic w porównaniu do tego, co czułam z Dymitrim, ale nadal było to przyjemne na swój sposób. Objęłam rękami Masona i przycisnęłam go bliżej.
– Moglibyśmy iść… gdzieś. – powiedziałam.
Odepchnął mnie i zaczął się śmiać.
– Nie kiedy jesteś pijana.
– Nie jestem… już… aż tak pijana, – powiedziałam, próbując przycisnąć go z powrotem.
Dając mi mały pocałunek w usta, zrobił krok do tyłu.
– Wystarczająco pijana. Popatrz, to nie takie łatwe, wierz mi. Ale jeśli dalej będziesz mnie chciała, jutro – kiedy będziesz trzeźwa – wtedy pogadamy.
Pochylił się i ponownie mnie pocałował. Próbowałam objąć go, ale znowu się oderwał.
– Spokojnie, dziewczyno. – drażnił się i cofając do swojego korytarza.
Rzuciłam mu piorunujące spojrzenie, ale on tylko roześmiał się i odwrócił. Jak odchodził, moje spojrzenie słabło i skierowałam się do swojego pokoju, z małym uśmiechem na twarzy.
Próbowałam pomalować paznokcie u nóg następnego ranka – nie było łatwo z takim okropnym kacem – kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Lissa wyszła zanim się obudziłam, więc chwiejnym krokiem przemierzyłam pokój, starając się nie zetrzeć świeżo pomalowanego lakieru. Otwierając drzwi, zobaczyłam stojącego za nimi jednego z bojów hotelowych z dużym pudłem, które trzymał w obu rękach. Przesunął je nieznacznie, by móc się zza niego wychylić i spojrzeć na mnie.
– Szukam Rose Hathaway.
– To ja.
Wzięłam od niego pudło. Było wielkie, ale nie aż tak ciężkie. Z szybkim dziękuję , zamknęłam drzwi, zastanawiając się czy powinnam dać mu napiwek. No cóż.
Usiadłam na podłodze z pudełkiem. Nie miało żadnych oznaczeń i było zapieczętowane taśmą do pakowania. Znalazłam długopis i wbiłam go w taśmę. Jak tylko przecięłam ją w wystarczającym stopniu, otworzyłam pudełko i zajrzałam do środka.
Było zapełnione perfumami.
Zawierało co najmniej trzydzieści małych flakoników z perfumami. Niektóre znałam, niektóre nie. Stały rzędem od szalenie drogich, przez kaliber gwiazd filmowych do tanich rodzajów, jakie widywałam w drogeriach. Eternity. Angel. Vanilla Fields. Jade Blossom. Michael Kors. Poison. Hypnotic Poison. Pure Poison. Happy. Light Blue. Jovan Musk. Pink Sugar. Vera Wang. Jedne po drugich, wyjmowałam je z pudełka, czytając opisy na opakowaniach, a następnie otwierałam butelki aby powąchać ich zawartość.
Przejrzałam już prawie połowę, gdy uderzyła mnie rzeczywistość. To musiało być od Adriana.
Nie miałam pojęcia jak udało mu się dostarczyć te wszystkie perfumy do hotelu w tak krótkim czasie, ale najwidoczniej pieniądze mogą wszystko. Dotychczas, nie potrzebowałam uwagi bogatego, rozpieszczonego moroja: najwyraźniej nie odebrał prawidłowo moich sygnałów. Z żalem, zaczęłam odstawiać perfumy z powrotem do pudła – i wtedy zatrzymałam się. Oczywiście , że je odeślę… ale nie byłoby krzywdą poznanie zawartości reszty flakoników, zanim je zwrócę.
Jeszcze raz, zaczęłam wypakowywać butelkę po butelce. Niektóre wąchałam przy korku, inne rozpylałam w powietrzu. Na szczęśliwy traf . Dolce & Gabbana. Shalimar. Daisy.
Zapachy, jedne po drugim, uderzały mnie: róża, fiołek, sandałowiec, pomarańcza, wanilia, orchidea…
Do czasu gdy skończyłam, mój nos już prawie nie pracował. Wszystkie z nich były zaprojektowane dla ludzi. Mieli słabszy zmysł powonienia niż wampiry i nawet dampiry, więc wszystkie były nadzwyczaj mocne. Miałam nowe uznanie dla skromnych słów Adriana, że tylko odrobina perfum jest potrzebna. Jeśli wszystkie te butelki przyprawiały mnie o zawrót głowy, to mogłam sobie tylko wyobrazić co poczuliby moroje. Nadmierne przeciążenie zmysłów nie pomogło na straszny ból głowy, z którym się obudziłam.
Tym razem naprawdę spakowałam perfumy, zatrzymując się przy jednych, które naprawdę polubiłam. Trzymając pudełko w ręce, zawahałam się. Wzięłam czerwoną buteleczkę i powąchałam ją ponownie. To był ostro – słodki zapach pewnego rodzaju owoców – ale nie tych kandyzowanych czy cukrowych. Dręczyłam swój umysł przypominając sonie woń, którą poczułam kiedyś od jednej dziewczyny ze swojego dormitorium. Ona powiedziałaby mi ich nazwę. To było jak wiśnia… ale ostrzejsze. Porzeczka – to, to zawierały. Była również w tych perfumach, zmieszana z niektórymi kwiatami: konwalią i innymi, których nie potrafiłam zidentyfikować. Jakakolwiek to była mieszanka, to przypadła mi do gustu. Słodka – ale nie zbyt słodka . Obejrzałam flakonik, szukając nazwy. Amor Amor.
Читать дальше